Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2011, 16:30   #6
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
***

Antonię, mówiąc delikatnie, trafiła na miejscu ciężka kurwica. Po pierwsze, wysiłkiem fizycznym poza pływaniem i aerobikiem brzydziła się do głębi, a szczególnie nienawidziła biegania. To było wbrew jej zasadom! Pasowało do jej wypieszczonego wizerunku jak pięść do nosa. Wiedźmy nie biegają, nigdy. Wiedźmy... podążają przed siebie rozkołysanym krokiem, a cały świat zamiera w oczekiwaniu, aż wiedźma dotrze tam, gdzie zamierza. Teraz zaś była zziajana, spocona i w związku z tym wkurwiona. Do tego na schodach dopadła ją kolejna fala jej własnej formy, zmieniając wybiórczo kolejne części odzienia. Trafiła w obuwie i sandały bez pięty spadły jej oczywiście w biegu. Torba w której niosła broń przedzierzgnęła się w wiklinowe cudo ze sznurami koralików. W wyniku czego Antonia była obecnie na bosaka i poza kurtką od munduru wyglądała tak, jakby wybierała się plażować na Copa Cabana, a nie tłumić bunt. Doskoczyła do strażnika przywiązującego do rury Turystę i z miejsca wyrżnęła go otwartą dłonią w głowę:
- Pojebało cię doszczętnie? - wydarła się tak, że zagłuszyła krzyki więźniarek. - Wiesz, kto to jest? Jak mu te dziwki zrobią krzywdę, nie wyjdziemy z sądu do emerytury. Dawaj kluczyki do kajdanek! Idź do Willa! Weź od niego broń! Teraz!
Strażnik zawahał się.
- A kto to...- zaczął zaskoczony, ale nagle przerwał jakby podjął decyzję i zaczął zastanawiać się nad czymś innym - To co mam z nim zrobić? Przecież wolno go nie puszczę!
- Dawaj kluczyki, idioto! Przykuję go w zamkniętym pokoju, nie tutaj, gdzie zaraz oberwie w łeb! Myśleć też mam za ciebie? Kto cię do służby przyjął? Taki sam idiota jak ty? - Antonia wyciągnęła rękę po kluczyki.
Na czole klawisza pojawiła się dodatkowa zmarszczka. W końcu podał jej klucze, nerwowym ruchem.
- A kto ci kurwa polecił krawca...?- fuknął, obrzucając ją wrogim spojrzeniem i ruszył w kierunku Willa po broń.
Brazylijka olała wynurzenia strażnika. W końcu był projekcją Willa, i pewnie podzielał skrzywione gusty Brytola w materii koronek. Z trzymanej na ramieniu wiklinowej torby plażowej wyciągnęła glocka, odmotała łańcuch wiążący kajdanki z rurą i szarpnięciem postawiła turystę na nogi.
- Idziemy, Wasza Wysokość!
Blackwood zaskoczony przez pojawienie się kolejnych znajomych mu twarzy czekał na dalszy tok wydarzeń. Wokół nadal było pełno strażników a jego oswobodzicielka miała broń. Ten kto ma broń dyktuje warunki. Przynajmniej narazie.
Wkurzenie Antonii właśnie sięgało zenitu. Przełożyła glocka do lewej ręki, a prawą złapała Turystę za połę pasiaka i zaczęła wlec go korytarzem coraz dalej od regularnej bitwy, jaka się toczyła pod gabinetem naczelnika. Imienia Turysty jakoś nie pamiętała, bo też i nigdy nie obciążała sobie pamięci rzeczami zbędnymi. Wybrała jedne z drzwi i zatrzymała się.
- Otwórz się, Sezamie? - warknęła, ale też nie dała drzwiom ani chwili na ewentualną reakcję, tylko wyrąbała z glocka w zamek. Następnie otworzyła drzwi pchnięciem bosej stopy, wsadziła rękę w ciemność i zapaliła światło wewnątrz i glockiem wskazała Turyście wnętrze.
- Wasza Wysokość raczy wejść.
Blackwood posłuchał kobiety i ostrożnie wszedł do pomieszczenia rozglądając się uważnie. Był w tym momencie niczym napięta fortepianowa struna, w każdym momencie gotowy do podjęcia działania. Co prawda kobieta która mu rozkazywała nie wyglądała jak więzień czy strażnik, lecz nie wiedział jeszcze jakie ma względem niego zamiary. Mimo wszystko najważniejszym dla niego był fakt, że posiadała klucze do kajdan.
- Co teraz? - zapytał podejrzliwie stojąc po środku pokoju i czekając na dobry moment do ataku.
Antonia najchętniej palnęłaby mu w łeb i zakończyła jego, pożal się Boże, egzystencję w tych więziennych murach. Turyści byli tymi, których z włamujących się do snów nie znosiła najbardziej. Wszystkie inne pobudki potrafiła zrozumieć, ale gnającego ich pożądania “funu” - nijak.
- Chcesz się stąd wydostać?
- Rozumiem, że chcesz mi w tym jakoś pomóc? - odparował Thomas.
- Wyjdziesz z tego więzienia dzięki mnie. Od ciebie zależy tylko sposób - Antonia podrapała się między piersiami lufą glocka i uśmiechnęła sucho i bezradośnie.
- W porządku, czego ode mnie chcesz? - zapytał Blackwood przełykając głośno ślinę. Pytał chociaż doskonale wiedział o co jej chodzi. Gryps od Woodsona - wiedziała o nim.
- Przebierzesz się i spełnisz pewną rolę. Teraz. Jak tylko osoba, która zabarykadowała się w gabinecie naczelnika tej dziury będzie przy mnie bezpieczna, wypuszczę cię z tego pierdla tak jak stoisz, od razu. Gratis spełnię ci jedno życzenie, jak złota rybka.
Blackwood myślał gorączkowo. Nagle w jego umyśle zaczęło pojawiać się wiele pytań.
- O jaką rolę dokładnie chodzi? I kim Ty w ogóle jesteś? - postanowił zaryzykować - Czy ja Cię gdzieś już nie widziałem?
- Niewątpliwie, w mokrym śnie, tuż nad ranem - warknęła Antonia. - Grałam w filmach erotycznych, stąd możesz kojarzyć. To zgadzasz się czy nie? Ludzi mi tam mordują.
A więc jesteś jedną ze strażniczek albo i kimś ważniejszym - pomyślał Blackwood - Co tu się dzieje do cholery? - myślał zaskoczony ciętym językiem i ironicznym tonem z jakim zwracała się do niego rozmówczyni. Cóż, w innych okolicznościach pewnie przyznałby jej rację co do filmów erotycznych, na co wskazywał jej ubiór i uroda ale teraz lepiej było się powstrzymać i nie drażnić jej niepotrzebnie. Oczywistym dla niego był fakt, że kobieta nie dotrzyma obietnicy. Najważniejsze jednak, że nie zapytała o gryps - widocznie nic o nim nie wiedziała. Po chwili namysłu kiwnął głową na znak że się zgadza, chociaż nie miał pojęcia do czego może go to zaprowadzić.
- Propozycja nie do odrzucenia, co? Niech będzie ale ze skutymi rękami ci nie pomogę.
Brazylijka rzuciła mu kluczyki a Blackwood zręcznym ruchem złapał je zanim upadły na posadzkę.
- Pamiętaj, że jeśli na którymkolwiek etapie tego planu będziesz próbował mnie wydymać, rozwalę ci łeb bez mrugnięcia okiem i bez wyrzutów sumienia - głos miała spokojny, niemal hipnotyczny... a na koniec ziewnęła sobie uroczo, przysłaniając usta palcami.
- Wierzę - odparł krótko Thomas uwalniając się w końcu od kajdan.
- Rozkułeś się? Świetnie. To teraz wyskakuj z łachów.
- Nie myślisz chyba że... - zaczął niepewnie lecz widząc stanowczy wzrok kobiety kontynuował - dobra, w co mam “wskoczyć”?
- Za tobą w kuble masz mundur. Streszczaj się, nie mam całego dnia.
Blackwood z niedowierzaniem zajrzał do kubła i ku swojemu zdziwieniu, wyciągnął z niego mundur członka SWAT. Ubranie wyglądało jak nowe. Postanowił nie zadawać więcej pytań chociaż masa z nich plątała mu się po głowie. W milczeniu przebrał się pod uważnym wzrokiem brazylijki. Turysta pozbył się pasiastej więziennej piżamki i od razu jakby mu atrakcyjność poszybowała w górę... Antonia w sumie była zawiedziona całą tą sytuacją. Gdyby wiedziała, że trafi z mężczyzna do schowka na szczotki i przy użyciu broni skłoni go do striptizu... Cieszyłaby się jak dziecko na pierwszą w życiu Gwiazdkę. Tymczasem wyszło jak wyszło, bez polotu i całkiem bezpłciowo. Była w tym niestety wina samej Antonii, bo Turysta zachowywał się jak powinien, czyli jak sterroryzowany. Bowiem Antonia zamiast korzystać z uroków chwili, gryzła się faktem, że gdzieś po więzieniu biegał cholerny Ruhl, któremu obiecała to i owo, a w szczególności lojalność i ochronę. Oczywiście, wiedziała, że powinien przejść przez to sam. Sprawdzić się. Przejść inicjację bez usuwania przeszkód sprzed nóg. Martwiła się jednak i tak. W końcu Christopher miał tendencję do brania na klatę wszystkich niebezpieczeństw w okolicy, chyba myślał, że jest kuloodporny. Wszystko w ramach przyjaźni i czego to tam jeszcze... nieważne. Po prostu zachowywał się tak, że równie dobrze mógłby przykleić sobie na czole tarczę strzelecką. Turysta zmagał się z zapięciem spodni, a Antonia z własną frustracją. Blackwoodowi szło zdecydowanie lepiej.


***

Nawet przez zamknięte drzwi Christopher słyszał ryczący telewizor. "Boom boom boom boom, I want you in my room!". Kiedy otworzył drzwi, do odgłosów dołączyło także miarowe stukanie obcasami. W telewizorze smukła blondynka prowadziła poranny aerobik, w pokoju zaś - poza wszechobecnym bajzlem, jaki wprowadziła tu ze sobą Antonia - rzucał się w oczy tyłek Brazylijki, obciągnięty zieloną lycrą.

"Let's spend the night together, together in my room!"

Zlana potem Antonia zrobiła jeszcze kilka energicznych wymachów nogami, po czym padła na dywan i wykonała idealną stójkę na głowie. Wszystko w sandałach na wysokim obcasie.

Oczywiście, miała zarezerwowany osobny pokój w hotelu. Ale Antonia nawet tam nie pojechała. Pierwszego wieczoru w NY wparowała mu na chatę razem z bagażami godnymi maharadży, nie wyszła do rana, bo wyciskała z niego słowo po słowie, co się właściwie wydarzyło. A potem nie dała się wygonić. Drastycznie zmieniła strefy wpływów w szafce na kosmetyki i lodówce. Chodziła po domu nago lub półnago w najlepszym wypadku i właziła do łazienki bez pukania za każdym razem, gdy brał kąpiel. Całymi dniami nie wychodziła na dwór, piła i słuchała disco. To właściwie nie było jeszcze takie złe. Bowiem czasami piła i słuchała rzewnych pieśni fado, popadając w depresyjny stupor. I cały czas twierdziła, że pracuje nad sprawą.

- Co tam, co tam? - zapytała wesoło, zdjęła koszulkę i wyżęła ją z potu. Po raz kolejny Christopher przekonał się naocznie, że Antonia staników nie uznaje i nie nosi.

Ruler wyglądał na zamyślonego, co w połączeniu z jego gabarytami i zwykle mało refleksyjną miną mogło wydawać się trochę śmieszne.
- Mówi Ci coś nazwisko Ronald Cold? Dostałem od niego robotę. Przyszedł tutaj jakiś czas temu, ot tak, zaczął nawijać, że wie wszystko o porwaniu Marta i jeżeli zrobie dla niego jakieś zadanie, to Mart zostanie uwolniony. Rozumiesz to? Ten koleś musi być zajebiście, ale to zajebiście ważny...

Nie dość, że był świetnie poinformowany - ciąnął Ruler - to jeszcez obiecał mi, że doprowadzi do uwolnienia Marta. - Spojrzał na Antonię - umówił mnie z jakimś swoim wspólnikiem o ksywce Point Man. W chuj dziwna sprawa - włamanie do... snu. Do snu, czaisz? Być może zniknę na jakiś czas z NY, nie będę mógł obserwować naszego celu.

Podczas kilku dni spędzonych razem Antonia zdążyła już pokazać wspólnikowi, że jej reakcje są nieprzewidywalne. Jednak nigdy nie widział, żeby się bała. Sprawiała wrażenie kogoś, kto uważa się za najbardziej niebezpieczną osobę w granicach stanu i dawała wielokrotnie do zrozumienia, że nie są to bezpodstawne mrzonki. A teraz... stanęła jak wryta. Wszelkie oznaki zawoalowanego i jawnego flirtu wyparowały z jej postawy jak sen jaki złoty. Ciemna skóra w jednej chwili spopielała i obciągnęła się na twarzy jak pośmiertna maska, przez zsiniałe usta z sykiem wyciekło powietrze. Antonia podniosła z podłogi przepoconą koszulkę, i gdy przeciągnęła ją przez głowę, wyglądała już w miarę normalnie.
- I zgodziłeś się - stwierdziła bardziej niż zapytała, z piersi wymknęło jej się zrezygnowane westchnienie. Podniosła ze stolika butelkę tequili i pociągnęła z gwinta. - Do diabła, Christopher, nie masz pojęcia, na co się piszesz. Tak, "czuję" to, o czym mówił Cold - mówiła spokojnie i wolno, podkreślając każde słowo. - I wiem, jak to wygląda, podejrzewam, że świadomość w tej materii mam większą niż on. Czy wspomniał, że w trakcie możesz dostać zapaści i obudzić się jako roślina, bez władzy nad własnym ciałem, uwięziony we własnej głowie? Nie? A może uprzedził cię, że możesz się nigdy nie obudzić? Że wszystko, co jest tobą, rozpłynie się po drugiej stronie? Albo chociaż o tym, że zobaczysz tam rzeczy, które złamią cię i zmiażdżą, w sen wejdziesz ty, silny i zdecydowany, a wróci ktoś bojący się własnego cienia? Lub że są ludzie, którzy zabiją cię tylko dlatego, że próbowałeś to zrobić? Nie powiedziałeś mi, dlaczego tak ci na Marcie zależy, nieważne. Zastanów się sam, czy... on jest wart, byś tak ryzykował.

Usiadła na fotelu, splotła razem duże, ciemne dłonie i zamilkła. Zastanawiała się, jak przekazać to, co jest po drugiej stronie komuś, kto nigdy tam nie był. O lasach, w których wiatr nie poruszał liśćmi, lecz okrwawionymi ludzkimi dłońmi. Psach z głowami dzieci i dzieciach z głowami psów, rozległych pustkowiach, po których przechadzały się bestie stworzone przez ludzi w czasach, kiedy wszystko, co czaiło się w ciemności za chybotliwym kręgiem światła ognisk było niezrozumiałe, straszne i niebezpieczne. O swoim śnie, o tabliczce z napisem "Koniec świata", za którym była tylko pustka i nicość, nie ciemność ludzkich nocy, ale bez-światło i bez-ciemność sprzed stworzenia nieba i ziemi, z której dobiegał płacz głodnego noworodka. O cieniach, które przekraczały granicę snu i chodziły między żywymi. Jak to przedstawić, by ogarnął to, czego nie ogarniała sama? Nie da się.

- Pamiętasz... - odchrząknęła sucho - ... gdy byłeś mały, budziłeś się w nocy, w ciemności, sam. W cieniach mebli czaiły się potwory, które chciały cię skrzywdzić. Wołałeś rodziców, żeby przyszli i cię obronili, bałeś się... Mam dla ciebie złą wiadomość, Ruhl. Byłeś wtedy mądrzejszy niż teraz. Twój strach był prawdziwy i niebezpodstawny. Te potwory... one wszystkie istnieją naprawdę. Czekają ciągle na ciebie za granicą snu.

Christopher zasępił się. Nie bardzo kumał, o co chodziło z potworami z łóżka i granicą snu, ale perspektywa bycia uwięzionym w swoim własnym śnie nie była zachęcająca. Jakie rzeczy mógł zobaczyć we śnie, podczas tej dziwnej roboty? Co mogło się tam przydarzyć, no i jakie miał gwarancje, że Mart zostanie uwolniony po prawidłowym wykonaniu zlecenia? Przez chwilę wahał się. W końcu jednak uniósł głowę i odpowiedział Antonii.
- Zgodziłem się, ponieważ w innym przypadku nie mam szans na odbicie mojego przyjaciela. Za wiele mu zawdzięczam, żebym teraz skrewił. Wiele razy ocierałem się o śmierć, więzienie, tortury - dodał poważnie - mam w dupie ryzyko. To będzie kolejna robota. Kolejna, którą wykonam. Tak na to patrzę.

Słowa Rulera brzmiały zdecydowanie. Antonia zacisnęła zęby i milczała uparcie. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale w tej chwili to ona ważyła, czy życie Marta i życie Ruhla są warte jej ryzyka. A ryzykowała znacznie więcej niż Christopher.

- To nie będzie kolejna robota, podobna poprzednim robotom - warknęła w końcu, ostro, za ostro. - Nie mówię tego, żeby cię wystraszyć - pociągnęła już łagodniej - nie po to, by wystawiać na próbę twoją odwagę, przyjaźń czy lojalność wobec Marta. Mówię to, żebyś wiedział, w jakie gówno się pakujesz. Jeśli to jest twoja ostateczna decyzja, nie będę cię od niej odwodzić. Co więcej, pójdę z tobą. Ja też... jestem lojalna, Christopherze. Nie tylko wobec przyjaciół. Także wobec tych, co do których mam pewność, że mogą się nimi stać. Mamy umowę, chłopie. Zawieszamy jej realizację na czas poszukiwania Marta, ale ona dalej jest w mocy i zobowiązuje tak ciebie jak i mnie.

Brazylijka rozparła się wygodniej w fotelu i zarzuciła filuternie nogę na podłokietnik.

- To jak, leziemy razem w to szambo? W dobrym towarzystwie zawsze raźniej i plecy ma się kryte. A ja jestem najlepszym towarzystwem, na jakie sobie zasłużyłeś. Poznaję to po tym, że nie ma tu nikogo innego - wyszczerzyła zęby w serdecznym uśmiechu.

Ruler za dobrze znał ludzi, żeby bezrefleksyjnie ufać Antonii. Nie wiedział, jaki interes ma w tym, żeby też pakować się w ten biznes. Nawet nie wiedziała, on zresztą też nie, o co tak naprawdę Coldowi chodzi.
- Przecież sama mówiłaś, że nie wiesz, w co się pakujesz, to dlaczego chcesz iść tam ze mną? Też chcesz dokopać Jackowi Mortonowi? A może chodzi o kasę? Nie obraź się, ale muszę wiedzieć, dlaczego też chcesz być przyjęta... Chociażby po to, żeby wiedzieć, czy nie przyciągnąłem kreta.

Antonia jednak się obraziła. Spektakularnie i cokolwiek teatralnie, nawet oczy jej się zaszkliły.

- Christopher, ranisz moje serce! - jęknęła rozdzierająco i złapała się za fragment ciała, który sercem co prawda nie był, ale ten gest dodał jej słowom sporo dramatyzmu. - Ja ci otwarcie mówię o sprawach, o których właściwie mówić nie powinnam, a ty mi z podejrzeniami wyjeżdżasz? Wypchaj się swoją paranoją! Spójrz mi w oczy, Ruhl, i słuchaj uważnie, bo powiem to tylko jeden raz. Po raz pierwszy w życiu słyszę nazwisko Cold. Dowiem się o nim więcej, ale na razie to ktoś mi obcy. Po raz pierwszy w życiu słyszę o Jacku Mortonie. Jeśli będzie mu trzeba dokopać, to to zrobię, i to tak, że nie tknę go nawet palcem, a i tak porzyga się własnym gównem. Tymczasem liczy się dla mnie Mart. I ty, do cholery. Mart jest jedynym prawnikiem, który chociaż zaczął się zastanawiać, czy może mi pomóc z Imoshim. To prawda, nie mam z nim jeszcze umowy, ale jeśli pomogę ci go odnaleźć, będę ją miała na pewno. Ta papuga jest mi potrzebna, Ruhl! - Antonia wrzasnęła tak głośno, że Christopherowi zapiszczało w uszach. - Ma skrzeczeć dla mnie w sądzie, a nie siedzieć nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dlaczego! Ty mi jesteś potrzebny, żeby dopaść Imoshiego po tym, jak Mart go zrujnuje! Chcę, żebyś go porwał i wywiózł na cholerną pustynię, chcę, żebyś mu urwał giry przy samej dupie! Nie zrobisz tego, jeśli będziesz leżał w psychuszce i robił pod siebie! Dlatego z tobą pójdę!

Antonia opadła z powrotem z fotel, piersi falowały jej w gwałtownym oddechu.
- Kasa... - powiedziała już spokojniej i jakby niechętnie. - Kasa też mi jest potrzebna. Bardzo. Buduję przychodnię na faveli w Rio. Wydałam oszczędności całego życia, a starczyło tylko na pierwsze łapówy i wylewkę pod fundamenty. Będę potrzebowała co najmniej dwa razy tyle, żeby skończyć budowę, ściągnąć lekarzy i kupić sprzęt i leki. I co najmniej dwa razy tyle na następne łapówki, bo to samowola budowlana... żeby mi tego pierwszego dnia nie zburzyli. Nie masz pojęcia Ruhl, jakie choroby lęgną się z biedy. Dzieci tam umierają na przypadłości, które na Zachodzie leczy się ot tak - pstryknęła palcami. - Nie mów nikomu, że się tym przejmuję, bo to mi zniszczy reputację - skończyła niezręcznie.

Mężczyzna słuchał Antonii z zainteresowaniem; jej tłumaczenia co do powodu wdania się w tę awanturę wydawały się dość racjonalne. Niemniej jednak, nie zachęcać jej do jak najszybszego skontaktowania się z Coldem i 'zaciągnięcia się' do pracy. Skoro tak bardzo chce się narażać, to niech naraża się sama...
Zamiast tego zmienił temat:
- Nie boisz się, że podczas tej pracy umknie Ci Twój cel, tutaj w NY? Nie wiadomo, ile to potrwa.

Brazylijka tylko największym wysiłkiem woli powstrzymała się od rąbnięcia czołem w szklany stolik przed sobą. Przez chwilę miała wrażenie, że to nie Ruhl tu stoi, ale mniejszy od niego o połowę jej uczeń Carlo. Podobieństwa były uderzające! Antonia mówiła, mówiła, mówiła, słowa wylatywały z jej ust i zamiast zostać zapisane w odpowiedniej części mózgu słuchacza - wpadały w jakąś czarną dziurę bez dna! Dlaczego ona go w ogóle wynajęła? Ach tak. Nie miała wyboru.

- Trochę się boję, ale nie mam wyboru. Christopher, czy coś ci umknęło z moich wyjaśnień? Poczyniłam ci tam wyznanie, które mnie sporo kosztowało. Nie, nie to o dzieciaczkach. Ja nie jestem w stanie dopaść Imoshiego sama. Potrzebuję ciebie i Marta. Wolę dorwać go później niż wcale. A teraz opowiedz mi dokładnie o tym Coldzie. Jak wyglądał? Co mówił?

Christopher opowiedział. Był tak wzruszający w swojej szczerości, że gdy parę dni potem Antonia dosypała mu prochów do wody, poczuła coś bardzo podobnego do wyrzutów sumienia.


***
 
Asenat jest offline