Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2011, 20:13   #3
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Andromalius zaplanował całą akcje. Jego oddział upadłych ludzi, kultystów czekał w pogotowiu. Jeden z nich wkradł się do sieci kamer obiektu i wyłączył kamery w hangarze. Dodatkowo, żeby nikt się nie zorientował, na do ekranów panelu ochrony dochodził sygnał z kamer innego hangaru, ale jak jest ich około sto, to nikt się nie zorientuje że dwie kamery nadają ten sam obraz. Pewnie nieprędko. W hangarze nikogo nie było. Czarnoksiężnik wykorzystując płaszcz maskujący śledził pilotów jak załadowują transporter. Wykorzystał kilka chwil nieuwagi i wszedł na pokład. W pewnym momencie wyłączył działanie płaszcza. Dwaj mężczyźni stali w bezruchu widząc olbrzymią opancerzoną postać, o łysej głowie.
Na pokład weszło jeszcze trzech kultystów, uzbrojonych. Andromalius rzucił urok na pilotów. Nagiął ich umysły do własnej woli. Reszta kultystów załadowywała ekwipunek, potrzebny do założenia bazy. Komputery, boltery z modułami, umożliwiającymi zamontowanie dział w ruchomych wieżyczkach, detekory ruchu, skanery i mnóstwo takiego żelastwa. Niestety zdobytego w chaotyczny sposób i nie wszystko się przyda. Kiedy kultyści przygotowywali statek po swojemu. Jeden z nich przyszedł do maga.
-Mój panie... wwww... wszystko załadowane, jesteśmy gggotowi.
Andromalius spojrzał na pilotów. Po kabinie rozniósł się charkliwy głos.
-RUSZAJCIE. NA PLANETĘ.
Statek ruszył. Andromalius pouczył swych heretycznych psionników, aby utrzymywali urok na pilotach. Reszta oddziału czekałą na pokładzie na dalsze rozkazy. Andromalius sprawdzał wyposażenie statku i próbował wywnioskować co może mu się przydać do założenia bazy. Stwierdził że nawet te przyprawy się przydadzą. W końcu nie każdy ma do nich dostęp, a Andromalius zamierzał wykorzystywać właśnie niezadowolenie i trywialne potrzeby motłochu. Przejrzał jeszcze dokładniej wyposażenie. Na pokładzie znajdowały się wózki repulsorowe więc powinni szybko załadować potrzebny sprzęt i wyruszyć do kanałów. Andromalius zaczął instruować kultystów o tym co zabrać jak wylądują. W końcu nie mogą pozwolić sobie na zbyt długie przesiadywanie w świetle dnia. Mieli boltery ale nie mieli wieżyczek. Podczas gdy kultyści już załadowywali wózki sprzętem, Andromalius zaczął przeglądać pokład. Było tam trochę mechanicznych ramion i podzespołów, które obracały się na łożyskach i były sterowane przez komputer. "Może któryś z tych karaluchów to przerobi..."- pomyślał mag i nakazał zdemontowanie wszystkich urządzeń, które się obracały. Po przygotowanie sprzętu do desantu Andromalius włączył urządzenie zwane Kartografem i zaczął sprawdzać geografię planety. Okazało się że okręg przemysłowy, do którego udaje się statek, nie dość że jest obfitym w potencjalne zasoby miejscem, to jeszcze ma sieć kanalizacji, która kończy się na obrzeżach okręgu. Można tamtędy wejść do kanałów, zapewne niestrzeżonych, bo to nieprzebyta plątanina korytarzy i włazów. Kiedy mag analizował dane o planecie z pulpitu sterowniczego zaczął pikać sygnał komunikacji z organem bezpieczeństwa orbity. Andromalius wszedł do kabiny pilotów i wygonił heretyków. Piloci na chwilę odzyskali własną wolę lecz strach ich sparaliżował.
-ODBIERZ POŁĄCZENIE Z ORBITĄ. POWIEDZ ŻE JESTEŚCIE CYWILNĄ JEDNOSTKĄ TRANSPORTOWĄ I POTWIERDŹ DEKLARACJE KOŃCOWEGO PRZEZNACZENIA TEJ JEDNOSTKI. POŁĄCZ SIĘ NA WIZJI.- mag wyszedł z kabiny.
Piloci byli zaskoczeni lecz nagle znów utracili władzę nad umysłem i zaczęli wykonywać instrukcje maga. Andromalius stał przed drzwiami kabiny i naginał wolę pilotów.
-Tu straż orbitalna Ducero. Statek ma dolecieć do okręgu przemysłowego Volcos. Czy potwierdzacie?

Drugi pilot nie mógł się odezwać. Pierwszy poczuł nad sobą silną władzę, której nie potrafił się oprzeć. Nie był pewien czy chciał. Idea ludzkiego obowiązku wobec Imperium, topniała w obliczu ciężko opancerzonego czarnoksiężnika.
-Pot... potwierdzam. Jesteśmy fregatą transportową X303 Prometheous - M1. Prosimy o pozwolenie wejścia do atmosfery. Przesyłam kod autoryzacyjny.
Trwało krótkie milczenie z obydwu stron. W końcu uzyskali potwierdzenie:
-Kod autoryzacyjny przyjęty. Witamy na Ducero, Prometheous. Życzymy udanej podróży.
Rozłączyli się. Do kabiny wszedł Andromelius.
-[DEMONICZNY ŚMIECH] NO JAK PANOWIE? MIŁA PODRÓŻ?
Piloci siedzieli przerażeni. Andromelius zmienił ton głosu i rzekł do pierwszego pilota wręcz po przyjacielsku.
-Wylądowałbyś sam, tym statkiem?
Pilot otarł czoło i odpowiedział całkiem szczerze, lecz za późno zorientował się że to błąd.
-Co?... ech ... tak, tak... co? NIE!
Andromalius przebił ciało drugiego pilota swoją laską, tak że trzon przeszedł na wylot fotela. Następnie wyjął swój kostur i chwycił martwe ciało za żuchwę zrzucając na podłogę. Krew obficie zdobiła kabinę. Andromalius czerpał z natchnienie z martwego ciała i znów ujarzmił umysł pilota.
-RUSZAJ WIĘC. ALE KIERUJ SIĘ NA OBRZEŻA. - Andromalius usiadł obok pilota. Siedzenie mocno zatrzeszczało pod ciężarem.
Fregata bez problemu i nie wzbudzając zainteresowania przeszła przez orbitę. Mag nakazał oblecieć okręg przemysłowy z dystansu tak aby wybrać dobre miejsce na lądowanie. Przy okazji widział w oddali inne statki, wydające się niezwykle małe z takiej odległości. W końcu w oparciu o dane z Kartografa i to co widział wybrał odludne miejsce tuż przy wylocie kanałów. Statek lądował w pobliżu dwóch wylotów o średnicy siedmiu metrów. Nagle znów otrzymali sygnał od straży orbitalnej. Andromelius przygotował moduł zmieniający głos i przyłożył do ust a pilotowi przyłożył pistolet plasmowy do głowy. Uruchomił połączenie tylko na fonii.
-Tu straż orbitalna Ducero. Prometheus, macie jakieś problemy? Czemu nie lądujecie w wyznaczonym miejscu?
Głos Andromeliusa zmienił się w głos zwykłego mężczyzny.
-Tu drugi pilot. Mieliśmy przed wylądowaniem dostarczyć bezzałogowe roboty do skanowania kanałów, w poszukiwania chorób i zakażeń.
-Nie pomyśleliście że najpierw powinni was sprawdzić na lądowisku? Nie można sobie od tak wwozić sprzętu na planetę.
-Załadunek został zinwentaryzowany na pobliskiej stacji kosmicznej. Możecie sobie przepisać raport.
-W dupę sobie wsadźcie ten raport.
Strażnik rozłączył się. Zapewne ktoś po drugiej stronie nie był zadowolony że taka operacja odbyła się bez łapówki ale to już nie było zmartwienie maga. NA takich planetach z dala od Imperium, drobny przemyt i lewy handel to nic dziwnego. Fregata wylądowała. Jeden z kultystów przyniósł Andromeliusowi hełm.

Andromelius trzymał go na razie w dłoni. Otworzył drzwi od kargo i nakazał rozładunek.
-OD RAZU KIERUJCIE SIĘ Z TYM DO PIERWSZEGO WYLOTU. BROŃ W POGOTOWIU.
Zwrócił się do pilota. Spojrzał mu prosto w oczy i wykonując gest w powietrzu, nakreślił w jego jaźni sigil. Pilot odpowiedział jak zahipnotyzowany.
-Tak panie. Wedle rozkazu.
Andromelius wychodząc ze statku założył hełm. Broń przyczepił do odpowiednich uchwytów w pancerzu i skierował się do kanałów. Rozejrzał się po heretykach. Miał dziesięciu ludzi pod sobą i trochę sprzętu.
-TEN KANAŁ MNIEJ ŚMIERDZI. PEWNIE NIE JEST UŻYTKOWANY. DALEJ, NA CO CZEKACIE?
Ruszyli do kanałów.

W kabinie pilota fregaty pikał sygnał łączności. Pilot włączył dźwięk.
-Prometheus? to wy? co się stało? Macie chyba awarię! Utrzymajcie statek pod mniejszym kątem bo nie przeżyjecie! Prometheus!!!
Fregata transportowa rozbiła się na terenie okręgu tworząc nie lada eksplozję i zamieszanie. Ogień zajął miejsce katastrofy i żarzył się jeszcze długo. Wszystkie oczy i wszelka uwaga powędruje do tego tematu, przynajmniej na parę dni.
Andromelius miał czas...
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 05-12-2011 o 20:41.
chaoelros jest offline