A ja się tego filmu... boję. Bo Batman - Szczenięce Lata (znany z angielska jako Batman Begins) kompletnie mi wisiał, gdyż zupełnie nie interesuje mnie opowieść, jak to Bruce Wayne stawał się Batmanem. To postać komiksowa w końcu - ugryzł go radioaktywny nietoperz z planety Krypton i już (czy jakoś tak podobnie). Ponadto Ra's al Ghul ani Scarecrow nie kręcą mnie jako superzłoczyńcy, przez co cały film oglądałem jednym okiem, słuchałem jednym uchem i ogólnie nie pamiętam nawet jednej sceny.
The Dark Knight podobał mi się z kolei bardzo. Z jednego powodu - Joker. Wyrazisty, charyzmatyczny złoczyńca, w dodatku samograj. Jokera nie można zagrać źle, bo z definicji jest tak pokręcony, że wszystko można w nim upchnąć. Nicholson zagrał go świetnie, Ledger zagrał go świetnie, Hamill odgrywał go wg mnie genialnie. Dwie Twarze ma w sobie coś, co przykuwa uwagę, a Nolan wprowadził go jako postać kapitalnie - od anioła aż po diabła. Dwaj świetni złoczyńcy = dobry film.
A The Dark Knight Rises ma Bane'a i Catwoman. Dwie postaci, które bardzo lubię i których filmowych interpretacji po prostu się obawiam. Anne Hathaway jakoś kompletnie nie kojarzy mi się z wyzywającym wampem i jeżeli nie pokaże jakiegoś naprawdę solidnego kawału aktorstwa, to pewnie nie będę w stanie zatrzeć granicy pomiędzy nią, a postacią którą ma odegrać.
A Bane... Knightfall był serią, która zapoznała mnie z Batmanem, przez co skażony jestem silnym elementem nostalgii wobec tej postaci. I chociaż z pewnością nie da się jej schrzanić jak w Batman & Robin, to po przeczytaniu kilku wypowiedzi Hardy'ego co do jego interpretacji postaci, nie jestem pewien czy podoba mi się kierunek, w którym Bane ma ewoluować.
No i tak boję się tego filmu. Bo jak do Batmana mam stosunek ambiwalentny, tak do niemilców w filmie czuję sympatię. I nie jestem pewny, czy Nolan tak do końca mi ją odwzajemni.
P.S - chyba, że połamie Bale'a na dwie połówki, wtedy mnie kupi