Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 20:52   #112
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Medycy nie mogli narzekać na brak zajęć. Gdziekolwiek Aleena by nie poszła natrafiała na kogoś, kto w mniejszym lub większym stopniu potrzebował pomocy medycznej. Widok kapitana Blinta w dobrym zdrowiu ucieszył Siostrę, ale już jego towarzysz nie prezentował się tak dobrze. Aleena podeszła bliżej, skinęła głową kapitanowi, po czym zaczęła przeprowadzać oględziny ran szturmowca. Była przy tym na tyle delikatna, na ile było to możliwe.
W duchu nie zgadzała się z Orientisem. Nie mieli wystarczających sił, aby ryzykować starcie, ale co ona, jako medyk, mogła wiedzieć? Jeżeli Kronikarz zdecydowałby się na samotną eskapadę, na pewno uzyskałby jedno. Krzyżyk na skrawku materiału.

- Zajmijcie się rannymi, nie uszkodzonymi - rzucił ironicznie do medyczki. Jego “rany” nie były zajęciem dla medyka, prędzej dla kapłana maszyny. Zamiast krwi, wyciekał mu tylko olej... Czy czego tam używano do tworzenia bioniki.

Aleena zerknęła jedynie na mężczyznę, ale nie odezwała się ani słowem. Nie wyglądała na poruszoną. Zobaczywszy, że tym razem nie ma powodu na jej interwencję zakończyła oględziny.

- Gdzieś ty się podziewał? - w międzyczasie usłyszał skierowane do siebie pytanie Ruka. Koln była wyraźnie poirytowana i widać było po jej szpeconej grymasem twarzy o błyskających gniewem oczach, że walczy ze sobą, aby nie wyładować wściekłości na jedynym bezpośrednim podwładnym.

Borya przycisnął prawą pięść do lewego dołka strzeleckiego i pochylił głowę w geście szacunku
- Zgodnie z bezpośrednim prikazem, siedział i trzeźwiał w szpitalu polowym, pókim nie otrzymał innego prikazu od panienki inkwizytor Coirue.

Orientis zacisnął wargi z niesmakiem. Faktem było, że załoga nie miała takiej siły uderzenia podczas abordażu jak jednostka Kosmicznych Marines, ale w jego oczach postępowanie inkwizycji i podległego im kapitana podchodziło pod tchórzostwo, do dezercji z pola walki było im co prawda daleko, ale nie był w stanie zrozumieć dlaczego tak panicznie boją się śmierci. Ludzie... owce w hełmach, z groźnymi minami na umorusanych trawą mordach, tak odbierał całą tą sytuację. Popatrzył kątem na zbliżającego się do niego Boryę i przestał robić krzywe miny. Jedno nie zmieniło się jak widać przez dziesięć milleniów, facet nosił na twarzy słowiańskie rysy, takie same jakie zapewne i dziś można jeszcze spotkać na Terrze, niezmącone kolonizacyjną mieszanką genów rozmaitych ras. Ci ludzie od zawsze stawiali znak równości pomiędzy własną śmiercią a kapitulacją. Chyba, że wrodzony spryt i złośliwość nakazywały im uczynić inaczej, ale nigdy nie poddawali się ze względu na to,że groziła im porażka. Zawsze czynili to z radosną myślą o przyszłej zemście, która miała być dla wroga boleśniejsza niż ich ewentualne, mało prawdopodobne zwycięstwo.

W międzyczasie przed tronem kapitańskim wyświetliła się w koncentrycznym, mechanicznym kręgu sylwetka żołnierza Piechoty Kosmicznej. Zakuty był w zwykły pancerz klasy Corvus bez zdobionego płaszcza czy odznaczeń lub kunsztownych relikwii zakonnych. Orientis natychmiast rozpoznał po prostych oznaczeniach wojskowych stopnia, jeżeli nie zniekształconych barwach, że rozmówca jest członkiem Kruczej Gwardii, i to nie byle jakim - najpewniej kapitanem. Mantamales natychmiast doń podszedł, ale nim zdążył powiedzieć słowo, został uprzedzony.
- Inkwizytorze. Nie wiem, czemu zawdzięczam ten wątpliwy zaszczyt, ale jeżeli nie zauważyliście i jedynie przypadkiem pozostajecie poza zasięgiem wroga, jestem zajęty toczącą się bitwą.

- Natychmiast ustąp pola, dopóki wróg jest zajęty Egzemplariuszami. To nie prośba.

- Moi podwładni znajdują się na dyktatorze, a moi bracia są pod ostrzałem zbliżającego się wroga. Nie sądzę. To nie prośba o pozwolenie.

- Trzy inne krążowniki zbliżają się do tej pozycji. Nie macie szans. - cierpko odparł Mantamales.

- Wy może nie macie szans. Nie obchodzi mnie, dlaczego trzymasz swój okręt poza walką, inkwizytorze, ale dwa krążowniki uderzeniowe Astartes bez problemu poradzą sobie z dowolnym jednym krążownikiem Chaosu, nawet jeżeli jego załogę stanowią wyznawcy Krwawego Boga, na co by wskazywała ich taktyka. Pozwolę sobie wyłącznie zauważyć, że gdybyście włączyli się do walki, najpierw byśmy zmietli jednostkę sług Chaosu, a potem przegrupowali się do czasu przybycia zdrajców. Znacznie przewyższamy ich możliwościami bojowymi i jeszcze mamy resztę szpicy, która ruszyła już od Ultimy za wyłączeniem “Wyznawcy” i “Krucyfiksu Światła”.

- KONTRADMIRAŁ ZOSTAŁ NIECHRONIONY?! - niemal wydarł się Mantamales, którego mieszaninę gniewu i paniki poczuł aż Orientis wśród swobodnego i niejednorodnego przepływu emocji zgromadzonych umysłów.. W odpowiedzi kapitan Manlaure sięgnął ręką do jakiegoś niewidocznego w holograficznym wyświetlaczu obiektu i rozłączył się.

- Zadowolony...? - Koln przeniosła irytację na członka Ordo Xenos. Ze zgromadzonych, poza może Aleeną i kapitanem Blintem jedynie inkwizytor Coirue wydawała się spokojna, z pochyloną głową kontemplując wieść o wybiciu Szarych Rycerzy za wyłączeniem paladyna Domitianusa.

- Tu chodzi o zwycięstwo, a nie tępą żołnierską lojalność. Jeżeli jeszcze tego nie zrozumiałaś, powinnaś dalej siedzieć w jakimś bunkrze na Cadii. - odgryzł się mężczyzna.

- Uspokójcie się oboje na chwilę. NIech ktoś spróbuje się skontaktować z admirałem Dronamraju, ktokolwiek byle szybko. Wy. - wskazała na zebranych przed nią, szturmowca, techkapłana, Orientisa, siostrę, Sihasa, Artaira i Boryę - raport z waszych zadań, nie mamy więcej czasu więc powiedzcie, czego się dowiedzieliście. Co do was, kapitanie Blint, zbliżcie się na moment.

Kapitan zbliżył się niepewnie. Nie wiedział czemu, ale coś mu się tutaj nie podobało. No cóż... Za chwilę miał się za pewne o tym przekonać.
- Tak, milady?

Ruka już zdążył otworzyć usta by zdać swój raport, ale skoro ten Sihas go uprzedził to nie miał zamiaru się wcinać.

- Ja cały czas byłem z tobą Pani. - Orientis postanowił przypomnieć inkwizytor Coirue, że raczej nie dowiedział się niczego, czego ona sama by nie wiedziała. - Nie mam zamiaru się z wami sprzeczać, znacie moje zdanie, Kapitan Kruków ma rację. Jeśli mogę tylko o coś prosić, chciałbym, abyście oddelegowali mnie bezpośrednio do miejsca, gdzie kapłani maszyny przygotują mnie do bitwy.

- Nie weźmiecie udziału dzisiejszego dnia w ani jednej bitwie więcej, kronikarzu. - odparła Orientisowi kobieta, po czym bez słowa sięgnęła do szyi zdejmując niewielki, zawieszony na łńcuszku emblemat identyczny z tym, który nosił sam Ruka. Uktwiła wzrok w oczach kapitana gwardii.
- Przykro mi. Wiecie, co to oznacza żołnierzu. Raczej nie zobaczycie już swoich towarzyszy... - wyjaśniła, zapinając mężczyznie emblemat. - Od teraz odpowiadacie wyłącznie przede mną lub w razie nieobecności, przed resztą Triumwiratu. Spocznij i czekajcie na rozkazy. - gestem ręki nakazała się Sihasowi cofnąć, drugą ręką ponagliła Wołodyjowicza, który się zerwał chwilę wcześniej, do sprawozdania. Kapitan pokiwał głową ze zrozumieniem i zajął z powrotem miejsce w szeregu. Nie miał zbytniego wyboru, albo to, albo śmierć... Więc mógł tylko czekać co przyniesie mu nowe stanowisko.

- Zostawiamy ich?! - zapytał Borya z niedowierzaniem, wskazując na krążownik tysiące kilemetrów od nich, po czym pokręcił gwałtownie głową - Znaczy... z głównego oddziału świty nikt nie przeżył, ale, jeśli zostali porozsyłani gdzie indziej, to mogli przeżyć... Zostawiamy ich?! - znów zapytał, z takim samym niedowierzaniem.

Koln przygryzła wargę, Borya przysiągłby, że do krwi, ale nie odpowiedziała.
- Tak. Zostawiamy ich. - odparła za nią Coirue, podczas gdy Mantamales podszedł do ekranu taktycznego, obserwując przebieg starcia pomiędzy dwoma krążownikami uderzeniowymi a niemal zniszczonym lotniskowcem i niosącym pożogę starożytnym krążownikiem typu Ubój. Role w bitwie zaczynały się powoli i nieubłaganie odwracać.

- Ale... - Borya miał minę na prawdę przerażoną. Nie bał się śmierci, ani bólu. Nie lękał się chaosu i stawał twardo przeciw najgorszym zagrożeniom, ale to... - Tożto się nie godzi! Tam giną nasi bratia! Przeć naprzód! Nigdy się nie cofać! Nie tak uczy Imperator? A te piękne słowa?
“Gdy szarżuję - bądź przy mnie!
Gdy uciekam - zabij mnie!

Ten cytat był dłuższy o jeszcze jedną zasadę, ale akurat te dwie były teraz ważne. Pierwsza nakazywała dołączyć się do walki, a druga sprowadzała hańbę w razie ucieczki.
-Czy to tylko słowa? Walka trwa! Nie jest jeszcze przesądzona! Pomóżmy im! To chaos zostawia swoich! To oni uciekają by ratować życia. My je POŚWIĘCAMY w imię Imperatora! Dla tego wciaż się trzymamy, mimo, że napierają na nas tyranidzi, orkowie, tau i eldarowie, samego chaosu, nie licząc! - Ruka był równie bliski świętego uniesienia jak i gniewu.

- Miło mieć podkomendnych, którzy przypominają, dlaczego ich zwerbowaliśmy. - skomentował cynicznie Mantamales, nieporuszony. - Zadaniem inkwizycji jest chronić ludzkość przed konkretnymi zagrożeniami i wykonywać zadania, z którymi Gwardia czy Astartes sobie nie poradzą. Ciebie też to dotyczy. Masz zwyciężać wrogów Imperatora, a nie dać się im zabić przy pierwszej okazji.

- Dać umrzeć towarzyszom by samemu przeżyć? Lepiej zdechnąć niż żyć...- nie dokończył. Obrażanie triumwiratu raczej nie przyniosłoby pożądanego efektu - Słyszał inkwizytor! To jest do wygrania! Trwa wojna! Każda jednostka jest ważna. Zmieść cztery statki chaosu, lub samemu stracić trzy, licząc nas samych. Nawet jeśli szansa jest pół na pół, to z taktycznego punktu widzenia warto. A ze słów, które usłyszeliśmy, są one znacznie większe...

W tym samym czasie Koln zaczepiła Nidona.
- Szarzy Rycerze nie żyją, co ze szturmowcami? Ilu przeżyło poza wami dwoma?

- [i]Wszyscy wysłani do obrony generatora polegli[i] - stwierdził z ukrywanym żalem oficer. Chętnie by się pozbył hełmu okrywającego mu głowę... Ale cóż, bez rąk mogłoby być nieco ciężko. Dopiero po chwili Artair spojrzał przez zaciemnione wizjery na inkwizytor Koln.

- [i]Jeśli Szarzy Rycerze nie podołali, myśleliście że oni dadzą radę?[i] - rzucił do niej, pomijając jej stopień, czyniąc tą porażkę - bo czymże może być utrata najlepszych żołnierzy? - jej winą. Chociaż dobrze wiedział, że to nieprawda. Po prostu szukał kogoś kogo mógłby obciążyć za tą głupotę.
- [i]Szeregi szturmowców na tym statku stopniały o grono najlepszych ludzi. Głównie moich podkomendnych. O ile na statku nie ma więcej Szarych Rycerzy, ani innych żołnierzy Piechoty Kosmicznej... Wątpię, że bylibyśmy w stanie przetrwać bezpośredni abordaż. Ale to moje zdanie, pani...[i] - ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez usta, niemal je wykrztusił. Na tym zakończył raport, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

- Słodki Imperatorze... - wezwanie władcy Ludzkości przyciągnęło uwagę wszystkich zgromadzonych do ekranu taktycznego, w który mężczyzna się wpatrywał. Nie wszyscy rozumieli zapisane w wysokim gotyku liczne dane telemtryczne, emisję energii, dane dotyczące lokalizacji i sił wpływających na dane obiekty, odległości i szacowanej prędkości, jednak oczywistym było, co miało miejsce, gdy czarny trójkąt wykonał szerokim łukiem ostry zwrot, wymijając dwa białe prostokąty i czerwony trójkąt i ruszył w stronę środka - ekran taktyczny wycentrowany zaś był na ich białym trójkącie.

Ruka posłał całemu triumwiratowi długie, znaczące spojrzenie. Nie było w nim triumfu, mimo że wyszło na jego
- Prikaz? - zapytał poprawiając chwyt na miotaczu plazmy.

Mostek praktycznie zamarł. Koln spojrzałą nieobecnym wzrokiem na zadającego jej pytanie podwładnego, którym był Vostroyanin. Coirue zamrugała kilkakrotnie oczyma. Mantamales podszedł do kapitana i zniżonym tonem przekazał mu rozkaz wykonania zwrotu i ustawienia okrętu burtą do wroga i oczekiwania.
- Ktoś wie, kiedy bedzie tu reszta szpicy...? - rozległo się anonimowe donośne pytanie. Coirue przecisnęła się między mężczyznami bezpośrednio do Aleeny.

- Raport o stratach wśród załogi, natychmiast!

Aleena przez cały czas była niesamowicie opanowana, a cokolwiek myślała o pretensjach Orientisa czy Ruki, oraz rozgrywającej się bitwie, zachowała dla siebie. Można by się dziwić jej zachowaniu, gdyby piastowała inne stanowisko. Ktokolwiek, kto pomyślałby o medyku, dającym się ponosić emocjom, który miałby przeprowadzić operację w stanie zdenerwowana, zaczynał dostrzegać sens.
Zmiana sytuacji częściowo zburzyła wyuczony spokój.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline