Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 20:53   #113
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Siostra przez moment czuła się zupełnie bezsilna. W razie abordażu nie mogła być równie przydatna, jak inne Sororitas z militarnych zakonów, a walki w tak ograniczonej przestrzeni, jaką był pokład statku nie sprzyjały medykom. Na szczęście Coirue gwałtownie przesunęła jej myśli na inne tory.
- Prócz mostku ocalała jeszcze, w większości, maszynownia. Prawie całkowicie wybite zostały sekcje z bronią i prawdopodobnie sekcje sług. Mało prawdopodobne, aby ocalał ktokolwiek, kto służył w trzewiach okrętu. Wszyscy przewożeni psionicy nie żyją. Poległo ponad siedmiuset szturmowców, sekcja szpitalna wciąż się zapełnia, liczby w setkach. Z całości załogi ocalało nie więcej, jak trzydzieści dwa tysiące osób.

Na słowa siostry inkwizytor zbladła momentalnie i wyglądało przez chwilę jakby się miała przewrócić. Nawet cyniczny Mantamales się odwrócił, usłyszawszy liczby. Podszedł do nich, jeszcze raz omiatając zbiorowisko wzrrokiem.
- Szykuj podwładnych, kretynie... - rzucił przelotem do oczekującego pułkownika szturmowców, który w zasadzie wbiegł do windy i wkrótce w niej zniknął. Członek Ordo Xenos szarpnął Coirue za ramię, odwracając ją twarzą do siebie.

- Nie mamy czasu. Zabierz ich i przekaż im informacje. Mają zabrać się do działania w ciągu piętnastu minut.

- Imperator wie, że nie mamy czasu... - wyszeptała kobieta. Wtem nastąpiło coś mało spodziewanego dla większości. Mantamales z dużą siłą spoliczkował inkwizytor z Ordo Malleus i z tym samym, spokojnym wyrazem twarzy stwierdził:
- Mamy przynajmniej piętnaście minut. Będę koordynował manewry wymijające. Nie mamy czasu czekać. Zabierz ich stąd.

- [i]Skurwysyn[i] - mruknął pod nosem Artair, ledwie się powstrzymując od rozsmarowania Mantamalesa w pokład. Gdyby nie to, że nie był w pełni sprawny...

Cień uśmiechu pojawił się na wargach kapitana. W jego mniemaniu tylko Mantamales był osobą, która wydaje się mówić rozsądnie. Zejście na ziemię na pewno przyda się reszcie, poza tym - wiedział, że pomimo pozorów jakie sprawiał był doskonałym aktorem. Szczerze to wolał powierzyć swoje życie w jego ręce, niż w czyjekolwiek inne.

Działanie Mantamalesa było niespodziewane, ale jak najbardziej na miejscu. Aleena wiedziała, że czasami potrzebne jest nagłe i bolesne rozbudzenie, aby myśli powróciły na właściwy tor, a szczególnie w tych okolicznościach nie było czasu na delikatność, dlatego też nie wyglądała na szczegolnie zszokowaną. Szkoda, że nie każdy był w stanie przyjąć taki medykament...

Koln podeszła do interkomu kapitańskiego i w międzyczasie wypowiedziała do głośnika:
- Tu inkwizytor Patricia Koln. Cokolwiek przeszliście, okręt będzie celem abordażu. Wydać wszystkim broń. Przygotować stacje bojowe. Gdy przyjdzie do czego, walczyć do śmierci. Bez odbioru.

- Każ komuś przyprowadzić paladyna i przygotować pancerz dla kronikarza.
Inkwizytorka z Ordo Malleus skinęła głową i Mantamales wrócił do kapitana, ustalając coś. Kobieta odwróciła do pozostałych zgromadzonych ze skupionym spojrzeniem i gestem nakazała podążać za sobą.

Orientis przypatrywał się i przysłuchiwał całej sytuacji, aż w końcu opuścił wzrok i zaczął się cicho śmiać. Potem z rozbawieniem pokręcił głową.
- Nasi byli bracia może i stracili rozum, ale jaja im pozostały. Miło było walczyć u waszego boku. - Pożegnawszy się z przebywającymi na mostku ruszył za inkwizytor Courie. Cieszył się z tego, że przyjdzie mu umrzeć w walce i nie będzie musiał dłużej patrzeć na poczynania “pierdolonych urzędasów”, tak właśnie o nich pomyślał.
- Oddam mu za panienkę jeśli odeprzemy atak. - Dodał jeszcze chcąc pocieszyć spoliczkowaną łowczynię demonów.
- Nie będziecie musieli, panie - odparł Nidon.- Osobiście załatwię, to tak, że nasz ukochany inkwizytor nie przeżyje abordażu - dodał mściwym tonem.

- Tobie nie wypada żołnierzu, to twój dowódca. Chociaż... co mi do tego w obecnej sytuacji. - Marines zaczął zastanawiać się nad tym co zrobiłby stając teraz oko w oko ze swoimi przełożonymi.

- Moim jedynym dowódcą na tym statku jest inkwizytor Coirue. Nikt inny - odrzekł na to Nidon.

- To nie zmienia faktu, że śmierć jest nieadekwatną karą za uderzenie w twarz. Sprawiedliwie byłoby odpłacić tym samym, ewentualnie uciąć rękę... -
- Imperium zmieniło się nie do poznania przez te tysiące lat... To już nie to samo co niegdyś. Słyszałem jak w wyniku utarczek między regimentami przegrywano kampanie wojenne. Mówię, o największych skandalach, nie patrząc na te które są wyciszane, lub toczą się na zbyt małą skalę... -
- Imperator stworzył nas byśmy trzymali takich ludzi za mordę... A doszło do tego, że poniżają nas każąc nosić na sobie jakieś szmaty. Czas płynie falami, stare czasy jeszcze wrócą. Będzie dobrze, więc nie martw się żołnierzu. -
Aleena zerknęła na toczących dyskusję Nidona i Orientisa. Najwyraźniej cała sytuacja nadwyrężyła jej, zdawałoby się, nieograniczone pokłady cierpliwości, bo z pewną irytacją pokręciła głową na ostatnią wypowiedź Kronikarza, ale nic nie odrzekła, dalej podążając za Inkwizytorką.

- Obysmy dożyli czasów, w których nie będziemy musieli walczyć sami ze sobą, człowiek przeciwko człowiekowi... Ludzkość ma wystarczająco wielu wrogów, żebyśmy musieli zabijać się nawzajem. Jednak teraz... To jest niemal konieczność - zakończył Artair.

- Można oszukiwać sumienie, mówiąc sobie, że coś było konieczne, zawsze mamy jakiś wybór. Imperator nie założył Imperium, dlatego, że musiał. Zastanów się czy naprawdę chcesz go zabijać, i czy tego chciałby twój Bóg, a później rób co uważasz za stosowne. Od siebie dodam, że jeśli będziemy się mordować z tak błachych powodów, będziemy jedynie zwierzętami, nie różniącymi się od Xenos, czy tych z którymi przyjdzie nam walczyć, a on bardzo chciał byśmy byli czymś więcej. - Złość Orientisa powoli mijała. Pozostawała w nim jedynie złość na samego siebie, zarówno kapitan okrętu, jak i Inkwizytor Mantameles robili co mogli, byli tylko ludźmi, nie mogli całkowicie wyzbyć się strachu, stresu, w takiej sytuacji nie mogli nie popełniać drobnych błędów skoro nawet jemu udzieliła się ta nerwowa atmosfera.

- Możliwe, że ten człowiek nie powinien obejmować tak ważnego stanowiska, ale złych chęci nie można mu zarzucić.

- Dziękuję waszemu oddaniu, ale Mantamales, choćby nadużywał władzy, był dekadentem a często bezczelnym prostakiem i nierzadko okrutnikiem, wie, co robi. - wtrąciła się Locannah, wyprowadzając z windy w korytarz grupę. Wszyscy poza Orientisem rozpoznali podwójną, czarną grodź prowadzącą do pokładów startowych. Dwoje pełniących wartę szturmowców, stojących w pozach świadczących że z trudem przychodzi im ustanie o własnych siłach, natychmiast zasalutowało i bez zadawania zbędnych pytań przekazało do stacji bojowej rozdzielającej korytarz i pokład startowy rozkaz otwarcia grodzi. Grupa przeszła do hangaru z korytarza, który w obu ścianach miał otwory strzeleckie, w każdej chwili można było do niego wypuścić neurotoksyczny gaz i zapewne posiadał kilka innych zabezpieczeń na wypadek, gdyby wroga grupa abordażowa się tędy przemieszczała.

Część na pewno już wykorzystano, inne miały być użyte niedługo.

- Nie weźmiecie udziału w tej bitwie. - wyjaśniła podążającej za nią grupie. - Borya, kto jeszcze ze świty ocalał?

- Jak to “nie wezmę udziału w bitwie”? Grr... wróć! - warknął sam na siebie - Raczej nikt. Wiara jest już tylko nadzieją. Ja zostałem wysłany do skrzydła szpitalnego i dla tego przeżyłem. Mogli przeżyć tylko ci co dostali jakieś inne zadania niż cała reszta. Jaki jest plan? Jeśli wolno mi spytać... - w zasadzie pytanie było dokładnie to samo co na początku. Tylko grzeczniej zadane

- Jedna osoba na pewno przeżyła. - Aleena odezwała się niespodziewanie - Trafiła na oddział medyczny i zajmowałam się nią przez pewien czas. Ath Hiactroni. Kiedy opuszczałam sekcję wciąż była uśpiona, ale można ją spróbować wybudzić.

Borya prawie się zatrzymał gdy usłyszał, że jedna kobieta przeżyła, ale szok i nadzieja szybko ustąpiły miejsca zimnemu wyrachowaniu gdy usłyszał imię... A raczej gdy nie usłyszał “Elisbeth”. Nawet nie słuchał, gdy dotarło do niego, że to imię zaczęło się na A, nie E. Pokręcił głową odganiając zbędne myśli. Bo były zbędne! I wyrównał do dawnej pozycji.

Przez chwilę inkwizytor zdawała się coś liczyć w milczeniu, po czym pokręciła przecząco głową.
- Telepatka i dywinatorka... będzie potrzebna, skorośmy stracili astropatę. Wygląda na to, że wy wszyscy i tylko wy, nie licząc paladyna, będziecie musieli zrealizować cel Triumwiratu w systemie Albitern.

Kapitan Blint spojrzał na inkwizytor z zaciekawieniem.
- A jakiż to cel, jeśli można zapytać?

- Ja na chwilę przerwę. - Kronikarz spojrzał przepraszająco na Kapitana i kiwnął mu głową. - Pani Inkwizytor, skoro sytuacja się zmienia, chciałbym poradzić jeszcze jedną rzecz. Proszę nakłonić kapitana, aby poświęcił okręt, ewakuować kogo tylko się da i wysadzić go razem z abordażystami, i przylegającą do nas wrogą jednostką. Szkoda marnoważ życia szturmowców, którzy być może zdołają dotrzeć do kapsuł ratunkowych. - Marine miał wrażenie, że Inkwizytorka i tak go nie posłucha, ale jeśli wróg posłał do walki renegackich Marines to opór na pokaz nie mógł im w niczym pomóc, miał nadzieję, że to do niej przemówi. - I niech nikt nie zapomni zapakować mojego pancerza... - Dodał jeszcze nieco bezczelnie przypominając o nim po raz kolejny.

- Nierealne. Wróg za blisko, zbyt liczebna załoga, za mało szturmowców, zbyt duże ryzyko zniszczenia zbyt nielicznych kapsuł. Jeżeli przyjdzie co do czego, kronikarzu, jestem pewna, że rozważymy i taką opcję a przynajmniej zaproponuję ją Mantamalesowi. - następnie, ignorując pytanie o pancerz skierowała słowa do kapitana Blinta.
- Przygotowano dla was... i w zamierzenu nie tylko was, niewielki frachtowiec transportowy, jakimi przemieszczają się nieraz kupcy, najemnicy lub nieliczni przedstawiciele szlachty skłonni opłacić taki zbytek... - wspomniana jednostka pojawiła się nie do pomylenia w polu ich widzenia, obok oczekujących Jastrzębi Gromu, myśliwców Furia i innych, różnorodnych wahadłowców.

- Wytrzymajmy kilka minut, wysłałem sygnał zbiórki do moich ludzi. Dwóch zostawiłem w sekcji medycznej, kilku miało się kręcić w tej okolicy, w razie przedarcia się pomiotu... - powiedział Artair, nim dotarli do linii pojazdów.
- Mam nadzieję, że desantowiec mojej jednostki dalej tutaj stoi - mruknął sam do siebie, po czym odłączył się od swoich ludzi w poszukiwaniu wspomnianego statku. Na jego pokładzie czekał jego serwitor, razem z zapasowymi częściami do implantów.



- Żałuję, że nie ma dość czasu na właściwą odprawę. Wejdźmy na pokład i poczekajmy na paladyna Domitianusa. Nie chcę ryzykować incydentu na wypadek, gdyby któreś z was w moim zastępstwie próbowało przekazać mu rozkazy. - gestem wskazała rampę, a słudzy i techkapłani rozsunęli się, umożliwiając wejście na pokład.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline