Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 22:54   #416
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Zwyczajnie było mu wstyd. Całą drogę, ba, cały niemal czas spędzony w „kryjówce” Turka nie odzywał się do nikogo. No, chyba że zapytany, i to wyraźnie i bezpośrednio. Nie potrafił sobie wydarować że tak wtedy spanikował, a jakiekolwiek tłumaczenie samemu sobie nie miało sensu.
A wszystko przez głupią drzemkę…

Obudził się i od razu wiedział że coś jest nie tak. Jakimś szóstym zmysłem wyczuł, że coś nie gra, chociaż w dniu takim jak ten nic nie grało i w sumie to spodziewać się jeszcze większych kłopotów, to było najlogiczniejsze, co powinien był zrobić.
Niby wszystko było po staremu. W pokoju był sam. Rzeczy leżały tak jak je pozostawił. W zamku tkwił klucz. A jednak…
Gdy ostrożnie zbliżył się do drzwi usłyszał zza nich oddalające się kroki. Kogoś ciężkiego. Przyczajony po drugiej stronie drzwi Luca nie rozpoznał jednak kroków oddalającego się Hiddinka zastanawiającego się akurat gdzie też u diabła podziewa się ten gówniarz…? Na pukanie nie odpowiedział, a drzwi po naciśnięciu klamki nie ustąpiły…
Luca nie słyszał pukania. Ani odgłosów szamotania z klamką, a już na pewno uciekająca jeszcze przed koszmarem podświadomość nie kojarzyła odgłosów z majakami z tamtej, drugiej strony. Znowu śnił ten okropny sen. Rozespany umysł wymiatał jeszcze resztki wspomnień okropności. .… odjęte w kolanach kikuty nóg… dymiące śmiercią powykręcane szczątki…. Wykrzywiona okrucieństwem maska o białych włosach i zębach rekina…. Brr… a tymczasem tutaj, w powietrzu unosiło się takie samo elektryzujące, stawiające dęba włoski na karku poczucie zagrożenia. Spokojnie Luca – tłumaczył sobie opierając się o drzwi i łapiąc kilka głębokich wdechów – Nie histeryzuj… To tylko sen…
Poszedł do łazienki i schlapał wodą twarz. – Tylko sen…
Pomogło.
Ochłonął i postanowił sprawdzić co u pozostałych. Może wydarzyło się coś nowego w czasie, kiedy spał? Ile to już minęło? Nie zdążył odczytać godziny na cyferblacie zegarka, bo kiedy pochłonięty tą czynnością jednocześnie przekręcał klucz w zamku i otwierał drzwi, nagle za nimi ukazała mu się wąsiata gęba jakiegoś araba w stalowym mundurze… i lufa karabinu!
Na szczęście żołnierz był równie zaskoczony co Luca. Chłopak odruchowo trzasnął drzwiami i przekręcił klucz. Tyle zdążył, bo zaraz potem wpadł w panikę.
Wpadli!! Kurwa, wpadli i wszystko stracone! Galopujące jak tabun rozszalałych koni myśli pędziły przez głowę chłopaka zataczając kręgi po coraz to bardziej szalonych miejscach. Pieprzona hiena!! Oakhill! A jednak sprzedał go sukinsyn!!! Ich wszystkich, bo właśnie przez zamknięte drzwi i wściekłe nawoływania w języku, którego nie rozumiał, dochodziły go pełne skargi odgłosy…. Tak! Waltera!!
Uciekać! Wiać póki jeszcze można! Ale którędy? I co dalej!? Spanikowany Luca przez długie sekundy z rozpaczą spoglądał na rozciągający się dobre kilka metrów niżej widok brukowanej ulicy. Cholerne piętro!! Jeśli z tego wyjdzie, solennie sobie obiecał nigdy więcej nie dać się zakwaterować wyżej jak na parterze.
Dobijanie do drzwi przybrało na sile. Zaraz tu wpadną… a on… mimo całej paniki nie odważył się skoczyć. Dwukrotnie okaleczona noga nie miała szans pozostać całą po upadku z takiej wysokości. Skoczyć? I co potem? Dać się złapać po kilkunastu metrach? Szybko podbiegł do stolika, zamiótł ramieniem co tam było do walizki i rzucił się drzeć pasy z prześcieradeł. Tylko tak miał szanse umknąć prześladowcom. Po sznurze, przez okno, a potem…
Nic mu nie przychodziło do głowy, lecz najpierw należało nie dać się złapać… byle zdążyć przywiązać sznur prześcieradeł i zsunąć się w dół, zanim…
Drzwi puściły z trzaskiem pod naciskiem i dwóch umundurowanych zbirów wtoczyło się do pokoju kiedy walizka leżał na ulicy a Luca był już jedną nogą za parapetem. Zbiry szybko się pozbierały i runęły ku niemu. Kompletnie zaskoczonemu i zamurowanemu widokiem, jaki ukazał się jego oczom. Zauważył bowiem podtrzymywanego przez dwóch innych żołnierzy widocznego w świetle wywarzonych drzwi szelmowsko uśmiechającego się i puszczającego mu właśnie perskie oko… Garretta!! A obok równie pewną siebie Am… miss Gordon!
Chwila zawahania starczyła. Dopadły go chciwe łapska.

Wstyd mu było. Toteż ze spokojem świętego męczennika znosił najpierw wygody „spokojnego domu”, a potem niewygody transportu ufundowanego przez, jak się okazało, ich sprzymierzeńca, Turka Alpa. Siedział, milczał, gryzł się i burknął coś tylko od czasu do czasu w odpowiedzi zły na siebie i cały świat.
Wsłuchiwał tylko w odgłosy sporadycznie prowadzonych rozmów. Uważnie, żeby nie uronić ani jednego słowa, nigdy więcej, które mogło by podsunąć wskazówkę, co do ich dalszych, wspólnych planów.
No i spał. Śnił wciąż ten sam męczący koszmar….
 
Bogdan jest offline