Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2011, 21:10   #194
Lechun
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Cisza. Charles nie słyszał nic, prócz własnego oddechu. Uruchomił wszystkie zmysły, by zarejestrować czyjąkolwiek obecność. Każdy nerw jego ciała był gotowy do działania. Był czujny jak jeszcze nigdy.

To wszystko było za mało.

Dopiero tajemniczy świst i dźwięk padanego ciała uzmysłowiło mu, jak blisko był śmierci. Jak łatwo się do niego zakraść i wbić zęby w ramię. Jak łatwo mu strzelić w plecy. Jak łatwo go uśmiercić.
Serce podeszło mu do gardła, z trudem też powstrzymał odruch wymiotny. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do niebezpieczeństwa i śmierci. Gdy źródło wystrzelonej strzały(naprawdę ładna kobieta) zapytała go o ugryzienie, pokręcił przecząco głową. Ona celowała do niego do niego z łuku, on do niej z pistoletu. Nie miał żadnych wątpliwości, że zawahałaby się strzelić. W przeciwieństwie do niego. Na szczęście opuściła łuk.
-Wybacz, nie chcę ryzykować. Anna.- przedstawiła się, uśmiechając się delikatnie do mężczyzny.
- Charles... I miło poznać, mimo... okoliczności. - odpowiedział, opuszczając broń. Nie zrobił tego wcześniej z jednego powodu: zapomniał o niej. Jeszcze był szoku. - Jesteś tu sama?
- Tak. - odparła nieco smutniejszym tonem a blask dotychczas widoczny w jej oczach mocno przygasł. - A ty? Jesteś z kimś czy sam? Masz jedzenie? Broń? - zaczęła zadawać pytania.
Charles mimowolnie zacisnął dłonie na broni i automatycznie włączyło mu się czerwone światełko. A jeśli to pułapka? - Jest nas dwójka. Ja i mój partner, Jimmy. Niedługo nas dogoni. A jedzenia mamy, starczy dla trzech osób. Gorzej z bronią...
Kobieta popatrzyła na niego z delikatnym uśmiechem.
- To dobrze, łatwiej nam będzie przeżyć.- dodała, po czym wyjęła szybkim, pwrawnym ruchem strzałę z głowy truposza. Na widok zdziwionego spojrzenia Charles’a odpowiedziała - Nie mam wielu strzał. Staram się dbać o te, które mam. - kiedy skończyła wycierać strzałę w ubranie truposza spytała przyglądając się nowo poznanemu mężczyźnie.
- Przedstawisz się czy mam mówić do ciebie per pan?- z coraz śmielszym uśmiechem spytała.
- Już mówiłem, Charles. Funkcjonariusz Charles Williams, z policji stanowej. Chyba. Znaczy, że chyba mówiłem... No - podrapał się po głowie, przy okazji poprawiając czapkę policyjną. - Jak udało ci się tutaj przeżyć?
- Wybacz, jestem nieco rokojarzona.-
z lekkim rumieńcem wstydu odpowiedziała kobieta - W okolicy mój dziadek miał domek w lesie, był myśliwym. Jak wybuchła ta zaraza to uciekłam tutaj, nie wiedziałam gdzie mogłabym jechać. No i jakoś tutaj żyję. W okolicy jest całkiem sporo samochodów, czasami udaje mi się coś znaleźć do jedzenia. Jeśli ty i twój przyjaciel będziecie chcieli to możecie na kolację wpaść do mnie.- dodała z mrugnięciem oka.
To brzmiało nie tylko prawdopodobnie. Sam by tak zrobił, gdyby tylko miał możliwość i odpowiednie umiejętności, by przeżyć. Niestety, był tylko cholernym mieszczuchem, który domki w lesie widział wyłącznie na urlopie. A i to nieczęsto.
- Jak daleko stąd jest ten domek? - schował broń do kabury. Jednak jej nie zapinał.
- Piętnaście minut piechotą. - odpowiedziała kobieta, mocując na łuku wydobytą z zombie strzałę. Charles odwrócił głowę w stronę radiowozu. Przecież go tak nie zostawi!
- Autem się dojedzie? -Kobieta pokręciła przecząco głową.
- Nie od tej strony.-
- Trudno. W takim razie chodźmy. - powiedział, włączając alarm. Jak ktoś spróbuje się włamać, STWORY mu to uniemożliwią. Plan marny, bo i on później nie wejdzie... Ale zawsze to jakiś plan...
- Nie czekamy na twojego partnera? - spytała zdziwiona Anna.
- Mam krótkofalówkę.
Kobieta bez słowa ruszyła między drzewa. W międzyczasie na cięciwę łuku naciągnęła kolejną strzałę. Charles kątem oka zobaczył przypięty do paska duży, myśliwski nóż. Kobieta miała jak widać umiejętności niezbędne do przeżycia w świecie opanowanym przez zombie i była przygotowana na niejedno.

***

Dwie skulone sylwetki pozoli przemieżały las. Zarówno Anna jak i Charles starali poruszać się jak najciszej tylko potrafili. Mimo bacznej obserwacji okolicy nigdy nie było wiadomo gdzie mógł czaić się jakiś zarażony.
Spacerek po lesie trwał około dwudziestu minut. Po tym czasie pomiędzy drzewami zamajaczył wysoki, drewniany płot. Kobieta podeszła do furtki i otworzyła je schowanym w kieszeni spodni kluczem. Kiedy oboje znaleźli się za płotem, Charles poczuł się jakby znalazł się w innym świecie. Na grządkach rosły pomidory i ogórki. Główki sałaty wyrastały tuż obok. Na drzewach dojrzewały jabłka i gruszki. Obok drzew stał nieduży drewniany domek.


Kobieta widząc zdziwienie swojego gościa uśmiechnęła się delikatnie.
- Mówiłam że próbuję sobie jakoś dawać radę.-
- Nie sądziłem, że tu może być aż tak... Normalnie...
- Uwierz mi, nie jes tak zawsze. Bardzo często truposze dobijają się do bramy.
- dodała z niewesołą miną.
- Wierzę... - szybko dodał.
- Chodź do środka. Umyjesz się, może coś zjesz.- zmieniła temat. Wzmianka o kąpieli wypowiedziana była pół żartem pół serio, bo w rzeczywistości Charles nie pachniał najładniej.

Nie musiała powtarzać dwa razy.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D
Lechun jest offline