Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2011, 23:17   #116
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Gregor żył ciągłe dzięki szybkiemu podejmowaniu decyzji. Ten moment nie był różny od innych. Rzucił w vox - Strzała-trzy potrzebuję rozpoznania terenu na północ od nas, dokładnej lokalizacji Savlarian i Harakonów względem naszej pozycji, a także, jeśli jesteś w stanie, lokalizacji czegoś co wygląda na sterownię, szturmowaną przez jednostki Kriegan, odbiór.
- Tak jest, lordzie-komisarzu. Potrzebuję chwili. - nadeszła odpowiedź, a nad ich głowami z warkotem odrzutowego silnika przeleciał myśliwiec lotem koszącym w celu uniknięcia ostrzału. Po chwili zaczął się wznosić, obracając na bok dla rozpoznania.
- Błyskawicznie wstał i rzucił w stronę dopiero co przybyłego oficera Cadianczyków - Porucznik, będę potrzebował twojej pomocy w misji która może okazać się kluczowa w dalszych działaniach wojennych w tym sektorze. Proszę wyznaczyć jednego człowieka, szybkiego i znającego teren. Pomoże on nam sprowadzić posiłki. Reszta z was pójdzie ze mną by wspomóc jednego z Kriegańskich kapitanów. Twierdzi on, a ja mam wszystkie powody by mu wierzyć, że z odrobiną pomocy jest on w stanie wyeliminować nieprzyjacielskie lasguny. Proszę przygotować swoich ludzi. Gdy tylko otrzymamy informacje ze zwiadu powietrznego, ruszamy.
Cadiański oficer wyglądał, jakby zużywał każdy pozostały mu skrawek żelaznej woli by nie westchnąć. Przez twarz i szyję przebiegł mu skurcz, chciał chyba coś powiedzieć, ale zasalutował tylko i cofnął się o dwa kroki, po czym gestem przywołał jednego z żołnierzy, tłumacząc mu instrukcje w dialekcie jednego z cadiańskich Kasr.
John wyczerpany po poprzedzających owe spotkanie walkach westchnął i potarł dłonie aby je rozgrzać, było bardzo zimno, sprzęt ciężko było utrzymać gołymi rękoma nie mówiąc już o zgrabiałych palcach, jako medyk nie mógł sobie pozwolić na błędy, starał się mimo zmęczenia pozostawać w ruchu i rozgrzewać się - Macie jakieś podręczne zasobniki? - zapytał - leki, woda, cokolwiek, czuje ze się przyda, jestem medykiem, chętnie uzupełnię swoja apteczkę przy okazji upewniając się ze będę miał czym was połatać w przyszłości - ponownie westchnął i rozejrzał się po żołnierzach, dobrze było znów zobaczyć twarze Cadian, niestety wielu z nich nie przeżyje najbliższych kilku godzin, John postanowił zadbać o to by jak najwięcej z tych chłopaków mogło wrócić do domu, albo przynajmniej sztabu.
- Tylko apteczki osobiste, żołnierzu. - Stwierdził porucznik, słysząc go i podchodząc do medyka, gdy młodzik ruszył po wsparcie. - Przyszliśmy jako ochotnicy po lorda-komisarza. Reszta została, obdzielona racjami żywnościowymi Kriegan. Nie było czasu. - Poświęcił chwilę na ogarnięcie wzrokiem munduru Johna.
- Jesteś ze sto pierwszego? Myśleliśmy, że wycięli cały Vendoland w pierwszych trzech dniach ataku, zanim zaczęli zakłócać łączność. Moje kondolencje.
Rozproszyliśmy się, większość prawdopodobnie wybito - zawiesił głos - ja i kilkunastu chłopaków broniliśmy starej kotłowni dopóki nie zdziesiątkowały nas moździerze - nie tak łatwo pozbyć się Cadian, walczymy do ostatniego żołnierza - znów przerwał, nie było łatwo wspominać poległych, zważając na to ze tak wielu z nich znal osobiście - walczymy nadal, nie poddamy się, musimy pomścić tych którzy polegli, może przypłacimy to własnym życiem.. miejmy nadzieje ze nie, w każdym razie postaram się żebyśmy nie musieli ginąć, ale żeby to osiągnąć muszę uzupełnić zapasy, napełnijcie manierki śniegiem, niech się topi, kilku z was będzie musiało oddać mi swoje apteczki żebym mógł uzupełnić swoja, jak stoimy z amunicja? - spytał spoglądając na porucznika wzrokiem który wyraźnie mówił że nie ma ochoty rozmawiać o poległych towarzyszach.
- Krieganie podzielili się rezerwową amunicją. Musi wystarczyć, mieliśmy tylko eskortować lorda komisarza. Zaatakowali przeważającego wroga jak tylko wyruszyliśmy, by dać nam czas przybyć tutaj i wrócić... - wyjaśnił z pewną goryczą porucznik.
Wtem vox-radiostacja znów ożyła.
- Tu Strzała-3, tu Strzała-3, jakieś czterysta-czterysta pięćdziesiąt metrów na północ-zachód-północ od was przegrupowała się duża formacja, to Savlarianie i Harakoni, widzę ciężkie pancerze. Może niecały kilometr dalej, na północ, drogą przez opustoszałą dzielnicę mieszkalną robotników z kotłowni, składającą się z bloków, znajduje się most. Widzę, że tuż za mostem trwa jakaś zwarta walka i potwierdzam wzmacniany wieżowiec, w większości metalowy, w tamtej okolicy, tuż obok Skraju.
Gregor chwycił vox - Zrozumiano Strzała-3. Dzięki za informacje, Malrathor bez odbioru. - Komisarz odwrócił się w kierunku Cadianczyków - Panowie. Jeden z was przedostanie się do znajdującej się w pobliżu formacji łączonej Savlarian i Harakonów. Kierunek to 400-450 metrów na północ-zachód-północ. Przekażecie tym siłom by podążyły za nami i dali nam wsparcie. Reszta wraz ze mną ruszy mniej-więcej kilometr na północ stąd by wspomóc siły Kriegańskie. Jeśli nam się uda, to każdy nieprzyjacielski karabin laserowy na powierzchni tej planety zostanie wyłączony z akcji. Ruszamy panowie. Za Imperatora i na zgubę Jego wrogów. - Powiedział wyraźnie lord komisarz, po czym sam ruszył na czoło kolumny.
- ZA IMPERATORA! - rozległ się chór wymęczonych, ale zdeterminowanych męskich głosów. Porucznik wyznaczył oddział, który w drodze na północ odłączy się od nich, po czym zwrócił się bezpośrednio do komisarza.
- Sir, z całym szacunkiem... nie moglibyśmy po prostu pójść po nich, zgarnąć ich po drodze i ruszyć dalej, razem aby wesprzeć wasz pułk?
Gregor potarł w zamyśleniu brodę - Tak, to interesujące pytanie, nieprawdaż? Odpowiedź brzmi: nie wiem. Jeżeli Krieganie są w stanie utrzymać się dość długo, to lepszym rozwiązaniem będzie połączenie obu naszych grup i uderzenie z większą siłą. Jeśli jednak Krieganie są na krawędzi załamania pod obroną nieprzyjaciela to nawet dziesięciu ludzi może przeważyć szalę. - Komisarz zaśmiał się gorzko - Witamy na polu bitwy poruczniku, gdzie każda decyzja może być błędna. Przez pewien okres czasu obie nasze grupy mogą podążać jednym szlakiem. W tym czasie będę próbował skontaktować się przez vox z kapitanem dowodzącym natarciem i dokładnie dowiedzieć się o aktualną sytuację. Jeżeli może wytrzymać bez żadnego wsparcia nieco dłużej, pójdziemy jedną grupą po Savlarian i Harakonów. Jeśli jednak potrzebuje natychmiastowej pomocy, podzielimy naszą grupę i część żołnierzy ruszy w kierunku Kriegan, a część w kierunku Savlarian i Harakonów. Do czasu uzyskania bardziej szczegółowych informacji zakładamy że prawdziwy jest wariant mniej optymistyczny. Stąd wyznaczenie drugiej grupy tak wcześnie. Ruszamy naprzód, szybko. Gdy będziemy musieli się rozdzielić poinformuję pana jak wygląda sytuacja. - Wyjaśniwszy to porucznikowi Gregor ruszył w kierunku żołnierza Cadiańskiego niosącego vox i rozpoczął nadawanie na znanym sobie kanale
...jednak porucznik chwycił go za rękaw, ściągając na siebie uwagę, przerywając czynność nadawania. Przetarł cieknący od mrozu nos rękawem, możliwie taktownie w takim zachowaniu odwróciwszy głowę na bok, po czym spojrzał komisarzowi prosto w oczy.
- Nie potrzebuję powitania na tym polu bitwy, lordzie-komisarzu i nie musicie mnie traktować jakbym urwał się z piaskownicy. Wychowywałem się i szkolony byłem w budowanych z myślą o obronie Kasrach i wiem jak się broni i zdobywa miasto, widzę też, że jesteście w tym całkiem świeży, więc posłuchajcie mnie. Każdy dowódca pod ostrzałem musi mieć natychmiast wsparcie, aby nie tracić ludzi. Najpierw poślijcie mu tę Strzałę czy kogokolwiek. - rzucił, wskazując na krążący nad nimi myśliwiec Grom, zapewniający osłonę powietrzną - Potem idźmy do Savlarian. Wróg wie, jak walczyć. Mają snajperów w kluczowych miejscach, zaminowują porzucane budynki oraz te naprzeciwko ich pozycji. Nie mamy saperów, nie mamy szpicy, nie mamy broni ciężkiej a słyszałem od medyka coś o moździerzach. Jeden KM do trzymania nas na odległość i moździerze poszatkują nas w kilka sekund. Wreszcie, nie zamierzam ryzykować, że Savlarianie zastrzelą moich podwładnych nie odróżniając ich od wroga czy, co ważniejsze, że zignorują ich lub im nie uwierzą i nie będzie jak nas poinformować. Proszę o wydanie rozkazu podążania na północ-zachód-północ. - zakończył przemówienie, z którego przebijała silnie skrywana irytacja.

Pozostali Cadianie wstrzymali oddechy, spodziewając się być świadkami pochwały lub egzekucji.
- Puszczaj. - w spokojnym tonie komisarza czaiła się straszliwa groźba. Porucznik od razu zabrał rękę. - Każdy normalny komisarz zakończyłby rozmowę w tym miejscu strzałem w głowę. - Gregor uśmiechnął się paskudnie. - Na twoje szczęście ja nie jestem normalnym komisarzem. Cenię sobie także przenikliwość i inteligencję. Wbrew temu co sądzisz brałem wcześniej udział w zdobywaniu miast i walkach miejskich. Wielokrotnie. Zdaję sobie sprawę ze wszystkiego co powiedziałeś od początku. Nie wiem natomiast czy ty zdajesz sobie sprawę co znaczy to co mówisz. - Zbliżył się do porucznika z szybkością błyskawicy i patrząc mu prosto w oczy powiedział spokojnym, opanowanym, zimnym. - Jeżeli się mylisz i nie zdołamy dotrzeć do moich Kriegan zanim atak się załamie cała odpowiedzialność za to spadnie na ciebie. Śmierć każdego żołnierza który zginął w czasie początkowego ataku pójdzie na marne. Twoi ludzie zginą, otoczeni głęboko na terytorium wroga. Każdy żołnierz który zginie w przyszłych atakach zginie z twojego powodu. Jeżeli sytuacja wynikła z zastosowania twojego planu spowoduje że będę musiał poświęcić ciebie i każdego z twoich ludzi by osiągnąć cel, zrobię to. Jeżeli zaś twój plan zawiedzie, to ty zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności. Odpowiedz więc mnie i sobie na pytanie. - Gregor cedził słowa powoli i z ponurą dobitnością - Czy. Zdajesz. Sobie. Sprawę. Z. Konsekwencji. Swojej. Decyzji?
- Ta. - na poły pogardliwie odparł porucznik - Jako że jestem oficerem polowym, a nie politycznym, muszę. - rzucił Cadianin, o twarzy wciąż wykrzywionej grymasem. - Przywykłem do zbierania odpowiedzialności, sir. Cieszę się, że mogłem dostarczyć kozła ofiarnego w razie gdyby właściwy plan się nie powiódł. - odwrócił się do swoich żołnierzy - Wymarsz, natychmiast! Nie gapić się, tylko zasuwać, słyszeliście komisarza!
Medyk ze zrezygnowaniem spojrzał na porucznika i rozejrzał się, nie sądził żeby ta misja była najrozsądniejsza, byli zmęczeni przemarznięci i brakowało im zapasów, ale życie gwardzisty nigdy nie jest usłane różami, czego by nie myślał nijak mógł kwestionować porywcze decyzje wyższego mu ranga lorda komisarza, miał jedynie nadzieje ze wyjdzie z tego cało.
Gregor kiwnął głową potwierdzając rozkazy porucznika. Następnie zbliżył się do niego i powiedział tak cicho że tylko tamten mógł usłyszeć - Poruczniku, jak powiedziałem cenię sobie przenikliwość i inteligencję. Jeśli jednak jeszcze raz podważysz mój autorytet, zabiję cię. Nie z zawiści czy z niechęci, lecz dlatego że powaga mojego urzędu tego wymaga. To jest twoje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. A także szansa. - Nie czekając na odpowiedź Gregor ruszył w kierunku czoła kolumny, przywołując do siebie żołnierza trzymającego vox. Postanowił w czasie marszu spróbować skontaktować się z Savlarczykami, Harakonami i Krieganami. Miał tylko nadzieje że nie popełnił błędu ufając ocenie sytuacji porucznika.
Nie było z tym problemu - wszystkie formacje w boju praktycznie nadawały komunikaty co chwila na każdej częstotliwości i pozostawało jedynie wybrać, z którą otworzyć kanał łączności.


W międzyczasie porucznik podszedł do medyka, gestem prosząc, by ten się zbliżył. Wzrok miał zupełnie grobowy. Gdy byli już w bezpośredniej bliskości, zapytał go w marszu, zniżonym głosem:
- Co możecie mi o nim powiedzieć, żołnierzu? - skinął głową w stronę komisarza.
Szczerze mówiąc niewiele - odparł John - komisarz jak każdy inny, heroiczne wyczyny zdają się być dla niego chlebem powszednim i jak każdy inny komisarz nie dba albo przynajmniej stara się nie dbać o życie podwładnych, trafił do mnie z powierzchownymi ranami, połatałem go, jego towarzysze nie przeżyli - zastanowił się chwile - nie zauważyłem w nim niczego nadzwyczajnego, wiec jak już powiedziałem, komisarz jak każdy inny, ślepy i heroiczny, nie wiem czy to wada czy może zaleta, tak czy inaczej nie mamy wielkiego wyboru, czuje ze zaraz padnę z wycieńczenia i głodu, zgrabiałymi rękoma mało zdziałam ale nie mam kompetencji żeby przeciwstawić się oficerowi politycznemu nie zarabiając kulki w głowę - westchnął i zerknął na sylwetkę komisarza krzątająca się przy voxie - dobrym pomysłem byłoby wysłanie kilku czujek, już nieraz takie rzeczy ratowały kilku chłopaków przed zasadzka, a podejrzewam ze Harakonei i Krieganie mogą być otoczeni mimo tego co nadają przez vox - raz jeszcze spojrzał na porucznika i poklepał go po ramieniu - pozostaje nam w wiara w imperatora i własne pieprzone szczęście - rzucił znów starając się rozgrzać przemarznięte dłonie.
Porucznik sięgnął do kieszeni, gmerając w niej chwilę, po czym wyjął drobne zawiniątko. W marszu odwinął niezupełnie czyste szmaty odkrywając niewielki słoik. Z innej z licznych kieszeni dobył pogiętą i diablo zimną łyżkę i podał jedno i drugie medykowi.
- Melasa z fagrikowca. Nie chcesz wiedzieć, skąd mam. Pożyw się, bo będziesz potrzebny. - nie odwracając wzroku od kierunku marszu odczekał, upewniając się, czy medyk przyjmie wysokokaloryczny podarek, po czym zapytał:
- Nie lubię wysługiwać się starszymi wiekiem żołnierzami tylko przez stopień, ale mogę mieć prośbę?
Medyk zabrał się za melasę chuchając na nią jedząc byleby ogrzać trochę lodowata łyżkę - tak? - odparł spoglądając na porucznika.
- Podszedłbyś do tego lorda-komisarza, bo najwidoczniej uparł się by mieć ostatnie słowo i mnie ignorować, i kulturalnie mu wyjaśnisz, że jeżeli dalej będzie zagrażał operacji swoim bzdurnym autorytetem, to go zabiję. - wyjaśnił porucznik, jakby chodziło o skoczenie po magazynek do karabinu laserowego.
John - oderwał się od przeżuwania melasy i rzucił szybkie spojrzenie w stronę komisarza, ciągle majstrował przy voxie, wrócił wzrokiem do gwardzisty - jesteś świadom o czym mówisz - powiedział przełykając zbyt wiele na raz, oczy zaszły mu łzami i oddal słoik porucznikowi - dzięki, nie jesteś poważny, jeśli tylko usłyszy co tutaj insynuujesz zastrzeli Cię, pewnie mnie i kilku innych, nie mamy wyboru, jeśli go zabijesz, dowiedzą się i zabija nas, jeśli się sprzeciwisz, nie skończy się to o wiele lepiej.
Porucznik przyłożył palec do własnych ust.
- Dookoła sami Cadianie. Jeżeli tego nie zauważy on, to znaczy, że jest niebezpiecznym lunatykiem do usunięcia. Chętnie pomogę Krieganom, ale nie zamierzam ryzykować życia własnego oraz moich podkomendnych dla podtrzymania cudzego autorytetu. Nie w takim miejscu, w takich warunkach.
hmmm - zastanowił się medyk - pomyśl logicznie, może i nie masz ochoty pompować jego zadufanego ego, ja tez nie, ale możemy go potrzebować, skąd wiesz czy Krieganie albo Harakoni rusza dupska
- Wiem, że będę się o to martwił gdy i jeśli dojdziemy tam żywi. Ten gość nie wie, co się dzieje w mieście, nie widział rebeliantów i pcha siebie i nas na zatracenie. Może z tego szczyna osnowy wyjść. - wzruszył ramionami porucznik - Jeżeli jest bystry, na co liczę, przestanie się ciskać przynajmniej do opanowania sytuacji. Potem go jakoś udobrucham, zwłaszcza, jeśli jest bystry. A jeżeli Harakoni i Savlarianie mieliby problem, cóż... - zamyślił się porucznik - Sam założę ten zawszony płaszcz z epoletami i czapkę komisarską i wydam im rozkaz z ramienia Departamento.

Komisarz w tym samym czasie próbował skontaktować się z Kriengańczykami. - EE tu RA odbiór. EE czy mnie słyszysz?
Oprócz zwyczajowego trzasku zakłóceń dochodziły głośne dźwięki mechanizmów karabinów, terkot ciężkiej broni maszynowej, krzyki, rozkazy i przekleństwa. Z pewnym opóźnieniem Malrathor usłyszał swojego towarzysza broni.
- SŁYSZĘ, ALE LEDWIE! - krzyknął tamten.
- EE jak wygląda sytuacja?! Jak długo jesteś w stanie wytrzymać bez wsparcia?!
- NIE ŻEBYM MIAŁ DUŻY WYBÓR, RA, ALE DOPÓKI CI GOŚCIE NIE ZACZNĄ TRAFIAĆ! KAZAŁEM NACIERAĆ AŻ POZWOLĘ KOMENDĄ SIĘ ZATRZYMAĆ! JESTEŚMY W SZCZERYM POLU! - na chwilę seria ciężkiego boltera zagłuszyła kolejne słowa, ale po chwili EE powtórzył: -ZALETĄ JEST TO, ŻE NIE MAMY JAK SIĘ WYCOFAĆ, CHOĆBYŚMY CHCIELI! NA SŁODKĄ KREW IMPERATORA! CZUŁBYŚ SIĘ TUTAJ WSPANIALE!
- Jak zawsze EE, jak zawsze! Słuchaj, idę w twoją stronę z dwoma plutonami Cadian. Po drodze zgarniemy jeszcze kompanię niedobitków z Harakonu i Savlaru, którzy są po drodze jak donosi mi zwiad powietrzny. Jesteśmy niecały kilometr na południe od was. Odbiór.
- TO MIŁE, RA, ALE NIE SĄDZĘ, ABYM TEGO DOŻYŁ! SPRÓBUJCIE RACZEJ OFLANKOWAĆ WROGA! JEŻELI WYSADZICIE CAŁĄ CIEPŁOWNIĘ, POWINNO ZADZIAŁAĆ< ALE WYMROZICIE CAŁE MIASTO! JEŻELI MACIE KOGOŚ KTO UMIE OBSŁUGIWAĆ SILNIKI LOGICZNE, MUSICIE SIĘ DOSTAĆ NA SAM SZCZYT BUDYNKU!
- Dzięki za informacje EE. Spróbuję znaleźć kogoś z takimi umiejętnościami. Zobaczymy się niedługo. A jeśli faktycznie nie przeżyjesz, to zobaczymy się przed Tronem Imperatora. RA bez odbioru. - Gdy tylko skończył rozmawiać komisarz ryknął - Wymarsz, panowie! - Jednocześnie w czasie marszu próbował wyszukać częstotliwość którą posługiwali się Savlarianie i Harakoni zebrani na północ od nich.
- Sierżancie! Sierżancie, kurwa, jest jakaś częstotliwość! Kto mówi? Kimkolwiek jesteś, wyciskałbym cię z radości, chyba, że chcecie nam powiedzieć, że właśnie startujecie!
Połączenie nastąpiło dość szybko i raptownie. Savlarianie najwidoczniej nie szyfrowali w ogóle komunikacji, wychodząc z założenia, że wróg i tak nie uzyska żadnych istotnych informacji lub nie zdoła ich użyć przeciw nim - a nawet jeśli, to pomyślą jak przyjdzie im strzelać.

John wciąż borykał się z wątpliwościami - masz racje.. to nie najlepszy pomyśl pąkować się w miasto.. nie sadze żeby był niedoświadczony ale zapewne zbyt pewny siebie, właściwie zbyt pewny nas.. nie wiem jak długo wytrzymamy w tych warunkach ogień krzyżowy, nie mamy ciężkich broni ani amunicji, może być ciężko, zobaczę co da się zrobić.. - westchnął wdychając lodowate jak mu się wydało, kryształki lodu - a otwarta rebelia to nie sposób, musimy być racjonalni, z jakiegoś powodu takie dupki nami dowodzą, jeśli podwładni zobaczą upadek komisarza z ręki porucznika, to jakim wyzwaniem dla nich w ciężkich warunkach będziemy my?
- Żadnym. Różnica jest taka, że ci tutaj ochotnicy poszli, bo idę ja, a nie poszli po lorda-komisarza. Miałem trochę szczęścia i trochę wyczucia organizując obronę i wyprowadzając nas stąd. Za dużo nas zginęło, by trzymać się klasycznego modelu. - skinął głową w stronę Malrathora porucznik.
masz rację, sam nie jestem fanem tego przedsięwzięcia, ale prawda jest tez ze zbyt wielu nas zginęło, dupek nie dupek jednak imperialny, nie warto przelewać własnej krwi. Oni to robią, my ich za to nienawidzimy, są zadufani w sobie i bezwzględni, nijak mi do nich, nie przeleje więcej krwi bezsensownie, musisz przyznać mi racje, jeśli wyjdziemy z tego cało, uratujemy wiele żyć, jeśli nie to i tak nie mamy już czasu na odwrót.. - westchnął ciężko zerkając na komisarza ukradkiem - to nie takie proste.. catachanie zabijają komisarzy, wszyscy o tym wiedza, ale my na boga jesteśmy Cadianami.. nie robimy tego.. przekonam go.. postaram się.. racjonalna dyskusja jest lepsza niż podważanie autorytetu.. przynajmniej nie ucierpi jego ego, a to jest dla niego o wiele ważniejsze niż życie któregokolwiek z nas. - uśmiechnął się szyderczo - pomyśl tylko. Kto ściąga na siebie ogień przeciwnika? Ty czołgający się z lasgunem? czy on stojący na kamieniu i wrzeszczący na wszystkich? - poklepał porucznika i wyprostował się spoglądając na komisarza gestykulującego rozmawiając przez vox.
Tym razem porucznik westchnął, co wstrzymywał od czasu rozmowy z komisarzem. Uśmiechnął się nawet cierpko.
- Cóż, dziękuję. Podejrzewam, że cierpliwość przychodzi z wiekiem. Ale musisz wiedzieć... jeżeli będzie chciał narazić czyjekolwiek życie dla autorytetu, zastrzelę go. Lojalnie ciebie uprzedzam. Jemu nie musisz mówić... - skinął głową medykowi i zrównał się z radiooperatorem, chcąc słyszeć, co dokładnie ustala oficer polityczny.
Widząc nadchodzącego oficera lord komisarz odezwał się spokojnie - Ruszamy. Każda dalsza chwila zwłoki kosztuje życie ludzi mojego kapitana. - Gregor potarł w zamyśleniu brodę. - Znasz swoich ludzi. Wyznacz straż przednią. Idziemy szybko, ale ostrożnie. Na nic się nie przydamy jeśli wszyscy zginiemy. Zapewne nie ma pan w swojej jednostce ludzi obeznanych z silnikami logicznymi?
- Tylko ja, jako cadiański oficer. Do czego będzie to potrzebne dokładnie, sir? - zapytał nieco spokojniejszy, a może zwyczajnie zwyciężony przez zmęczenie porucznik.
- Silniki logiczne kontrolujące ocieplanie miasta znajdują się na szczycie budynku szturmowanego przez Kriegan. Musimy się tam dostać i obniżyć temperaturę za pomocą nich. Alternatywą jest zniszczenie budynku, co wymrozi całe miasto i zabije każdą nieprzygotowaną osobę, w tym naszych. - Komisarz wyglądał zdeterminowanie i ponuro. - Możecie myśleć o mnie różne rzeczy, poruczniku, ale nie poświęcam swoich ludzi jeśli mam inne wyjście.
- Brzmi świetnie. - cierpki uśmiech porucznika poszerzył się - Cóż, jeżeli dotrę do konsoli, zrobię co trzeba.
- Doskonale. Teraz, ruszamy. Jeżeli Savlarczycy nie będą robić problemów, idąc ostrożnie powinniśmy dotrzeć do Kriegan w około pół godziny. Będę kontaktować się z Savlarczykami i Harakonami w czasie marszu.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline