Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2011, 00:05   #11
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Miasto zbudowane było na planie koła.
Sześć stalowych bram zdobiło trzy metrowe, zbrojone mury, przy każdej z nich dwie wieże strzelnicze z działkami Gattlinga na szczytach.
Jednak po przejściu przez jedną z furt, czekał na podróżnych fantazyjny świat pełen kolorów, dziwacznych kształtów i mikstury architektonicznej.
Budynki swoimi projektami przypominały te z epoki średniowiecza z renesansowymi akcentami.

A wisienką na szczycie ogromnego tortu był, a jakżeby inaczej, rozległy brukowany plac pokryty setkami straganów z różnokolorowymi płachtami górującymi nad stołami wypchanymi najróżniejszymi towarami.

Napakowany krasnolud, któremu mięśnie napinały koszulę handlował bronią białą i łukami, z puncmarką dwóch krzyżujących się młotów z koroną nad nimi, symbol najznamienitszej kuźni krasnoludzkiej w świecie. I najwyższych cen.

Dwa gnomy, zapewne bliźniacy, oferowali swe usługi przy konserwacji broni i ostrzeniu wszystkiego co da się naostrzyć. Sprzedawali również broń palną wszystkich kalibrów i różne wybuchowe gadżety, jak granaty odłamkowe, hukowe, gazowe, rozsiewające iperyt i fosgen, a także C4, trotyl.
Wszystko to pod szyldem „Fajerwerki”.

Złotowłosy elf oferował magiczne księgi, zwoje, amulety i pierścienie. Człowiek o mocno bladej cerze mikstury, maści i inne specyfiki. Tęga dostojna pani ubiór wszelakiego rodzaju, a dostojny wysoki i chudy asceta księgi, a gnom skrzący się od złota wyroby jubilerskie. Nie brakowało tu pieczywa, wina, piwa, mięsiw, ryb, wyrobów cukierniczych, owoców i warzyw.
Owalny plac był usiany na swych brzegach budynkami bardziej nieruchomymi, w większości karczmami. Największe z nich, „Srebrna Dynia” i „ Złote Jabłko”, ustawione po dwóch przeciwnych stronach rynku, kusiły jasnością, gwarem i niesamowitymi doznaniami zapachowymi każdego, kto przechodził obok.
Wciąż wsród wąskich ścieżek między stoiskami poruszali się różnorodni mieszkańcy i przejezdni, odziani w grube futra i skóry, leniwie oglądający towary, zajadący się przysmakami i targujący się z zapałem godnym lepszej sprawy.


Cały obraz, po cichu gasł, gdy wielkimi, zimowymi krokami zbliżała się noc. Straganiarze zwijali swoje lukratywne interesy, a urzędnicy chodzili, po zebranej za dnia opinii zasięgniętej u kupujących i wydawali pozwolenia na stały rozkład swoich towarów w mieście. A takie pozwolenia bardziej radowały kupców, niźli pomnożony dzienny utarg.


Ostatnimi, i zdawać by się mogło, nieśpiącymi nigdy osobami, byli strażnicy miejscy uzbrojeni jeden w strzelbę spas-12, drugi w karabinek Beryl, a trzeci prowadzący przy boku, na krótkiej smyczy psa i okrążający miasto w trzyosobowych patrolach 24 godziny na dobę.


Nad każdą z bram wisiała tablica.
„Witamy w Tiphereth!”
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 10-12-2011 o 00:11.
potacz jest offline