Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2011, 14:29   #420
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
- G-gdzie? - cały był obolały, czuł, jak gdyby ktoś wyssał z niego życie.
- Jesteśmy w Hotelu, udało się, do rana dojdzie do siebie - zamglony widok Mahuny siedzącego przy drzwiach rozpłynął się równie szybko, jak się pojawił.
Obudził go huk wywarzanych drzwi, pierwsze co zobaczył to dwóch żołnierzy - jeden przyciśnięty do ściany gołą ręką Shardula, drugi przygwożdżony do ziemi z ostrzem miecza na karku, do pokoju wszedł ktoś jeszcze, nie widział go, Hindus puścił obydwu, kolejne godziny były niewyraźnym wycinkiem - wojskowi wyciągający ich i bagaże na zewnątrz, wszechobecne krzyki, smak piasku w ustach i jazda ciężarówką.
- Żyje? - zagadnął jeden z wąsatych żołnierzy. Na to pytanie Lynch kiwnął jedynie głową.

Wyglądał jak cień swojej osoby - blady, wydawał się chudszy, jego włosy wydawały się być bardziej matowe, oczy bardziej osadzone pomiędzy gałęziami zmarszczek, a skóra naciągnięta. Czuł się jak Hrabia Drakula po tygodniu abstynencji.
Nie wiedział, że ponowne użycie tatuażu aż tak go wyczerpie...będzie aż tak...nieludzkie. Musiał ochłonąć...willa, będąca metą ich szaleńczej jazdy po mieście idealnie się do tego nadawała.
- Samum...łańcuchy wiążące diabła...- leżał na łóżku dogorywając - kurw...
Znów spał, tym razem sen okazał się jedynie utrapieniem...widział Douglasa wydłubującego z ciała kolejne sztylety, przegryzającego zębami srebrną klatkę, w której go zamknięto...ostatnim razem gdy to widział, jego "brat" był na wpół-żyw...moc tatuażu pobudziła go, dała mu nowe siły
- Zajebie cię skurwysynu! - ryczał uderzając głową o rozpadające się pręty - już niedługo!
Ostatnie słowa dźwięczały mu w głowie jak gong,,,już niedługo.

Z łóżka zwlekł się późnym rankiem, poranna kąpiel dodała mu otuchy...ostatecznie wizja siebie samego z dnia wcześniejszego musiała być wywołana paniką - Leo wyglądał jak zwykle z różnicą kilku drobnych szczegółów i pukla szarawych włosów, których zdążył się pozbyć, przed wyjściem z pokoju.
Śniadanie zjadł sam w saloniku:
- Ahmed, j-jak dobrze pamiętam - zagadnął służącego.
- Nie, nie - pokręcił głową z rozweseloną miną - Alik.
- Przepraszam - skłonił lekko głowę, co kompletnie ogłupiło nieprzyzwyczajonego do przeprosin służącego - Alik, mam do ciebie prośbę...mógłbyś coś dla mnie zdobyć?
Mężczyzna zgiął się wpół słuchając wytycznych.
Pozostałą część dnia spędził na błąkaniu się po willi, oglądaniu reliktów, robieniu zdjęć, opisywaniu ostatnich wydarzeń w dzienniku...sprawiał wrażenie znudzonego i myślącego o niczym, jednak wystarczyło kątem oka dojrzeć Emily, a jego serce stawało, wszystko powracało, wszystko to co wtedy widział...widział za dużo i tego był pewny.

Cytat:
"Dzieciństwo...pierwsze miłostki, wyprawy, rozmowy z rodziną, przyjaciółmi, sekrety, a nawet mój obraz przy płonącym truchle ghula...władza jaką nad nią posiadałem w tym momencie...mogłem zrobić z nią wszystko na co miałem ochotę, mogłem zmienić ją w bombę zegarową, uśmiercić jednym słowem, stworzyć z niej kogoś zupełnie innego, wymazać wszystkie wspomnienia dotyczące Misterium...siostry...ojca i całej reszty tego bagna...mogłem ją uchronić przed kolejnymi wydarzeniami, ale tego nie zrobiłem...dlaczego? Sam nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie...tak jak nie potrafię odpowiedzieć na to, dlaczego w ogóle brałem taką opcję pod uwagę..."
LDL Persja 1921
- Więc...potrzebuje pan swego rodzaju...informatora? - Deniz zamoczył usta winem.
- T-tak, muszę znaleźć dwóch mężczyzn...najprawdopodobniej koczowników...jed...- Turek przerwał mu podnosząc dłoń
- Niestety panie Lynch, moje wpływy, mimo iż rozchodzą się po niemal całej Persji, nie obejmują koczowników...to zbyt niebezpieczni i...nieprzewidywalni ludzie do prowadzenia z nimi racjonalnych i legalnych interesów - Deniz ważył każde słowo, wyraźnie powstrzymując ciskające się na usta wyzwiska. Nic w tym dziwnego - koczownicy nieźle dawali w kość nie tylko europejczykom, ale także tutejszym handlarzom.
- A c-czy pańskie wpływy są w stanie wskazać k-kogoś z Keshan, kto może cokolwiek wiedzieć o tych ludziach.
- Wątpię...wszystkie kontakty przekazałem już panu Hiddinkowi....chyba że - dodał po chwili.
- Tak?
- Słyszałem kiedyś o jednym takim...wie pan, przyjaciel mojego przyjaciela. Zajmuje się mocno szemranymi interesami, broń, specjalistyczny sprzęt i informacje...może pan spróbować u niego, chociaż musi pan pamiętać, że powoływanie się na Deniza Alpa nic tam nie pomoże.
- R-rozumiem...jak siÄ™ nazywa?
- Jednooki Ahmar, panie Lynch - powiedział drapiąc się z zamyśloną miną po zarośniętych policzkach.
Leo położył się wcześniej...nie miał ochoty z nikim rozmawiać...miał odpoczywać, taki był jego cel na kolejne kilka godzin.

- Pan Lynch? - było jeszcze ciemno, kiedy w jego pokoju pojawił się Alik. Przeciągając się podniósł tyłek z łóżka, w końcu spał znośnie, na tyle dobrze, aby kolejne godziny móc przejechać w wagonie towarowym wyładowanym mydłem - za godzina wyjazd - dokończył kalecząc angielszczyznę.
- Udało Ci się załatwić t-to dla mnie? - mówił zapinając koszulę.
- O tak! Najlepszy jaki dostać pan w Teheranie może - położył podłużny pakunek na szafce nocnej.
- Dzięki - uśmiechnął się, po czym wcisnął służącemu mały napiwek.

*

- Z-zdecydowanie przypomina m-mi się Ameryka - stęknął sadowiąc się między skrzyniami. Całą drogę milczał przyglądając się reszcie, reszta robiła to samo. Podróż pociągiem była swego rodzaju czyśćcem - musieli znieść świadomość iż są zdani na swoje towarzystwo przez kolejne kilka godzin. Pociągnął łyk z piersiówki, do której poprzedniego dnia dolał wina...zmieszane z samogonem smakowało o wiele lepiej...przynajmniej miało wyczuwalne procenty.


Hotel był ruiną...pokój za to ruiną zamieszkaną nie tylko przez Lyncha...do końca dnia siedział tam przechadzając się po pomieszczeniach i nakreślając gdzieniegdzie znaki ochronne, uważając przy tym, żeby nie dostać się w szczękoczułki solfug zasiedlających tę ruderę...

Cytat:
"Jutro bazar...Jednooki Ahmar...samo imię wywołuje we mnie niemiłe odczucia co do jutrzejszego dnia, przynajmniej teraz mam nowego "pomocnika", Alik spisał się na medal..."
LDL Persja 1921
 

Ostatnio edytowane przez zodiaq : 11-12-2011 o 14:32.
zodiaq jest offline