Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2011, 15:26   #421
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zanim zapadła całkowita ciemność, zapamiętała przerażenie, które zmaterializowało się przed nią w formie Tołoczki. Ich wróg miał twarz. Nie znała jej wcześniej.
Szkoda tylko, ze wiedzę tą zabierze ze sobą do grobu.



Cisza.

Trawione gorączką ciało Emily Vivarro walczy o wszystko. O swoje być i nie być
Żyły widoczne pod skórą na jej dłoniach zaczynają płonąć i czernieć. Krew, wcześniej największy sojusznik, teraz zmienia się w dręczyciela, roznoszącego truciznę po całym organiźmie.
Jest gorąco. Ogień trawi papierową skórę, którą obciągnięte są kości i zdradzieckie żyły.

Duchu Emily Vivarro patrzy na wszystko z przeciwległego kąta pokoju. Patrzy na młodego mężczyznę, który wpada do pokoju w towarzystwie drugiego. Patrzy, jak mężczyzna obnaża wytatuowane przedramię. Poczuła jak ta ręka, której przecież wcale nie wyciągnął w jej kierunku, cwyta ją w pó i rozrywa delikatnie, jak skórką na dojrzałej pomarańczy. Dusza Emily Vivarro nie wie jeszcze, co się z nią dzieje, ale emocje płyną przez nią szerokim rozlewiskiem. Wytatuowany czarownik widzi ją w jej istocie. Gdyby tylko ruszył palcem, mógłby ukształtować ją wedle swojej woli. Wiedziała o tym i nic nie mogła z tym zrobić.
A potem wrócił ból.
Czarownik wyciągał spod jej skóry smugi czarnego dymu, przywracając czucie. Moc, którą posiadł była naprawdę wielka. Fascynująca.

Uniosła powieki i spojrzenie jasnych oczu wbiła w Lyncha.
To, co właśnie się wydarzyło w szpitalnej sali było zbyt intymne, by o tym mówić.
Wiedziała, że poznał ją cała, jak nikt dotąd. Że mógł ją unicestwić, gdyby tylko chciał.
Żyła jednak. W jej żyłach krążyła czysta, niczym nie skażona krew.


*


Trzęsło niemiłosiernie, gdy kolejny etap podróży pokonywali upchnięci w wagonie. Wpatrywała się w Leonarda z lekkim półuśmiechem.
Piasek drażnił, transportu nie sposób było nazwać wygodnym, ale wreszcie znów byli w drodze.
Czuła jakby Lynch oczyścił ją nie tylko z trucizny, którą podał jej Tołoczko. Myśli stały się jaśniejsze, jakby duch Emily pozbył się balastu goryczy. Mogła teraz z podniesionym czołem zmierzać na ratunek siostrze u boku czarownika.
Przyglądali się sobie wszyscy, jakby mierząc wzajemnie swoją wartość.

Trzymaj się, Teresko. Jeszcze tylko trochę.

Gdzieś tam, wśród pustynnego bezkresu wzmagało się samum. Emily przeniosła wzrok w dal, zaciskając szczęki, aż zagrały ich mięśnie. Gładziła skórzaną torbę, w której miała broń.
Jeśli ma ją pogrzebać pustynia, to na pewno Vivarro spróbuje wcześniej wybić jej choćby kilka zębów.


*


Wyszła na korytarz, chcąc zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i zaprowadzić w głowie spokój. Zauważyła go w ostatniej chwili, by się o niego nie potknąć. Walter leżał skulony pod ścianą. W pierwszym odruchu chciała krzyknąć, wystraszona, że coś mu się stało. Spał tylko, pilnując jej drzwi jak wierny pies. Tak go traktowałam - przemknęło jej przez głowę.
Usiadła obok niego i zawahawszy się na moment, pogładziła go po śpiącej głowie. Drgnął niespokojnie, jakby gonił coś przez sen. Uchylił jedną z powiek.

- Walt... chodź do środka.
Nie odezwał się, zmienił pozycję z leżącej na siedzącą, ale nie odezwał się i odwrócił od niej wzrok.
- Możesz się na mnie gniewać, ale nie pozwolę Ci tu siedzieć. Na pewno nie samemu, Walter.
Tłamsił w sobie odpowiedź, ale w końcu ją wywalił:
- Nie ufasz mi... Nie powiedziałaś, że gdzieś się wybierasz...
Westchnęła ciężko. To prawda. Jej bezmyślna wycieczka była manifestacją braku zaufania.
- To nie tak. Wierzyłam, ze ja uratuję. Nie miałam czasu... Przepraszam Cie, Walter. Za wszystko.
- Emily... nie rozumiesz..? To, co jest między nami, jest być może ostatnią rzeczą, jaką mamy... To uczucie może nam uratować życie... Emily... po prostu nie broń się przed tym... albo powiedz mi od razu, że nie jesteś zainteresowana... - Walt nagle poczuł się strasznie głupio, że to wszystko powiedział i odwrócił się do niej plecami, chcąc ukryć swoje uczucia.
Nic nie mówiąc objęła go w pół i przytuliła się do jego pleców. Ten gest dobrze wyrażał jej uczucia. Była jak dziecko we mgle. Bezradna i przestraszona. I nie wiedziała, co powiedzieć. Odrobina ludzkiego ciepła w ich oszalałym świecie.
Walter odwzajemnił jej uczucia. Odwrócił się do niej i mógłby tak trwać w jej objęciach...
- Chodź - jej głos nabrał łagodnego brzmienia - prześpij się w łóżku. Proszę.

Ustąpił w końcu. Resztę nocy Emily spędziła śpiąc na siedząco, z głową Waltera na kolanach.
Była mu winna opiekę. Była mu winna oddanie, którym on obdarzył ją, choć przecież na na to nie zasługiwała. Być może miał rację i te ludzkie odruchy wynikające z troski o siebie nawzajem, były ostatnim, co im zostało? I co wtedy?
Od momentu powrotu znad krawędzi Emily towarzyszyło przeświadczenie o ludzkiej kruchości. Świadomość, że to wszystko może skońćzyć się jeszcze szybciej, niż się zaczęło. Że nie są nietykalni.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline