Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2011, 14:01   #15
villentretenmerth
 
villentretenmerth's Avatar
 
Reputacja: 1 villentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znany
Duchy torpedowały ją kanonadą szeptów. Powiedzieć, że były zaniepokojone, brzmiałoby jak ironiczne zlekceważenie.
Seatana szła raczej spokojna. Przyzwyczaiła się, że za każdym razem gdy w pobliżu jest Weenglaaf duchy ją ostrzegały.
-Weenglaafie - powiedziała cicho, na tyle by jej głos doleciał do skupiska wierzb.
- Jesttthem tuthaj Sea... Eldkwar! - odczytała z dziwnej zbieraniny dźwięków, które dały jej odzew.
Teraz i ona poczęła odczuwać emocje duchów. Przykazała im gotowość bojową, a sama połowicznie wyjęła sejmitar z pochwy. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do lekkości tego ruchu. Pochwa wykonana przez Weenglaafa spełniała wszystkie jej oczekiwania. Może tylko zdobienia były zbyt przesadne, ale darowanemu koniowi się w zęby nie patrzy.
Gdy duchy rozjarzyły się ogniem, oświetliły postać wilkołaka. Jednak słowo wilkołak źle odzwierciedlało to co zobaczyła. Była to raczej parodia wilkołaka lub jego niedoróbka. Postać była wyższa od Seatany, czy Weenglaafa, lecz nie wyglądała tak majestatycznie jak powinien wyglądać rasowy wilkołak, a pysk nie miał szlachetnej lini wilka, którą widywała na obrazach, lecz... mieszanki ludzkich i psich rysów, ze snu paranoika. Sierść też nie była tak gęsta i brakowało takiego elementu jak ogon.
Sejmitar błysnął tylko i nim zdążyła się zorientować stała w postawie otwartych wrót, trzymając broń oburącz dla większej siły ciosu. Po chwili uświadomiła sobie, że jeśli walka źle pójdzie zada tylko jeden cios. Musi przeciąć strategiczne ścięgno, by mieć okazje zadać drugi. A na odcięcie łapy, czy głowy nawet z jej ostrzem - nie liczyła. Potwory tego typu słyną z żywotności i sprawności nawet z poważnymi ranami, które zabiłyby przedstawicieli innych ras. Jakie szczęście, że Aki i Ai’a są przy niej i przy niedużej dozie szczęścia obezwładnią wilkołaka nim ten zdąży się ruszyć.
- Therazwwijdzisz czemu rkrwiarze mnie wwwidlamy ghkonrią Erkwalr - bestia wywarczała.
- Weenglaaf? - zdumiała się, gdy zwróciła uwagę na to, w co potwór był ubrany. W warstwy futer. Na Weenglaafie luźno zwisających, a wilkołaka wyraźnie opijających.
- Otro hiam - powiedział, jak to miał w zwyczaju, nie patrząc na Eldfalliankę; zajęty węszeniem i rozglądaniem się w stronę okolicznych pól i najbliższego boru - chkhałśsz krsi..cia z bajkhi? - wypluwał z siebie urywane sylaby.
Nieco niepewnie schowała sejmitar z powrotem do pochwy. Szepty nieprzyjemnie się nasiliły wypominając jej zbytnią ufność i niemal otwarcie, głupotę. Zirytowana bardziej niż by chciała warknęła gniewnie w ich stronę:
- Och zamknijcie się wreszcie do wszelkich pomiotów Aresa i dajcie mi chwilę pomyśleć!
Cisza zapadła niemal natychmiast, a ramiona szarfy opadły na płaszcz pozbawione życia. Dziewczyna uznała, że o to jak udobrucha swych odwiecznych towarzyszy będzie się martwić później. Teraz na głowie, a raczej przed sobą, miała nieco większy,i to dosłownie, problem.
- No cóż, nie jestem tego tak do końca pewna. Poza tym wątpię by któryś z owych bajecznych książąt docenił to co mam w plecaku - obdarzyła go słabym uśmiechem. - Na ile jesteś w stanie się kontrolować w tej... formie?
- Zzalweżhy od nat..rżżernia - wycharczał - Dziśh tsie nie wwwzhiem - roześmiał się na wpół ludzki, pół zwierzęcy sposób.
Chwilę zajęło jej zrozumienie co tak właściwie powiedział. Miała nadzieję, że szybko dojdzie do siebie bo w innym wypadku trzeba się będzie rozejrzeć za tłumaczem. O ile takowi istnieją w formie innej niż dawno zapomniana przekąska.
- Byłoby miło - odparła niepewna czy aby na pewno dobrze zrozumiała jego słowa.
Dziś natężenie przemiany było wysoce nie korzystne w obecnej sytuacji. Gdy Eldfallianka nie zaśmiała się z wybitnie śmiesznego żartu (w mniemaniu Weenglaafa) postanowił zostawić rozmowy na później. Zniżył kark, stanął na czworakach z nisko ustawioną głową... Jakby szykował się do skoku. Kłamstwem by było twierdzić, że taki pomysł nie zaświecił w głowie wilkołaka, ale ostatecznie ludzka świadomość zapanowała nad tą myślą
- Wsjadhaj Erdkwar - wycharczał jakby z większą wprawą..
Tym razem była pewna, że źle zrozumiała. Co prawda postawa która przyjął przeczyła jej pewności jednak...
- Wybacz ale ujeżdżanie wilkołaków nie znajduje się na mojej liście rzeczy do spróbowania. - Cofnęła się o krok do tyłu.
- Elhwie chędożrenie - sapnął ustawiając się bokiem. Żeby ciepło świeżego mięska nie kusiło odległością od pyska, a Seatanie dodać pewności.
Demony nie są tchórzami. Powtarzała sobie te słowa, które jednak niezbyt dodawały odwagi. Na kowadło Hefajstosa, ledwo radziła sobie z koniem!
- Zwariowałeś... - mruknęła po czym dodała - i ja chyba też skoro w ogóle biorę pod uwagę ten pomysł.
Mimo swoich słów zbliżyła się ostrożnie obchodząc Weenglaafa tak by wiatr nie nawiewał mu w nozdrza zapachu jej strachu. To podobno tylko pogarszało sytuację. Nie mówiąc już o tym, że wolała nie dolewać ognia do oliwy jego złośliwości.
- Hefajstosie - wyszeptała kładąc dłoń na warstwie futer.
Wilkołak miał już dość. Zwierzęca natura wrzała w nim. Zawarczał, kłapnął pyskiem. Ruszył porywiście w pościg za swoim nieistniejącym ogonem. Po chwili jakby się uspokoił. Kłapnął jeszcze raz pyskiem i zatopił spojrzenie w ziemie pod sobą niemal ludzkim wzrokiem.
Odskoczyła gdy tylko się poruszył. Sytuacja zaczynała być na równi straszna i komiczna.
- Dobrze, już dobrze... - wzniosła oczy ku niebu i tym razem pewniej podeszła do Weenglaafa niezdarnie wsiadając mu na grzbiet. - Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie ci na myśl żartowanie z tej chwili to radzę ci żebyś pamiętał też pogoń za ogonem - pogroziła. - Ruszajmy.


Noc była jasna z powodu pełni księżyca a śnieg potęgował tą jasność. Duże, spracowane, popękane od mrozu ręce matki głaskały główki zasypiających latorośli. Czerwone od słońca i mrozu obłe twarze uśmiechały się do dzieci.
- Kiedyś, gdy byłam w twoim wieku - mówiły ów matki - nie mogłam spać i wyjrzałam przez lufcik, by obaczyć co na polu się dzieje. Była zima mroźna jak ta, pełnia jak ta. Inni też to widzieli. Dziewczynka z rogami o czerwonych ślepiach. niechybnie czarownica, możebne widmo jakieś, może północnica... nie wiadomo, boć żaden wiedźmin nie zbadał sprawy, a kto by mu płacił, skoro widmo nikomu nie szkodziło. Dziewczynka ta widmowa, straszna ducha, na wilku wielkim jak na koniu jechała, a tak pędzili przez noc... Chłopy gadały, że na sabat spózniona, mama mi rzekła, że zmora dzieci kradnie nocą, jak po za domem są. A i były takie bajania, że to ponoć kochanka swego jechała ratować. a rogi miała na dwa metry długie jak cap skręcone. A wilk piękny, z ogonem puszystym, pyskiem długim. Jak dziś pamiętam i nigdy nie przepomne.

Miarowy kłus wilkołaka usypiał Seatane, gdy podróżowali przez pola. A gdy podróżowali przez lasy, omal spadała uczepiona kurczowo jego sierści. Jednak, skakanie od drzewa do drzewa było efektywniejsze niż przedzieranie się przez gęsty nalot i podrost i brodzenie w gęstym śniegu na nierównym podłożu leśnej gleby. Przebyli wiele kilometrów, gdy tuż przed świtem Weenglaaf się zatrzymał, wydeptał sobie wgłębienie w śniegu i zasnął skrajnie wyczerpany. Rzeczywiście, w ciągu jednej nocy przemierzyli znacznie większą odległość niż konno za dnia... a nie wiadomo, czy i auta w zawianych śniegiem, zapomnianych przez administracje drogach poruszałyby się równie szybko.
Seatana zsunęła się z uśpionego wilkołaka i przez chwile nie puszczała futer, które go okrywały. Ponowne znalezienie się na stałym gruncie wymagało poświęcenia kilku minut na ponowne przyzwyczajenie się. Nie mówiąc już o tym, że skostniałe dłonie niezbyt paliły się do rozwarcia i musiała niemal przypalić Weenglaafowi ubranie by móc wreszcie się od niego odczepić. Gdy to wreszcie nastąpiło zajęła się rozpaleniem niewielkiego ogniska i okryciem mężczyzny ocieplanym pledem. Uznała, że jemu bardziej się przyda, a sama przywołała nadąsane duchy, które po dłuższych namowach przeplatanych z wyrazami skruchy, przemieniły się w kule ognia ogrzewając ją z wszystkich stron.
Pomimo zmęczenia nie miała zamiaru zrezygnować z niezbędnych środków ostrożności. Pokrzepiwszy się podgrzanym mlekiem z miodem i kromką chleba z serem, ruszyła na zwiad, uprzednio upewniając się, że ognisko jest dobrze chronione.
Znalezienie zapuszczonej drogi nie zajęło jej wiele czasu. W parę chwil później dotarła do zamkowego wzgórza, które nagle wyłoniło się z gęstwiny leśnej, królując w cieniu gór. Widok może i nie był zachwycający, gdyż miejsce to wyglądało na opuszczone, jednak na tle powoli rozjaśniającego się horyzontu robił wrażenie.
Wracając do obozowiska starała się możliwie jak najlepiej zacierać za sobą ślady. Nie byli w tej okolicy sami o czym świadczyły ślady zarówno na drodze jak i w pobliżu wzgórza. Gdyby była sama zapewne poszłaby za nimi by sprawdzić kto je zostawił i gdzie prowadzą. Kto wie, może dzięki nim trafiłaby na właściwą drogę do bram zamku. Możliwe też, że wpakowałaby się w zasadzkę. W tej ostatniej wolałaby jednak mieć przy sobie swojego nietypowego towarzysza. Którego z kolei nie pasowało zostawiać samego. Nie znała się na likantropii. Nie miała pojęcia w jakim stanie będzie się znajdował gdy powróci do swojej ludzkiej postaci. Był silnym i dumnym mężczyzną, jednak ona miała względem niego dług życia o czym członek Zakonu Ognia, a w szczególności przedstawiciel elitarnej grupy Demonów, nigdy nie zapomina. Być może nie będzie potrzebował jej pomocy lub zwyczajnie ją odrzuci. Była na to przygotowana. Musiała ją jednak zaproponować.
Nastał świt, a Weenglaaf wrócił do ludzkiej postaci.
- Kurwarz mać, czuję się jakby mnie dwieście kilo prośnej lochy stratowało! Ładne limby rosną w okolicy. Więc to jest ten nasz cel? - Gdy przybyła zdążył się już rozbudzić, co zrobił nie chętnie. Pokusa całodniowego snu musiała poczekać na lepsze czasy a zapasy alkoholu były na wyczerpaniu. Na szczęście nosił zawsze przy sobie buteleczkę z stymulantami - golniesz sobie?
- Nie, dziękuję - skrzywiła się. - Widzę, że już ci nieco lepiej. Przynajmniej można cię zrozumieć - dodała z delikatną nutką złośliwości w głosie.
- Ciekawe jak ty Seatano byś gadała mając sierść i kły, i to w pysku zamiast gęby?!
- Oj, zdecydowanie lepiej -
roześmiała się nieco za głośno o czym natychmiast zdała sobie sprawę milknąc.- Może coś na rozgrzanie i poprawienie humoru z rana? Szkoda by się zmarnował, a wszak nie wiemy co nas czeka w zamku. Z tego udało mi się dowiedzieć nie jesteśmy w tej okolicy sami. Ślady są dość świeże.
- Zaraz je wprawnym okiem obejrzę. Co tam masz - powiedział prawie wyrywając jej beczułkę rumu - i jakimś cudem udało ci się nie kupić jakiegoś elfiego szczocha. Co się dzieje z astetycznym Eldfall? - powiedział popijając sobie zdrowo.
- Wstrzemięźliwym - poprawiła uprzejmie starając się nie parsknąć śmiechem. - To, że nie spożywam alkoholu nie znaczy, że nie wiem który zalicza się do dobrych, a którego lepiej nie tykać.
- Ta, ta... jak każda baba kupujesz najdroższy, nie pytam się ile to kosztowało - powiedział rozpromieniony, za sprawą drugiej, czy trzeciej porcji rozgrzewającego trunku.
- To rum z Marlandii, Weenglaafie. Nie jest najdroższy, bez problemu można kupić droższe trunki. Ten jednak jest wyjątkowy więc nie marudź jak owa baba tylko zacznij się zbierać.
Wstał, strzepał śnieg z ubrania. Spojrzał na Seatane miną zdradzającą intensywne procesy myślenia dosięgającymi swojego maksimum gdzieś w swojej głowie. Sapnął, odwrócił się i... spełnił pewną potrzebę fizjologiczną towarzyszącą porankowi.
- Dobra... to chodźmy zobaczyć te ślady - dodał kończąc ów czynność.
Oczywiście skrępowana Seatana sama musiała złożyć obozowisko. Szli po jej śladach, a Weenglaaf nie wypuszczał z rąk beczułki, przywracając co chwilę stężenie alkoholu w krwi do swojej normy.
 

Ostatnio edytowane przez villentretenmerth : 12-12-2011 o 14:06.
villentretenmerth jest offline