Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2011, 17:03   #8
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Dźwięk dzwonka rozdarł ciszę i wystraszył Wandę siedzącą w swoim pokoju z książką w ręce. Dziewczyna poczuła jak jej serce zatłukło się w piersi a w gardle wyschło ze zdenerwowania. Przyjaciele ani koledzy nie dzwonili o tej porze wiedząc, że niedzielny wieczór był dla dziewczyny czasem odpoczynku i swoistych rytuałów odprawianych pod koniec każdego tygodnia. Zatem powód, dla którego ktoś wydzwaniał o tej porze musiał być tylko nagły i niespodziewany. Wanda od razu pomyślała o Marcinie, gdyby bratu coś się stało od razu dzwoniono by pod ten numer podany przez chłopaka jako numer kontaktowy jego najbliższej rodziny. Telefon zaterkotał po raz kolejny a Wanda w tym czasie walczyła z kocem, którym się opatuliła dla ochrony przed jesiennym chłodem. Matka miała zdecydowanie bliżej, ale dziewczyna wiedziała, że Lidia nigdy nie odebrałaby telefonu, jeśli jej córka była w domu. Matka Wandy, kiedy przychodziło do wypełniania obowiązków i wykonywania prac w domu zachowywała się jak gość, ale pod względem korzystania z przywilejów już dawno nadała sobie status mieszkańca.

Wandzia w końcu dotarła na korytarz i chwyciła słuchawkę. Wysłuchała w skupieniu swego rozmówcy wtrącając tylko kilka słówek i notując rzeczy warte zapamiętania a potem rozłączyła się i poszła do kuchni. Musiała porozmawiać z matką, ale wiedziała, że kobieta będzie ciekawa, z kim rozmawiała jej córka i wkrótce sama się zjawi. Wanda wstawiła wodę na gaz i wyjęła dwie szklanki z kredensu, potem z szafki wyłowiła dwa koszyczki do szklanek i wstawiła w nie naczynia. Matka narzekała, że dziewczyna powinna pozbyć się tych wszystkich staroci z mieszkania i kupić sobie nowsze a przede wszystkim nowocześniejsze wyposażenie kuchni. Dogryzała jej przy tym nazywając sknerą i dusigroszem, ale Wanda się uparła i już dawna postanowiła, że nie kupi niczego nowego póki stare rzeczy się nie wytłuką. Wszystkie te przedmioty należały kiedyś do babci i kiedy Wandzia ich używała zapominała o tym, że babcia Jadzia już odeszła a widok kuchni przenosił dziewczynę wspomnieniami w czasy, kiedy jeszcze mieszkała tutaj ze starowinką a nie z matką. Kiedy woda zaczęła się gotować i Wanda wyjęła dzbanuszek na esencję do kuchni wkroczyła Lidia. Kobieta rzuciła spojrzenie na fajansowy dzbanek i skrzywiła lekko usta z dezaprobatą. Wanda uwielbiała ten stary dzbanek, lekko już wyszczerbiony w jednym miejscu, ręcznie malowany w płatki śniegu jeszcze przez siostrę babci. Dziewczyna wyparzyła dzbanuszek wrzątkiem a potem wsypała do niego herbaty, jedna łyżeczka na każdą szklankę i jedna dodatkowa dla czajniczka. Zalała liście herbaty wrzącą wodą.

- Kto to był? – Rzuciła Lidia Jaworska sadowiąc się przy malutkim stoliku.

Wanda postawiła przed matką cukier i spodeczek z plasterkami cytryny, ale sama nie usiadła czekając aż napar naciągnie. Dziewczyna wpatrywała się w dzbanuszek, każdy płatek śniegu był inny, to także w tym naczyniu uwielbiała.

- Prawnik – spojrzała szybko w stronę matki.

- Prawnik? – Lidia zmarszczyła brwi a przez twarz przemknął jej cień niepokoju.

- Czy mama zna kogoś, kto się nazywa Zygmunt Wolniewicz?

- Wolniewicz? Oczywiście. To był miły sąsiad z Węgłowej 13. Wyprowadził się, jak miałaś dziewięć czy dziesięć lat. Znałaś go pod imieniem "pan Władziu”, więc dlatego pewnie nie kojarzysz nazwiska.
- Dlaczego „pan Władziu” skoro miał na imię Zygmunt? – Wanda uśmiechnęła się słysząc tłumaczenie matki.

- Któż to wie – Lildia wzruszyła ramionami – tak się utarło mówić i nikt nie pytał:„dlaczego”? A skąd w ogóle to zainteresowanie panem Władziem?

Wanda nalała do szklanek esencji herbacianej i dopełniła wodą z czajnika. Dziewczyna wciągnęła przez nos przyjemną woń herbaty i ledwie wyczuwalny zapach octu. To był swego czasu kolejny sporny temat pomiędzy nią a matką. Babcia nigdy nie uznawała tych wszystkich nowych chemicznych środków czystości. Wychowana w czasach, kiedy do utrzymania porządku w domu wystarczała soda i ocet przyzwyczaiła swoją wnuczkę do tego, że czysta kuchnia to taka pachnąca lekko octem. Wanda nawet po śmierci babci trzymała się tego wszystkiego, czego została przez nią nauczona o prowadzeniu domu. Matka zaś uwielbiała wszystko, co nowe i zakupiła do domu potężną baterię różnorakich chemikali, które miały pięknie pachnieć a według Wandy okropnie śmierdziały. Dziewczyna jednak się przemogła i przez jakiś czas używała ich do sprzątania, po czym doszła do wniosku, że soda z octem działały lepiej i skuteczniej. Resztę niezużytych środków oddała sąsiadce a sama nadal utrzymywała dom w czystości starymi metodami po prostu ukrywając ten fakt przed matką. Wanda nie lubiła okłamywać ludzi, ale w zasadzie to nie było kłamstwo tylko pragmatyzm. Czego oczy nie widzą i tak dalej. Dziewczyna już dawno odkryła, że pewnych rzeczy po prostu lepiej matce nie mówić.

Teraz też podając Lidii herbatę Wandzie przemknęło przez myśl czy nie lepiej by było nie wtajemniczać jej w to, ale zaraz szybko zganiła się za tę myśl.

- Pan Wolniewicz zmarł niedawno – przez twarz starszej Jaworskiej przemknął cień smutku taki jak zwykle znaczył oblicza ludzi, którzy zetknęli się nieubłagalnością przemijania – i najwyraźniej zapisał mi coś w testamencie.

- Tobie? – Matka nie mogła się powstrzymać od wyrazów zdumienia – Wiesz, co takiego? Może jakieś pieniądze?

- Nie, nie. Podobno to jakieś dzieła sztuki. Adwokat nic więcej nie powiedział. Przypuszczam, że nie mógł, ale dowiem się wszystkiego jak pójdę do kancelarii. Pamięta mama może, w jakim on był wieku i czy miał jakąś rodzinę? Bawiłam się z jego dziećmi? Zrobiłam coś, co mogło zapaść mu w pamięć?

- Wiesz Wandziu to wszystko jest takie niespodziewane. Pan Władziu z tego, co pamiętam był już sporo starszy ode mnie. Nie przypominam sobie, aby miał powód, byś zapadła mu w pamięci. Był samotnym, bezdzietnym mężczyzną. Kilka razy pomagałyśmy mu razem posprzątać mieszkanie przed świętami i stałyśmy dla niego w kolejkach, ale czy to mógłby być powód takiej darowizny? Naprawdę nie wiem.

- No właśnie, bo widzi mama gdyby on był wdzięczny za taką pomoc to raczej powinien być wdzięczny mamie a nie mi, prawda? Wiadomo, że ja pomagałam, dlatego że mama mi kazała.

Lidia zamyślona pokiwała głową.

- A pamięta mama czy miał w domu jakieś obrazy albo rzeźby? Albo przedmioty wyglądające na stare?
- Ojejku, dziecko u niego wszystko było wysłużone i stare a mieszkanie miał pełne rupieci. Nie mam pojęcia czy cokolwiek z tego mogło być cenne.

Reszta wieczoru minęła im na wspominaniu sąsiadów z Węgielnej a w szczególności pana Wolniewicza i kolejne próby rozgryzienia, dlaczego „pan Władziu” miałby ofiarować Wandzi spadek.

Następnego dnia pogoda wcale się nie poprawiła i Wanda szła do pracy smagana na przemian wiatrem i deszczem. Taka aura szybko potrafiła odbić się na zdrowiu dziewczyny, jeśli ta nie dbała o siebie. Dlatego zaraz po przyjściu do Książnicy wypiła szklankę gorącej, lekko parzącej w język herbaty zanim zabrała się do pracy. Pani Iza była lekko podenerwowana, ale nie wyładowywała swojego złego humoru na pracownikach. Wanda pracowała tutaj dopiero od niedawna i po kolei była dosyłana do pracy na różnych stanowiskach tak żeby poznała szczegóły obowiązków każdego z pracowników i w razie potrzeby potrafiła każdego z nich zastąpić. Dziewczyna nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi rzeczy, bo wiedziała, że jako przyuczana do pracy musiała poznać wszystko od podszewki, ale zastanawiała się czy w końcu przydzielą ja do konkretnego miejsca czy już zawsze będzie występować jako zastępstwo i skakać pomiędzy różnymi stanowiskami.

Teraz większość pracowników została postawiona na baczność i zaangażowana do pomocy przy nadchodzącej wystawie starodruków, ale i tak znalazła się chwila spokoju, podczas której można było spotkać się na zapleczu na kawie i spróbować ciasta, które Wanda przyniosła z domu. Mama nigdy nie przepadała za Murzynkiem, ciastem, które Wandzia piekła pasjami, ale panie z Książnicy potrafiły docenić talent kulinarny dziewczyny i chętnie zajadały się wypiekami, które równie chętnie znosiła do pracy Jaworska.

Podczas przerwy na kawkę Wanda podzieliła się z paniami wiadomością o otrzymanym spadku. Kobiety od razu chwyciły przynętę i zaczęły rozwodzić się nad sprawą. Pani Marysia, która według Wandzi jak na kobietę w tak zaawansowanym wieku zbyt melodramatycznie podchodziła do rzeczywistości zaczęła prezentować tak absurdalne pomysły, że pozostałe panie musiały ukrywać porozumiewawcze uśmieszki za swoimi filiżankami. Pani Izabella jak zawsze rozsądna i konkretna uciszyła te wywody zanim pani Maria rozszalała się na dobre:

- Bzdury pani Marysiu. Czy naprawdę wierzy pani, że jakiś starszy pan zakochał się w dziewięciolatce? Może na Zachodzie takie rzeczy są na porządku dziennym, ale u nas się nie zdarzają. Poza tym ja znam taki typ ludzi. Za młodu nie martwili się czymś takim jak rodzina czy przyjaciele a na starość, kiedy zostali zupełnie sami okazało się, że nagle nie ma, do kogo ust otworzyć a samotność przytłacza człowieka aż się żyć nie chce.
- Dlatego moja droga – pani Ludwiczak zwróciła się bezpośrednio do Wandy – dla takich osób bezinteresowna pomoc obcych ludzi wydaje się być na wagę złota jak i fakt że można z kimś klika słów zamienić nawet jeśli to są tylko przyziemne tematy lub konwersacja o pogodzie. Dlatego moja droga możliwe, że nie tylko ciebie postanowił ten pan obdarować, ale też inne osoby, którym zawdzięczał pomoc jak i rozjaśnienie nieco jego samotności.

- O tym nie pomyślałam pani Izabello – Wandzie rzeczywiście taka możliwość nawet przez myśl nie przeszła – ale mogę skontaktować się z kimś z Węgielnej i popytać czy im też się coś dostało.

- Poza tym moja droga powinnaś wziąć sobie prawnika. Jestem pewna, że te pan chciał ci się odwdzięczyć, ale mógł też zupełnie niechcący przysporzyć ci kłopotów. Jeśli te zapisane dla ciebie przedmioty są cenne to ty jako osoba z nim nie spokrewniona będziesz musiała za nie zapłacić spory podatek.

- O tym też nie pomyślałam – przyznała coraz bardziej przygnębiona Wanda – ale chyba prawnik który zajmuje się wykonaniem ostatniej woli pana Zygmunta załatwi to wszystko.

- Och Wandziu – wtrąciła się pani Alicja – jemu przecież tylko zależy na wypełnieniu testamentu, nie będzie się przejmował twoimi problemami. A pomyśl: zgodzisz się przyjąć spadek, zapłacisz za niego a potem okaże się, że coś z nim jest nie w porządku, pochodzi z przestępstwa lub coś podobnego i zabiorą ci cały spadek. Nikt ci wtedy nie odda wydanych pieniędzy.

- Naprawdę tak to wygląda? – Wanda spojrzała po zgromadzonych paniach.

- Oczywiście – potwierdziła pani Ala.

- Absolutnie nie – sprzeciwiła się Marysia.

- Dlatego właśnie potrzebujesz prawnika – stwierdziła spokojnie pani Iza.

Wanda westchnęła. Coraz mniej jej się to wszystko podobało i zaczęła się zastanawiać czy nie lepiej by było zadzwonić do Obotryckiego i od razu zrzec się przepisanych jej dóbr. Niestety powiedziała już o wszystkim matce i wiedziała, że ta tak szybko nie odpuści. Dziewczyna zaczęła żałować, że wygadała się przed Lidią, ale zawsze mogła dowiedzieć się, co to za dzieła sztuki a potem powiedzieć matce, że naliczony od nich podatek był zbyt duży i odmówić przyjęcia spuścizny. Zresztą taki obrót spraw był nawet prawdopodobny i w rzeczywistości cała sprawa tak się mogła potoczyć.

Wanda zbierała filiżanki po kawie, kiedy pani Marysia wyskoczyła ze swoim kolejnym konceptem.

- A może ten pan Walniewicz to twój prawdziwy ojciec.

W pokoju zaległa krępująca cisza. Pani Ludwiczak spojrzała w pobladłe oblicze Wandy i odezwała się jako pierwsza chłodnym tonem:

- Proszę zabrać się za swoją pracę panie – jednocześnie kobieta położyła dłoń na ramieniu Jaworskiej powstrzymując ją przed wyjściem.

- Doskonały jest ten twój Murzynek Wandziu – pani Iza kierowana bezbłędna intuicją zawsze wiedziała, kiedy zmienić temat – musisz mi koniecznie dać swój przepis. Mnie zawsze wychodzi zbyt suchy.

- Oczywiście pani Izo – Wandzie udało się wykrztusić te słowa skoro dotyczyły tak zwyczajnej i powszedniej kwestii.

Pani Izabella przyglądała się jeszcze przez chwilę dziewczynie jakby zamierzała powiedzieć coś jeszcze, ale w końcu odpuściła i zasugerowała tylko powrót do zajęć.


Po pracy Wanda skierowała się na przystanek tramwajowy. Z Pocztowej, na której znajdowała się jej praca na Uczelnianą był spory kawałek i dziewczyna nie zamierzała wystawiać się przez tak długi czas na działanie zimna i wiatru. Właściwie nie musiała dzisiaj pojawiać się na uczelni, ale chciała zapytać profesora Jabłońskiego o kilka spraw, poza tym niedorzeczna uwaga pani Marysi wyjątkowo ją ubodła a widok profesora zawsze poprawiał dziewczynie humor. Wanda uznała, że zasłużyła na chwilę spokoju i nie dyskutowania o panu Wolniewiczu.

Jednak łatwiej powiedzieć a trudniej coś zrobić, bo po opuszczeniu murów uczelni myśli Wandy znowu powróciły do wałkowania tego samego tematu. „Pan Władziu” i jego spadek zalazły jej na dobre za skórę. Powinna zapytać matkę, kto z Węgielnej także pomagał panu Wolniewiczowi. Może rzeczywiście nie była jedyną obdarowaną przez niego osobą. Czy wypadałoby zadzwonić do Tereski i zapytać ją o to? Jaworska odczuła wyrzuty sumienia. Już od tak dawna nie kontaktowała się z Teresą a i teraz chciała do niej zadzwonić tylko po to, aby zdobyć informacje. To po prostu było zupełnie nie w porządku wobec „Bułeczki”. W takim razie Wandzie pozostawało tylko odpuścić te jałowe rozważania. Zdecydowała się zadzwonić do Obotryckiego i umówić się na czwartek a do tego czasu starać się o tym wszystkim zwyczajnie nie myśleć.
 
Ravanesh jest offline