Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2011, 11:59   #195
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Simon

Prędkościomierz wskazywał zdecydowanie za wysoką wartość. Kierowca nie zwracał jednak na to uwagi. Kiedy wyjechał w końcu na asfaltową drogę ryzyko wypadku zmalało znacznie. Śliska nawierzchnia nie była może zbyt bezpieczna, jednak bezpieczniejsza niż gruntowa, zasłana dziurami dróżka.

Samochód pokonywał kolejne kilometry. Miasteczko majaczyło pomiędzy drzewami. Simon odetchnął z ulgą. Zaczął zwalniać przez pierwszymi zabudowaniami i mostkiem prowadzącym na teren twierdzy ocalałych. Przemknął przez drewnianą konstrukcję lekko zaniepokojony brakiem strażników.

Samochód minął jeden z budynków, wjeżdżając na plac główny miasta. Gdyby prędkościomierz nie wskazywał 60km/h, Simonowi prawdopodobnie udałoby się wyhamować. Wciśnięty do podłogi pedał hamulca nie dał nic. Koła straciły przyczepność na mokrej nawierzchni, a rozpędzony pojazd wpadł w dziki tłum zombie. Oczy Simona rozszerzyły się z przerażenia. Stał w morzu głodnych trupów. Błyskawicznie otoczyły pojazd, uderzając w karoserię i szyby rękami i głowami. Trupy robiły wszystko, aby dostać się do mięsa. Wszelkie próby manewrowania spełzły na niczym. Kilka przejechanych zarażonych trupów utrudniło jazdę czy to do przodu, czy to do tyłu. Silnik rzęził z powodu przegrzania. Simon tracił zimną krew.

Szyby z tyłu samochodu uległy pod naporem ciał. Mężczyzna chwycił drżącymi dłońmi broń, którą otrzymał od wojskowych. Nawet pełen magazynek nie dawał mu szans na rozprawienie się z hordą, która go oblegała. Popatrzył na to, co zostało z tego świata ze łzami w oczach. Nie był typem bohatera. Nie był twardy jak skała. Chciał żyć. Nie miał jednak wyjścia. Odbezpieczył broń i włożył do ust. Zamknął oczy, a powietrze rozdarł huk wystrzału.



James

James biegł przed siebie bez wytchnienia. Nie zwracał uwagi na rozcięcia na twarzy spowodowane gałązkami. Nie odwracał się. Wolał nie wiedzieć czy ma za sobą grupę zarażonych.

Kiedy płuca nie mogły już nadążyć z pobieraniem odpowiedniej ilości tlenu a mięśnie paliły żywym ogniem, mężczyzna stanął w miejscu. Łapczywie oddychał, modląc się o brak pościgu. Bóg czy ten, w kogo wierzył musiał go wysłuchać. W końcu nie miał teraz zbyt dużo pracy.

Las w około był pusty. Ani żywej czy nieżywej duszy. Zwierząt też nie było. James siadł na zimnej, mokrej ziemi. Musiał odpocząć. Junior na szczęście nie płakał. Mogło to zwabić zarażonych.

Po kilkunastu minutach były dyrektor i burmistrz wstał, otrzepując spodnie z liści i mchu. Ruszył w kierunku przeciwnym do tego, z którego przybył. Przedzierał się przez krzaki i nierówne podłoże. Stracił poczucie czasu. Nie wiedział gdzie jest i kiedy przyjdzie noc.

Po przebyciu kilku kilometrów jego oczy ujrzały wysoki, drewniany płot. Za nim musiał znajdować się dom z żywymi ludźmi, w powietrze unosił się bowiem słup dymu.

Charles

Wnętrze domku było bardzo ciekawie urządzone. Na dole znajdował się salonik z kominkiem, łazienka oraz kuchnia. Na górze ulokowano trzy małe pokoje, każde z łóżkiem i szafkami. Na pierwszy rzut oka kobieta mieszkała w nim sama. W domku panował niezwykły porządek. Każdy przedmiot miał swoje miejsce.

Po wzięciu gorącego prysznica Charles poczuł się jakby odżył. Anna wzięła jego rzeczy do prania, więc musiał chodzić w ręczniku i jej starym szlafroku, więc wyglądał co najmniej dziwnie. Nie przejmował się tym jednak. Po raz pierwszy od dawna nie musiał martwić się o przetrwanie.

Siedział w fotelu wpatrując się w płonące w kominku drwa. Z odpoczynku wyrwał go głos Anny.
-Charles, mamy gościa.- mężczyzna jak oparzony zerwał się z fotela. Ruszył do kuchni, gdzie siedziała kobieta. Jak się okazało, miała ona zamontowany system monitoringu w około domu. Jedna z kamer uchwyciła wysokiego, starszego mężczyznę z dzieckiem na ramieniu, który przyglądał się domowi.
-Co robimy?- spytała Charles'a.

Shaun

Shaun stał na drodze patrząc, jak samochód odjeżdża bez niego. Nie wiedział czemu facet zostawił go samego na pastwę zombie. Nie miał broni, nie miał jedzenia, nie wiedział gdzie jest.

Z rozmyśleń wyrwał go dźwięk charczenia wydobywający się zza pleców mężczyzny. Kiedy się odwrócił, zobaczył kilka żywych trupów zmierzających w jego stronę. bez namysłu ruszył przed siebie, gnając ile sił w nogach.

Wybiegł z lasu, zostawiając zarażonych daleko za sobą. W oddali w odległości kilkudziesięciu kilometrów, majaczyło dość duże miasto. W okolicy nie było widać żadnych zabudowań. Jedna droga prowadziła do biegnącej dalej autostrady, która z kolei prowadziła do miasta.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 13-12-2011 o 12:06.
daamian87 jest offline