Wątek: Londyn 2005
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2006, 17:13   #61
Lorn
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Monique
Nagle świat zwolnił kiedy ruszyła w kierunku napastnika i wszystko potem działo się tak szybko, że niemalże stało się snem.
Rzuciła się na oprawcę! Była pewna tego, iż tkwił tam w jakimś konkretnym celu, ale czy faktycznie na pewno na nią dzisiaj planował polowanie? Tego nie wiedziała.
Przygotowany był na niesienie śmierci, ale jednocześnie zaskoczony... tak zaskoczony jej desperackim atakiem. Tuż przed zwarciem, w ciało Monique zagłębił się kolejny kołek wystrzelony z wycelowanej kuszy i przeszył jej prawą pierś.
Schwyciła przeciwnika swoim stalowym uściskiem i przywarła do niego wbijając kołek tkwiący w brzuchu jeszcze głębiej w swoje ciało. Pragnęła tej palącej mściwej krwi, lecz jego skóra była nie do przebicia. Wtem zrozumiała, że jego przeciwnikiem była kobieta, bezwzględna i twarda... Nie poddawała się jednak, wiedziała, że może to wszystko przypłacić życiem i podjęła to złudne ryzyko. Zaatakowała jeszcze raz lecz i tym razem jej ostre zęby prześlizgnęły się po jej kamiennej skórze. Wiedziała już, że nastąpi jej koniec, zrozumiała, że trzeba było uciekać jednak na jej ciele zacisnął się śmiertelny ucisk. Jednocześnie czuła, że życie wraz z krwią opuszcza jej ciało. Znowu poczuła to samo nieprzyjemne uczucie, co wcześniej. Krew zaczęła wysączać się z jej ciała, nie tylko ranami bo bełtach, ale i z twarzy, oczu i ust. Szerokimi strumieniami oblewała uchwyconą przez siebie postać.
Coś w piersi szarpnęło się mocno, resztki wyciekającej krwi paliły ją jak kwas, Bestia rozdzierała jej myśli na kawałki i fala opętańczego szału przelała się po nich jak tsunami. Już nic nie mogło jej powstrzymać. Jej ciało było suche jak pieprz.
Świat zawirował przed oczami, czuła ogromny ból, jakieś obce twarze migały szybko przed oczami i malujące się na nich przerażenie, kiedy dopadała je pędząc gdzieś ulicami w mrok.

Ocknęła się dopiero na jakiejś świeżo pomalowanej ławce w parku, bezwolnie oblizując swoją czerwoną od krwi dłoń. Dopiero po chwili zastanowiła się : Co ja do cholery robię?? Była ciemna noc a wokół wiał przyjemnie wiatr. Jej ubranie lepiło się całe od krwi, częściowo była to jej własna krew. Monique poczuła ból przeszywający nie tylko jej całe ciało wraz z zakrwawionymi lodowatymi stopami, które wciąż byłe nagie. Zdawały się jej teraz przejrzystymi kryształkami lodu. Bolało ją wszystko. Gdy próbowała się poruszyć poczuła dreszcz bólu w piersi, to drewniany kołek, który wciąż tkwił w jej piersi. Przeszedł ją na wylot i przebił się z tyłu tuż pod łopatką przedzierając się przez skórzaną kurtkę. Drugi złamał się tak, że sterczały z brzucha tylko fragmenty. Rany wokół bełtów były zasklepione.
Gdy mimo bólu w piersi poruszyła się nieznacznie poczuła też wbite w nogi i ręce kawałki szkła. Jeden z nich siedział dość głęboko w prawym udzie. Szczątkowe wspomnienia przetoczyły się niosąc ból jej zranionej duszy. Pamiętała jeszcze podłogę i swoją suchą jak orzech rękę.
A teraz? Czemu żyje? Była pewna że zabiła kogoś zabiła niewinne istnienie. Czuła śmiertelną krew w swoich ustach. Przywołała do swych myśli najgorsze wyobrażenia swoich czynów.
Przeklinała w duchu swoją dumę i siebie, klnąc niemiłosiernie, żałowała, że zaryzykowała tak wiele. Nie mogła tego znieść. Zapłakała krwawymi łzami nad swoimi niegodziwymi czynami bezsilnie tłukąc pięściami w ławkę, zadając sobie ból i raniąc się jeszcze bardziej.
Nie mogła naprawić tego co im zrobiła, ale obiecała sobie, że następnym razem odpuści, kiedy będzie jeszcze czas, przysięgła sobie że już więcej nie popełni takiego błędu,
że nie narazi więcej niewinnego życia.
Jej głód musiał być wielki nie jedno istnienie, lecz wiele musiało dziś zginąć. Czemu, czemu to zrobiła - zadawała sobie to pytanie z powrotem kładąc się na śmierdzącej świeżo zaschniętą farbą ławce. Pomiędzy deskami ławki widziała małą kałużę krwi wsiąkającą w ziemię i czyjeś drogie, wypastowane buty.
Śmiertelnik stał tuż obok i wpatrywał się w nią niczym w ducha. Zdjął swój szary kapelusz, chciał pomóc.
Śmiertelna krew, która mogłaby zaspokoić jej głód wciąż i wciąż na nowo odradzający się w jej ciele... Wyjął komórkę...
Podniosła się z ledwością wydając z siebie stłumiony dźwięk bólu. Splunęła krwią wprost na jego buty.
- Idź, wracaj do swej żony - wycharczała prawie wstając.
Podał jej bezwiednie rękę, chwyciła ją wysysając z niej tyle ciepła ile tylko mogła wchłonąć. Prawie jednocześnie poczuła głód. Spazm głodu przeszedł przez nią, aż jej oczy wyraźnie się zeszkliły i zaszły mgłą. Kły mimowolnie wysunęły się nieznacznie a jej wzrok powędrował na jego szyję, usłyszała bicie jego serce, które niemalże ogarnęło jej umysł.
Opamiętała się w ostatniej chwili widząc strach w jego oczach. Mężczyzna wycofał się przerażony i zaczął uciekać w ciszy alejką, nerwowo odwracając się w jej kierunku.
 
Lorn jest offline