Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 04:43   #11
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Pomyliła się.
To nie Jérôme du Pontenac był w zmowie z Maurem. Nie znała go za dobrze, tyle tylko co z plotek, ale pomimo hulaszczego życia wydawał się zbyt dobroduszny na spiskowanie wokół jej drobnej osóbki. Non, to zdecydowanie nie stary baron.
W swych wielce prawdopodobnych ( w jej jasnowłosej główce ) podejrzeniach znalazła wielce wygodne miejsce dla Béatrice Lecroix, która swym zachowaniem bardziej pasowała na partnera Gilberta w ich wspólnych, rozpustnych intrygach. Zapewne żadne z nich nie miałoby skrupułów przed pozornie niewinnym zaproszeniem niczego nieświadomej ptaszyny na koncert, by potem oboje, jednocześnie mogli zaspokoić na jej ciałku swe pragnienia i spełnić wynaturzone fantazje. Oui, taka wizja wydawała się być Marjolaine bliższa prawdy tak bardzo, że aż ze strachu o swoją.. może niekoniecznie cnotę, ale z całą pewnością o swoją intymność, poczuła zimne dreszcze rozchodzące się po kręgosłupie. I bynajmniej nie były one przyjemną reakcją. Już wystarczyła jej jedna nowość w życiu jaką było wyraźne i nęcące zagrożenie ze strony kawalera, nie potrzebowała naraz więcej podobnych atrakcji.
Ale póki co z dnia na dzień popadała w co raz to bardziej szemrane towarzystwo.
A przecież nawet jeszcze nie minęła doba od jej „zaręczyn”.

Siedziała jak na szpilkach. Wprawdzie to porównanie nie było do końca udane, bo przez warstwy swej sukni nie byłaby w stanie nawet poczuć takiej ostrej niedogodności.. ale podobno pewna księżniczka nawet przez tuzin materaców czuła ziarenko grochu, co potwierdziło prawdziwość jej błękitnej krwi. Marjolaine nie chciała być gorsza.
Próbowała skupiać swój wzrok na grajkach, acz.. od czasu do czasu zsuwał się on na dłoń Gilberta bezwstydnie dotykającej kolanka hrabianki. Z czego jej własne dłonie spoczywały na udach i nieznacznie miętoliły palcami zakrywający je materiał dzisiejszej kreacji. Bo gdyby..

Gdyby siedzieli razem w większej odległości od reszty gości, z dala od ich ciekawskich i czujnych spojrzeń.. czy wtedy Maur posunąłby się dalej? Czy w swej zabawie jasnowłosą ptaszyną raz jeszcze powędrowałby palcami ku jej wrażliwej intymności, by uatrakcyjnić im obojgu występ? I najważniejsze.. czy ona, w pełni świadoma swych pragnień targających jej filigranowym ciałkiem, próbowałaby go odtrącić, czy może poddałaby się jego lubieżnym pieszczotom i drżąca, z rumieńcem na policzkach wstrzymywałaby w sobie każdy jęk?
Pod wpływem wyobraźni Marjolaine zacisnęła kurczowo palce na sukni. Obronnie założyła jedną nóżkę na drugą, odgradzając się od takich myśli oraz.. możliwe napastliwych dłoni kawalera, którym nawet publika nie była straszna.

W swej naiwności, że racząc się jakimś specjałem zdoła odwrócić uwagę swych myśli od Maura oraz innych niepokojących postaci i zdarzeń tego wieczoru, skinęła nieznacznie w stronę najbliższego służącego i zagarnęła z jego tacy jeden z podawanych smakołyków. Marron glacé..

Zastygły w grubej warstwie lukru kasztan ułożony miękko na rozpływającym się w ustach kremie zdobiącym niewielkie ciasteczko, miał być słodkim pocieszeniem Marjolaine w tak trudnych chwilach walk ze swym narzeczonym.
Pierwszy kęs był drobny, ostrożny wielce, ale także kryjący w sobie niecierpliwość i niosący za sobą zaledwie posmak
Drugi był już odważniejszy, ale ciągle subtelny jak na młodą damę przystało. Przywołał uczucie porównywalne do błogości i w zadowoleniu uniósł kąciki warg hrabianki. Dzięki temu rozkosznemu w smaku drobiazgowi nawet bliskość Maura i jego dłoń na jej kolanie przestała być aż tak niepokojąca jak początkowo. Powolne delektowanie się smakołykiem osładzało koncert i przywracało dziewczynie utracony animusz. A to zaś pozwoliło jej zająć się wprowadzaniem w życie kolejnej strategii, dzięki której miała wyjść na swoje z tego narzeczeńskiego stanu. Znowu – niech sobie Gilbert nie myśli, że może bez konsekwencji ją tak straszyć i obnosić się z prawami do niej.
Wydobyła ze swych ściśniętym gorsetem płuc sugestywnie tchnienie, do którego dołączyło też i cichutkie słówko, pozornie wypowiedziane do siebie samej -Ciekawe..
-Co takiego?- mruknął Gilbert cicho, ale niebezpiecznie blisko jej uszka. Tak że ciepło jego oddechu owionęło jej płatek uszny. Delikatnie muskając kolano swej “narzeczonej” szeptał.- Co takiego, moja ptaszyno?
Wydawał się zajęty słuchaniem koncertu, acz... jego usta zdobył ironiczny uśmieszek.

Wyraźnie przeciągała moment swojej odpowiedzi, jak gdyby tamto krótkie odezwanie się rzeczywiście skierowane było do siebie samej, swoich myśli, a Maur jedynie je podłapał. Pokusiła się na kolejny kęs ciasteczka, po czym długo rozkoszowała się jego smakiem szturmującym kubeczki smakowe. W trakcie zaś na śliczną twarzyczkę hrabianki wstąpił wyraz konsternacji, której źródła nie było w przełykanej słodkości, ale w całkiem osobistej dłoni Marjolaine. Uniosła ją lekko i od kilku chwil spoglądała nań uważnie.
-Podobno jestem zaręczona.. ale mimo to nie widzę pierścionka na żadnym z moich palców.. - powiedziała w końcu szeptem, leniwie przeciągając każde słówko w uprzejmym zaintrygowaniu tym niebywałym faktem. Rozcapierzyła paluszki i bacznie im się przyglądała z każdej strony, mrucząc przy tym, jak w oczekiwaniu na nagłą, zaskakującą zmianę w braku owej biżuterii -Nie widzę, nie widzę...
-Podobnoś zaręczona, a ja jakoś nie zobaczyłem cię w krasie twej nagości, ptaszyno.- szepnął jej do uszka Gilbert, pieszczotliwie i celowo dotykając czubkiem języka płatka usznego arystokratki. Palce z kolana przesunęły się nieco wyżej zataczając spirale po jej nóżce otulonej suknią.- Nie mamy tego co byśmy chcieli, nieprawdaż? Ale możemy zdobyć, ty i ja... a nawet więcej. Ale o tym... porozmawiamy, gdy będziemy blisko siebie i sami.
-Mmm.. ale czyż widok nagiej narzeczonej nie jest dopiero atrakcją pierwszej nocy po ślubie, mój drogi?-zapytała, odrobinę przekrzywiając głowę pod jego pieszczotą. Całkiem dobrze się bawiła korzystając, chyba nawet dość umiejętnie, z tych ckliwości charakterystycznych dla par mających stawać na ślubnym kobiercu. Wręcz z lubością drażniła się z Maurem igrając tymi jakże niechętnymi sobie kwestiami, a i którym i on nie wydawał się być nazbyt rad.
-Pierścionek zaś powinien być symbolem uczuć. Bez niego ktoś może pomyśleć, że.. - hrabianka uniosła rączkę i patrząc wprost na mężczyznę, paluszkami przesłoniła rozchylone w udawanym przestrachu usteczka, figlarnie muskając opuszkami ich czerwień-...te Twoje są nieprawdziwe.
-Widok nagiej kochanki, zdarza się częściej przed ślubem.- mruknął Gilbert, przesuwając dłoń po jej udzie i docierając w końcu do drugiej dłoni dziewczyny. Delikatnie masując czubkami palców ową dłoń, nachylił się bardziej i całując niemalże wargami jej uszko szeptał.- A twoje ciało powiedziało mi wiele, gdy się witaliśmy. Twoje usta były spragnione moich ust, pewnie uda są spragnione dotyku moich palców, a może i czegoś więcej?
Uśmiechnął się dodając.- Aż dziw, że zasłoniłaś tkaniną szyję. Czyżbyś bała się, że za bardzo ulegasz memu dotykowi ?
Po czym zmienił temat.- A co do klejnotów... i nie tylko klejnotów. Ale też i złotych brzęczących monet...
Przesunął lubieżnie językiem po uszku, dodając cicho.- O tym chciałem z tobą właśnie porozmawiać tego wieczoru. O zysku dla nas obojga. Ale, taką rozmowę... przeprowadźmy z dala od ciekawskich uszu. Kto wie... może wkrótce twój paluszek ozdobi wyjątkowo piękny pierścień?
-Muzyka dla mych uszu.. Nie próżnowałeś, non? - zapytała z pomrukiem, całkiem świadomie ignorując jego niecne zaczepki. Nie mogła, po prostu nie mogła dać mu tej satysfakcji dowiedzenia się jak bliskość kawalera wpływała na jej drobne ciałko i jego pragnienia. Jak z jego winy nie mogła zasnąć. Jak jej wyobraźnia podsuwała najbardziej wyuzdane fantazje, w których Maur odgrywał swoją nieokrzesaną, nieznającą sprzeciwów rolę..
Pośpiesznie zapchała swe myśli resztą ciasteczka.
-A już myślałam, że zaprosiłeś mnie tu przez te tęskne westchnienia, z którymi Cię wczoraj biednego zostawiłam... – odparła tonem głosu wypełnionym przeogromną troską o samopoczucie swego narzeczonego. I równie psotną.
Błękitnymi oczkami dostrzegła zaś, że.. ah, ubrudziła się. Nieuważne dziewczę. Drobina kremu ostała się na opuszce smukłego palca wskazującego. Chociaż serwetka czekała na bycie użytą, to Marjolaine bezwstydnie czubkiem języczka powoli zlizała ową słodycz. A potem koniuszek objęła ustami i szeptem dokończyła niewinnie -O ja niemądra..

-To drugie... również kusi.- odparł szlachcic i dłoń swą stanowczo wsunął pod dłoń Marjolaine, bezpośrednio dotykając obszaru, który skrywała. Co prawda splecione nóżki dziewczęcia dzielnie broniły dostępu do jej intymnych tajemnic, ale i tak serduszko arystokratki zaczęło bić szybciej. Zdała sobie bowiem sprawę, że bynajmniej nie obecność gości hamowała zapędy Maura. Kawaler D’Eon, nie dbał o opinię innych. I im bardziej z nim igrała, tym śmielej posuwał się do przodu.
Druga dłoń szlachcica sięgnęła po ubrudzona rączkę arystokratki. Wsunął do swych ust ów “ubrudzony” paluszek. I niepomny tego, że już go wszak oczyściła, z lubością i patrząc jej prosto w oczy... oblizał go. Po czym rzekł.- Marjolaine... co ci mówiłem o kuszeniu mnie? Czyż nie przestrzegałem przed tym? A może właśnie tego pragniesz, mon petit ptaszyno. Może znudziły cię dźwięki muzyki i wolisz usłyszeć własny jęk pożądania?
Uśmiechnął się lubieżnie szepcząc.- To... da się zorganizować.
-N-non.. - ciche zająknięcie padło spomiędzy warg zaszczutej hrabianki. Gwałtownie i mocno zacisnęła palce na dłoni Maura, samym swym uściskiem i tym niepewnym słówkiem chcąc przeszkodzić mężczyźnie w robieniu co mu się żywnie podoba.
Poczuła ciepło wstępujące na swe porcelanowe policzki, a z nim i delikatny szkarłat rumieńca. Nie należała nigdy do zbyt cnotliwych dam, nie sięgała też i ku drugiej, rozpustnej skrajności oddawania się rozkoszom na każdym kroku.. plasowała się tak pomiędzy, nie szczędząc sobie zabaw z cudzymi pragnieniami. Jednak ten tutaj Gilbert umiejętnie potrafił zachwiać jej pewność siebie, a na dodatek aż za dobrze odgadywać potrzeby dziewczyny, które planowała tak skrzętnie przed nim skrywać.
-I nie wiem o jakim kuszeniu mówisz, mój drogi. Przecież tylko grzecznie słucham muzyki u boku mego narzeczonego, n'est-ce pas? - posłała mu nieco drżący w kącikach ust, ale ciągle krnąbrny uśmieszek.
Jednak Gilbert nie zamierzał się zatrzymywać. Spojrzenie jego roziskrzonych oczu wędrowało po ciele hrabianki powoli delektując się widokami. Znów czuła się nago pod jego wzrokiem, tylko tym razem wpatrzone w nią oczy były blisko niej. Dłoń uwięziona w jej delikatnej rączce przestała się przesuwać, ale palce nadal poruszały lubieżnie muskając jej udo. Gdyby nie suknia, sytuacja ta mogłaby być dla młodej hrabianki... znacznie bardziej skomplikowana. I zdecydowanie gorętsza.
- Czyżby? Och. To pewnie twoja niewinność sprawia, że...- mruknął Maur zbliżając swe usta do czubka jej nosa. -.. pragnę zerwać z ciebie krępujące cię ubranie.
Cmoknął ją przy wszystkich w nosek, po czym lubieżnie, acz delikatnie musnął ustami wargi hrabianki.- I posmakować tej niewinnej słodyczy twego ciała. Ale... czyż można mnie za to winić, Marjolaine?
Szlachcic niewątpliwie stracił wszelkie zainteresowanie recitalem, a jego zachowanie przyciągało uwagę do ich dwójki i powodowało szepty na sali. Ale Maur się tym nie przejmował. I tak miał opinię prostaka i dzikusa.

Ale dziewczyna dyskretnie rozejrzała się na boki, kierowana podejrzanymi szeptami. Swoje zachowanie mogli tłumaczyć niecierpliwością przedślubną, bo czyż nie byłoby to bardzo wiarygodne? Ot, zakochani, para młodych cieszących się swym szczęściem na każdym kroku, nie mogących ni jednej chwili wytrzymać bez okazywania sobie czułości.. i tak dalej. Wszystko to czym oni nie byli, ale co przedstawiali sobą otoczeniu.
-Oh, najdroższy mój.. - zaczęła Marjolaine konspiracyjnym szeptem, o kilka tonów bardziej rozbawionym i głośniejszym, co by przynajmniej najbliżej siedzące nich osoby usłyszały. W dalszym ciągu w swojej wersji słabego, stalowego uścisku trzymając jedną rączką dłoń Maura, drugą uniosła i opuszkami palców pieszczotliwie pogładziła go po szorstkim policzku.
-Czasem odnoszę wrażenie, że nigdzie nie możemy wyjść razem, tak szybko dopada Cię tęsknota za atrakcjami alkowy.. - w sposób nad wyraz uroczy potarła swym noskiem o jego nos, po czym ujęła go za podbródek i ucałowała krótko, acz czule.
-Moja ty ptaszyno... Nie będziesz mogła wiecznie uciekać.- odparł dwuznacznie Maur uśmiechając się lubieżnie. Usiadł wygodnie, pozornie znów skupiając się na muzykach. Ale palce dłoni, którą w swym żelaznym uścisku trzymała arystokratka, nadal muskały jej udo przez materiał sukni.


***


Nie mogła wiecznie uciekać? Ależ mogła! Uciekała już od kilku dobrych lat, odkąd weszła w wiek, w którym drodzy rodzice postanowili szukać dla niej odpowiedniego wybranka na męża. Oczywiście, według swych własnych gustów, niekoniecznie mających odbicie w kaprysach jej słodkiej córeczki. Zatem oni szukali, a ona zręcznie uciekała, choć preferowała termin „unikania od zobowiązań”. I czyniła to z zadziwiającymi sukcesami.
W jakiż sposób to fałszywe narzeczeństwo miało się różnić od tych wszystkich zabaw hrabianki w wodzenie na nosy coraz to kolejnych kawalerów? W końcu Maur sam ją nazywał ptaszyną, a te zwykły uciekać i być wolne.. naturalnie, co poniektóre osobniki ku uciesze szlachciców kończyły ustrzelone i przynoszone im w pyskach wiernych psiaków, ale sprytna Marjolaine była ponad to.

W trakcie pierwszej przerwy dziewczyna postanowiła odrobinę.. poigrać sobie na nosie swego narzeczonego i zagubić się gdzieś w tłumie, by tym samym przeciągnąć moment to ich spotkania sam na sam. Wiedziała jednak, że nie pozwoli jej tak po prostu odejść, nie wypuści tak łatwo ze swych silnych objęć przyciskających ją zaborczo do jego ciała. Dlatego przystąpiła do wprowadzania w życie taktyki „przylepki”, z jak dużym powodzeniem działającej nie tylko na mężczyzn, ale niegdyś też i na rodziców jasnowłosej. Uczepiła się jego ramienia, ciasno oplotła jego rękę swoimi, by teraz samej dobitnie podkreślić swoje prawa własności do niego, a zaś dla obserwujących okazać czułość wobec swego wybranka. Uniosła na niego spojrzenie, po czym z trzepotem wachlarzy rzęs i wyraźnie używając zwrotu „najdroższy mój” poprosiła Gilberta o znalezienie dla niej kieliszeczka słodkiego wina.
Jak mógłby odmówić swojej uroczej narzeczonej tak na oczach wszystkich? Ah, oczywiście, że mógłby, to był Maur. Jednakże ta cała gierka w szczęśliwą, zakochaną parę wymagała poświęceń z obu stron, nie tylko nadszarpywania jej całkiem osobistych nerwów i przyprawiania o nocną bezsenność. Musiał ulegnąć pod naporem tej dziewczęcej delikatności.. chociaż domyślała się, że zrobił to tylko po to, by później móc ją dopaść z powrotem ze zdwojoną drapieżnością. Wcale nie zadziałał na niego urok Marjolaine, ale wyobrażenie tego, co później jej zrobi za takie zabawy nim.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 31-08-2015 o 15:10. Powód: Brak słów
Tyaestyra jest offline