Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 05:19   #12
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ona nie przejmowała się tym. Potrzebował jej filigranowej osóbki i to najprawdopodobniej nie tylko ze względu na swoją chuć, więc niech teraz sobie poczeka. Zamierzała bowiem, ze swojej całkiem nieprzymuszonej woli, umknąć z jednego zagrożenia wprost do drugiego, wychowanego pod skrzydłami samej madame de Pompadur. A skoro póki co nie mogła liczyć na względy tej najbardziej wpływowej kobiety we Francji, to musiała się zadowolić kimś znajdującym o kilka.. kilkanaście szczebli w hierarchii niżej, ale ciągle będącym w dobrej komitywie z arystokratyczną śmietanką. A tym kimś, pomimo swego zapewne bolesnego upadku ze sporej wysokości, była Béatrice. Nie ochmistrzyni jej dworku, a Béatrice Lecroix we własnej, niepokojąco przychylnej jasnowłosej osobie. Jednak jej poziom niepokoju był o wiele niższy od tego, jaki prawie na każdy kroku reprezentował sobą Gilbert.

Wylawirowała sobie zwiewnie spomiędzy skupionych w grupkach gości i przypadkiem tak zapewne, akurat jej błękitnookie spojrzenie padło na stojącą nieopodal szkarłatną damę. Nie ruszyła ku niej od razu. Odczekała aż ta na jej widok subtelnie odprawi dwóch rozmawiających z nią arystokratów i dopiero wtedy postąpiła w stronę wicehrabianki kilka kroczków, przyjmując ten gest jako zaproszenie.
-Ah.. mademoiselle Lecroix... - przywitała się Marjolaine z milutkim uśmieszkiem, dłonią bawiąc się leniwie końcówką swego blond warkocza przełożonego przez ramię i spływającego po biuście. Zerknęła za odchodzącymi -Czyżbym przeszkodziła? Przegoniłam dwóch umilaczy przerwy?
-Och. Umilaczy? Tak bym ich nie nazwała.- zachichotała kobieta zakrywając usta dłonią i wędrując po twarzyczce jak i piersiach młodej arystokratki wymownym spojrzeniem. Wzrokiem jakim zwykle Marjolaine obdarzali mężczyźni.- Taka nasza rola. Być ozdobą tego świata i znosić awanse innych... nie zawsze pożądane awanse.
-Ale to prawda o byciu ozdobami. Jednak któż inny miałby brać na siebie to słodkie brzemię? Mężczyźni? Nie mają ku temu odpowiednich wdzięków, non?- z krtani młodej Pelletier dobiegł cichy chichot -Ja zaś przyjęłam rolę narzeczonej i teraz mym obowiązkiem jest być śliczną ptaszyną zdobiącą ramię mego wybranka.. - zawiesiła głos rozglądając się dyskretnie, czy aby nigdzie na horyzoncie nie widać zbliżającego się Maura, mającego przerwać jej chwilową wolność i przywrócić do roli ozdoby. Nie widząc go nigdzie ku swemu zadowoleniu, dokończyła przyciszonym i rozbawionym tonem -.. lecz i ptaszyna czasem lubi na trochę umknąć od tak ciężkiej odpowiedzialności.
-Doprawdy?- spytała z ciekawością w głosie wicehrabianka. Upiła nieco wina oblizując wargi języczkiem.- Maur jak dotąd nie szukał panny mającą być ozdobą swego ramienia. A i wzajemny pocałunek którym się obdarzaliście nawzajem przy karocy był...- uśmiechnęła się lekko przymrużając oczy.- bardzo interesujący.
Po czym Béatrice rzekła ironicznym tonem głosu.- Nie będę pytać, czy dobrze się bawisz, bo widać było podczas koncertu, iż ten wieczór możesz zaliczyć do udanych.
Następnie spytała.- Jak długo już... fascynujecie się wzajemnie sobą w tak bardzo bliskich kontaktach?

-Nie wiem czy... interesujący, to najlepsze określenie – wspomnienie tego niedawnego zdarzenia bezwiednie wywołało u dziewczyny przyjemny dla ucha pomruk -Związywanie się z kimś dla bycia samą ozdobą byłoby niezbyt pociągające. Ale Gilbert wystarczająco często i intensywnie dostarcza mi ekscytacji..
Miękkimi kosmykami tworzącymi końcówkę warkocza i poddawanymi zabawie długich palców Marjolaine, musnęła ona w zamyśleniu swe usta. A było to wyjątkowo błogie zamyślenie, o czym świadczyło przymrużenie oczu nie tyle na echo tych ekscytacji.. co ich wyobrażeń, męczących ją od wczoraj.
Aczkolwiek gdzieś pomiędzy nimi zdołała się uśmiechnąć i zaimprowizować odpowiedź na pytanie wicehrabianki -W tak.. bardzo bliskich? To będzie kilka miesięcy. Nie należy do zbyt cierpliwych mężczyzn, więc wszystko się tak szybko potoczyło..- westchnęła nieco melancholijnie -Jednak jako tajemnica miało to posmak zakazanego owocu. Teraz straciło trochę na dreszczyku..
-Współczuję.- rzekła żartobliwym tonem Beatrice. Po czym upiła nieco wina dodając.- Ale i tak jeszcze sporo dreszczyku zostało, między wami, non?
Uśmiechnęła się nieco wpatrując przez okno na paryskie ulice.- O tak. Gilbert należy do mężczyzn, którzy potrafią sprawić dreszcze rozkoszy na skórze kobiety.
Po czym zerknęła na hrabiankę.- Wybacz. Pewnie cię nudzę mówiąc, o tym co zapewne już doświadczyłaś w jego posiadłości.
-Non. To.. przywołuje wiele przyjemnych myśli i tworzy równie wiele pomysłów na zakończenie tej nocy – skłamała gładko i figlarnie, pieczętując to uśmiechem. Zdawkowym odrobinę.
-Oh, mężczyźni to sprytne bestie. Potrafią zdominować rozmowę nawet w niej nie uczestnicząc – naburmuszona wydęła usteczka w prawdziwie dziewczęcym oburzeniu, a nawet i obcasem bucika stuknęła z pretensją o posadzkę. Następnie, po daniu ujścia temu swojego niezadowoleniu, zwróciła się do Béatrice -Koncert spełnia oczekiwania atrakcji wieczoru?
-To zależy o jakich atrakcjach... mówimy.- Béatrice z wymownym uśmieszkiem zerknęła znacząco na Maura, a potem na nią. Niewątpliwie była świadkiem lubieżnej napaści szlachcica na Marjolaine. Napaści, którą jasnowłosa ptaszyna sprowokowała. Béatrice podeszła bliżej i palcem wskazującym musnęła wargę panny D’Niort.-Jeśli chodzi o to co miałam okazję zobaczyć, to tak. Może nawet byłam zazdrosna?
Nie wspomniała jednakże... o kogo. Szkarłatna dama uśmiechnęła się przesuwając czubkiem języczka po swych wargach i bawiąc się niedopowiedzeniami, dodała.- Poza tym, wieczorki u Jérôme’a, są raczej spokojne i tak... przewidywalne. A choć muzyków sprowadza najlepszych, to przywykłam do mocniejszych podniet.
-Zazdrosna? - powtórzyła Marjolaine, po wcześniejszym delikatnym odchyleniu swej długowłosej główki od dotykającego jej ust palca wicehrabianki. Bardziej w czysto odruchowym geście na tak nagłą poufałość, niż w wyrazie niechęci mogącej wszak zostać źle odebranym przez kobietę.
-Mmm.. zazdrosna o.. - w przeciągłym namyśle przeuroczo przygryzła wargę w miejscu, gdzie muskała ją opuszka Béatrice. Nutki rozbawienia rozbrzmiewały w głosie dziewczyny, nie pozwalając sądzić, że wyciągnięty przez nią wniosek jest prawdziwy, a ona tak naiwna i ślepa na mało zgodne z etykietą zachowanie rozmówczyni oraz jej słodkie niedomówienia- .. popularność tego wieczorku zorganizowanego przez monsierur du Pontenac'a i o kunszt jego muzyków?
Béatrice wybuchła cichym śmiechem, kryjąc go za parawanem dłoni. Po czym przysunęła się bliżej Marjolaine. Jej palce uchwyciły warkocz dziewczyny. I jego końcówką powoli przesunęła po swym dekolcie, mówiąc kpiąco.- O ten wieczorek muzyczny? Doprawdy, zabawny koncept.
Jasna końcówka warkocza Marjolaine zataczała powolne kółeczka na piersiach szkarłatnej damy.- Niech więc... obiekt mej zazdrości, pozostanie tajemnicą.
Béatrice nie zamierzała chyba otwarcie przyznać się do swych zainteresowań, pozostawiając odpowiedź ukrytą wśród znaczących gestów.
Odsunęła się od hrabianki, wypuszczając jej włosy spomiędzy swych palców.- Tak jak tajemnicą, jest kolejny wybranek biednej Madeleine. Bo on niewątpliwie istnieje. Jakoś nie potrafię jej sobie wyobrazić, bez amanta którym mogłaby się puszyć, a ty? Żałoba jakoś nie pasuje do mademoiselle Saint-Delisieure.
-Oui, czerń nie jest jej kolorem, a niedobór wielbicieli dość nienaturalnym stanem. Ale nawet jeśli już ma osobistego pocieszyciela, to nie pochwali się nim tak szybko, non? Wszak to dopiero wczoraj najdroższy markiz legł u jej stóp.. - mówiąc to hrabianka przyłożyła dłoń do swej zakrytej szczelnie materiałem sukni piersi, jak w głęboko współczującym geście. Jak. Bowiem zaraz potem zręcznym ruchem dłoni zagarnęła z rozmachem warkocz na plecy.
-Mimo to pewnie już się tworzy kolejeczka szlachciców łasych na jej uwagę i na wypełnienie pustego miejsca po niedoszłym narzeczonym – wzruszyła smukłymi ramionami - Étienne był dla niej dobrą partią, niewielu znajdzie się takich, którzy łączyliby w sobie młodość, całkiem miły dla oczu wygląd i jeszcze mieliby wpływy na dworze. A Madeleine przecież nie będzie obniżać swych wymagań.
-Serce kobiety bywa równie nieprzewidywalne, co kapryśne. Czego ty wszak jesteś moja droga dowodem.- odparła z ironicznym uśmiechem Béatrice. Zerknęła na piersi szlachcianki i dodała.- Kto by pomyślał, że jednocześnie można zapragnąć rozpustnika i jednocześnie zakrywać wdzięki, jakby się było...- musnęła dolną wargę kciukiem zastanawiając się.-... zakonnicą? Ach. Zdradź mi to, bom ciekawa wielce. Cóż takiego cię zauroczyło w Ma... w Gilbercie, aż tak bardzo, że przyjęłaś jego zaloty?

-Ekscytacje – odparła Pelletier krótko i wprost, bez większego namysłu. Jak gdyby to było coś najbardziej oczywistego na świecie. Przy okazji całkowicie zignorowała przytyk wicehrabianki co do swojej dzisiejszej kreacji, której przyczyna wyboru zdecydowanie odbiegała od zwyczajów zakonnic.
-Jeśli ktoś potrafi sprawić, że nie zanudzę się w jego obecności, jeśli potrafi dodać pikanterii czemuś tak trywialnemu jak koncert to jak najbardziej zasługuje na moją uwagę. Tym bardziej, jeśli nie jest w takim wieku, że mógłby być mym ojcem lub nawet dziadkiem – zachichotała wesoło, niepokornie trochę -Też mam swoje wymagania, jakże odmienne od tych mojej maman. Ale skoro już znalazł się ktoś kto je spełnia, to zamierzam go trzymać przy sobie.
Lekka konsternacja pojawiła się na twarzyczce Marjolaine, z którą to rozejrzała się po tłumie gości, zapewne w poszukiwaniu tego „trzymanego przy sobie” mężczyzny. Powracając błękitnym spojrzeniem do Béatrice, zapytała z uprzejmym zdziwieniem -Jednak czy to naprawdę aż tak ciekawe? Związek mój i Gilberta?
-Oui.- odparła z lekkim uśmiechem Béatrice. I lekko przymrużywszy oczy dodała.- Jest wielce ciekawy, niczym słodka wisienka na czekoladowym torcie. Wyróżnia się.- pstryknęła palcami i po chwili podszedł do niej sługa z tacą z kielichami pełnymi wina. Odstawiła na nią pusty i wzięła pełny dodając.- Och, znam dobrze twojego ukochanego i słyszałam o tobie dość, by wyrobić sobie opinię. Żadne z was nie jest stworzone do związku. To klatka w której każde z was się dusi.
Uśmiechnęła się patrząc rozmarzonym wzrokiem w dal i muskając opuszkami palców swój dekolt.- Ekscytacja. Znam ją dobrze. Tak często smakowałam tego przysmaku, acz...- wzrok wicehrabianki znów skupił się na twarzyczce Marjolaine.- Do ekscytacji mężczyzną niepotrzebna jest obrączka. Do ekscytacji wystarczy sam mężczyzna i jego...- uśmiech kobiety zrobił się lubieżny.- ..dobrze wiesz co.
Po czym zmieniła ton wypowiedzi na bardziej poważny.- Narzeczeństwo i małżeństwo zaś... są wrogami ekscytacji. Narzeczeństwo i małżeństwo potrzebują czegoś... czego nigdy nie szukałam, więc nie potrafię określić cóż to jest. Ale są tacy, co ów mityczny skarb znaleźli. I ich małżeństwa są szczęśliwe.
Upiła nieco wina i spytała.- Zapewne słyszałaś o jednorożcach?
-Mitycznych koniach posiadających pośrodku czoła pojedynczy róg? Stworzeniach mających mieć podobno magiczne zdolności i będące tak fascynującymi, że ciągle są szukane dowody na ich istnienie? - pytała hrabianka przechylając lekko głowę. Początkowo została zaskoczona tym niespodziewanym wtrąceniem, ale i dość szybko domyśliła się przyczyny pojawienia się jednorożców w rozmowie. Odparła mruknięciem -Odrobinę.
-Nasz gospodarz ma w swej kolekcji róg jednego z tych stworzeń pochodzący z XVI wieku. Jakoś dotąd nie miałam okazji zobaczyć tego cuda. Zechcesz mi przy tym towarzyszyć Marjolaine?- spytała nagle wicehrabianka, zbijając tym pannę D’Niort z pantałyku. Niemniej wymowa tej wypowiedz niosła prosty dyplomatyczny podtekst - Porozmawiajmy na osobności, z dala od świadków.

Marjolaine zawahała się.
Czegóż takiego mogła od niej chcieć szkarłatna dama, że musiałyby znaleźć się same w swym towarzystwie bez ciekawskich oczu i uszu osób trzecich? A może.. wcale nie chodziło o rozmowę? Młoda hrabianka podejrzewała, że po kimś dobrze znającym Maura może się również spodziewać wszystkiego. Wieczór dopiero niedawno się zaczął, a ona już czuła się trochę zmęczona psychicznie byciem mało subtelnie napastowaną to ze strony swego narzeczonego, to teraz jeszcze zaskakująco przez kobietę. Samo prowadzenie bitwy z Gilbertem wysysało z Marjolaine niepomierne pokłady sił, więc dość mocnym pocieszeniem było to, że Béatrice nie była aż tak zapalczywa w prezentowaniu dziewczynie swych zainteresowań. Oraz fakt, że nie była aż tak dużym zagrożeniem, wszak nie mogła po prostu wziąć siłą tego czego akurat domagało się pragnienie, prawda?
..prawda?
-Róg jednorożca? Naprawdę? To.. nieoczekiwane – odparła z zaintrygowaniem w głosie i uśmiechem unoszącym krzywo jeden z kącików jej ust -Z przyjemnością zobaczę ten skarb.

Odpowiedzią był uśmiech Béatrice i wskazanie ruchem głowy drogi. Obie kobiety zaczęły się oddalać od reszty towarzystwa. Zaś sama szkarłatna dama swobodnym tonem rozważała.- Jednorożec pięknie wygląda w tarczach herbowym, nie uważasz moja droga? Jednorożec, lew, orzeł... To piękne zwierzęta w herbach. Nie to co smoki. - łyknęła nieco wina spoglądając na Marjolaine powłóczystym spojrzeniem.- Wiesz, że dziewice przyciągały jednorożce? Miały do nich słabość. Ja także...- zachichotała.- Oczywiście nie tych prawdziwych dziewic. Bo to nudne przestraszone chłopaczki... i dziewczątka. Mówię o mężczyznach i kobietach, takich uroczo niewinnych z wyglądu.- uśmiechnęła się do niej lubieżnie.- Mówiłam ci że wyglądasz niewinnie z tymi różami? Nic dziwnego, że biedny Gilbert był taki zachłanny wobec twej osoby.
Wkrótce oddaliły się poza zasięg ciekawskich uszu służby. I dotarły do niewielkiej komnaty, której ściany obwieszono portretami wielkich przodków barona. Oraz pamiątkami po nich.
Wśród nich była przeszklona gablotka w której tkwił róg jednorożca. Biały kręcony róg o perłowym połysku.

Leżał na satynowej poduszeczce.
-Oczywiście nie jest prawdziwy. W ręce przodków barona wpadł po tym jak pewien wielmoża używający go w ramach środków bezpieczeństwa, umarł od trucizny. Prawdziwy róg tej mitycznej bestii - wyjaśniła Béatrice .- neutralizuje trucizny, których dotyka.
Spojrzała na twarzyczkę Marjolaine i dodała.- A skoro jesteśmy już przy mitach, to... przyznaję, że nadal jesteście dla mnie zagadką. Ty i Gilbert.
Zbliżyła się do niej i mruknęła.- Czasami widać... grę. Och, przyznaję, grę mistrzowską.
Przesunęła palcem po dekolcie.- Ten twój entuzjazm Marjolaine. Ten twój dziewczęcy entuzjazm, jest kuszący i śliczny. Ale jest też fałszywy. Nie pasuje do ciebie i przez to odbiera całości... wiarygodność. Ale też...
Spojrzała w jej oczy mrucząc.- Gdy cię całował przy powozie, gdy się rumieniłaś... wtedy nie było gry. Wtedy było tylko uczucie i pragnienie. - oblizała wargi mówiąc.- Ach, kusi mnie sprawdzić, czy pragnienie to mogą zaspokoić każde usta.

Jasnowłosa ptaszyna przez kilka chwil w milczeniu spoglądała w otchłanie orzechowych oczu wicehrabianki, mimo uszu puszczając całą tyradę o dziewicach, niewinności i graniu. Potem zsunęła swój wzrok na jej przesycone wyuzdaniem usta, na widok których jej cienkie brwi podskoczyły ku górze, a ona swym ciałkiem zwróciła się ku rogowi i odpowiedziała lakonicznie -Nie każde.
Nieśpiesznie, aby przypadkiem nie zostać posądzoną o ucieczkę, a jedynie o nonszalanckie przechadzanie się, zaczęła okrążać gablotkę z zaciekawieniem przyglądając się jej wnętrzu. Przystanęła i pochyliła się ku wygodnie leżącemu za szybą skarbowi. Jednocześnie z jej płuc wyrwało się melancholijne westchnienie -Cieszę się, że nie jest prawdziwy. Odkrycie choćby jednego jednorożca pozbawiłoby legendy i baśnie o nich tej otoczki mistycyzmu. Ludzie za bardzo chcą wszystko obedrzeć z niezwykłości i zrównać z wtórnością dnia codziennego..
Béatrice nie podążyła za nią, pozwalając jej zyskać komfort odległości i poczucie bezpieczeństwa. Ale wędrowała za nią wzrokiem popijając wino.- Oui. Masz rację moja droga. Niestety...To dążenie tkwi w ludzkiej naturze. Zdobyć to, co niezdobyte. Odkryć to ,co nieodkryte. Posmakować zakazanego owocu. Owocu wielce słodkiego... możesz mi wierzyć Marjolaine.
-Oooh, ależ wierzę – zamruczała potulnie hrabianka nie podnosząc jednak spojrzenia z fałszywego rogu na kobietę. Z pełnym skupieniem i zaangażowaniem przyglądała mu się z każdej strony w jakże materialistycznym wyobrażaniu sobie, jak śliczne byłyby kolczyki bądź inny element biżuterii zrobiony z tego perłowego tworzywa -Ale zakazane owoce są słodkiego dlatego.. że są zakazane. Jednorożec po odkryciu może się okazać zaledwie białym, kulawym koniem z przytroczonym do czoła wyciosanym z drewna rogiem. To smutne..

Wyprostowała się z gracją i w zamyśleniu skrzyżowała swe spojrzenie z jednym z przodków monsieur du Pontenac'a -Mmm.. chyba przerwa niedługo się skończy, powinnam poszukać Gilberta. Zobaczyć, czy gdzieś mi się nie dusi....
-To prawda. Przerwa już się kończy.- odparła Béatrice i dopiła wino mówiąc.- Wybacz mi, że byłam tak nieznośna, chwilami. Nadmiar wina, zwykł na mnie... wpływać w ten sposób.
Postawiła pusty kielich na szklanym blacie gablotki.-Ależ czyż można mnie winić, że próbowałam?
Zachichotała cicho i dodała bawiąc się dalej dwuznacznościami i niedopowiedzeniami.- Zazdroszczę Gilbertowi tak oddanej osoby, jak ty moja droga. Może jednak skusisz się na odwiedziny mej posiadłości, na rozmowę w małym gronie za jakiś czas? Bo obawiam się, że bale jakie urządzam, nie przypadłyby ci do gustu.
-Non, chyba rzeczywiście nie..- jasnowłosa nie miała zamiaru negować rzeczywistości, bo i prawdą było, że rozkoszne spotkania towarzyskie organizowane przez wicehrabiankę nie były, łagodnie mówiąc, w guście młodziutkiej Pelletier. Dobrze, że wyjaśniły to sobie już teraz i to z inicjatywy właśnie pani gospodarz owych balów z dużą ilością splatających się ze sobą mas ciał ludzkich. Obu płci.
-Ale kiedyś, za jakiś czas.. mogłabym się zdecydować na drobną wizytę – powiedziała Marjolaine trochę oględnie miast dać jedną, konkretną odpowiedź. Lecz w zamian dopieściła swoje słowa jednym z uroczych, dziewczęcych uśmiechów posiadanych w hrabiowskim arsenale gotowych gestów i mimiki na prawie każdą okazję -Nie wypada odmówić takiemu zaproszeniu, prawda?
-Nie. Nie wypada.- odparła z lekkim uśmiechem Béatrice. Po czym dodała dwuznacznie, przesuwając języczkiem po swej dolnej wardze.- Może kiedyś przyjdzie nam poznać się bliżej.
A następnie rzekła pogodnym tonem.- A teraz odszukajmy twego narzeczonego. Mam wrażenie, że stęskniłaś się za nim.
Marjolaine nie przyznała się do istnienia jakichkolwiek tęsknot względem Maura. Bądź ich braku. A wprawdzie na jej porcelanowe lica zamierzenie wstąpiła satysfakcja z tak pozytywnego rozwijania się tej ich znajomości, to myśli hrabianki krzyczały wniebogłosy:

„Nigdy, Ty zła kobieto! Łapy precz!”
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 31-08-2015 o 15:10.
Tyaestyra jest offline