Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2011, 07:44   #427
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wybudzona brutalnie ze snu Emily wrzasnęła, gdy kula ognia rzuciła się w jej kierunku. Nigdy nie widziała czegoś podobnego i choć z łatwością uwierzyłaby, że to tylko sen, to jednak odczuwana na skórze temperatura dobitnie dawała świadectwa prawdziwości owego zdarzenia. Chopp rzucił się ku ogniowi z paterą, a ona przerażonym wzrokiem obiegła ściany. Była odcięta od wody, co było jej pierwszą myślą. Nie dałaby rady wyminąć go płynnie. Niewysokie pierwsze piętro i piasek pod nim dawały pewną nadzieję na ewakuację i zachowanie życia.
Wykorzystując daną jej przez odwagę Waltera chwilę, rzuciła się do okna w biegu chwytając leżącą na stoliku broń.

- Walter! - krzyknęła, i nie wahając się, przesadziła parapet. Zdążyła jeszcze tylko pomyśleć, że to z pewnością zaboli. Nie miała innego pomysłu, jesli nie ma go czym ugasić, to przynajmniej zabierze tam, gdzie nie będzie miał co palić.

Podjęli decyzję błyskawicznie. Walter chwycił dość nieporadnie paterę z owocami jedną ręką zrzucając zawartość na ziemię i wyprowadzając uderzenie w stronę … ognistej kuli. Emily też nie traciła czasu. Skoczyła w stronę okna, które było zamknięte drewnianą okiennicą. Drżące palce szybko poradziły sobie z zasuwą.
Cios paterą był, o dziwo, celny, jednak efekt końcowy był zgoła inny, niż spodziewał się Walter. Księgowy poczuł, jak metal w jednej chwili rozgrzewa się do czerwoności, a stwór zwyczajnie … przepalił się na jego drugą stronę. Był na tyle blisko, że płuca wypełniło mu gorące powietrze, jakby ktoś przy nim otworzył na całą szerokość piec hutniczy. Powietrze wypełnił swąd palących się włosów - to brwi i czupryna księgowego zajęła się ogniem, podobnie rękaw koszuli u prawej ręki, którą zadawał cios.
Emily nie czekała. Widząc, co się dzieje, skoczyła w dół. Nie było wysoko, ale skacząc zaczepiła o parapet. To spowodowała, że spadała na bok, boleśnie obijając sobie biodra. Była jednak na zewnątrz.
Jęknęła boleśnie, zbierając się z ziemi. Ruszyła, nie do końca wiedząc co robi. Szukała wody ale miejsce, w którym się znajdowała trudno by podejrzewać o zbiornik większy niż miska zupy. Słyszała łoskot płomieni i wiedziała, że cokolwiek ją goni, dogoni już niebawem. Obróciła się gwałtownie i wycelowała w napastnika zza winkla hotelu. Nie widziała dla siebie ratunku, bo jasnym było, że zmęczy się szybciej niż owo upiorne coś. ktokolwiek wysłał to za nią, postarał się.
Strzeliła mierząc w wyraźny płomień. Nie wiedziała, czy trafiła, czy też nie ale ognisty byt pomknął w jej stronę z szybkością, która przerażała. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo cztery ściany ograniczały zwinność i zwrotność ognistego intruza. Poza budynkiem miał pełne pole manewru i zwrotu i wykorzystał to, jakby kierowała nim nieludzka, złośliwa inteligencja. Rzuciła się do ucieczki, ale stwór był przeraźliwie szybki. W ostatniej chwili skoczyła w bok, ale ognista kula otarła się o jej bark zapalając ubranie i włosy na głowie. Czując potworny ból i wiedząc, że ognista bestia poprawi swój atak, kierowana bezrozumną, atawistyczną chęcią zgaszenia płomieni zaczęła tarzać się po ulicy. Szczęście w nieszczęściu - potwór nawracał po ataku, a ona … wpadła w pryzmę piasku, która zgromadziła się pod ścianą budynku. Piasek zgasił płomienie, ale niespodziewanie Emily znów poczuła żar, kiedy bestia z ognia uderzyła tuż obok.
Piasek zeszklił się, ale piekielny ognik wyrwał z niego jak - nomen omen - poparzony! Czy tylko jej się wydawało, czy też faktycznie zmniejszył się. Ból jednak nie pozwalał myśleć o takich rzeczach! Ożywiony płomień zawisł w pobliżu, tuż nad jej głową, licząc chyba, że wyskoczy z piasku. Poparzona skóra paliła zywym ogniem w zetknięciu z zasolonym piaskiem powodując dodatkowe cierpienie.
Krzyczała nadal. Z porażającego bólu i wściekłości. Nie wiedziała, co dało efekt - strzał czy może piasek, ale zdawało jej się, że ognia jest jakby trochę mniej. Szlag. Strzeliła po raz kolejny, próbując opanować drżenie rąk. Bolało, jakby ją - mówiąc krótko - obdzierali ze skóry. Siedziała w hałdzie piachu i choć miała wrażenie, ze za moment od zaciskania szczęk popękają jej zęby, nie zamierzała się ruszać. Wręcz przeciwnie, ryjąc nogami, próbowała wkopać się w niego głebiej, samej sobie przysparzając cierpienia. Wolną ręką macała wokół w pokszukiwaniu czegoś, w co mogłaby nabrać piasku. Sypnięcie nim €œw oczy€ napastnika zdawało się być godnym pożałowania gestem, ale może... Może mogło sie udać?
Widziała jak pocisk zanurzył się w płomieniach i zniknął gdzieś w ciemnościach nocy. Jednocześnie zakopywała się w piasek. Płomienie zblizyły się i poczuła wokół siebie ich palący, niszczycielski żar. Piasek wdzierał się jej w usta, gdy krzyczała. Zakaszlała, czując słony smak w wyschniętych na wiór ustach. Poza piaskiem w hałdzie nie było niczego. Tylko miałki, przesypujący się przez palce kwarc z drobinkami soli.
Ognista €œpomarańcza€ wirowała nad jej głową. Zatracała swój okrągły kształt. Przerażona ujrzała, że z kuli wysuwają się miazmatyczne, mackowate wypustki, niczym sondy zbliżające się w stronę zagrzebującej się w piachu Emily.
Te dziwne €œniby macki€ nie wydawały się groźne. Nie były nawet gorące, ale kiedy tylko zbliżyły się do piaskowej pryzmy Emily poczuła się, jak królik złapany w światła automobilu na polnej drodze. Nie mogła się poruszyć. Traciła siły, a jej powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, to było niedorzeczne ale jakby ta ognista kula pozbawiała ją energii życiowej. Zasypiała - czuła to, lecz nie potrafiła z tym walczyć

Luca i Walter spotkali się w pół drogi. Chopp biegł z małym wiaderkiem, z wykrzywioną szaleństwem twarzą, a Luca pędził bardziej opanowany, z gnatem w ręku. Luca strzelił ale kula, która trafiła w środek lewitującego płomienia, najwyraźniej nie robiąc mu krzywdy.
Jakiś cień wyskoczył z mroku, wyrwał Walterowi wiaderko. Księgowy zatoczył się o mało nie tracąc równowagi i wpadając na wapienną ścianę budynku. To był Mahuna, a za nim biegł Lynch.
Hindus wcielił zamysł Waltera w życie. Chlusnął wodą w stronę ognistego czegoś. Płomienie zaskiwerczały. Dziwaczne wypustki schowały się do wnętrza kuli, która wyraźnie zmalała, stała się niewiele większa od orzecha włoskiego.
- Woda! - wydarł się Mahuna - Potrzebuję więcej wody.

Emily odzyskała zdolność ruchu i własną wolę. Widząc, co się dzieje sięgnęła po garść piachu i cisnęła w stronę ognistego intruza. Trafiła w cel, ale poparzony bark odpowiedział jej nową dawką bólu. Garść piachu nie zgasiła płomienia, ale podpowiedziała Mahunie, co może zrobić. Pierwszy Miecz wykorzystał wiaderko, pochylił się zaczerpując weń piasku i sypnął jego chmurą w stronę ognistego tworu, który najwyraźniej ruszył w stronę nowego zagrożenia. Piasek zrobił swoje. Płomień zamigotał i zgasł. Pokonany.

- Trzeba pomóc przy pożarze - powiedział Mahuna w stronę Luki, Waltera i Lyncha. - Ja i mister Chopp zajmiemy się panną Vivarro.


To było ostatnie, co usłyszała zanim ból i nagła ulga odebrały jej przytomność. Udało się. Była bezpieczna. Okrutnie poparzona, ale bezpieczna.
Przytomność odzyskała, gdy przenosili ją pod dach. Walter był najbliżej, więc uniosła się lekko i ułapiwszy materiał koszuli a jego piersi, wychrypiała
- Skurwiel - jej jasne spojrzenie mącił ból. - Nie odpuszczę. Musimy ruszać.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline