Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2011, 19:26   #428
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Lynch leżał na wznak wpatrując się w przyklejonego do sufitu pająka. Leżał w samej bieliźnie dygocąc z zimna. Nie przeszkadzało mu to, szczególnie po całym dniu upału i lejącego się z nieba żaru.
Pająk nieznacznie przesunął się po suficie.
Pewnym ruchem podniósł z podłogi pakunek, pustynny piasek dobijał się w okno.
Pająk powoli zsuwał się po utkanej nici.
Nerwowo rozpieczętował zawiniątko.
Pająk zsuwał się idealnie na jego klatkę piersiową.
Oddech przyspieszył, podniósł wieczko w tym samym momencie, kiedy włochate odnóża zetknęły się z jego skórą, zimny pot pokrywał mu czoło...sięgnął do pudełeczka.
Pająk stał na nim wpatrując się w szerokie źrenice studenta, był olbrzymi, tak przynajmniej wyglądał w oczach chłopaka.
Serce tłukło jak szalone.
Pająk powolnym ruchem podniósł jedną z kończyn.
- Trupi jad - powiedział najspokojniej jak tylko potrafił, oczy bestii...jedyne co teraz widział, to jego oczy, później błysk ostrza i truchło pająka nabite na puginał...Alik sprawił się na medal.
Głęboko wzdychając odrzucił nóż na ziemię.
- Śpi...- nie dokończył, huk roztrzaskującego się drewna podniósł go na równe nogi. Wcisnął się w spodnie i zarzucił płaszcz. Swąd palonych szmat uderzył go jeszcze w pokoju. Wyrwał nóż z trupa, wywlekł z torby rewolwer i wyskoczył na korytarz.

Było siwo, intuicyjnie wbiegł do pierwszego pokoju...pochodnia...Walt wyglądał jak pochodnia. Oko zarejestrowało jeszcze jedną rzecz...płonąca kula...żywy ogień, lub ognisty wampir, jak opisywały to "podręczniki".
Doskoczył do Choppa sprawnie okrywając go prześcieradłem. Gdy płomienie zagasły, ten szybko wyrwał się z objęcia Lyncha i wybiegł z pokoju.

Zimno...przenikliwe zimno, mimo szalejących wokół jęzorów ognia...wybiegł w ślad za księgowym. Obsługa została już wybudzona przez biegającego z wiadrami Garretta, nie było czasu.
Wybiegających z hotelu uderzyła fala gryzącego piasku...słodki Jezu...ile on już tego musiał mieć w płucach i żołądku przez tą całą podróż.
Z każdym krokiem ręka stawała się coraz zimniejsza...broń.
Nie musiał jej używać, hindus sprawnie poradził sobie z płomieniem...na szczęście.
Ręka wróciła do normy...
"To się nigdy nie znudzi"

Razem z Lucą wparował do hotelu, detektyw zdążył już rozstawić całą "załogę" budy, usprawniając chaotyczne próby gaszenia ognia.
Lynch wbiegł na górę, drugi pokój, pokój w który wbiło się to cholerstwo, pokój Blackaddera.

"Musimy uciekać, ale najpierw targowisko...tak, jutro znajdę nasze wsparcie"
 

Ostatnio edytowane przez zodiaq : 18-12-2011 o 19:28.
zodiaq jest offline