Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2011, 00:41   #122
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Strateg spojrzał na Lystrę i delikatnie ucałował ją w głowę, wskazując własną na Lorda Nihla. Przeleciała z ramienia Tzeentchianina na naramiennik Władcy Nocy. Przyglądała się z zaciekawieniem godnym każdego ptaka na ekrany. Sam Strateg podążył za Aslythem.

Na statku reakcja Stratega była delikatnie opóźniona, ale kiedy ujrzał demony Nurgla jego jedyną reakcją było podniesienie brwi.
-To na pewno statek przynależący do Imperium? - kiedy usłyszał teorie o “zasadzce” z trudem powstrzymał śmiech -Święta inkwizycja przyzwała na nas demony. To by był już skrajny radykalizm.- na razie kilka razy cisnął pociskami wypełnionymi mocą osnowy w najbliższego demona Lorda Rozkładu, obserwował jak idzie Terminatorom Nihla. Ci prowadzili ogień na wszystkie strony, rozpraszając się by zrobić miejsce na ochronę okrężną. Aslyth również zajął miejsce w szeregu, mamrocząc inkantację w języku demonów. Planował przyzwać wiatr zmian, dech Wielkiego Intryganta by przeistoczyć niematerię, z której złożone były nacierające demony. Nosiciele Plagi najbliżej mimo swojej legendarnej wytrzymałości zostali poszatkowani, gdy zdradzieccy Astartes nie żałowali amunicji byle zdołać się przegrupować. Po chwili jednak zaprzestali intensyfikacji ostrzału i czekali aż wróg się zbliży, by zewrzeć się z demonami.
Stratega obrzydzała myśl bezpośredniego starcia ze sługami Lorda Zgnilizny, ale na razie nie miał wielu opcji. Jego laska zamieniał się w miecz kipiejący mocą Osnowy. Zanim doszło do natarcia, kilka razy wystrzelił piorunami psionizmu w swych przeciwników.

Na Furiacorze, Lystra przez dłuższy czas tylko obserwowała co się dzieje. Po chwili jednak spojrzała na Nihla.
-Jericho mówi, że na Czarnym Statku są demony.- jej dziób się nie otworzył, ale to musiała być ona. Głos był wyraźnie “kobiecy” -Wy jesteście ateistami, prawda? - w jej głosie można było wyczuć delikatne rozbawienie.
Nihl obejrzał się na niezwykłą istotę, ale to była jedyna z kolei oznaka zdziwienia. Lakoniczne odruchy zdawały się cechą wspólną.
- Teoretycznie. Doskonale zdajemy sobie sprawę z istnienia Mrocznych Potęg, lecz nie wyznajemy ich jako bogów. - odparł kapitan, zerkając przelotnie na lewą stronę ekranu taktycznego, zawierającą szacowane raporty na temat zadanych wrogowi strat. Zwolnili szaleńcy rajd w stronę wroga i ostrzelali go pod kątem bateriami sterburty i dziobu, z tej odległości i w takiej pozycji jedynie przeładowując tarcze, choć o to chodziło - przeładowywało bowiem również deflektory teleporacyjne.
- Demony na Czarnym Okręcie...? - z pewnym niedowierzaniem zastanowił się Władca. Trwało to tylko do momentu wydania adekwatnej komendy. - Po wprowadzeniu poprawki cała naprzód!
-Niewierni zatem. W oczach demonów to gorzej.Radykałom chyba nie dają Czarncyh Okrętów, więc coś musiało je przyzwać tam. Teraz tylko pytanie, czy na statku jest ktoś oprócz ich?
- Dlatego dokładnie wysłaliśmy tam twojego pana, dlatego dokonamy abordażu zamiast wdawać się w wymianę ognia. - odparł Władca, w rosnącym napięciu przenosząc wzrok z ekranu taktycznego na główny iluminator. Wzmacniacze optyczne pokazywały już oddalony o tysiące kilometrów punkt, czarny jak kosmos, i w ruchu przesłaniający czasem gwiazdy.
-Jak na razie nic nie zrobi. Atakują ich demony Lorda Zgniłka, może później uda mu się porozumieć z czymś na czym nie hoduje się grzybów.
- Poproś go proszę o potwierdzenie, czy to oznacza, że w ich generatorium nie ma desperatów gotowych wysadzić okręt i nacieramy. - poprosił kapitan.
Kruczyca przez chwilę patrzyła na błyszczące ekrany. Spojrzała na Nihla
-Nie jest moim panem, ale mówi, że na razie nikogo nie widzi i wątpi, aby ktoś był.
- To wszystko, co muszę wiedzieć. Przekaż mu, że ma wolną rękę w infiltracji, a ja mogę mu kupić jakąś... godzinę. Zanim przybędzie reszta imperialnej szpicy i Astartes zostaną uwolnieni od blokady.
Na wyświetlaczu przy konsolach ustawionych za tronem kapitańskim wyświetlane były cały czas informacje o systemie Albitern, planetach, czy też przede wszystkim ruchach floty. Trzy punkty, oznaczone kolorem szarym, czy też taki odcień przybrało srebrzyste światło, zbliżały się do oznaczonego punktem pola kosmicznej bitwy. Jednostki Imperium również nie były próżne - całe zgrupowanie mijało właśnie siódmą planetę układu i zapewne eskortowce, w takiej liczbie groźne dla krążowników, mogły wyprzedzić “Nieustraszonych”.
Wszystko pozostawało kwestią czasu.

Początkowy ostrzał przyniósł mierny rezultat. Ciężkie miotacze ognia nie przerzedziły zbytnio szeregów nacierających nadistot, podczas gdy rozpryskowe pociski z bolterów uśmierciły może dwie, może trzy tam, gdzie kilku Władców na chwilę koncentrowało ostrzał. Gdy jednak przelewająca się powoli masa przyobleczonego w ciała gnicia wpadła na mur pancerzy koloru nieba, po których tańczyły wyładowania elektryczne, Stratega ponownie zdradzały oczy i ogarniał sytuację niewielkiego, ale drastycznego pola bitwy widząc dusze oraz myśliwych na nie polujących.
Myśliwi jednak byli siłą dwie klasy uboższą w potęgę.

Aslyth przywołał wiatr zmian, choć ku zaskoczeniu nawet człowieka wicher omiatający materię i rozpraszający ją zwykkle niczym podmuch rozwiewa pył zdarł wartstwę skóry z najbliższych istot odsłaniając ściekające ropą niezliczone czyraki, guzy i odarł z osłony mięśnie, nie spowolnił jednak ani na chwilę wrogów i nie zniszczył materialnej formy ani jednego. Moc amego stratega odesłała w niebyt natychmiastowo dwa z pomniejszych demonów, zanim przed niego wystąpił jeden z terminatorów, nacierając na wroga i uniemożliwiając podejście do sługi Tzeencha.

Wreszcie, Władcy pozwolili przemówić ostrzom, a ta dwudziestka reprezentowała większość chyba arsenału broni białej, jaką ludzkość swojego czasu wymyśliła. Pierwszy atak demonów, zetknięcie dwóch linii, był zjawiskiem wyglądającym na brutalną walkę, ale odporność wrogów i pancerzy termintorskich sprawił, że jedynie kilka z wrogich istot zniknęło jakby z pola widzenia, pozostawiając z trudem wyczuwalną przez wszechobecną mieszankę odorów woń ozonu. Wtem Władcy sami natarli, chcąc rozerwać pierścień przeciwników. Strateg nie widząc wszystkiego jednocześnie w chaosie walki wręcz wyczuł, jak dwa jaśniejące punkty będące źródłami gniewu, skupienia oraz w finalnych chwilach, nawet strachu - wypaliły się. Były to niewątpliwie ciężkie straty dla Nihla. Nie zmieniało to jednak faktu, że ponad tuzin istot został rozerwanych jeżeli nie uzbrojeniem, to furią terminatorów.
Strateg spojrzał na Aslytha i na otaczających ich Terminatorów.
-Dosyć tego, nie mamy czasu walczyć z trędowatymi demonami. - wykorzystując moc jaką posiadał Tzeentchianin stworzył tymczasową wyrwę w Osnowie przenosząc się za przeciwnika -Pokaże wam śmierdziele co potrafi prawdziwy demon!- z tymi słowami postać Stratega... eksplodowała. Drobinki tkanki oblepiły najbliższe demony Nurgla. W miejscu gdzie niedawno stał Strateg Chaosu, górowała ponad polem bitwy postać potężnego demonicznego ptaka. Istota była nawet wyższa od Terminatorów w ich ciężkich zbrojach.
-Ścierwa...- głos nadal należał do Stratega, chociaż był trochę zmieniony. Demon przypominał Lordów Przemiany Tzeentcha, jednak kiedy tamte były chudymi sępami, ten przypominał wielookiego kruka. Z roztwartego dzioba demona wystrzeliły pioruny rażąc demony zebrane przed nim. obie dłonie natomiast trysnęły ogniem spalając każdego na tyle głupiego by się zbliżyć
Terminatorzy wydawali się zaskoczeni, nie wszyscy też zarejestrowali, zajęci walką, że mieli do czynienia ze Strategiem, identyfikując go jako nowe zagrożenie. Aslyth jednak uniósł rękę w geście nakazującym im wycofanie się, niewidzianym, ale zapewne będącym przyzwyczajeniem jako dodatek do rozkazów wydawanych na wewnętrznym łączu oddziału - w izolacji własnego hełmu, każdy z terminatorów słyszał rozkaz. Nie przestali walczyć, zamiast tego oczyszczali pozycję bezpośrednio dookoła siebie, w miejscu.
W tym samym czasie większość demonów, które znalazły się między formą Stratega a terminatorami momentalnie przestała istnieć, przynajmniej w materialnym świecie. Te oddalone po bokach zignorowały trudne do spenetrowania pancerze przeciwników winnych swoją ignorancją życia Panu Rozkładu i przypuściły szturm na awatar wroga ich pana.

Szturm dyktowany powinnością i instynktem, nie rozsądkiem.
Nie minęła minuta, a generatorium zostało oczyszczone z Nosicieli Plagi.
Niesamowita była cisza, która nagle zapadła.

Terminatorzy Władców pośpiesznie cofnęli się przed postacią Pana Zmian, najpewniej walcząc ze sobą by nie wycelować weń broni. Jedynie Aslyth pozostał nieruchomo w miejscu, opierając się oburącz na swym kosturze i skinął głową w uznaniu.
- Możliwie imponujące, doprawdy.
Pióra z demonicznej Stratega zaczęły gwałtownie linieć i po sekundzie mizernie wyglądający człowiek stał w sporej kupce czarnych piór, które szybko zmieniały się w nicość. Strateg poruszył szyją wydając głośne chrupnięcie.
-No dobrze, to załatwiliśmy. Jakie macie teraz rozkazy?
- Zabezpieczyliśmy generator, więc teraz zajmiemy się szerzeniem paniki wśród załogi. Jeden oddział, który sam poprowadzę pójdzie poza generatorium zapytać o zdrowie psychiczne pozostałych Mechanicus, przy głównym silniku. Nie chcielibyśmy, by tuż przed taranowaniem wykonali skok w Osnowie. - przerwał na chwilę, zapewne by wydać dokładniejsze rozkazy swoim podkomendnym, to samo robił najwyraźniej odwrócony do nich Kharanos - Kupimy ci tyle czasu i paniki, ile zdołamy. Pośpiesz się przechodząc przez wyrwę w Osnowie jak przed chwilą, to może dane ci będzie oglądać z obu mostków równocześnie okręt taranujący i taranowany. - zażartował Czarnoksiężnik, po czym znieruchomiał, gdy w Osnowie jego emocje - ponura satysfakcja, bezbrzeżna socjopatyczna ciekawość i oczekiwanie - niemal zupełnie zagasły, a wśród fałd entropii rozniosła się subtelna fala, gdy jego umysł poszukiwał właściwego miejsca i lokalizował żywych. Natknęła się jednak na cień, efektem czego była mieszanka irytacji i wcześniejszego już, spotęgowanego zaciekawienia, nieomal fascynacji.
- Przy okazji postaram się dowiedzieć, co nas tak bardzo ogranicza.
-Na Czarnym Okręcie? Runy w ścianach, wszelkiego rodzaju święte olejki unoszące się z elektro pochodni, spodziewałbym się nawet Pariaha albo dwóch. Uważaj więc Aslyth i nie daj się zabić. -Strateg uśmiechnął się, przez sekundę jego postać zafalowała i przed oddziałem Terminatorów i Czarnoksiężnikiem stał typowy Gwardzista, laska przybrała formę karabinu laserowego, chusta zmieniła się w system oddechowy -Postaram się wam trochę pomóc z szerzeniem paniki.
Ponownie wykonując skok w osnowie Strateg/Gwardzista przeniósł się bliżej mostku.

Wyszukując w Osnowie miejsca możliwie wolnego od dusz, Gwardzista wyszedł w jednym z pomniejszych korytarzy, jak rozpoznał po prostych runach z trójkątami kierunkowymi, dochodzących do pomieszczenia zawierającego oddzielną od pozostałych na okręcie windę, jedyną prowadzącą na mostek.
Sala najpewniej była stacją bojową, choć wyczuwał, że na miejscu znajduje się wiele osób - nie było jednak innej drogi na mostek, a wróg był też świadom niebezpieczeństwa. Pytaniem było, czy pierwotnie za niebezpieczeństwo uznano demony, czy dopiero teraz atak Władców...

Nie bez zdziwienia, mimo pustki w Osnowie, Strateg spostrzegł, iż zazwyczaj żywy niczym Ul okręt był relatywnie cichy, i relatywnie pusty. Ujrzał w mdłym i bladym świetle przed sobą ciała piątki szturmowców inkwizycji, dosłownie rozerwane na strżepy i rozsmarowane na dziesięciometrowej długości odcinku korytarza. Tylko czarne płyty pancerza skorupowego, hełmy i wysokocieplne lasery pozwalały się domyśleć, kim byli zanim spotkał ich tu koniec.
O ile nie było mu żal wrogów, uhonorował śmierć żołnierzy sekundą ciszy. Zastanawiało go co też tak brutalnie zakończyło życie szturmowców. Podejrzewał demony Khorna, te brutalne istoty miały w sobie tyle subtelności co szalony Ork.
Spojrzał na drzwi do windy i rozpoczął poszukiwania w przywołaniu jej.

Gdy tylko wszedł do wielkiego pomieszczenia o rozerwanych wieżyczkach tarantula na suficie i niepoliczalnej liczbie trupów - co ciekawe, co do jednego spopielonych miotaczem ognia i/lub rozstrzelanych z boltera - natychmiast zaobserwował również gromadę szturmowców, może pluton, z dwie dziesiątki. Wartownik obserwujący korytarz, którym przyszedł natychmiast uniósł lewą dłoń, prawą wciąż mierząc do niego.
- Stać! Dokąd zmierzacie i kim jesteście? Podejdzźcie bliżej, nie widzę was dokładnie. - odniósł się do słabo świecących, nielicznych ocalałych w domniemanej walce elektrycznych pochodni.
Gwardzista natychmiast podskoczył gdy tylko usłyszał zawołanie i uniósł broń mniej więcej w stronę głosu.
-Kto tam!? Wróg, przyjaciel? Jasna cholera.- zaczął przecierać gogle, które miał na twarzy -Szturmowcy! Chwała niech będzie Imperatorowi. -uniósł broń oburącz nad głowę -Nie strzelać jestem swój!- zbliżył się bliżej do plutonu nie ręce ciągle nad sobą - Szeregowy Aleksander Dron, zmierzam gdziekolwiek byle dalej od tych demonów i Astartes.- Aleksander Dron był jednym z oficerów Stratega Chaosu za czasów Imperialnych, dowodził oddziałami snajperów, zginął w bitwie przeciwko Eldarom, w pojedynku z ich Łowcą, zdołał zabrać śmiecia ze sobą. Gwardzista, który objawił się przed żołnierzami był brudny, zmęczony i przestraszony. Patrzył na odział Gwardzistów Szturmowych jak na armię Żyjących Świętych.
- SWÓJ! - zawołał do pozostałych szturmowiec, łapiąc go bezceremonialnie za ramię i ciągnąc za siebie. - Macie niebywałe szczęście żołnierzu! NIe spodziewaliśmy się zobaczyć kogo wędrującego, ale nie wiem na Boga Imperatora, o jakich Astartes mówisz!
- Astartes? Astartes Chaosu? - pytanie zostało zadane przed podchodzącego podoficera, uzbrojonego wyłącznie w schowany do kabury pistolet. Reszta żołnierzy nie zmieniła pozycji, poza grupką przy samej windzie, złożoną z operatora vox-radiostacji, dwóch poruczników i starszego sierżanta, jak momentalnie Strateg się zorientował po oznaczeniach na lewych naramiennikach.
- Podejdzcie, żołnierzu. Jesteście pewni?
“Aleksander” nerwowo pokiwał głową.
-Wielcy jak pieprzone ogryny, w ciężkich zbrojach... terminatory, tak na to mówią, nie? Pojawili się nagle na pokładzie z hukiem jakby Leman Russ mi wystrzelił przy uchu. Nie liczyłem ich, zbyt mocno walczyłem z własnym zwieraczem. Wśród nich jakiś inny magik jakiś. Zaklął coś po ichniemu i znowu zniknęli z hukiem.
- Dobrzeście tu dotarli. Zostańcie, tuście bezpieczni. Powiadomimy mostek. - skinął ponownie podoficer, wskazując mu grupę odpoczywających szeregowców w czarnych pancerzach skorupowych, sam zaś podszedł do grupki wyższych rangą obrońców Czarnego Okrętu.
Gwardzista spojrzał na oficera.
-Sir jeżeli mogę, muszę poprosić o zezwolenie na wstęp na mostek. Wśród Astartes było... coś jeszcze. Sądzę, że inkwizycja mogłaby chcieć o tym usłyszeć, a lękam się, że wspomnienie o tym mogłoby przykuć tego uwagę.
 
Seachmall jest offline