Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2011, 10:26   #196
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Biegł do upadłego. Aż zaczęło zmierzchać. Zbyt zajęty był myślą o ocaleniu życia Juniorowi, żeby zwrócić uwagę, że w pewnym momencie przestał słyszeć ciężkie oddechy innych, towarzyszących mu osób. Nie zauważył, że od jakiegoś czasu biegnie już sam, ściskając tylko w ramionach Juniora. Nie zwracał uwagi, czy biegnie po ścieżce, czy przez sam środek krzaków, które kaleczyły jego twarz swoimi gałązkami. Biegł, jak w szale, a serce o mało nie wyskoczyło mu na zewnątrz.

Dopiero po jakimś czasie zatrzymał się. Doszedł chyba do krańca swoich sił. Stał, ściskając niemowlę i dysząc. Złapała go kolka. Przez pewien czas nie mógł w ogóle się ruszyć. Później zaczął dostrzegać szczegóły: był sam, nie wiedział gdzie jest, robiło mu się zimno, zbliżała się noc. Jak nie znajdzie żadnego schronienia, będzie musiał zacząć budować szałas, chociaż nie – w szałasie nie będzie zbyt bezpiecznie. Noc musieliby spędzić chyba gdzieś na drzewie.

Ruszył się z miejsca i kontynuował wędrówkę. Póki był dobrej myśli, póki miał jeszcze nadzieję.

Okazało się, że dobrze zrobił, ruszając dalej do przodu, bo wkrótce przed nim wyrósł jak spod ziemi, wysoki płot, a za nim niemalże uśmiechał się do niego, całkiem ładny domek. Prawie jak z katalogu. W dodatku dymiło z komina, a to mogło oznaczać tylko jedno: ludzie! Zdrowi ludzie!

Obszedł ogrodzenie dokoła, aż znalazł furtkę i nacisnął dzwonek. Po chwili wyszedł do niego starszy facet i wpuścił go do środka. W środku była jeszcze kobieta. Była... też jak z katalogu. Ładna. Bardzo ładna. Ale najważniejsze, że była kobietą. A on przecież ściskał cały czas w rękach niemowlaka. Anna, bo tak się przedstawiła, wzięła malucha od Jamesa i zniknęła w innym pomieszczeniu. Grant doniósł jej jeszcze swój plecak, w którym miał kilka rzeczy dla Juniora.

Wreszcie ktoś zdjął z niego to brzemię, ten ciężar. Junior co prawda był uroczy, można go było nawet pokochać jak własnego syna, którego nigdy się nie miało, ale to była jednak straszna odpowiedzialność w tych czasach, kiedy za każdym rogiem czaiła się śmierć, a nie wiedziało się do końca, jak takim maluchem trzeba się zajmować. Dopiero, gdy ta odpowiedzialność została zdjęta z Jamesa, poczuł jej ciężar i jak teraz nagle zrobiło mu się lekko.

Usiadł na kanapie i ciężko oparł głowę o poduszki. Chciał zamienić kilka słów z tym mężczyzną, porozmawiać, wymienić historiami, ale nagle na jego oczy usiadło coś niezmiernie ciężkiego... powieki nie mogły dłużej utrzymać tego ciężaru... usta wypowiedziały tylko kilka słów... Chrrrr...

Chrrrr....
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline