Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2011, 23:18   #123
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Aleena Medalae, Artair Nidon, Borya Wołodyjowicz, Orientis, Sihas Blint

Szturmowiec niezgrabnie podniósł się z ziemi, zaskoczony tak potężnym wstrząsem. Mało rzeczy było w stanie coś takiego spowodować... Po za bezpośrednim uderzeniem innego statku, lub salwy krążownika. Prędko schował do kieszeni na pasie otrzymany przedmiot, jak na razie przygotowując się do... No właśnie, czego? Jeśli to był abordaż, to nim jacykolwiek przeciwnicy zdołają się przedrzeć do hangaru, minie nieco czasu. Powinien w tym czasie się dozbroić... A jego bolter prawdopodobnie pałętał się gdzieś między trupami towarzyszy w sali generatora. Rozejrzał się po najbliższej okolicy, szukając pomieszczenia, gdzie przechowywano skrzynie zaopatrzeniowe. Kilka z nich należało do jego jednostki, a tam z pewnością znajdzie jakąś broń.
- Jeśli ktoś potrzebuje broni, to za mną. Szukajcie skrzyń z symbolem Aquilli i Ordo Malleus... Nie mamy zbyt wiele czasu - rzucił, po czym ruszył na poszukiwanie.
Broń... tak. Broń się na pewno przyda. Niby ma swoją, ale może znajdzie się coś ciekawego. Coś co oddciągnie umysł od Elisbeth. Borya ruszył za Artairem nie mówiąc wcześniej ani słowa. Zajął się przeszukiwaniem skrzyń. Ostatecznie zabrał spory zapas granatów. To jedyne co miało sens.
- Nie wolałabyś pani lecieć z nami i przeżyć abordaż? - Orientis zwrócił się do inkwizytorki obserwując czy nie będzie jej potrzebna pomoc po upadku, i sam podniósł się z ziemi. Jeden z nielicznych, wciąż obecnych w sali techników wyszkolonych [przez Mechanicus zerwał się i ruszył i ku kobiecie, ale ta z trudem podniosła się z metalicznej posadzki, na którą spadła z rampy gdy cały pokład się zatrząsł i gestem go powstrzymała. Odwróciła się za w stronę kutra.

- Macie swoje obowiązki, kronikarzu, ja mam własne! Ruszajcie natychmiast! - podniosła głos, widząc Artaira i Boryę, którzy wybiegli przed momentem z pokładu. Nie miała jednak więcej czasu i ruszyła biegiem w stronę windy, do niej zaś dołączyli wszyscy szturmowcy w zasięgu wzroku, formując boleśnie nieliczny, siedmioosobowy oddział.
- Ogłuszyć i zabrać - stwierdził Borya, tuż po tym jak prawie, że doskoczył do kronikarza. Całą wymianę zdań słyszał, a granaty już zabrał. - Nie masz jakiejś fajnej sztuczki? W razie czego mogę wziąć to na siebie. Skoro i tak spisują okręt na straty... Mam pęczek granatów ogłuszających. Szybka decyzja. Sam w to nie wchodzę, ale jeden towarzysz mi starcza.
Artair zaklął paskudnie, kiedy usłyszał popędzający krzyk inkwizytorki. Złapał znaleziony, na samym szczycie ekwipunku w jednej ze skrzyń bolter oraz skrzynkę amunicji. Wszystko zaniósł do transportera, gdzie po chwili stanął przy włazie pojazdu.
- Ruszać się! Za chwilę może się tutaj zaroić od heretyckiego ścierwa! - krzyknął poganiając Boryę i kronikarza.
Nie był to pierwszy raz, kiedy Aleenę zżerało poczucie winy i jeżeli miała żyć, to na pewno nie będzie ostatnim. Mówiono jej wielokrotnie, iż nie może tak mocno się angażować, bo nagromadzenie żalu i goryczy w końcu rozedrze jej duszę. Nie wierzyła w to. Uważała, że właśnie to zaangażowanie jest kluczowym elementem, nawet jeżeli smakowało goryczą.
Tylko jak można sobie wybaczyć dezercję, nawet podyktowaną rozkazami i dobrem misji?
Aleena przyjęła ampułkę zastanawiając się, czy naprawdę nie było innego medyka, mogącego stwierdzić tożsamość na podstawie genetyki, chociaż szybko doszła do wniosku, że najpewniej po prostu była pod ręką. Jedna decyzja determinująca życie.
Czasami naprawdę brakowało jej możliwości rozmowy ze swoją przełożoną.
Kiedy statkiem wstrząsnęło Aleena także ruszyła w stronę wyjścia, żeby sprawdzić co z Inkwizytorką, akurat na tyle, aby móc usłyszeć wymianę zdań i jasny rozkaz Coirue. Rozkaz, który najwyraźniej niektórzy chcieli zignorować.
- Powiedz mi, że to tylko twoja reakcja na stres i nie mówisz poważnie. - odezwała się do Boryi.
- Decyduj się - ponaglił kronikarza, zupełnie ignorując siostrzyczkę
Kapitan Blint powoli podszedł do skrzyń z uzbrojeniem. Po ostatniej bitwie będzie miło znowu poczuć w rękach ciężar dobrego lasguna, wyszukał również pistolet osobisty, a po chwili zaopatrzył się również w różnego rodzaju granaty i materiały wybuchowe, bo kto jak kto, ale Elysianin potrafił się nimi posługiwać. Na samym końcu odnalazł nóż bojowy. Nie była to może najwyższa jakość, ale... No cóż, musiała wystarczyć na razie.
Z pewnym niesmakiem obserwował zachowanie swoich towarzyszy. Brak jakiejkolwiek dyscypliny i umiejętności samokontroli mógł być w przyszłości tragiczny w skutkach i kosztować kogoś życie. Obiecał sobie, że jeszcze porozmawia z nimi na ten temat.
- Nie ma czasu na rozważania. Słyszeliście Inkwizytor. CZAS RUSZYĆ DUPY! - Obserwował reakcję swoich kompanów. - Nie zawiedziemy, Pani. - Zwrócił się jeszcze do przełożonej.
Aleenie ulżyło, kiedy kapitan się odezwał. Przynajmniej nie czuła się osamotniona w swoim zdaniu. Nie zdziwiło jej, że została kompletnie zignorowana, wszak była jedynie medykiem, ale wciąż nie mogła wyjść ze zdziwienia spowodowanego pomysłem Boryi. To było... Szaleństwo? Nie, raczej głupota połączona z niechęcią do wykonywania rozkazów.
Pokręciła z niedowierzaniem głową, odsuwając się za kapitana Blinta. Pomimo lat nauki wciąż nie wiedziała, czy głupota jest zaraźliwa. Jeszcze raz zerknęła na kronikarza i Rukę, po czym weszła do transportowca.

- Daje wam pół minuty na decyzję, i każę pilotowi startować! Ruchy! - warknął Artair, po czym zajął się sprawdzaniem swojego ekwipunku, co jakiś czas tylko sprawdzając - i licząc upływające sekundy - na niezdecydowanych jeszcze. Borya... Temu by dał radę, lecz kronikarzowi?... Jedyną przewagę jaką nad nim miał marine to silniejsze ciało, większa siła. Byłoby ciężko go zatargać, chociaż jego implanty w razie czego potrafią zdobyć się na ogromny wysiłek. Nie mógł tego jednak stwierdzić i sprzęcie zastępczym i dopóki szpitalniczka nie lub ktoś z Mechanicus nie zapoznałby się z czekającymi protezami identycznymi z oryginałami i ich nie wymieni, zdawał sobie sprawę, że nie był w stanie do niczego zmusić członka Piechoty Kosmicznej.
- Spokojnie, spróbuję po dobroci, rycerstwu nie przystoi porywanie niewiasty mój drogi kozaku. Pomóż proszę pozostałym. - Orientis popatrzył na pokrzykującego do niego Boryę i uśmiechnął się do niego kącikiem ust, chociaż był to smutny uśmiech. Znów spojrzał na panią inkwizytor, postanowił porozumieć się z nią niewerbalnie, samymi myślami.
- Jesteś pani w całej galaktyce jedyną przychylną mi osobą... Ukaż mi chociaż co chcesz uczynić, abym nie musiał lękać się o twoje zdrowie. - Jego emocje które przemawiały do jej duszy, bo o głosie nie mogło być mowy, były przepełnione niepokojem. Po agresywnych zachowaniach Mentalesa mógł się spodziewać, że po wykonaniu całej misji Imperialni Biurokraci rozerwą go na strzępy. - Twoja wiedza byłaby dla nas nieoceniona, a jeśli idziesz na śmierć tylko po to by zaspokoić własne poczucie obowiązku, bez planu awaryjnej ucieczki to naprawdę ci na to nie pozwolę pani... -
Borya dostrzegł twarz kronikarza zastygłą niczym woskowa maska. Chwilę trwało nieprzemijające napięcie wszystkich mięśni, towarzyszące zamknięciu oczu, żyły na jego siły wystąpiły gdy dusza naruszała prawa świata materialnego by porozumieć jego umysł z innym. Po chwili otworzył oczy.
A gdy je otworzył, kozak mógł zobaczyć, że są załzawione. Sądząc po szerokim, potwornie radosnym uśmiechu, który wymalował się na młodej, upodobnionej przez blizny do starczej twarzy, Anioł wstrzymał w sobie wybuch radości spowodowany powrotem wielu wspomnień.
- Jeśli zginiesz, to kiedyś odnajdę twoją duszę i się policzymy! - Zakrzyknął za Inkwizytorką, która oddalała się wraz ze szturmowcami. Potem popatrzył na Boryę.
- Chodźmy, mamy całą armię do wymordowania. Udam się po swój pancerz, a ty jeśli możesz, przygotuj broń o największej sile jaką tu odnajdziesz. Ostrza i wszystko co najszybciej przebije pancerz wspomagany. - Kronikarz z uśmiechem obrócił się plecami do rampy i udał w głąb statku. Niepewność i zgorzknienie zdawały się go całkowicie opuścić, zupełnie jakby w całym chaosie odnalazł ukryte sens i potworną motywację.
- Nico lepszego ni maju, niż Flawia - stwierdził Vostroyanin i również wszedł na statek. Sam nie zamierzał porywać się na siedmiu szturmowców i inkwizytor. Poza tym zastanawiał się co tak rozradowało kronikarza. Będzie musiał zapytać.
Artair w milczeniu przyglądał się całej scenie. Nie mógł nic zrobić teraz, co go dręczyło. Rozkaz to był rozkaz, czy to w szeregach piechoty cadiańskiej, czy inkwizycyjnej. Jeśli Astartes chciał zostać, to mógł to zrobić. Nikt nie miał tutaj nad nim władzy.
- Decydujcie się. Albo zostajecie, albo lecicie. Nie mamy zbyt wiele czasu. - rzekł głośno, pozbawionym emocji głosem. Żołnierz przeładował bolter, po czym przyklęknął na szczycie rampy, tuż przy dźwigni odpalającej procedurę zamykania rampy. Był gotów.
Sihas powoli przeszedł za swojego towarzysza. Nie miał nic więcej do dodania. W głębi duszy jednak cieszył się, że Inkwizytor nie rusza z nimi. Znacznie utrudniła by jego rozkazy...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online