Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2011, 17:59   #2
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post

Alexandra Cobin, Gregory Martin

Przez te wszystkie lata wiele się zmieniło. Wielu znajomych, przyjaciół a nawet większość rodziny przestały istnieć. Miejsca, które były Ci znane podobnie. Miasta, wsie, ukochane ulice, rzeki czy cokolwiek innego... Wszystko szlag trafił. Nie wiesz ile czasu los kazał Ci leżeć w komorze, ale pewnie nie krótko. Oznakami tego były pękające z bólu mięśnie, piekąca delikatnie skóra i szczypiące cały czas zamknięte oczy. W pewnym momencie otaczającą Cię zewsząd ciemność wypełnił pewien dźwięk... Grająca w gdzieś w tle muzyka? Nie masz pojęcia. Jedyne co było teraz ważne jest to, że powoli zaczynasz otwierać oczy. Obraz większego pomieszczenia zaczyna nabierać kolorów. Wodzisz wzrokiem po suficie wsłuchując się w oddalone źródło dźwięku. W pewnym momencie twoim oczom pokazuje się sylwetka jakiejś osoby. Zarys. W momencie, gdy osoba podchodzi bliżej już wiesz co to był za dźwięk - udało Ci się poznać po grzmocie pioruna. Burza...


Alexandra Cobin

Chwilę zajęło Ci skupienie wzroku na postaci i stwierdziłaś, że jest to młoda kobieta w białym fartuchu. Powoli, delikatnie wyciągnęła ręce jakby do Ciebie, ale złapała za coś innego. Mechanizm szpitalnego łóżka wydał z siebie cichy dźwięk i twoja pozycja zmieniła się z leżącej na siedzącą. Teraz widziałaś pomieszczenie o wiele wyraźniej. Było spore, ciepłe i poza twoim łóżkiem było w środku drugie, na którym siedział jakiś mężczyzna. Zdaje się, że był w podobnej sytuacji. Powoli wodził wzrokiem po białych ścianach wracając do żywych. Poza łóżkami w środku były dwie, małe metalowe szafki, drzwi i okno przez które było widać jedynie padający z nieboskłonu deszcz.

- Spokojnie. - powiedziała kobieta sięgając do jednej z szafek i z najwyższej półki wyciągając jakiś pistolet z igłą. - Jestem Nancy i dbam o zdrowie obudzonych. Może lekko zakłuć. - powiedziała i wstrzyknęła Ci połowę zawartości dziwnej maszynki.

Faktycznie zakłuło, ale już po chwili zaczęłaś dochodzić do siebie. Nabrałaś całkowitej wyrazistości obrazu, poczułaś zapach świeżego posiłku i zobaczyłaś, że w delikatnie uchylonej szafce są twoje rzeczy. Zgodnie z poleceniem Pani doktor wstałaś i rozruszałaś powoli ciało. Parę skłonów, przysiadów i kroków pozwoliło Ci ocenić, że ból nie jest już tak dotkliwy. Przyglądając się swoim rzeczom zauważyłaś, że jest wszystko poza pistoletem.


Spojrzałaś pytająco na kobietę a ta powiedziała, że twój Socom trafił do rusznikarzy, którzy za jakiś czas powinni go zwrócić. Świetnie. Usiadłaś patrząc jak babka zajmuje się mężczyzną po czym wychodzi. Wyszła a zaraz po tym twój wyczulony słuch usłyszał zbliżające się kroki...


Gregory Martin

Przyglądając się postaci zobaczyłeś, że jest to kobieta. Młoda, niska, szczupła i ubrana w biały fartuch. Miała na nosie okulary a w ręce jakiś przyrząd zakończony igłą. Bez ostrzeżenia wbiła Ci narzędzi w rękę co odczułeś nieprzyjemnym ukłuciem. Ból mięśni zaczął stopniowo słabnąć - podobnie jak pieczenie skóry i swędzenie gałek ocznych.


- Nazywam się Nancy i podałam Panu preparat stabilizujący. Proszę wykonać parę prostych ćwiczeń aby rozruszać ciało. W razie pogorszenia stanu zdrowia może Pan wołać. Jestem w okolicy. - powiedziała uśmiechając się perliście i wychodząc z pokoju.

Ten był dość duży i poza dwiema szafkami, oknem i drzwiami stało tu drugie łóżko. Zobaczyłeś na nim jakąś kobietę wyglądającą na niewiele młodszą od Ciebie. Podobnie jak ty była ubrana w miękki, delikatny materiał. Jej sylwetka niemal krzyczała, że ćwiczenia fizyczne są dla niej codziennością. Nie chciałeś jednak być zbyt natarczywy i spojrzałeś... na wchodzącego właśnie mężczyznę. Średniego wzrostu, szczupły, ubrany w czarny, bardzo zadbany strój. Poza ubraniem zauważyłeś, że na jego udzie znajduje się pochewka z nożem a u pasa kabura z jakąś klamką. Na weterana nie wyglądał, ale pozory mogą mylić...


Alexandra Cobin, Gregory Martin

- Witam. - głos mężczyzny rozbrzmiał potężnym basem. - Nazywam się Bob Hopkins i jestem jednym z przedstawicieli Little Mike'a. Mike to człowiek, który wykazał odpowiednie starania i wyłożył środki aby móc państwa obudzić. - zrobił krótką przerwę, podszedł do drzwi i je zamknął. - Jak wiecie zostaliście uśpieni na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XXI wieku. Obecnie mamy rok 2053... i wiele się zmieniło. Poza tymi trzydziestoma latami nic niemal nie jest takie jak kiedyś. Zaraz po waszym uśpieniu wybuchła wojna nuklearna, w której nie było wygranych. Nie było gdyż każdy odniósł dotkliwe straty. USA straciło kontakt z niemal całym globem będąc zdane tylko na siebie i swoich mieszkańców. To jednak nie wszystko... Po wojnie na północy naszego kraju powstał nowy wróg zwący się Molochem. Jest to sztuczna inteligencja, która wysyła swoje twory aby zniszczyły każdego kto stanie im na drodze. Na tej drodze jesteśmy oczywiście my, ludzie. Poza maszynami mamy żyjące rośliny w Neodżungli oraz gangi, mafie, mutantów i jedynie Bóg wie co jeszcze. Z dniem dzisiejszym stajecie przed wyborem: Albo pomożecie nam w naszej sprawie albo odejdziecie. Oczywiście nie jesteście gotowi aby samemu sprostać temu co czeka na zewnątrz więc dla własnego dobra przystańcie na propozycję Małego, jak nazywamy czasem szefa. Czemu? Jeszcze zobaczycie. Nasza grupa zajmuje się działaniami pozafrontowymi czyli pomocą rodzinom żołnierzy, zwalczaniem najbardziej niebezpiecznych gangów oraz mafii. Wiem, że brzmi to nieco paranormalnie, ale tak jest. - człowiek wypluwał z siebie słowa jak Machine gun kule a jego twarz pozostawała kamienna. - Nazywamy się "Duchy Przeszłości" i wielu naszych to właśnie ludzie sprzed wojny. Dlaczego? Mike uważa, że jedynie Ci co widzieli świat przed wybuchem bomb będą walczyć z prawdziwym sercem. Wiedzą o co walczą. I ja to zdanie podzielam. Jest ranek i za jakieś dwie godziny odbędzie się spotkanie, na którym będziecie musieli dać odpowiedź. W razie pytań albo problemów wołajcie Nancy a jak ona nie będzie mogła wam pomóc powiedzcie, że ma zawołać Lunetę. To mój kryptonim. To chyba wszystko co chciałem wam przekazać. Jakieś pytania? - zapytał mężczyzna lustrując waszą dwójkę spojrzeniem.


Julianne Pullman

Pamiętasz swoje ostatnie lata życia jak zza mgły. Praca dla najwyższej szychy w NY, korzystne szkolenia, znajomości... To wszystko wydawało się teraz takie dalekie i nieważne. Masz wrażenie, że twe naszprycowane medykamentami ciało trafiło do lodówki dosłownie kwadrans temu. Coś jednak było nie tak... Czułaś potężne, krępujące jakiekolwiek ruchy zimno. Siedziałaś na łóżku w ogromnym pomieszczeniu, którego ogarnięcie wzrokiem było dla Ciebie niemal niewykonalne. Nie z szyją, rękoma, nogami i korpusem drżącymi z zimna...

Na wprost Ciebie stała ścianka działowa, w której była dziura świadcząca o niedawnej bytności w niej kawałka drewna zwanego drzwiami. Po prawej, lewej i za tobą też były ściany, ale już grubsze - betonowe. W ściance było okno z widokiem na dalszą część pomieszczenia. Była tam... siłownia? Przynajmniej trochę tak to wyglądało. Dwie ławki, sztangi, hantle, od groma jakiś dziwnych przyrządów do ćwiczeń wśród, których poznałaś ergometr wioślarski. Na podobnych trenowała reprezentacja wioślarzy z Yale.


Jak wczoraj pamiętasz reprezentantów uniwerku, którzy utrzymywali się na uczelni chyba tylko dobrymi wynikami w sporcie... Wracając do pomieszczenia zobaczyłaś, że wyjście z niego stanowią solidne, metalowe, skrzydłowe wrota przez które właśnie weszła dwójka ludzi. Pierwszy z nich to mężczyzna, który od razu podszedł do jednego z przyrządów i zaczął rozgrzewkę. Druga osoba to kobieta właśnie kierująca się w twoim kierunku. Była ubrana w lekarski fartuch i miała przy sobie jakąś skórzaną torbę. Wchodząc do środka szybko otworzyła torbę i wyciągnęła z niej jakiś przyrząd wyposażony w igłę.

- Dzień dobry. Nazywam się Nancy i pomogę Ci wrócić do zdrowia. Jako jedyna z obudzonych odczuwasz okropne zimno... - spojrzała na Ciebie bardziej z ciekawością niż pożałowaniem i wbiła Ci igłę w rękę. - Zaraz powinno przejść. Twoja komora była uszkodzona w dużym stopniu. Dziwię się, że żyjesz. Płyn kriogeniczny będący mieszaniną głównie azotu i wodoru był przetrzymywany nieszczelnie. Masz szczęście, że nie wszedł w kontakt z organizmem, bo momentalnie byś zamarzła z zimna. Nie czułabyś nawet bólu... Ale na szczęście masz się nieźle. Wydobrzejesz. Pewnie chciałabyś wiedzieć co się teraz z tobą stanie czy ile leżałaś. Powiedziałabym Ci, ale to nie leży w granicy moich obowiązków. Zaraz przyjdzie do Ciebie jeden z naszych, który Ci o wszystkim powie... Dodam przy okazji aby przyniósł ciepły posiłek i napój. - powiedziała uśmiechając się, zabierając torbę i wychodząc.

Znowu zostałaś sama. Chwile płynęły wolno jak diabli aż do momentu, gdy zimno zaczęło ustępować i powoli zaczynałaś odczuwać ulgę. Wstałaś, rozruszałaś ciało patrząc przez okienko za którym mężczyzna okopywał właśnie worek bokserski. W twoim fachu widywałaś wielu kozaków, ale ten miał prawdziwy talent. Rzadko widywało się trzy kopnięcia kombinacyjne bez opuszczania nogi z siłą na tyle dużą, że mogłyby powalić rosłego goryla. Nie wyglądał na Amerykanina co jeszcze bardziej przykuło twoją uwagę. W sumie nie było niczego na czym można by zwiesić wzrok, bo poza łóżkiem i wyjściem przez cienką ściankę nie było tutaj nic. W końcu do środka wszedł kolejny mężczyzna. Niósł metalową tackę z parującą zupą oraz kawałkiem chleba. Dopiero, gdy na to spojrzałaś zdałaś sobie sprawę, że jesteś głodna jak diabli. Sam typ był średniego wzrostu, dość dobrze ubrany i wyglądający jakby trening również nie był mu obcy.


Gdy w końcu człowiek wszedł do środka dał Ci tackę wychodząc szybko za metalowe wrota. Po chwili jednak wrócił niosąc krzesło i mały stolik. Postawił go przed łóżkiem, na którym usiadłaś i spoczął po przeciwnej jego stronie.

- Witaj. Nazywam się Bob Hopkins, ale możesz nazywać mnie Luneta. Wybacz za te warunki, ale gdy zostałaś przywieziona Ruski... - wskazał głową za siebie. - był na misji i włożyliśmy Cię do jego pokoju. Jedz spokojnie ja za ten czas powiem Ci o co tu właściwie chodzi. Tak mało jedzenia gdyż posiłek będzie dopiero za jakąś godzinę i to właśnie wtedy będziesz mogła się solidnie najeść. Pierwsza, najważniejsza odpowiedź brzmi: Tak, spałaś 30 lat... - omal nie zadławiłaś się warzywną zupą, gdy mężczyzna na chwile przerwał. - Nancy Ci nie mówiła? No to już wiesz. Jak spałaś wiele się zmieniło. Powstał metalowy skurwiel nazywany Molochem atakujący nas od północy oraz wiele innych nowych zagrożeń. Jak powstał? Był wynikiem ludzkiej głupoty po... wojnie nuklearnej. Znajdujemy się w jednym z najlepiej zachowanych budynków w Nowym Yorku a wierz mi... na zewnątrz doznasz szoku. Prawdziwego. - mężczyzna na chwilę przerwał. - Osobiście należę do organizacji zajmującej się pomocą ludziom. Po wojnie powstały gangi, mafie, Moloch tworzy maszyny i mutantów a sami ludzie stali się nieufni i zdradliwi. Nazywamy się "Duchy Przeszłości" i werbujemy ludzi sprzed wojny. Do posiłku chciałbym wiedzieć czy jesteś zainteresowana czy wolisz się póki co wstrzymać z decyzją. Za godzinę przyślę kogoś po Ciebie. Aha. Jeszcze jedno. Twoje rzeczy są bezpieczne w naszym magazynie. Po sprawdzeniu broni przez naszych rusznikarzy dostaniesz ją z powrotem. Co tak patrzysz? Broń Ci się przyda. Nie wiesz nawet jak wiele się zmieniło...

Mężczyzna wyszedł zostawiając Cię w połowie głodną i z pustym talerzem. Chleb był nieco twardy, ale zapijając zupą było znośnie. Zaczęłaś się zastanawiać nad słowami Lunety. A co jak to wszystko prawda? Jak twoi przyjaciele, liczna rodzina oraz reszta tego co znałaś i kochałaś legło w gruzach? Poddasz się i pozwolisz aby świat żył tym co jest teraz czy postanowisz coś z tym zrobić? Decyzja należy tylko do Ciebie. I masz na nią jedynie godzinę…
 
Lechu jest offline