Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2011, 20:56   #124
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
U boku wroga stało dwudziestu Burzowych Gigantów, bohaterów Otmanu, o których mówiono że podróżowali poza wiatry do cytadeli Gwiezdnego Boga i powrócili na tę chwilę ocalić swój lud przed naszym gniewem.


Quaere
mostek, Czarny Okręt, przesmyk międzyplanetarny Sybil-Congruentior

Aleena Medalae, Ardor Domitianus, Artair Nidon, Borya Wolodyjovic, Orientis, Sihas Blint

Paladyn dobiegł do Coirue, prosząc ją o rozkazy gdy ta oddaliła się od Jastrzębia, nie, czegoś znacznie większego - uzbrojonego kutra orbitalnego. Kobieta natychmiast odpowiedziała mu pospiesznie, w zasadzie przechodząc obok.

- Dozbroicie się gdzie indziej, moje rozkazy dla was są inne, macie za cel wyeliminować weterana Herezji Horusa, którego namierzono w systemie! - kobieta podniosła głos, podobnie jak paladyn odczuwając niekorzystny upływ czasu. Jakby przyspieszył.
- Odlecicie stąd kutrem orbitalnym! Reszta grupy posiada informacje, wszelkie inne posiadają kontradmirał i kapitan Kruczej Gwardii! Imperator z tobą, paladynie! - przekrzykiwała głośny jazgot który nastąpił po uruchomieniu silników kutra, niedaleko którego rozmawiali.

Wówczas Artair wydał już rozkaz do startu. Inkwizytorka złożyła ręce na znak Aquili i ruszyła do windy, gdzie zebrała się niewielka grupa oczekujących jej szturmowców. Na rampę kutra wyszedł jeszcze kronikarz, ten zagubiony w czasie, o imieniu Orientis...

Niewiele myśląc, zdając sobie jednak sprawę że rozkazano mu porzucić kogo miał chronić i zamiast tego odesłano jego w bezpieczniejsze miejsce, z dala od walki, choćby z misją paladyn z wysiłkiem woli wbiegł na pokład. Dołączył tym samym do reszty.

Siostra-szpitalnik, vostroyański ochroniarz, oficer szturmowców okrętowych, kapitan lekkiej piechoty Gwardii Imperialnej i kronikarz zagubiony w czasie obudzony z hibernacji w której przetrzymywała go inkwizycja. Oraz on sam, paladyn Szarych Rycerzy. Miał wrażenie, że niektórych stąd przez ostatnie godziny widywał nader często...

Każde z nich rozeznało się, możliwie szybko, w układzie pomieszczeń kutra.

Pokład dolny, czyli wyjście z dwóch ramp a zarazem ładownia, do której mógłby wjechać nawet transporter Chimera i kilka prowadzących stąd szybów konserwacyjno-naprawczych.
Pokład górny, bardziej złożony - centralne, okrągłe pomieszczenie z równie okrągłym stołem o średnicy dwóch metrów, z licznymi konsolami i wyświetlaczami holograficznymi, obecnie w stanie dezaktywacji. Drabina w podłodze prowadząca na pokład dolny.
Przejście przez pancerną gródź do kabiny dwóch pilotów.
Przejście przez tylną do korytarza, na końcu którego znajdowało się pomieszczenie techniczne, strzeżone włazem zabezpieczonym przez wejście na osobiste implanty i niejednego ducha maszyny.
Po bokach, najbliżej centrum kutra, niewielka komórka stanowiąca pomieszczenie łącznościowe z pustą technokołyską dla astropaty i miejscem dla jednej osoby do obsługi konsoli obsługującej systemy komunikacji, tak astropatycznej jak i radiowej.
Po przeciwnej stronie korytarza pomieszczenie astrogacji, z zapisanymi tak w manuskryptach jak wyświetlanymi na licznych ekranach mapami układów oraz skanerami o obserwatorami dalekiego zasięgu. Było to też stanowisko dowodzenia większością uzbrojenia kutra, choć niektóre najprostsze typy kierowane były z kabiny serwitorów-pilotów.
Pozostałe pomieszczenia po obu stronach korytarza, a ich było ich osiem, to ciasne, acz wygodnie, niemal luksusowo zagospodarowane kwatery odpowiadającymi indywidualnemu smakowi osób, które je zajmowały.
Najpewniej dawno martwych.

To była tylko kwestia rzutu oka. Nikt nie zastanawiał się nad konstrukcją samego kutra, Artair wpadł do kabiny wykrzykując rozkaz startu. Nadejście demonów, choć traumatyczne i wszyscy oni je przeszli, wydawało się raptem przedsmakiem, wszyscy wyczuwali nieme szepty w tyle głowy i na dnie mózgu, nagłe najścia nastrojów i niewytłumaczalne kaprysy, lęk przed ujrzeniem czegoś czyhającego na skraju wzroku, napięcie i chęć natychmiastowej ucieczki z Czarnego Okrętu. Wszyscy odczuwali nadejście Chaosu.

Dwa serwitory zajmowały miejsca pilotów w najeżonym wyświetlaczami i niebieskim światłem, dobywającym się w niemal absolutnej ciemności z otworów między przyciskami a otaczającymi je panelami. Serwitorzy o niezliczonych przewodach łączących ich mózgi i torsy z portami otaczającej elektroniki przy szumie serwomechanizmów pracowali rękoma, budząc kuter do życia i startując.

Jeden o twarzy zastąpionej spiżową maską z otworami na zachowane biologiczne oczy i serwomechanizmach w miejscu stawów, jak też okrytych metalem wylewającym się spod żeber na plecy szumiał tylko cicho, zajmując miejsce pierwszego pilota. Drugi był niemal w całości zcybernetyzowaną maszyną, łącznie z czerwonymi soczewkami w metalowych gałkach ocznych, poruszających się równie niezdarnie co reszta ruchomych dzięki serwomechanizmom części ciała. Zdawał się zachowywać dwie biologiczne części - dolną część twarzy z ustami i uszy.

- Automatycznie zakodowano trasę do kontradmirała Dronamraju. Proszę o potwierdzenie ewentualnych zmian i przekazanie specyfikacji przelotu.

Głos miał dość ludzki jak na automaton z człowieka powstały.

Wpierw jazgot silników, wytłumiony wewnątrz wielkiego lądownika, potem ich ryk gdy maszyna oderwała się od powierzchni pokładu startowego na przekór sztucznej grawitacji.
- Wieża wewnętrzna, macie pozwolenie, gródź Omicron-6, odbiór. - słychać było donośny, przerywany trzaskami głos, zarówno z kabiny serwitorów-pilotów jak i pomieszczenia łącznościowego.

Kuter ruszył z coraz większą, ale też coraz mniej odczuwalną prędkością i na chwilę wszystko na zewnątrz, dostrzegalne w kabinie przez iluminator, zniknęło z widoku. Równie szybko czerń zastąpiona została gwiazdami.

Kuter obrócił się silnikami manewrowymi o sto osiemdziesiąt stopni, by serwitorzy dysponowali wizualnym obrazem stanu Czarnego Okrętu oraz mogli widzieć ewentualny pościg z innych jednostek, upewnienie się co do stanu rzeczy.

I wtedy zgromadzeni w kokpicie ujrzeli...
Cień w próżni. Potężny, niewiele mniejszy od Czarnego Okrętu kształt, ciemniejszy barwą niż okręt inkwizycji, niewidoczny ludzkim oczom ale przesłaniający światło gwiazd, jak zbliżał się, do Quare, tuż obok, dziobem skierowanym niemalże pod kątem prostym do sterburty, którą przed momentem opuścili, mijając ich tuż obok, coraz bliżej, niemalże dotykający już dziobem prowadzących cichych baterii i wówczas...

Strateg Chaosu

Przez chwilę zaledwie szturmowiec mierzył żołnierza badawczym wzrokiem, jednak wydał bezgłośnie kilka komend swoim odpoczywającym przełożonym. Dwójka szturmowców w czerni zerwała się na równe nogi, pewniej chwyciła oparte na kolanach strzelby i podbiegła do nich.
- Rozumiem, żołnierzu. Moi ludzie odeskortują was na mostek i zdacie raport samej inkwizytor. Lepiej dla was, aby to było ważne. - z tymi słowy zasalutował i wrócił do niewielkiego sztabu dowódczego.
- Tędy. - odezwał się niższy z przydzielonych Strategowi żołnierzy, kobieta jak rozpoznał mimo powszechnie zniekształcającego głośnika hełmu.

Szeroka kolumna, wewnątrz której biegła winda, znajdującej się po środku pomieszczenia. Jedno ze szturmowców wcisnęło runę aktywacyjną, a ta wepchnięta w panel zaświeciła czerwonym światłem. Po sekundach gródź prowadząca do windy rozwarła się i weszli do środka.

Szło jak z płatka.
Równie szybko co znalazł się na windzie, wyszedł na mostek. Gdy ponownie dwie połowy grodzi rozjechały się na boki, niknąc w ścianie, spostrzegł na początku łysego mężczyznę w sile wieku i dysponującego nader zadbanym zarostem, który mimo dobrej jakości szat i medalionu inkwizycji jednoznacznie oznaczały jego tożsamość, bez eskorty wszedł do środka gdy szturmowcy razem z gwardzistą wyszli. Najwidoczniej nie był to inkwizytor, być może jego sługa ze świty.

Sam mostek zachowywał stan nietrwałej równowagi. Równowaga oczywiście odnosiła się do spokoju panującego tutaj. Kapitan spoczywał w swoim tronie, trzymając pistolet bolterowy w dłoni, dobyty, jakby w każdej chwili spodziewał się możliwego abordażu. Na olbrzymiej sekcji dowódczej nie zauważył pojawienia się windy i wychodzącej z niej trójki żołnierzy. Techkapłani zanosili ciche modlitwy do Wszechsjasza. Oficerowie monitorowali sytuację na swoich stanowiskach, co chwila podając informacje dotyczące pozycji Furiacora ich względem, choć oczywiście nazwa jednostki Sietche'a nie padła.


Na jednej z loży obserwacyjnych stała relatywnie młoda kobieta o czarnych, spiętych włosach, skupionym na wojskową modłę wyrazie twarzy, stroju praktycznym i wielu elementach ekwipunku - w większości wcale nie broni - dość egzotycznym, by jasno dało się określić jej przynależność organizacyjną. Nawet jej spojrzenie, nieustępliwe i zdeterminowane, a skierowane raptem na główny iluminator gdzie skanery optyczne powiększyły już obraz Furiacora i oświetliły jego bryłę zdawało się krzyczeć: Ordo Hereticus.

Do niej właśnie poprowadził szturmowiec, podczas gdy drugi postępował tuż za gwardzistą.

Nawet się do nich nie odwróciła, gdy wspięli po schodach na kładkę i podeszli.

- Pani, ten żołnierz gwardii Imperialnej nazywa się Alexander Tron. Przybył z ważnymi informacjami. - zaanonsował szturmowiec.
- W czym rzecz, żołn... - kobieta odwróciła się do Stratega, przerwał jej jednak krzyk jednego z oficerów:

- PRZYSPIESZA! PRZYSPIESZYŁ DO PIĘĆDZIESIĘCIU JEDEN NA JEDEN! - wydarł się z przerażeniem jeden z obsługujących skanery oficerów.
- Czy dlatego zaprzestali ostrzału?! - krzyknął jeden z adiutantów.
- Nie ma nawet eskortowców rozwijających takie przyspieszenie! - warknął w dole kapitan.
- Cewka maszynowa Scartix. To musi być klasa Ubój. - wyjaśnił ten paradoks cybernetycznym monotonem główny techkapłan, spowity w czerwone szaty okraszone platynowymi kółeczkami-nibykolczugi.
- Maszynownia, manewry unikowe, wektor ataku 1-7-1! - słychać było gdzieś... kogoś...
- Za późno. - odezwał się po raz pierwszy kapitan, głosem na skraju woli walki i jej braku, a inni umilkli. - Szykować się na uderzenie.

Aleena Medalae, Ardor Domitianus, Artair Nidon, Borya Volodyjovic, Orientis, Sihas Blint, Strateg Chaosu

Czarny kształt pojawił się nagle i był w Czarnym Okręcie.
Cień wbił się w cień tak jak się zjawił - znienacka i z zatrważającą prędkością.

Z mostka Furiacora, oczyma Lystry, Strateg widział wyraźnie rozciągnięty przed sobą kadłub pięciokilometrowego, obłego krążownika o charakterystycznym dla pierwszych pięciu milleniów istnienia Imperium kształcie. Ciężko było nie podziwiać jego dzikiego kształtu. Artystycznie dekorowany hebanem granat, który tylko w intensywnym świetle zdradzał iż nie jest najgłębszą czernią, o fragmentach gdzieniegdzie pokrytych brązem znanym ludzkości przed żelazem i wieżach i minaretach obdarowujących sylwetkę niemalże ornamentyczną kruchością.

Było to jednak złudne wrażenie - jakby sępiemu dziobowi brakowało opancerzenia imperialnych jednostek, reszta obłego zaś okrętu najeżonego bateriami przypominała kolczastą larwę. Po jednej potężnej wieżyczce z gniazdem lanc orbitalnych, uśpionych gdy energię generatoriów wypełniających kadłub przekierowano do silników większych i bardziej zaawansowanych technologicznie niż jakakolwiek inna klasa okrętu w galaktyce za wyjątkiem może cienistych jednostek Eldarów i ich mrocznych kuzynów, choć nie było i to pewne.

Krążownik niesławnej klasy Ubój skruszył swój dziób o burtę Czarnego Okrętu, zapadł się po czym werżnął do środka, zwalniając natychmiastowo do prędkości, którą rejestrować mogły oczy obserwatorów. W końcu nie tyle jego szpic zaczął znikać, a zniknął wewnątrz Czarnego Okrętu, wciąż zmierzającego pod wpływem bezwładności w prostopadłym doń kierunku, obracając siebie i napastnika, po czym krążownik Chaosu o wciąż nastawionych silnikach, gorejących blaskiem rozjaśniającym okolicę niczym mikrosłońce zaklinował się i porwał Czarny Okręt przed siebie, oddalając masywną jednostkę krążownika... przyspieszając.

Strateg Chaosu

Nikt nie ustał.

Przez chwilę, przez szeroki na cały bok mostku iluminator Strateg, wciąż wyglądający na Gwardzistę mógł obserwować ze swojej perspektywy nieoświetlony szybki krążownik, zbliżający się nieubłaganie, wyglądający jak zarys, kontur, niczym osoba za którą znajduje się źródło światła - świetliste płomienie i plazma dobywające się z silników jednostki, za nią. Widział okręt równocześnie z tego mostka jak i z samego Furiacora.

Wtedy w jakiś nieopisanie perwersyjny sposób szpic jednostki Władców zagłębił się między bateriami Czarnego Okrętu, miażdżąc je zupełnie i unicestwiając tysiące osób, zapadał się i zagłębiał równocześnie, zwalniając Furiacora i powodując masywne zniszczenia u obu okrętów.

Aż wreszcie zaklinował, zaczął mniej zwalniać, a Czarny Okręt zaczął przyspieszać... w tym samym kierunku. Krzyki kapitana były ledwie słyszalne, ale zdołał rozkazać przekazanie całej mocy do maszynowni, byle się wyrwać. Strateg był jednak przekonany, że Terminatorzy niemal na pewno już się tam przedostali. To było zbyt blisko generatorium...

- WSZYSTKIE JEDNOSTKI, ODEPRZEĆ ABORDAŻ! - usłyszał inkwizytorkę, w jej głosie nie panikę a ponurą determinację, świadomość tego jak wątłe były ich szanse i próba wykorzystania nieprawdopodobnej możliwości obronienia statku.

- Połączyć mnie z krążownikami uderzeniowymi Astartes! - rozkazał kapitan.
- Quare do Łzawiciela i Praeco Mortis, zostaliśmy staranowani przez okręt wroga i prawdopodobnie następuje abordaż, jednostki są w bezpośrednim kontakcie, potrzebne natychmiastowe wsparcie! - krzyczał jeden z oficerów łączności.

Głośniki wypluły jedną odpowiedź:

IDZIEMY PO WAS!

Na mostku niedaleko było do paniki.

Aleena Medalae, Ardor Domitianus, Artair Nidon, Borya Volodyjovic, Orientis, Sihas Blint.

...i zniknęli.
W cichym buczeniu aparatury i serwitorów pobrzmiewała obojętność. Orientis wyczuł pustkę po strachu, który na moment wystąpił w tysiącach dusz, jak też szepczącej, kłującej rzeczywistość obecności, która towarzyszyła okrętowi.

On widział takie już wcześniej.

Orientis ujrzał na moment Czarny Okręt. Imperialna jednostka miała w sobie pewną brutalną użyteczność, połączoną z katedralną ornamentyką i konstrukcją. Jednostka Chaosu... nie była typem jaki by wystąpił, acz bazowała na konstrukcjach czasu Wielkiej Krucjaty.

Reszta nie miała wspomnień związanych z widokiem, który zastali. Okręt Chaosu znikąd emanował w samym kształcie nieprawością, wyglądał jak zakute w adamantową formę bluźnierstwo.

I nagle byli sami, widząc w dali błyski dogorywającej batalii zdradzieckiego Zbawiennego oraz dwóch krążowników uderzeniowych Astartes, z której najpewniej przynajmniej jeden się odłączył i ruszył w opóźniony pościg za wrogiem.

Po raz pierwszy od dawna, byli bezpieczni i zapanował spokój, gdy pilot-serwitor obrócił kuter i ruszył cała naprzód w stronę krańcowych planet systemu, w stronę jednostki flagowej zgrupowania floty, w stronę Wyznawcy.



Zbawienny
krążownik klasy Dyktator, przesmyk międzyplanetarny Sybil-Congruentior

Haajve Sorcane, Max Vogt

Dotarli do zbrojowni relatywnie szybko.
Główna zbrojownia tego pokładu była niczym innym jak pomieszczeniem chronionym wzmacnianym włazem i pilnowanym przez oddziały zabezpieczeń, wypełnionym szablami, pistoletami automatycznymi, strzelbami i innego rodzaju orężem. Do wejścia toczyła się kolumna ludzi, nieliczni technicy i oficerowie przechodzili obok ciżby prostych sług, odzianych w tuniki, szaty służebne lub przepaski biodrowe. Wyczuć w powietrzu dało się napięcie.

Kolejka musiała mieć z czterysta osób. Kto wie, ile było w środku i wydostawało się drugą stroną, przyjmując przydziały od oficerów. Przydzielanie broni i formowanie oddziałów szło nader zorganizowanie, mimo pełnego poddenerwowania gwaru, oddającego niepewność tłumu żołnierzy z przypadku.

Obu Imperiałom przyszło do głowy, że Astartes i Chykosianie mogą naprawdę najzwyklej w świecie zostać odparci.

- Chodźcie z nami! - zaproponował jeden z oficerów, podchodząc z lewej strony, obok węża ludzkich ciał do wejścia. Z pewnym żalem Sorcane stwierdził, że nie ma szans na odnalezienie tutaj swojej broni choćby tu była, zwłaszcza, gdyby tu była.
Vogt tylko rozważał, ile sekund zajęłoby buntownikom rozszarpanie ich gdyby wiedzieli, kim są. Wiele głów odwracało się w stronę potężnie zbudowanego kolosa w skafandrze.

Chcąc nie chcąc, weszli do środka. Musieli szybko się uzbroić ale też zdobyć informacje o miejscu przebywania kapitana Py.

Jeden z wydzielających broń serwitorów wepchnął jednemu do rąk strzelbę, drugiemu autopistolet, każdy też dostał bandolier z czterema magazynkami do własnej broni. Jednemu przypadł niewielki kordzik, drugiemu chyba przeciętnie wykuty kordelas, oba najpewniej używane zbyt wiele razy. Były pokryte niedomytą krwią. Najpewniej należącą do osób nie chcących uczestniczyć w sprzeniewierzeniu się okrętu Imperium...

Rozmyślając o kapitanie, Vogt ze swoimi wyostrzonymi zmysłami, chociaż nienawidził i prawdę powiedziawszy nie znał dobrze tłumów - nigdy nie był w takim ścisku, nawet w transporterach z własnymi żołnierzami - usłyszał mrożącą krew w żyłach konwersację kilku oficerów gromadzących uzbrojonych załogantów.

- Potrzebuję około dwunastu ludzi... Wiesz, ponad półtorej setki z tej imperialnej fregaty zostało pochwyconych... kapitan kazał ich zabić zanim Astartes by mogli ich oswobodzić i pozwolić dobrać się do broni.

W tym samym czasie techpiechur o nadludzkim słuchu wyłapywał tylko gwar z jednego powodu.

Ktoś przemówił do niego.

Zapomnij o kapitanie Py czy szkodach na tym okręcie. To drugorzędne kwestie w tej chwili. Musisz ruszyć odnaleźć główny cogitator okrętu. Znajduje się na mostku. Koniecznie pobierzesz z niego kluczowe dla powodzenia tej wojny dane i zabierzesz ze sobą lub wykorzystasz anteny Zbawiennego aby przesłać je dalej. Spiesz się. Bliżej udzielę ci dalszych instrukcji. Za chwilę nastąpi binarna transkrypcja najbezpieczniejszej drogi na mostek dla twojego Implantum Logis. Pozostało niewiele czasu.

Dwóch żołnierzy, z tak wieloma informacjami i nie mogąc do końca bezpośrednio się porozumieć, stanęło oczekując w grupce nie wiedzących co ze sobą zrobić załogantów, dzierżących świeżo wydaną broń, z której to grupy co chwila żołnierze zabezpieczenia oddelegowywali po kilku do oficerów zbierających niewielkie oddziały i ruszających w głąb okrętu...
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 20-12-2011 o 22:34.
-2- jest offline