John wyszedł na potężnym kacu z hotelu i prawie nie wyszedł z siebie, gdy zobaczył jak jakiś trzydziestoletni mężczyzna opiera się o jego samochód. Opiera się o jego samochód. Ta myśl trafiła Smitha jak piorun
„Jebnę mu. Jak nic mu jebnę”. Pomyślał z trudem powstrzymując by ręce nie złożyły się w pięści. Miał kaca. Od kilku dni nic nie ruchał i jeszcze jakiś pajac mu kładł swoją dupę na jego dziecińce.
Powstrzymał się i rzucił wkurwiony:
-Co Ty robisz? –John podszedł do mężczyzny. Ten zdawał się go nie zauważyć. -Mówię do Ciebie! Odsuń się od wozu.
Mężczyzna podniósł wzrok. Zdziwiony obecnością egzorcysty. Wyprostował się.
[i]-Ach, wreszcie. Witam Cię, jestem Johann. Mamy razem podróżować ku zamkowi Varos.
Egzorcysta zdziwił się tak szybkim przedłożeniem sprawy. Ale nie miał zamiaru zabierać nikogo obcego na pokład swojego wozu.
-Kim Ty w ogóle jesteś? I skąd wiesz, że zmierzam do Varos?
- Jestem przyjacielem adresata listu, który dostałeś niedawno gołębiem. – powiedział do egzorcysty, jednak zamiast na niego patrzeć, czytał książkę zawzięcie. Podniósł jednak znad niej głowę.
Egzorcysta spoglądał przez chwilę jeszcze zdezorientowany, a gdy Johann wsiadł do jego samochodu ten zrobił to samo. Odpalił silnik. Potężny czterystu konny silnik zaryczał i mężczyźni ruszyli razem. Smith otworzył okno, zapalił papierosa i zaciągnął się. Dym wypełnił samochód, a egzorcysta włożył kasetę do odtwarzacza i z głośników poleciało Highway to Hell.
Smith spojrzał na towarzysza i rzekł:
- No dobra, powiedz coś Panie Tajemniczy o sobie skoro mamy podróżować razem. Co wiesz, czego ja nie wiem ?
Smith nie zamierzał zwierzać się obcemu, ale nie zamierzał też milczeć przez całą podróż. Mimo kaca, myślał całkiem trzeźwo. Był dupkiem, całe życie był dupkiem i nie zamierzał się zmieniać. Co nie znaczyło, że będzie jechać w milczeniu jakby zapomniał języka w gębie. Nawet głupia rozmowa umili czas podróży, gdzie byli skazani na siebie. Kolejne zaciągnięcie papierosem i kolejna warstwa dymu wydobyła się przez uchylone okno.
Gdzieś po paru kilometrach jazdy i zapewne ciekawej rozmowie, Smith zauważył na poboczu rozwalony samochód. Ktoś obok niego stał. Spojrzał pytająco na towarzysza. Może ten wiedział znów czegoś, o czym Smith nie miał pojęcia. Kolejny obcy autostopowicz.. Bóg nie mógł być aż tak podły, a może jednak ?
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |