Nikt z bywalców nulneńskich czy altdorfskich salonów z pewnością nie od razu rozpoznałby młodego von Halbacha. Długie włosy, tak jak i poprzednio, spadały na czoło, ale cała reszta... Zniknął gdzieś skrojony według najnowszej mody stój, zdobiony koronkami, haftem i klejnotami. Modną pelerynkę zastąpiła solidna, podróżna peleryna, wyśmienicie chroniąca przed wszelkimi kaprysami pogody, zaś zamiast atłasowego kaftana pojawiła się skórzana kurta i kaftan kolczy.
No i ‘na salonach’ raczej nikt nie paradował z łukiem na plecach. Chyba że na balu maskowym.
W tej właśnie chwili Detlef, siedzący przy burcie łodzi, wpatrywał się ciemne wody Reiku, jednak jego głowy nie zajmował ani stan wody, ani też zainteresowanie tym, jak szybko płyną i kiedy dotrą na miejsce. Zastanawiał się nad pewną kobietą, i to bynajmniej nie dla jej urody..
Melissandra Stregazza potrzebna mu była do szczęścia jak dziura w moście, czy kamień w bucie, ale nic na to ‘szczęście’ nie mógł poradzić. Słyszał kiedyś od ojca o Alessandro d’Evarre w dodatku więcej dobrego, niż złego. Odmówienie pomocy jego siostrzenicy nie licowało z honorem von Halbachów.
Jednak nie mógł przed samym sobą ukryć, że najchętniej wysadziłby ją na brzeg. Lucian pewnie by się nie zawahał, a flisacy... za parę złotych monet z pewnością wnet zapomnieliby o całym incydencie. Wszak cały wodny ludek wiedział, że baba na pokładzie przynosi pecha.
Coś mu się w tej całej sprawie nie podobało. Oczywiście nie wątpił, że pismo jest prawdziwe. Te wszystkie zawijasy, dęte frazesy... typowe dla Tileańczyków. Tylko dlaczego raczyła zwlekać z pokazaniem tego listu tak długo? Na co czekała? I po co?
W ogóle zachowywała się co najmniej dziwnie. Tileańczycy zawsze uważani byli za kutych na cztery kopyta szczwanych lisów, zaś ojciec, gdy go parę razy wspomniał o signorze Alessandro, podkreślał jego zmyślność. Widać siostrzenica wyrodziła się. Najpierw udawała idiotkę, tak słodką, że aż mdliło, a potem nagle wyszła z roli. Brak doświadczenia, czy też po prostu uznała, że zabawa ją nudzi?
Kto ją tam wie - nie dość, że kobieta, to jeszcze do tego Tileanka, a niewiasty z tamtych stron, jak głosiły wieści, do wszystkiego były zdolne. A to muchomory w zupie grzybowej, a to sercobój w winie, a to skorpion w bucie. O szpilkach zatrutych jadem mantikory nawet wspominać nie warto.
Zamieszanie spowodowane niespodzianym zdarzeniem na brzegu rzeki oderwało myśli Detlefa od wad i zalet kobiet w ogóle, a Tileanek w szczególności.
Szare stroje napastników sugerowały jakąś zorganizowaną grupę, ale nikt z płynących wodą o kimś takim nie słyszał, nawet zagadnięci przez Detlefa flisacy, zachowanie zaś podpowiadało, że nie są to raczej przedstawiciele prawa...
- Do brzegu! - polecił Detlef, sięgając po łuk i wyciągając strzałę z kołczanu.
Potem strzelił do najbliższego z szarołpaszczowców. W końcu nie wypadało stać bezczynnie, podczas gdy tamci w niezbyt miły sposób traktowali jakiegoś szlachcica. |