Niewiele pamiętał.
Nie bardzo pamiętał cios, jaki zadał Kuftosowi. To, że chciał drania osobiście dobić również zdawało mu się na poły snem. Za to w najmniejszym stopniu nie pamiętał, jak przenoszono go do gospody i jak medyk, Erik Schwank, wydłubywał z jego boku bełt. Quartijn, bo to z jego relacji Konrad dowiedział się o całej tej historii, zapewniał go, że lepiej dla niego było, iż nie wiedział o niczym, pogrążony w otchłaniach nieświadomości.
To, jak go bolało w boku przy próbie ruchu świadczyło o tym, że Joseph miał sporo racji.
Nie bardzo wiedział, komu miał bardziej dziękować - medykowi, czy może Shallyi. Miał wrażenie, nie wiedział sam - dlaczego, że to właśnie bogini zawdzięczał fakt, że jeszcze ogląda światło dzienne, miast gościć w królestwie Morra. Ciekawe, czy spotkałby tam Kuftsosa...
Pismo, znalezione przy łowcy nagród niezbyt rozjaśniało całą sytuację. Co z tego, że pojawiło się w nim słowo “Magister”, że wystąpiło nazwisko Kastora Lieberunga? Tajemnicza organizacja o nieznanych im celach, tajemniczy nadawca podpisujący się literami Q. F. Kultyści i ktoś, kto chciał z nimi walczyć? A może dokładnie na odwrót? Bez wątpienia wplątali się w niezłą kabałę. Spisek? Przeciwko komu lub czemu? Jakiejś konkretnej osobie? O jakiś majątek szło? Wszystko było możliwe. Ale i tak Konrad nie miał nic do roboty prócz leżenia i rozmyślania.
Szlag go o mało co nie trafił, gdy dowiedział się, ile złota medyk wziął za wyciągnięcie jednego bełtu. Za te pieniądze kapłankę Shallyi pewnie by się dało załatwić i modły, dające lepszy skutek niż ten cały... absolwent najlepszych szkół.
Całe szczęście Joseph nie wywalił ich wszystkich na zbity pysk. |