Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2011, 19:11   #72
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Wieczór i nocka była nad wyraz pracowita… i nerwowa. Dlatego kiedy już było wiadome, że Sparren jednak się wyliże, a nad listem do Kuftsosa nie było co się więcej głowić to Płomienny Łeb postanowił ugasić pragnienie. A było ono spore. Od wielu tygodni nie miał takiej sposobności albo kieska była pusta, że nijak hulanki nie było co zaczynać… a jak już się złoto pojawiło to przypałętał się łowca nagród, co to ich próbował kąsać niczym wściekły giez. Dlatego Gomrund wyruszył na poszukiwanie źródełka… Niestety atak nastąpił dobrze po północy… niestety ugaszanie pożaru trwało… niestety transportowanie Konrada do medyka też… już nie mówił o napatoczeniu się strażników. I tak krasnolud mógł całować klamki, kołatki i zawarte furty! W końcu o tej godzinie gdzie bliżej było już do świtu większość szynków była już zamknięta. Szczęściem miał jeszcze coś na łajbie czego nie zdążył wyduldać poprzedniego wieczoru.

Zasypiał mocno niepocieszony bo to co miał to wystarczyło mu jeno na przepłukanie okopconego dymem gardła. Za to rano wstawał w dobrej formie… bez bólu głowy i suchości w pysku. Rankiem mógł dokładnie obejrzeć zniszczenia na łajbie i na ciele, bo właściwie dopiero teraz zaczął odczuwać lekkie pobolewanie w prawym boku – widać musiało też mu się trochę oberwać. Ale jak to Gomrund zbroję miał dobrą, skórę twardą, a kości mocne jak krasnoludzka stal, czyli nie ma nawet o czym mówić. Gorzej było nieco ze statkiem, może i drewno było tylko lekko osmolone to jednak część olinowania i innych bardziej wrażliwych na ogień pieroństw wymagała wymiany. Rzecz jasna jako, że ponosił po części winę za te wydarzenia tedy przyobiecał Josephowi pomoc w usuwaniu szkód i naprawie. W końcu dwie zdrowe ręce miał i roboty się nie bał! Jednak jako, że rankiem kapitan musiał się stawić u strażników czas ten wykorzystał na porządny posiłek w gospodzie, łaźnię i praczkę bo capił dymem jakby go kto uwędził. W łaźni mógł się skutecznie pozbyć brudu, jednak z czarnymi myślami już tak łatwo nie było. Widać, że wdepnęli w niezłe gówno… a właściwie to Erich, bo jak na oko Gomrunda to był to idealny moment na to aby z całej kabały się wykaraskać. W końcu to wszyscy szukali tego łże Kastora czyli szczerbatego wozaka. W Bogenhafen na spadek nie ma co liczyć, tedy kierunek ten nie koniecznie był najtrafniejszy… dla bezpieczeństwa lepiej było nie wracać do Aldorfu a inne powinny być w miarę bezpieczne. Wyglądało na to, że śmierć łowcy nagród poprzecinała większość nici łączących go ze sprawą. Całych tych pism, magistrów i organizacji nie pojmował tedy najlepiej by z tym skończył… jednak jakoś nie widziało mu się tak rakiem ze wszystkiego wycofywać. Od tego myślenia łeb go rozbolał a skóra się pomarszczyła więc z postanowieniem omówienia z kompanami tematu przystąpił do wypełniania dalszej części poranka. Koszula już ledwo co nadawała się do cerowania więc od razu zakupił sobie też nową. W między czasie zdążył jeszcze pogadać z miejscowym płatnerzem… a właściwie to kowalem co to przy okazji zajmował się naprawą zbroi. Uszkodzona kolczuga nie prezentowała się najlepiej – oręż Konrada i Derticha poczyniły w niej niemałe spustoszenie, a ekspresowe tempo naprawy spowodowało dość wysoką cenę. Kolczuga miała być jak nowa, za jedyne siedemnaście złotych koron… i to i tak bardzo okazyjnie! Oczywiście Helmut, bo tak nazywał się kowal nie miał dość gotowizny aby ją odkupić. Dlatego krasnolud nie oddał jej póki co do naprawy… w Weissbruck podobno był jeszcze jakiś kantor gdzie można to by było sprzedać ale póki co nie chciało mu się za tym łazić. Uzupełnił tedy garderobę i trochę ekwipunku, podreperował podróżną „spiżarnię” i „piwniczkę”. Nawet udało mu się zdobyć takie mikstury na rany jak prawdziwy i nie chrzczony krasnoludzki spirytus! Sprawdził to organoleptycznie, a jak Płomiennemu zatyka dech po maluchu to znaczy, że o podróbce nie ma mowy. Natomiast do użytku zewnętrznego zakupił krauzę niedźwiedziego sadła, bo jak każdy wie to równie dobrze gorączkę z człeka wyciąga jak i bełty!

Kiedy już dotarł na łajbę okazało się, że reszta ruszyła do Czarnego Złota do młodego… a tam to czekała ich kolejna awantura, której niestety Gomrund dwuręcznym toporem nie mógł rozwiązać!
 
baltazar jest offline