Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2011, 01:07   #9
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Siła. Szybkość. Precyzja. Tak wiele cech, które nie miały miary. W starciu mistrzów liczyło się tylko jedno... Doświadczenie. To zebrane przez lata ciężkiego treningu. Ciemnoniebieski worek treningowy przyczepiony łańcuchami do metalowej suwnicy nawet nie drgnął, gdy trafiła w niego rozpędzona do granic piszczel. Twarz trenującego nie uległa żadnej zmianie. Nie drgnęła brew, nie przymrużyła się powieka, nie zmienił się grymas pełen agresji. Jakby to sama uzewnętrzniana złość była połową sukcesu. A trenował już ponad godzinę. Uderzenia łokciami i kolanami, kopnięcia, rzuty oraz uniki były pełne furii. Ale czy ktoś tak zezłoszczony mógłby walczyć z taką precyzją? Zanim uzyskałaś odpowiedź na to pytanie on przestał ćwiczyć i opuścił salę treningową.


Julianne Pullman

Jak przypuszczałaś nie miałaś dokąd się udać. Nawet jak nie przystaniesz na propozycję Lunety to nie wiesz co dalej z tobą będzie. Czy dasz sobie radę w tym - według mężczyzny - upiornym świecie? Nawet ty miałabyś cholerne trudności. Chodząc po pokoju rozruszałaś ciało do stopnia normalnej używalności. No może niemal normalnej, gdyż twoja sprawność zawsze była na dość wysokim poziomie. Nawet bardzo wysokim. Po pewnym czasie zauważyłaś, że okopujący worek, naścienne tarcze i obite matą słupy mężczyzna zniknął. Wyszedł zostawiając Cię samą. Przyjrzałaś się swoim rzeczom cały czas będąc głodną. Po jakimś kwadransie drzwi się znowu otworzyły i ubrany już w taktyczne oporządzenie człowiek wszedł do środka.

- Jestem Siergiej. - przedstawił się z jakimś twardym akcentem przybysz. - Jak zapewne wiesz za jakiś kwadrans odbędzie się posiłek, ale jak jesteś głodna możesz wyjść wcześniej. Wyjdź przez tamte drzwi i idź na lewo do zakrętu korytarza. Po skręcie w prawo będą to... trzecie drzwi na prawo. Zapamiętałaś? - poczekał aż powoli kiwnęłaś głową. - Dobrze...

Nie mówiąc nic więcej Siergiej wyszedł. Czułaś, że nadszedł czas zaspokoić głód...


Adam Kowalski

Początkowo byłeś bardzo zdziwiony, że twoje sny stały się przepowiednią. Przepowiednią tego co wydarzyło się w prawdziwym, przez wielu dawno zapomnianym świecie. Zadyma nie owijał w bawełnę. Mówił rzeczowo i szybko a potem wyszedł zostawiając Cię na pastwę jakiejś pielęgniarki. Z tego co pamiętasz z dawnego życia, ze szkoły czy oddziału powypadkowego, który nieraz odwiedzałeś piguły to takie wielkie, grube baby, które jednym ruchem ciała potrafiły nastawić każde złamanie. Przynajmniej ty tak je pamiętałeś. Zapytałeś o wódkę...

Kobieta, która pospiesznie weszła do pomieszczenia w niczym nie przypominała pielęgniarek, które zwykły Ci pomagać. Szczupła, z długimi nie owiniętymi siatką włosami i ze skórzaną torbą. Usiadła na łóżku otwierając torbę...

- Jestem Nancy. Szybko odzyskałeś przytomność. Wydaje mi się, że wódki nie będę miała, ale trochę spirytusu i wody się znajdzie. Wiesz zapewne co z tym zrobić? Ale jak Ruski będzie pytał to nie mów, że topiłam wspomnienia. Nie uwierzy. - powiedziała z uśmiechem.

Z torby wyciągnęła butelkę, w której pływało może pół szklanki jakiegoś przejrzystego płynu. Jak odkręciła naczynie poczułeś tę skrobiącą nozdrza woń... spirytus! Potem wyciągnęła coś na kształt bidonu rowerowego i wlała do środka mniej więcej tyle samo wody. Wymieszała. Z uśmiechem patrzałeś jak kobieta przyrządza wywar, który już niedługo pomoże - chociaż częściowo - poradzić sobie z wspomnieniami. I koszmarami.

- Cieszę się, że mogłam pomóc. Oczekuj Siergieja. Przyjdzie po Ciebie tuż przed samym spotkaniem. Aha. I wypij zanim on tu wpadnie. Chyba, że przemycisz to jakoś ze sobą... Ale nie wiesz tego ode mnie. - powiedziała, spakowała się i wyszła.


Michael Morgan

Gdy Nancy wyszła skończyłeś się ubierać. Czysty mundur, klamka u pasa, kontrastujące z zarośnięta, ogorzałą mordą. Na spotkanie zdecydowałeś się zabrać ze sobą książkę. Rozejrzałeś się po pokoju czy aby wszystko jest i ruszyłeś. Jako, że znałeś drogę nie błądziłeś i bez problemu trafiłeś do jadalni. I nie była nią tylko z nazwy. Spore, zastawione stołami pomieszczenie w którym dało się czuć woń potraw, których przywykły do podróży osobnik mógł kosztować bardzo rzadko. Soczyste mięso, prawdziwe owoce, warzywa a nawet ziemniaki własnej hodowli. Pewnie żarcie to w większości zasługa szefa, który widać lubił zjeść coś dobrego.

Jadalnia była pusta więc zasiadłeś na jednym z krzeseł przy pierwszym, największym stole. Powinien pomieścić całą puszkę plus paru towarzyskich najemników. Byłeś przed czasem, usiadłeś czytając lekturę. Nie minęło może dwadzieścia sekund, gdy ktoś wszedł do środka. Przechodząc obok klepnął Cię mocno w plecy i usiadł jakieś dwa krzesła dalej. Podniosłeś wzrok odrywając się od lektury i zobaczyłeś uśmiechniętego od ucha do ucha Lunetę. Podniósł rękę na co skinąłeś głową i uśmiechnąłeś się.

- Udało Ci się przelecieć jakąś śpiącą królewnę? - twoje pytanie zdaje się wybiło go z rytmu.

- Wolę te nasze. Są mi bliższe... - odparł zmieniając grymas na lekko zaskoczony.

- Nie lubisz gdy są tak zimne?

- Znaczy wiesz... Nie lubię zabawiać tych, które mogłyby być moją matką. A ty jak? Już coś próbujesz z Nancy? - zapytał baczniej się tobie przyglądając.

Nie znałeś Lunety. Nie wiedziałeś skąd i z jakich czasów pochodził. Normalnie miałeś to w dupie. Dwa lata w te czy tamte. Ale tutaj mogło wchodzić w grę nawet 30 lat. Cyklop lubił otaczać się takim bukietem pokoleniowym...

- Na poziomie emocjonalnym są takie same jak my. W sumie biologicznym też. Wiesz Luneta... Czuje, że jakbym spróbował ktoś by mi urwał jaja. Dup jest sporo i to takich za które nikt Ci nic nie urwie. Chcesz to się za nią weź. - powiedziałeś szczerząc się przyjacielsko.

- Znaczy... Ona nie jest w moim typie. Nie boję się urwania jaj. - powiedział, ale już nie tak pewnie i bez uśmiechu.

- Fajna jest. Szczególnie tyłek i nogi. Do tego patrząc z stricte ekonomicznego punktu widzenia dobry materiał genetyczny. Mogę się założyć o piwo, że jest hibernatuską i nie ma tak popaprane w genach.

- Nie jest hibernatusem. O jej walorach popieram. - odparł snajper bez uśmiechu, tak normalnie.

- O proszę zaskoczyłeś mnie. Ciężko w tych czasach o parę rzeczy. Dajmy na to dobry alkohol, fajki czy lekarza. Szkoła Posterunku pewnie. W sumie dość inteligentna jest... Skoro nie chcesz jej zaliczyć i nie muszę się bać o odstrzelenie mi jaj z kilometra może ja bym spróbował?

- Jak chcesz... Nie moja brocha. Już nie... I o nic się nie musisz martwić. Lekarz? To znacznie więcej. Potrafi wytwarzać painkillery, med-paki i inne tego typu gówna, wykłada na nowojorskiej uczelni chemię wyższą, poza tym dobrze obsługuje sprzęt elektroniczny. Może się pojawi, ale bym na to nie liczył... - powiedział po czym się zamyślił.

- Powinna być. Ona jest odpowiedzialna za to by mrożonki nie dostały zatrucia pokarmowego. Jak żeby zatrucia ołowiem. Może powinniśmy nawiązać bliską współpracę? A tak serio to co? Pokłóciliście się?

- Nie. To raczej stare dzieje. Może kiedyś dowiesz się więcej. Ona Ci raczej nic nie powie... - przez chwilę widziałeś w nim normalnego, nawet lekko zmartwionego człowieka.

Nie był to ten młody, niski cwaniak a zwykły typ. Może to towarzystwo Ruska tak zniekształcająco na niego wpływa? Nie miałeś zielonego pojęcia. Coś jednak tu było zdecydowanie nie tak.

- Nie mam zamiaru wsadzać palców w zatrzaskiwane drzwi. Szczególnie, że będziemy przez pewien czas współpracować. Ale stare dzieje... Nie mów, że alimenty ją doścignęły?

- Nie, nie. To normalna dziewczyna poza jej umiejętnościami. Jak masz dobre intencje nie masz co się obawiać. Nie z mojej strony.

- Wiem jaką mam opinie, ale seks z kimś z tego samego oddziału... To nie jest dobry pomysł. Szczególnie, że kiedyś stąd odejdę a wtedy za mną może polecieć Twój mały przyjaciel 7,62.

- Spokojnie. Na pewno nie. Ja nie strzelam bez rozkazu. Chyba, że w obronie własnej. Poza tym nie mam broni na 7,62. A co do niej byłbyś zaskoczony...

- Do Nan czy Twojej zabaweczki?

- Do Nancy. W mojej zabaweczce nie ma nic niezwykłego. No może prawie nic, ale broń jak broń. Dla mnie narzędzie pracy. - rzekł Hopkins i wzruszył ramionami.

- Jeden potrzebuje strzykawki, drugi linijki a trzeciej armaty. Zawód jak każdy.

- Racja. - powiedział jakby do siebie i lekko rozszerzył oczy. - Ktoś idzie...

- O nie. Poderżnie nam gardła. - powiedziałeś wychylając się na krześle aby zobaczyć kto to.

Luneta nie mogąc wytrzymać wybuchnął śmiechem.

- Ciche kroki. Lekka osoba w miękkim obuwiu. Obawiam się, że to assasyn z szkoły cienia. Chociaż nie, nie widzę białej szaty...


Alexandra Cobin

Twoja kwestia chyba całkowicie zaskoczyła mężczyznę, bo ten na chwilę zaniemówił. Jego twarz zmieniła jednak wyraz. Szeroko się uśmiechnął.

- To nie żaden eksperyment. Na to co się stało nikt nie potrzebował zgody. Z resztą niedługo zrozumiecie. Reszta pytań na spotkaniu... - powiedział później zwracając się do mężczyzny i wychodząc.

Wiesz, że w razie jakiś pytań miałaś wołać Nancy. Oczywiście nie zrobisz tego. Masz nieco inny plan. Ciekawszy. Czas sprawdzić czy dawne sztuczki nadal działają. Podeszłaś do swoich rzeczy jakby sprawdzając czy wszystko jest. Obecny mężczyzna chyba nie skupiał się na tobie tak bardzo więc bez problemu ukryłaś w dłoni mały, gumowy przedmiot - urządzenie nazywane przez chłopaków z wywiadu Gumowym Uchem. Rozruszałaś nieco kości po pokoju. W trakcie łażenia włożyłaś do ucha urządzenie i zaczęłaś je stopniowo dostrajać. Gdy było idealnie ustawione wyłączyłaś i czekałaś na czas, gdy będziesz mogła wyjść do tej jadalni. Znaczy wyjść a w razie spotkania z kimkolwiek powiedzieć, że zmierzasz właśnie tam...


Bryan Nez Navajo

Siedziałeś w swoim pokoju ściskając mapę, którą zostawił Ci Little Mike. Nie mogłeś uwierzyć w te wszystkie znaczenia obecne na niegdyś tak ładnej i przejrzystej mapie Stanów Zjednoczonych. Wiesz co by powiedzieli na to twoi, co o tym sądził Mały i zapewne większość jego załogi. Wiesz, że Mike miał po Ciebie przyjść tuż przed samym spotkaniem. Czułeś się już dobrze i od czasu do czasu popijałeś wodę. Miała dziwny smak, ale nie miałeś wyboru. Mały mówił, że to pozostałość po kostce z odkażaczem wody. "Normalka w tych czasach" pamiętasz jego słowa...

W pewnym momencie usłyszałeś jakąś kłótnię. Chyba kłótnię. Z pokoju obok? Ktoś uniósł głos. Miał dziwny, twardy akcent. Drugim w mówiących był... Mike? Słowa rozmówcy Małego zostały urwane w jakiś dziwny sposób. Jakby dostał w ryło. Nie potrafiłeś tego opisać, ale lata polowań, szpiegowania i tropienia wyczulały zmysły i pobudzały wyobraźnie. On mógł dostać w ryło. Zdecydowanie... Potem usłyszałeś kroki za swoimi drzwiami.

Czekałeś jakiś czas, gdy po Ciebie przyszedł Mały. Wyglądał na zdenerwowanego. Wodził wzrokiem po ścianach jakoś dziwnie zaciskając zęby. Nie wspomniałeś nic o sytuacji, którą miałeś okazję podsłuchać. W sumie niespecjalnie nawet. Mike powiedział, że czas na spotkanie i wyszliście...


Alexandra Cobin

W końcu zbliżał się czas spotkania więc spokojnie, bez zwracania na siebie uwagi wyszłaś z pokoiku. W prawo poszła wcześniej Nancy więc cicho, niczym polujący drapieżnik ruszyłaś na lewo. Parę kroków dalej korytarz zakręcał a za zakrętem usłyszałaś jakieś słowa. Schowałaś się za rogiem włączając Gumowe Ucho...

- Nie, nie. To normalna dziewczyna poza jej umiejętnościami. Jak masz dobre intencje nie masz co się obawiać. Nie z mojej strony. - usłyszałaś męski głos.

Skądś już go znałaś... Hopkins! Rozmawiał chyba z drugim mężczyzną. Raczej luźna gadka. W pewnym momencie nawet zrozumiałaś, że obgadują waszą pielęgniarkę. A więc to chyba coś więcej niż zwykły eksperyment... I wtedy usłyszałaś czyjeś kroki zza rogu daleko od Ciebie. Czekałaś a one się zbliżały... Wyłączyłaś pospiesznie urządzenie i schowałaś je. Po zapachu rozchodzącym się po korytarzu doszłaś do wniosku, że to chyba tam jest jadalnia. A jak nie to po prostu wyjdziesz stamtąd bogatsza o informację, gdzie ona jest. Powoli, naturalnie poszłaś w kierunku wejścia do jadalni - przynajmniej tak Ci się wydawało...


Adam Kowalski

- Ani, kurwa, słowa! - powiedział Rusek wchodząc do środka.

Spojrzałeś na jego twarz, która wyglądała jakby dostał zdrowo kastetem. Sina górna część ryja, wliczając jedną śliwkową powiekę. Jego grymas wyglądał jakby właśnie stoczył bój z dzikim bykiem. "Wkurwiony na maksa" jakby to rzekł Gilza - bokser, którego znałeś za czasów pięknego, wylanego asfaltem Detroit. Siergiej nawet nie zapytał czy jesteś gotowy jedynie mówiąc, że czas na was. Wyszedł. Aby go dognać musisz iść szybko i bez ceregieli co raczej - jeszcze - nie powinno Ci sprawiać problemów...


Gregory Martin

Piękny, ułożony 2020 rok. Dobrze prosperująca firma Heckler&Koch, którą podobnie jak sunące po taśmociągu MP piątki pamiętasz jak zza mgły. Siła przebicia i zdrowy rozsądek kolegów tuż przed samą wojną uczyniły Cię tym, który miał przeżyć wojnę. To co, że przez przypadek. Ważne, że dotrwasz do tego lepszego, barwniejszego świata... Ale czy na pewno? Czy miejsce, którego powierzchnia niemal w połowie jest napromieniowana można nazwać lepszym, nowym światem? Zapewne nie.

- Mamy 2053. Dobrze słyszałeś. Wojnę przeżyło całkiem sporo ludzi. W samym Yorku jest nas dobre parę tysięcy... - powiedział z lekkim żalem wcześniej niewzruszony żołnierz. - Co do tego pajaca z Gwiezdnych Wojen to mamy tu kogoś lepszego. Niedługo poznasz... - dodał z szyderczym uśmiechem. - Reszta pytań na spotkaniu. - powiedział i wyszedł.

Nie wiedziałeś co o tym wszystkim myśleć. Na słowo na pewno nie uwierzysz, ale co jak to wszystko prawda? Jak z świata, który pamiętasz nie został kamień na kamieniu? W swoim rozgoryczeniu zaczynałeś robić się głodny. Dobrze, że spotkanie odbywa się przy posiłku. Upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu. Twoje rozmyślania przerwała pielęgniarka Nancy, która ubrana już w zdaje się zwyczajny, codzienny ubiór przyszła po Ciebie. Spotkanie powinno się zacząć lada moment.
 
Lechu jest offline