Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2011, 20:56   #2
Adinarus
 
Reputacja: 1 Adinarus nie jest za bardzo znany
Greenstone, rodzinna wioska krasnoluda, leżała parę mil od Jaskrawych Promieni. Rodzina Tirlona mieszkała tam od czternastu pokoleń, razem z innym rodem, który wymarł dwieście lat przed pobytem Tirlona w Jaskrawych Promieniach. Krasnoludowie zapewniali wiosce ochronę i wszelką pomoc, oczywiście, za opłatą.

Wkrótce jednak ród Tirlona zaczął także zanikać. W końcu zostało tylko trzech braci, którzy rozeszli się na cztery strony świata (dosłownie na cztery, najstarszego bowiem ogr rozerwał na pół dwa dni po opuszczeniu przez krasnoluda Greenstone).
Majątek podzielili na trzy części – każdy zakupił taki ekwipunek, który pasował do wybranej przez niego profesji.
Tirlon zakupił nowe "narzędzia pracy" - tarczę, pancerz i topór jednoręczny – postanowił poszukiwać przygód jako wojownik. Te, którymi ćwiczył w wiosce, stały się lekko, a może wcale nie tak lekko nadgniłe.



Wędrówka nie była zbyt uciążliwa. Złote liście, spadające z drzew, lekko smagały go po twarzy. Ekwipunek nie był zbyt ciężki. Droga wiła się serpentynami przez lasy i pola. Co jakiś czas Tirlon mijał rolników, zbierających plony z płody ziemi - zboża, warzywa, owoce.



Po dwóch dniach marszu dotarł do Jaskrawych Promieni. Słońce stało w zenicie.
Tirlon zwiedził miasteczko. W porównaniu z tym, co widział do tej pory w Greenstone, było to całkiem przytulne miasteczko. Może i mury były niezbyt wielkie, ratusz niezbyt wysoki, a domy niezbyt wysokie, ale świątynia Lathandera była istną katedrą przy małym, rodowym ołtarzyku Moradina.
Po bliższym zapoznaniu się z miastem, krasnolud zaczął mieć o nim coraz mniejsze mniemanie. Sławna gospoda "Gniew Silvanusa" pełna była pcheł i wszy. Mury okalające osadę w pewnych miejscach były jedynie palisadą z nadgniłego drewna. Zresztą, przeskoczył je po pierwszej próbie. Ratusz w środku okazał się pusty, posiadał także ubogie wręcz wnętrze.
Po obejściu miasteczka, krasnolud znów znalazł się na placyku, słońce zaś powoli kierowało się ku horyzontowi.
Krasnolud zabrzękał sakiewką, potem włożył do niej dłoń. Była już prawie pusta. Postanowił zaciągnąć się do jakiejś pracy.
Wpatrzył się w słupy ogłoszeniowe, szukając interesującej go oferty. W końcu postanowił pomóc w budowie szopy na drewno.
~ Z braku miecza dobry kij.~
Potem jednak jego wzrok przykuło inne ogłoszenie.
Po kilku chwilach był już w świątyni Pana Poranka.

Tirlon, po przemówieniu kleryka, powiedział:
- Świetnie. Ja się zgadzam.
Rozejrzał się, po czym postanowił się przedstawić.
Wstał i skłonił lekko głowę.
- Tirlon z Greenstone, wojownik, wyznawca Moradina. Miło poznać.
Odchrząknął i usiadł na swoim stołku.
 

Ostatnio edytowane przez Adinarus : 29-12-2011 o 14:09.
Adinarus jest offline