Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2011, 05:48   #15
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Co on robił?
W jej prywatnym powozie, co on robił?!
Wszak już się pożegnali, czy nie tak? Dobrze pamiętała, że całował ją na pożegnanie nie szczędząc sobie poznawania dłońmi krągłości jej ciała, a potem usadziła się wygodnie w środku karocy. Przecież hrabianka już triumfowała, już świętowała swoją kolejną udaną ucieczkę od narzucającego się adoratora! Zatem jak to się stało, że w jednej chwili była wolną ptaszyną, a w następnej została zatrzaśnięta we własnej klatce z drapieżnikiem?

-Non...- szepnęła niewyraźnie, jak gdyby jeszcze nie była pewna co się tak nagle zdarzyło. Ale ciałko wiedziało i reagowało według tej części woli skrywanej za zarozumiałością i grą. Usta rozchylały się instynktownie, kiedy on swymi wargami akurat muskał blisko jej policzek, jednak drażniąco ni razu nie łączył się z nią w namiętnym pocałunku. Plecami zaś wcisnęła się w kącik tworzony przez miękkie siedzisko, na tyle odsuwając się od Maura, na ile pozwalało jej wnętrze karocy. A było ono nieduże, więc nie dawało miejsca do ucieczki od zasięgu rąk mężczyzny.
-Co Ty robisz? - niemądre to było pytanie, bo i przecież hrabianka aż nazbyt dobrze wiedziała co zamierza jej narzeczony. Ale będący w trakcie największego zszokowania umysł dziewczęcia nie pozwalał jej na do końca trzeźwe myślenie i tworzył takie głupiutkie pytanka. Jednocześnie jedną dłonią próbowała go odepchnąć od siebie, a drugą starała się przeszkodzić jego ręce w odsłanianiu zbyt wiele z jej nóżek.
-Biorę co moje. Biorę moją ptaszynę. Przecież kochankowie muszą znać nawzajem rozkosz swych ciał, a i wypada sprawdzić, czy spełniam twe... wymagania.- rzekł żartobliwie Gilbert, dociskając swoje ciało do jej drobniutkiej postury. Szarpnął mocniej suknią nie zważając sobie na jej paniczne protesty, a materiał sam zatrzeszczał w niemej groźbie. Przypominając dziewczynie, że nosi nie tylko najdroższe, ale i najdelikatniejsze suknie, że ta właśnie szatka może się w szwach rozerwać pod wpływem tak brutalnego traktowania i że:


“Prawie zdarł ze mnie suknię, przy naszym omawianiu roli. Och... garderobiane się naklęły przy jej naprawianiu. Ale wydarzenia dziejące się podczas i po zdzieraniu sukni, były nader przyjemne, Marjolaine.”



Słowa Giuditty brzmiały w jej uszach, gdy tym śmiałym szarpnięciem odsłonił jej nóżkę aż po kolano.
Dłoń mężczyzny znów na kolanku dziewczyny spoczęła, podobnie jak jego usta przywarły do jej ust. Wargi Gilberta w namiętnym pocałunku dusiły ewentualne słowa protestu, język szturmował fortecę jej ust. Początkowo z pasją odwzajemniała jego pocałunki. Spragnionymi tej upajającej pieszczoty ustami wpijała się w jego wargi, aby zachłannie rozkoszować się jego na poły egzotycznym smakiem. Swym języczkiem wychodziła na spotkanie jego języka, splatając je ze sobą wyuzdanie, ocierając o sobie i całując tak jak nie wypadało młodej damie. Czy naprawdę jego usta smakowały inaczej, czy może to tylko jej wyobraźnia tak działa? Może przy okazji sprowadzania niewolników na sprzedaż, dla siebie zdobywał też i tajemnicze specyfiki wywołujące u kobiet fascynację oraz podniecenie jego osobą? Słyszała, że istnieją takie sztuczki, ale jakoś w nie nie wierzyła. Ale to by wyjaśniało wszystko..

Jednak coś zdołało się przebić i zadziałać jak ostry krzyk w podświadomości.
Dłoń Maura przesunęła się po jej udzie wnikając pod suknię. I tym razem nie muskała jej przez w miarę bezpieczny dla doznań bastion sukni, ale przez pończoszkę! I nie była żadna to przeszkoda dla odbioru wrażeń zmysłowych. Marjolaine czuła jak jego dłoń pieści skórę, a wargi przyciskają się do jej usteczek. Na nic zdały się próby odparcia tej napaści dłońmi. Na nic zdały się jej słowa.


“Ale co zrobisz hrabianko D’Niort, gdy on nie będzie pytał o pozwolenie?
A weźmie co będzie chciał, łamiąc wszelki opór?”



Pytanie które jej zadał wczorajszego wieczoru, teraz nabrało ważkiego znaczenia. Co zrobić, gdy on przyciska swe ciało, do jej ciała? Co zrobić, gdy wsunął dłoń pod suknię, gdy pieści dotykiem swych palców jej udo zmierzając do najskrytszego zakątka jej ciała? Co zrobić, gdy całuje odbierając dech i sprawiając, że serce trzepocie w piersi?

Porzuciła wcześniejszy, nieudany plan o zatrzymaniu dłoni swego „narzeczonego” wędrującej po jej udzie. Ale za to skrzyżowała napięte nóżki i zacisnęła je mocno, broniąc dostępu do zakazanego dla kogokolwiek oprócz niej zakątka drobnego ciała.
-Nie ma tu nic, co należałoby do Ciebie, Maurze! -warknęła bojowo, ale także głos jej zadrżał z przestrachu tą sytuacją. Długie paluszki zaciskały się kurczowo na materiale jego odzienia nie mając zamiaru puścić, chyba że dopiero, gdy napastnik będzie wylatywał przez drzwiczki powozu.
-Och...doprawdy?- uśmiech ironiczny, niemalże wilczy towarzyszył jego słowom. Palce wędrowały po jej udzie masując je powoli i z lubością. Niemalże delektował się faktem, że sięgnął tam, gdzie inny mężczyzna nie był w stanie. Powoli i dobitnie pieszcząc jej udo, z wprawą doświadczonego kochanka, spoglądał w jej oczy .-Moja ptaszyno, czyż nie wspominałem, że biorę to co pragnę? Czemuż więc prowokowałaś bym zapragnął... ciebie?
Nachylił się i cmoknął czubek jej nosa.- Chyba się nie boisz? Przybyłem sprawić ci przyjemność. Wszak lubisz przyjemności, non?

Nie zaprzeczyła, kiedy wspomniał o jej domniemanym lęku przed nim. Ani też o przyjemnościach. Lubiła je, owszem, chyba nawet aż za bardzo skoro bez zaspokojenia zapotrzebowania na nie, nie mogła zasnąć ostatniej nocy. Przez kawalera d'Eon, który teraz był bliżej niż na wyciągnięcie ręki i bardziej niż chętny na pomoc z jej bezsennością. Jednakże hrabianka miast skorzystać z jego wsparcia, marszczyła mocno brwi spoglądając wściekle wprost w jego oczy.
-Nie życzę sobie, abyś to robił – wycedziła przez zaciśnięte ząbki. Było to trochę przesadne, ale było także zręczną próbą zachowania zimnej krwi oraz odwrócenia uwagi jego i swojej od wstydliwego dla niej faktu drżenia całego jej ciała.
-Doprawdy? A może tylko się boisz?- spytał cicho, nie przestając dłonią pieszczotliwie wodzić po jej udzie. Szeptał mrukliwym głosem.-Ty drżysz moja droga.
Nie mógł tego nie zauważyć wodząc palcami po jej nagiej niemalże skórze.
Cmoknął czubek jej nosa pytając.- Jakoś nie wypadało mi spytać o to wcześniej, ale... czy ty jesteś dziewicą? Co prawda, jeden szlachetka chwalił się, zaliczając cię w poczet swych zdobyczy, ale...- wargi mężczyzny przylgnęły do jej ust pieszcząc jej powoli. -... mogły to być tylko czcze przechwałki z jego strony.

-Nie boję się! - zacietrzewiła się cała, na moment zapominając o swym gniewie na niego za te prostackie działania, na rzecz chronienia swojej urażonej dumy. W ciemnościach wypełniających wnętrze powozu zapłonęły lica hrabianki, nie dosłownie, ale wyraźnie czuła ciepło wstępujące na swoje policzki. Rumieniła się.. dlaczego? Wszak nie była już tą osławioną nietkniętą panienką o jakiej marzyli mężczyźni. Może rzeczywiście zachowywała się jak jakieś dziewczę, któremu obce były bliskie relacje damsko-męskie, jednakże wyczuwalne na skórze duże doświadczenie Gilberta z kobietami sprawiało, że biedna Marjolaine czuła się jak jedno z tych czerwieniących się wcieleń niewinności.
-A Tobie nadal nie wypada pytać – dodała cicho. Nadal była cała spięta, każdy mięsień jej ciała spinał się w niepokoju i oczekiwaniu na kolejny gwałtowny ruch Maura. Z wynikającą z tego pewną sztywnością odpowiedziała ustami na dotyk jego warg w pocałunkach, mrucząc pomiędzy nimi pytająco -Mm.. który rozpowiada takie plotki?
-Jesteś bardzo piękna w tym uniesieniu, wiesz?- mruknął Gilbert muskając czubkiem języka jej wargi. Masując jej udo tam i z powrotem szeptał.- I masz delikatna skórę. Jesteś skarbem, który pragnę posiąść.
Przesunął ustami po policzku mrucząc.- Baron Serge Devilente, a może Devaunte? Nie pamiętam dokładnie.

Imię to wywołało wspomnienia peruki, pudru, dłoni męskich... oczekiwania ekscytacji i zawodu jaki nastąpił parę chwil później.
Przypomniało, że tak naprawdę nigdy nie poczuła owej fali przyjemności jaką ponoć dawały chwile intymne z mężczyzną. I że sam dotyk Gilberta rozpalał w niej większy żar, niż owa pocieszna “trąbka”, którą zaprezentował Serge... i którą wsunął tam w głąb niej, pozbawiając skarbu dziewictwa.

Usta Maura pieściły jej ucho zarówno wilgotną obecnością języka wędrującego po płatku usznym, jak i słowami.- Pragnę zerwać z ciebie tę suknię, całować szyję, piersi, pragnę poczuć pod dłońmi twe drżące ciepłe ciało... a jakie są twoje pragnienia mademoiselle? Jakie pieszczoty sprawiają ci przyjemność? Jakie rozpalają ogień w tym rozkosznym ciałku?

-Salaud – ciężki od zirytowania syk wydobył się spomiędzy warg hrabianki, a zaskakująco nie był zaadresowany do kawalera. Serge.. drań jeden. Fakt, sama wtedy chciała, tak z ciekawości zobaczyć o co tyle szumu, ale on mógł się postarać i stanąć na wysokości zadania. Zamiast tego skazał ją na zawód, wstręt do dalszych prób i nieświadomość ekscytacji.
-Je ne sais pas.. - szepnęła bezradnie, bo i z braku.. porządnej, dającej przyjemność praktyki z drugą osobą, własne pragnienia były młodej Marjolaine nieznane.
W którejś chwili tej ciężkiej potyczki, jasnowłosa odnalazła swe dłonie na plecach mężczyzny. Dotykały materiału jego odzienia i fałdowały przy każdym miarowym zaciskaniu się nań długich paluszków -Ale nie mów tak, Maurze. Nie możemy.. nie chcę.. nie będę jak tamte..
-Nie jesteś... moja droga ptaszyno.- mruczał jej do ucha Gilbert, ustami wędrował po płatku usznym.-Pozwól więc, że będę ci przewodnikiem po rozkoszy.
Spojrzał w oczy drżącej w jego objęciach Marlojaine.- Bo możemy moja droga. Jesteśmy sami i razem, otuleni mrokiem nocy i pożądaniem. Czyż nie po to są kochankowie, by poczuć ten żar rozlewający się po ciele. By zaznać przyjemności dwojga ciał?
Przywarł ustami do jej warg całując mocno i namiętnie. I pieścił je językiem z wprawą i zapamiętaniem.
Po pocałunku znów dotykał wargami jej policzka, mówiąc.- Jakimże byłbym mężczyzną, gdybym nie sprawił ci rozkoszy, moja ptaszyno. Ale skoro drżysz, to... nie posiądę twego ciała dzisiaj. Niemniej sprawię ci inną zmysłową przyjemność, tylko oddaj się w mą opiekę.

Nutka podejrzliwości zdołała się pomyślnie przebić przez zaniepokojenie hrabianki. I właśnie dzięki tej nutce znalazła ona oparcie i wspięła się z powrotem na swój wygodny, sprawdzony pantałyk.
-I.. mam Ci zaufać? Czemu miałbyś zrobić dla mnie coś takiego? Czy nie wolisz brać niż dawać? - pytała, a w międzyczasie zbliżyła usta i wcale go nie pocałowała, ale wysunęła języczek i jego koniuszkiem powiodła po jego wardze. A potem zapraszająco do zabawy trąciła język mężczyzny, lekko ocierając się o niego w tej niewielkiej wolnej przestrzeni pomiędzy ich ustami.

W pewnym momencie odchyliła główkę, aż zza wysokiego kołnierza zdołał wychylić się kawałek jej szyi, i zerknęła w stronę okna. Przez to całe zdarzenie całkiem straciła poczucie czasu, a krajobraz składający się z głębokiej nocy nie sprzyjał w zorientowaniu się w jakim miejscu akurat się znajdowali -Ale jeśli dojedziemy niedługo..?
-Możemy stanąć po drodze. Zatrzymać na chwilę przyjemności. A poza tym... -usta mężczyzny nachyliły się w kierunku szyi Marjolaine. Ów wystający skrawek jej skóry, dotknął pieszczotliwie samym czubkiem języka.- ... mogę pójść za tobą do twej alkowy.
Szeptał cicho, muskając od czasu do czasu skórę szyi dziewczęcia językiem.- Oczywiście, że możesz mi zaufać. Wiesz, że dotrzymuję słowa. No i... potraktuj moją propozycję, jako inwestycję w nasze... przyjazne relacje, mademoiselle. Chcę ci sprawić przyjemność, licząc że później... zapragniesz więcej.
Marjolaine z rozleniwieniem przymknęła oczy pod pieszczotą mężczyzny na swej wrażliwej szyi i zastygła tak odchylona. Zaczęła żałować założenia na koncert sukni z tak wysokim kołnierzem. Pozapinany bowiem nie tylko zakrywał ślady zostawione jej przez Maura, ale także zasłaniał skórę przed otrzymywaniem kolejnych.
-Wiem? To duże słowo po niespełna dwóch dniach naszego narzeczeństwa. Jeszcze wielu rzeczy o Tobie nie wiem.. i mam obawy, czy aby na pewno chcę wszystkie poznać.. - mruczała, a Gilbert mógł poczuć pod palcami, że z jego ptaszyny odeszło napięcie. Nie całkowicie, oczywiście, ale nawet ta odrobina była jakimś postępem.

W jakiś niewytłumaczalny dla hrabianki sposób, niedawny napastnik zdołał ją uspokoić. Może powodem był sposób w jaki do niej mówił, te jego szepty i pomruki miast gróźb i stanowczego okazywania władzy nad nią. Może zrezygnowanie z brutalnej postawy zdobywcy. Cokolwiek to było sprawiło, że Marjolaine nawet wzięła pod uwagę jego wielce kuszącą propozycję. Wszak ona nie będzie musiała niczego dawać, a tylko zyskać -Zgoda.. ale.. nic ponad tę chwilę przyjemności. Nie chciałabym być zmuszona do tak szybkiego.. zwrócenia pierścionka i zerwania naszej znajomości, kawalerze d'Eon.
-Tak więc odsłoń tą łabędzią szyję i przestań bronić dostępu moim palcom do swych sekretów. Pozwól mi... sprawić przyjemność tobie.- szeptał cicho szlachcic muskając językiem ów rąbek szyi i palcami pod suknią dziewczęcia.- Pozwól sobie posmakować rozkoszy. Namiastki tego, co... możesz poczuć w alkowie, w przyszłości.

Zaborcza natura Marjolaine wnosiła jeszcze głośne protesty na tak karygodne zamiary i razem z umysłem domagała się sprawiedliwości. Oh, ale to nie one w przesyconym pożądaniem wnętrzu karocy miały największą siłą głosu. Ta objawiała się w każdym nerwie odczuwającym pieszczoty Maura i każdym dreszczu sunącym pod materiałem sukni. Miała władzę nad drobnym ciałkiem hrabianki i gęstą mgłą przesłaniała zdrowy rozsądek.
Dłońmi, jak w odurzeniu tym słodkim powietrzem, sięgnęła do swego kołnierza, po czym drżącymi paluszkami zaczęła mało wprawie rozpinać każdą z ukrytych sprytnie haftek. O ile suknia się poddała i po ostatnim zapięciu odsłoniła szyję aż do dekoltu przechodzącego w ciasny gorset, to nóżki stawiały opór. Choć rozluźnione, to ich rozchylenie było nieznaczne, nieśmiałe i bojaźliwe takie.
Gilbert nie przejmował się oporami dziewczyny, nie domagał się więcej. Nie potrzebował. Usta wędrowały po jej szyi i po dekolcie, język zataczał ciepłe szlaki na skórze szlachcianki, by co jakiś czas powrócić do jej ust i w namiętności tak drapieżnej i dzikiej pieścić wargi Marjolaine jak i jej języczek.
A palce korzystały z tego co nieśmiało odsłoniła, masowały i pieściły przez bieliznę obszar, który oddała jego dłoni. Powoli i stanowczo dotykały ten skrawek, pieszcząc skórę poprzez delikatny materiał i niemalże obiecując silniejsze doznania rozkoszy... jeśli tylko odważy się odsłonić więcej.

Gorące tchnienie wyrwało się gwałtownie z płuc Marjolaine. Niespodziewanie okazywało się, że znana ze swej kapryśności i wodzenia innych za nosy hrabianka była mocna w swych usteczkach i teatralnych gestach tylko wtedy, gdy realne zagrożenie było daleko. Kiedy zaś było blisko, a połączone ze sobą doznania każdego jego dotyku warg i palców przywoływały błogie dreszcze, to cała pewność siebie porzucała ją, zostawiając tylko kruche i bezsilne dziewczę.
Jedną dłoń zaciskała na skłębionych fałdach swojej zmaltretowanej przez Maura sukni, a drugą zaś na jego ramieniu, jak w wyjątkowo mało stanowczej próbie trzymania go z dala od siebie. Pod wpływem pieszczot jego palców zacisnęła na nich swe uda, czy to w potrzebie przegnania intruza, czy też w pragnieniu wyraźniejszych odczuć. Wprawdzie potem je z powrotem rozchyliła, nieco szerzej niż wcześniej, ale była w tym ruchu wstydliwość i walka ze sobą. Nawet jeśli przyjemne, to oddawanie się mężczyźnie było dla jasnowłosej ptaszyny trudnym i niezgodnym z jej charakterem zadaniem.

-Jesteś śliczna i delikatna. Masz taką jedwabistą skórę.- szeptał szlachcic z uwielbieniem i wyraźną przyjemnością pieszcząc wargami szyję i dekolt dziewczyny. Lubieżne pocałunki i wyuzdane ruchy języka nie były nawet w połowie tak skandaliczne jak poczynania Gilberta pod jej suknią. To tam palce wślizgnęły się pod bieliznę i zapuściły do jej bastionu kobiecości. Zrazu ostrożnie, po czym śmielej im bardziej rozchylały się uda panny D’Niort poddając jego dotykowi i doznaniom wprawiającym ciało w przyjemne drżenie i porażającą zmysły błogość.
Oto bowiem palce mężczyzny zanurzyły się w jej wnętrzu i odważnie pieściły obszar, do których jedynie zgrabne paluszki Marjolaine miały dotąd dostęp. I przynosiły o wiele mocniejsze wrażenia. Palce Maura były większe, wsuwały się odważnie i poruszały żwawo. Wiedział gdzie dotknąć, gdzie pomasować, by ciałko hrabianki przeszywały kolejne spazmy rozkoszy.

Rozchylające się się w głośnym, dyszącym oddechu usteczka dziewczyny zbliżały się do granicy wydobywania z siebie jęków lub łkań, mimowolnych odgłosów na swój sposób będących zwiastunami narastającej ekstazy. Nie była już w pełni swej władzy nad ciałkiem, nie kontrolowała jego reakcji. Przyjmowała w siebie tego barbarzyńcę, którego każde kolejne bezczeszczenie jej tajemnic przywoływało przyjemność falami rozpływającą się po Marjolaine. Wiotkie bioderka same wysuwały się na spotkanie, prawie wierzgające nóżki zgięły się w kolanach, aby pieszczoty Maura mogła czuć w sobie mocniej i głębiej. Wijąc się pośród szeleszczącego materiału sukni pragnęła, by ta ich podróż do jej dworku trwała godzinami, tak samo jak i „opieka” mężczyzny nad nią. Jednocześnie zaś rozpalające jej skórę jak w gorączce podniecenie, domagało się ugaszenia ekstatycznym wybuchem uniesienia, o wiele silniejszym niźli za sprawą jej własnych paluszków.

Dotarli do posiadłości... jednak rozkosz w której wiła się Marjolaine nie pozwalała hrabiance wysiąść. Ogień ciała który rozpalił szlachcic sprawiał, że mogła się jedynie wić w jego objęciach i drżeć. Całkowicie oddana jego pieszczotom, nie zauważyła że podróż już się skończyła i że ekstaza która wygięła jej drobne ciałko w łuk, zawładnęła nią na dziedzińcu jej domu.

Zmęczona i łapiąca oddech spoglądała jak Gilbert wysunął dłoń spod jej sukni, prowokacyjnie oblizywał palce.- Na dziś... musimy zakończyć nasze negocjacje, mademoiselle. Ale ufam, że jeszcze przyjdzie nam rozmawiać w ten sposób. I posuniemy się dalej w naszych rozważaniach... nad kobiecą naturą.
Nachylił się i muskając wargami i językiem jej obnażony dekolt, szeptał.- Chciałbym cię zobaczyć nagą, otuloną tylko puklami twych włosów. Zaprawdę, byłby to widok godny uwiecznienia na obrazie. Przebudzenie wiosny... odpowiedni tytuł, n'est-il pas?
-Nie wątpię, że.. z chęcią byś taki zawiesił w swym zamku.. jako trofeum może?- mruczała niewyraźnie, chyba nie będąc jeszcze w pełni pewną co do słów padających z jej ust. Czuła się zamroczona po przeżytych dopiero co doznaniach. Przyjemność, która falą.. non.. która eksplodowała w niej istnym wybuchem była większa niż wszelkie powiewy rozkoszy jakie sama sobie sprawiała.

Zorientowawszy się, że powóz stoi na dziedzińcu jej posiadłość, a woźnica i zapewne Béatrice oczekują na jej wyjście, Marjolaine pośpiesznie usiadła. Nie zważając na może trochę zbyt zadowolony z siebie uśmieszkiem Maura, starała się przywrócić swą suknię do początkowego stanu i zapinała kołnierz zakrywając przed nim szyję.
A może i by zakryć przed samą sobą to, że koniec końców to wtargnięcie do powozu okazało się być wielce.. satysfakcjonujące? Satysfakcjonujące i przez to niepokojące, wprowadzające zamieszanie w jej wielkim poczuciu niezależności i życia na własnych zasadach.
 
Tyaestyra jest offline