Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 21:33   #126
necron1501
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
- Wybierzmy się po kapitana, nie możemy pozwolić aby desant poszedł na marne - odpowiedział Axis, skupiając się na odczytach z całego pancerza. Duża ilość mniej poważnych obrażeń spowodowanych przez ostrzał, pozostałe, poważniejsze przez kontakt bezpośredni. Nadal był jednak sprawny a do śmierci daleka droga.
- Prowadź, będę za tobą podążał.
- [i]Nie na marne. Możemy zamknąć hangar raz na dobre. Twoja wola jednak.[i/] - skinął głową Patroszyciel. Jego dwaj bracia ruszyli w stronę rozwartego włazu, bezgłośnie ustawiając się po obu jego stronach i czekając na sygnał.
- Na twój rozkaz. - zapytał, aby się upewnić.
Axis zastanowił się. Kapitan mógł się przydać, lecz na pewno będzie sprawiać problemy, a nie mieli na to czasu.
- Jak Wy byście postąpili? - zapytał z ciekawości. Wątpił aby odpowiedzieli jasno ale może pomoże.
- Wycofalibyśmy się. W tym sektorze wy macie interes, nie my. My strat poważywszy posiąść nie możemy. - wyjaśnił Patroszyciel.
Skinął głową. Nie byli tu po to aby wyciąć w pień wszystkich Imperiałów, ale by wykonać to, po co przybyli.
- Wysadźcie w powietrze całe to pomieszczenie, spowodujcie jak największe szkody - rzucił Pożeracz, sunąc wzrokiem po ciałach.
Władca skinął tylko głową, na wewnętrznym interkomie przekazując rozkazy. Operator konsoli otworzył na oścież wszystkie włazy do pomieszczenia, po czym wszyscy zaczęli przenosić co większe głowice pod zamknięte grodzie pokładów startowych. Niestety, nie dysponując kodem trigramicznym, nie byli w stanie przeskoczyć nadrzędności awaryjnego zamykania włazów przy otwieraniu grodzi, nie mogli tym samym zdehermetyzować pomieszczenia w prosty sposób.
Uwinęli się jednak zaskakująco szybko, ale o ile metody samego Patroszyciela były oczywiste, musiał być zapewne nie mniej wszechstronny od swoich braci. Byli weteranami tysięcy lat wojny - improwizowacja taktyczna czy znajomość własności i obsługi niemal wszelkiego rodzaju materiałów wybuchowych może nie było ich specjalizacją, ale radzili sobie, jak członkowie Legionu Alpha czy Czarnego Legionu. Po chwili jeden z Astartes zakomunikował:
- Ładunek gotowy do detonacji. Zebraliśmy ładunek bombowców, Gwiezdnych Jastrzębi. Jeżeli przebija pancerze okrętów, powinno wystarczyć na jedną gródź.
- Dobrze więc, przystąpcie do detonacji, my się w takim razie ewakuujemy - stwierdził Axis patrząc pytająco na Patroszyciela.

Jeden z Władców podszedł do przewleczonych na platformach szynowych po samą gródź materiałów wybuchowych, łapiąc po drodze rzucony mu detonator czasowy i szykując niewielki ładunek plazmowy do zapoczątkowania eksplozji bomb, z których dwóch innych znalezionymi w dłoniach rozstrzelanych serwitorów przecinakami plazmowymi ostrożnie obierało powłokę pięciotonowych ładunków. Gdyby nie platformy szynowane, nie przeciągnięto by je gdzie potrzeba, na szczęście załoga musiała jakoś wnosić je na bombowce.

Dwóch pozostało wówczas w zupełnej ciszy po obu stronach uchylonego wejścia do hangaru, oprawiając swoje ofiary na użytek szerzenia paniki, jeden przy konsoli. Pozostali poza Patroszycielem poświęcili czas na przeczesanie wszystkich trupów - przede wszystkim zgarnięto wielkie ilości amunicji bolterowej w magazynkach, jakie posiadał przy sobie oddział Astartes, a także odcięto wszystkim głowy przy samym torsie i przygotowano do załadunku. Marines działali metodycznie i bardzo szybko, z widocznym doświadczeniem zbierając wszystko, co najcenniejsze, niczym szarańcza błyskawicznie wyżerająca bujną uprawę. Patroszyciel przyglądał się zaś Jastrzębiom Gromu z niewypowiedzianym smutkiem.

- Sprowadziwszy Derciusa... moglibyśmy przejąć te maszyny, nie, cały okręt. Nie pierwszy krążownik uderzeniowy w naszej służbie, szybki a zwrotniejszy od Furiacora dwakroć. Co za strata.

Po kilku minutach wytężonego działania Astartes byli obładowani improwizowanymi workami z niedrących się kombinezonów braci służebnych, które obładowali amunicją. W oddzielone od szyi czerepy zagłębili z wprawą przez oczodoły wielkie haki jednego łańcucha, który obwiązali wokół filara stanowiącego środkową część wnętrza Szpona Strachu. Byli gotowi.

Nie byli jeszcze jednak w kapsule.

- ASTARTES, ECHOLOKACJA WSKAZUJE DYSTANS KRAŃCOWY, 220 METRÓW! - warknął na komunikatorze jeden z dwóch oczekujących przy wrotach Władców. W korytarzach okrętu istotnie działanie tego typu systemów auspex były wyraźnie zakłócone.

Patroszyciel westchnął, po czym roześmiał się sucho, a jego struny głosowe wespół z zakłóceniami typowymi dla łączności przypominały jęki próbującego zachować godność człowieka, któremu rytmicznie łamano paznokcie.

- Taktyka, Czempionie? - zapytał o rozkazy.
Axis westchnął. Przeciągnął się, przyglądając się polu walki rozmyślając nad taktyką.
- Czy znamy ich liczebność? Patroszycielu, sam doskonale wiesz co do was będzie najlepiej pasować, postarajacie się wykorzystać pozostałe ładunki aby odpowiednio ich zmiękczyć przy wejściu. Przywitamy ich na trupach kamratów. Niech wiedzą, że zadarcie z wojownikami Nihla skończy się ich śmiercią.
- Mogłszy ich być nieco zbyt wielu, chyba że ponownie sam dwu dziesiątkom podołasz. Nie zdążymy zebrać genoziarna. Wiedzieć muszę, jaką rolę wy, czempionie, przyjmiewszy.
- Dostosuję się do Twej taktyki Patroszycielu. Jednakże nie zdążymy się wycofać, chyba że o czymś nie wiem? - zapytał.
- Cóż... - Władca rozłączył się i zaczął wydawać rozkazy swoim podwładnym, bez gestykulacji. Po chwili odezwał się ponownie do Axisgula. - Odwóciwszy ich uwagę jak poprzedniwszy.
- Nie jestem pewien czy to zadziała. Tym razem wiedzą czego się spodziewać, do tego będzie ich więcej, po paru sekundach wszelkie wsparcie ode mnie padnie pod ostrzałem - odparł. Wiedział, że zmasowanego ostrzału nie przeżyje, a Władcy nie byli godni oddawania za nich życia.
- Podołacie, czempionie. Odwróććie uwagę, my wtedy wykonamy naszą część zadania. - upierał się Patroszyciel. Czasu było coraz mniej.
Axis poważnie w to wątpił. Poczuł jednak obecność swego Pana. Ufał mu. Nie stchórzy.
- Dobrze więc, jak to widzisz Patroszycielu? - zapytał Pożeracz, szykując się do działania.
- Zajmiewszy pozycję i czekawszy dacie się powitać pośród rzezi ich braci, niech was pochwyciwszy planowawszy Astartes. My uderzywszy i zabijewszy, wszystkich. - wskazał ręką pozycje swoich podwładnych, którzy już się ustawili w strategicznych, osłoniętych miejscach pomieszczenia, dobywając granatów przeciwpancernych.
- Mam złożyć broń? - zapytał szczerze zdumiony Khornista - Tu, pośród krwi?
Odetchnął głęboko. Mogło się udać, ale również była szansa, że go rozstrzelają na miejscu.
- Dobrze więc - odparł twierdząco, stając pośrodku jeziora krwi.

Władcy zniknęli, na kładce, za myśliwcami, kolumnami, płasko na kładkach. Wciąż byli bezgłośni. Axisgul ustawił się po środku masakry, której nieomal sam dokonał. Za sobą słyszał syk wciąż rozprzestrzeniającego się dymu. Oczekiwał, słysząc już niosące się, ciężkie kroki pancerzy wspomaganych Egzemplariuszy. Musiało ich być kilkunastu, przynajmniej kilkunastu.

To była ostatnia chwila by coś zmienić lub oczekiwać realizacji planu Patroszyciela.
Axis uspokoił oddech, powoli taksując wzrokiem okolicę. Zaraz się zacznie i okaże się czy plan Władców wypali. Powoli schował broń do pochew. Z bronią w rękach nie wyglądał na osobę gotową do poddania. Czując uspokojające myśli swego Pana, powoli skierował swoje myśli w dawne czasy, wspomnienia i rozmyślania. Czas pokaże.

Tym razem przybyli więcej niż gotowi.

Sylwetki uzbrojonych w boltery Astartes w karmazynowych pancerzach wylały sie z wejścia do korytarza, omiatając cały hangar wzrokiem, każdy sektor ogniowy mając pod kontrolą. Nawet nie zwolnili widząc przed sobą Pożeracza; znalazło się kilku innych biorących jego na cel.

Były ich może dwa oddziały taktyczne, to jest po dziesięciu, i grupa dowódcza. Kapitan nie omieszkał osobiście odbić pokładu dowódczego, zabierając swoją świtę. Poza konsyliarzem dosyć roztropnie wyposażył pozostałych czterech przybocznych w miotacze plazmowe.

To oczywiście czyniło walkę niemożliwie trudną.

I oto był i on sam, który stanął po środku wejścia, powoli krocząc naprzód; uskrzydlony hełm o jarzących się błękitnym światłem wizjerach skupiony wyłącznie na Axisgulu, czarna peleryna zamiatająca za nim metalową posadzkę pokładu, czerwieniejąca na brzegach od krwi niedawnych ofiar Pożeracza i Władców, z obnażonym i trzaskającym od wyładowań pola elektrostatycznego ostrzem ozdobnego miecza energetycznego zdającego się wykonaniem nie ustępować najlepszym broniom, jakie sługa Rzeźnika kiedykolwiek widział.

Jego podkomendni rozstąpili na boki, nie potrzebując i nie mając osłony lepszej niż pancerze wspomagane przeciw bolterom Władców.

Znieruchomieli i nastała cisza, z niewidocznymi Władcami bezgłośnie czatującymi na pozycjach. Lojaliści celowali w ich kierunku, podejrzewając ich obecność, ale nie mogąc na pewno jej stwierdzić, oczekując tylko rozkazu swojego dowódcy.

Ten wskazał Axisgula czubkiem ostrza.

- Złóż broń, ścierwo, a być może nie odeślę cię od razu do piekieł tych, którzy zawiedli twojego władcę.
Axis spojrzał nowym spojrzeniem na przybyłego. Oceniać zaczął go wzrokiem, poczynając od hełmu kończąc na nagolennikach, chcąc wyrobić sobie początkowe wrażenie bojowe. Było jak najbardziej pozytywne.
Pożeracz uśmiechnął się do dowódcy, rozkładając szeroko ręce, niczym chcąc go objąć.
- [i[Spełnię twą prośbę, lecz najpierw odpowiedz mi: czyż nie pożądasz bycia tym, który powali samotnie Spaczonego Khornistę, tego który przyłożył rękę do śmierci Twych braci, którzy pomimo woli walki, zginęli?
- zapytał, patrząc oponentowi w oczy.

Przez chwilę panowało milczenie. Axisgul zdawał sobie sprawę, że dla większości z Piechoty Kosmicznej było to pierwsze napotkanie renegata, zdrajcy, członka jednego z oryginalnych Legionów Imperatora; zresztą nie do pomylenia wskutek jego krwawego dzieła. Choć ich ruchy zdradzały niewzruszenie i precyzję, wiedział, wyczuwał jak wstrząśnięci byli wszyscy widokiem rzezi - rzezi swoich braci-wojowników, braci służebnych, w ogóle rzezi której, jak to wyglądało, dokonała jedna osoba, jedna istota. Najpewniej też nie wiedzieli, co czyni ich dowódca - heretyka należało natychmiast zgładzić, tymczasem ich kapitan wypowiedź skierował do arcywroga...
...i uzyskał odpowiedź.

- Istotą czystości jest umotywowanie. Pytasz mnie o pychę... ta ścieżka wiedzie na zatracenie. Chcę pomsty. - kapitan ruszył powoli w stronę Axisgula, z jedną ręką na pochwie, głownię miecza zaś skierowawszy na bok w neutralnej pozycji, gotów wykonać zastawę lub szybki sztych - Nie mnie jednak decydować.
- Wiadomym jest, że to Twój Pan, Imperator o tym decyduje. Lecz czyż nie On dał Ci szansę aby wywrzeć zemstę za śmierć swoich braci? Oczywistym jest, że jeśli walka nie będzie przebiegać według Twej woli, Astartes Cię wspomogą. Wtedy pojedynek przemieni się w mą egzekucją. Nijak honorową walkę tego zwać nie mogę - stwierdził przyglądając się swemu oponentowi.
Axis zdawał sobie sprawę, że nie jest w najlepszym stanie, podczas gdy przeciwnik jest w pełni sił. Nie podda się jednak, śmierć mu to tylko przyniesie, lecz nie ku chwale Swego Pana, lecz pod ścianą. Czuł Jego obecność, Pana Krwi i Honoru. Czas pokaże.
- Złożysz broń, lub skonasz, tu i teraz. - wypowiedział tylko kapitan Astartes, nie zwolniwszy w kroku w stronę sługi Khorne’a, zapewne zamierzając uznać samą bliskość broni Pożeracza za pretekst do zgładzenia go, a ze słów wynikało, że rozkazy istotnie, nakazywały mu wziąć go żywcem.
- Na każdego przyjdzie pora - stwierdził, wyciągając gładko broń ruszając błyskawicznie na Astartes. 20 bolterów stojących za przeciwnikiem nie wróżyło świetlanej przyszłości. Ku chwale swego Pana.
 
necron1501 jest offline