Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 16:53   #29
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
„Szef” wampirów uśmiechnął się kątem ust.

-Chciałem usłyszeć zgodę i warunki, zaprzeczenie lub też dalsze pertraktacja. Natomiast wysłuchiwanie zakamuflowanych gróźb mnie nie satysfakcjonuje. Bądźmy szczerzy, dopóki magowie nie zaczną strzelać z palców ognikami, nic nie znaczą w mieście. Prawda? Każda następną groźbę potraktuję jako zerwanie pertraktacji.

- Proszę nie traktować moich słów jako groźby. Opisana przeze mnie sytuacja to problem i dla nas, i o ile my raczej nie uciekamy się do przemocy, i rozumiem, że Rodzina nie jest tak wyrozumiała. Dlatego chciałbym by obie strony wyszły stąd ustalając coś konkretnego. Nadal jednak nie wiem czego Rodzinie potrzeba. Macie jakieś żądania? Nadarza się być może okazja, ale nie zwiększy to zaufania żadnej ze strony. Porozumienie opierające się na neutralności było do tej pory i tak dosyć korzystne, bo właśnie niczego nie wymagano. Nie można było więc tego stracić. Obie strony cenią sobie niezależność.

-Dla mnie może być po staremu, ale to prywatnie. - Burknął Giovanni ze szczerym, acz niepokojącym uśmiechem. Natomiast książęcy reprezentant splótł dłonie w piramidę i w takiej pozycji kontynuował:
-To wy zabiegacie o naszą neutralnośc. Nie odwrotnie.

- Zabiegać musieliśmy jakiś czas temu. Teraz nie musimy, a chcemy. - Colin uśmiechnął się. - Lepsze jest wrogiem dobrego, a tak jak było, było wcale dobrze. Nasze możliwości handlowe nie są zbyt wielkie, pod tym względem który was interesuje. Gdybyście mieli jakieś potrzeby... Ale jeśli nie macie, to po co komplikować sobie życie? To tylko zmarnowane środki i czas, przerwać dotychczasową ugodę.

-Więc postąpmy uniwersalnie. Pół miliona rubli na kwartał.


- A jak nie, to... przestaniemy nieingerować i będziemy neutralni? Wybacz. - znów uśmiechnął się z przekąsem. - Bądźmy poważni...

Rozmowa zaczynała coraz bardziej wyglądać jakby nie mogli wejść bez niczego. Cokolwiek, byle uratować jakąś namiastkę honoru i wyższości?

- Nadal prosimy o kontynuowanie paktu. Bylibyśmy wdzięczni, by móc go podtrzymywać, nawet czynnie. Ale nie w taki sposób.

-Wtedy książęcy nakaz nie będzie hamował wolnych strzelców. Co się stanie? Ja nie wiem. Może ktoś odkupi ten klub, może zechcę mieć własnego sędziego na usługach, a może komu innemu zasmakuje pewien basista...

Grigorij skrzywił się. Milczał. Wyglądało jakby chciał postąpić tak jak hermetyczka – i tak zaraz postąpi. Przebudzona przy stoliku również miała nietęgą minę.

- To już są groźby, a nasze w środkach mogły by być bardziej... destruktywne? Możemy w razie potrzeby ewentualnie pomóc wam w pewnych sprawach, które nie urągałyby naszej inteligencji i moralności.

-Ilu was nie żyje od ostatniego miesiąca? Połowa? Więcej? W Moskwie padacie jak muchy...

- I dlatego już nie m u s i m y koniecznie mieć rozejmu. Pan Ivan machając packą już nam nie zagraża. Dlatego wykazujemy teraz wyłącznie dobrą wolę. Jeśli chodzi o muchy, wolałbym określenie szerszenie, lub conajmniej osy - krótka przerwa. - Wszelkie ingerencje w nasze sprawy będą ciągnąć za sobą odpowiednie konsekwencje, jak wiemy ze wzajemnością. I wracamy do tego co mówiłem wcześniej. Trzeba by było podpisywać wtedy rozejm. Jak wyglądałaby wymiana nas za was? Liczymy się z waszą siłą, ale na pewno nie byłoby to jeden za jeden. Dlatego tu jesteście. Nie chciałbym się spotykać tu w p o d o b n y m gronie za... pół roku? Kto pierwszy nadepnie komu na odcisk? Nerwy źle działają na interesy. Porozumienie może nie jest jakoś szczególnie opłacalne, ale jego brak jest dla obu stron jeszcze gorszy.

Colin odetchnął.
- Jedyne co możemy obiecać to pozytywną ingerencję, jeśli wam by na tym zależało. Inaczej tak jak było postanowione wcześniej, byłoby najlepiej w ogóle o sobie zapomnieć. Propozycja nie jest może wybitnie cenna, ale można z niej zrobić pewien użytek. Więcej niestety, nie damy. Jak mówiłeś wielu z nas odeszło z tego świata. Ma to swoje konsekwencje w mnogości “ofert”. Wiedzieliście o tym, gdy tu przychodziliście. - Mówiąc to wyjął z kieszeni zegarek kieszonkowy i sprawdził godzinę. - A czas leci.

Maya Jawaharlal poprosiła Grigorija o kluczyki od samochodu. Stwierdziła, że poczeka w środku, bo już nie może tego... I nie dokończyła. Zostali sami, dwaj radni fundacji.

- Macie coś jeszcze do dodania?

- Propozycja, którą podaliście wcześniej - pół miliona rubli co trzy miesiące, nie jest ciekawa, jeżeli traktować ją jak darowiznę. Wasz towarzysz - spojrzał się na przedstawiciela mafii - zapewne wam dobrze wytłumaczy, że o źródło pieniędzy trzeba dbać. Więc o ile mielibyśmy się zgodzić, to nie na to, że o sobie zapomnimy, a pieniądze wam spłyną na konto. Ale faktycznie będziecie pilnować sytuacji po swojej stronie, bo za to płacimy, za spokój.

-Mówiłem, książę zapewni całkowitą nienaruszalność waszych interesów z naszej strony. Więc?

- Dla świętego spokoju, zgadzamy się na takie warunki
- “ale nie myślcie, że potrwa to wiecznie” dodał w myślach. Nie miał też nic więcej do dodania. Czuł, że przegrał, ale miał ważniejsze sprawy na głowie, niż martwienie się nie swoimi pieniądzmi.

Wampiry odeszły. Ostatni wyszedł przedstawiciel „mafii” z uśmiechem. Na moment się jeszcze zatrzymał.
-Z mojej strony nic nie chcę. Lubiłem Wiktorię, była do mnie w porządku. Bądźcie też, a możecie liczyć na... Sami wiecie. Broń, narkotyki – Zaśmiał się. - Miłej nocy.

* * *

Młoda magini klnąc pod nosem na wszystkie pijawki zamachała na przejeżdżający samochód.
Kiedy kilkanaście minut później wysiadła na granicy miasta humor nieco jej się poprawił. Przejażdżka luksusowym autkiem zostawionym w pobliżu Fundacji sprawiła, że prawie nie miała już ochoty kopnąć w dupę pierwszej osoby jaką by spotkała.
Przyjechawszy do siebie w myślach zaczęła sprawdzać listę rzeczy do zrobienia: samochód w garażu? Jest. Drzwi zamknięte na zasuwkę? Jest. Buty odłożone na miejsce? Jest.
Ziewając skierowała się do salonu.

Widok czekającego nań Belzebuba popijającego coś z kubka (co nie wyglądało ani na mleko ani na herbatę) niezbyt ją zaskoczył.

-Jesteś. Świetnie, jest sprawa.

Diana uniosła jedynie brew rzucając płaszcz na kanapę. Odwiązawszy z szyi przydługi wełniany szalik zbliżyła się do kanapy i usiadła z westchnieniem ulgi.
- Hm?

-Jakiś obwieść chce z Tobą gadać.

- Że kto? - Potrząsnęła lekko głową - A skąd mu wpadło do głowy, że chcę z jakimiś obcymi gadać? Kły miał chociaż?

-To krukołak, Kirił. Czepiał się coś waszych akolitów i ogólnie zbyt węszył. Chciał kontaktu z fundacją. Umówiłem cię na jutro, na szesnastą na Placu Czerwonym. Możesz nie przychodzić. Śmierdzi spirytusem, wygląda jak ze śmietnika i ma jakieś podejrzane interesy. Reprezentuje niby dwór. Z taką mordą to nawet Kamczatki bym mu nie pozwolił reprezentować...

- Eh, dużo gorszy niż ta banda zapatrzonych w siebie debili z jakimi musiałam dziś gadać być nie może, a jak jest to dostanie przez łeb i tyle. No nic, dzięki za wieści.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Coś jeszcze działo się ciekawego, gdy musiałam robić za dyplomatę?

-Ta. Technokracji ganiali jakiegoś szajbusa. Jak to nazywacie... Maruder czy jakoś tak. Tak pierdykło, że pół parku zmiotło. Pewnie zaś będzie kolejny wybuch gazu w gazetach... - Belzebub zamyślił się. - Jakieś problemy z ssakami? Trzeba któregoś do pionu postawić? Mów, a nie będzie miał już zębisk... - Zrobił poważną, groźną mię. W gruncie rzeczy, biorąc pod uwagę jego posturę, groteskową.

- Serio? No to niezła będzie dyskusja w fundacji jak się zjawię. - Westchnęła z lekka irytacją - A co do pijawek to musiałbyś do pionu tego ich Barona, Księcia, czy inna cholerę do pionu ustawić, bo mu się w dupie przewraca, dawno chyba z podpalonymi portkami nie latali.

-Dobra. Jej, dzięki! - Belzebub widocznie się ucieszył. - Jutro będę Cię asystował podczas rozmowy z tym łachmaniarzem.

- Eh... - Co prawda miała nadzieję, że jednak Księciulkowi za bardzo za skórę nie będzie starła się zaleźć, ale... - Jasne, jak wolisz... Dobra.. A pamiętasz gdzie ja płyty z serialami pochowałam?
Z roztargnionym spojrzeniem wstała i zaczęła przeszukiwać szafkę. W końcu trzeba się jakoś przed snem odprężyć.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline