John "Analog" Spencer
Samochód od Unitry, a dokładniej sprzęt w jaki był wyposażony, gwarantował bezpieczeństwo. Ochroniarze potrzebowaliby, co najmniej jakieś małe wyrzutni rakiet lub nożyc do karoserii, by wyciągnąć Analog z auta.
Niestety to nie załatwiało wszystkich problemów.
Dwóch goryli najwyraźniej nie zamierzało odpuścić i konsekwentnie szli w stronę samochodu.
Spencer widział ich doskonale na zrzutach z kamer jakie wyświetlane były na przedniej szybie.
Dwaj muskularni i eleganccy ochroniarze, ubrani w identyczne, doskonale skrojone garnitury stanęli przy drzwiach od strony kierowcy. Ich oczy zasłaniały ciemne lustrzanki. W tej chwili Spencer zdawał sobie sprawę, że ich oczy wzmocnione przeróżnymi wszczepami lustrują samochód na wszelkie możliwe sposoby.
- Witam - odezwał się wyższy z nich. Jego głos był spokojny i doskonale wymodulowany. Analog w momencie poznał, że gość musiał przejść jakiś kurs dla negocjatorów. Nie raz w swojej karierze przeprowadzał wywiady z tego typu gośćmi i znał ten sposób mówienia i tonacji. Miał on uspokoić potencjalnego napastnika i wzbudzić zaufanie.
- Nazywam się Lester Thorn i jestem pracownikiem korporacji Arasaka. Naruszył pan jeden z punktów regulaminu bezpieczeństwa tego kompleksu. Prosiłbym, aby opuścił pan samochód i udał się z nami w celu złożenia odpowiednich wyjaśnień.
Mark Stanley
Mark wstał i spokojnym krokiem udał się do toalety. Wiedział, że nie ma wiele czasu. Nie ulegało wątpliwości, że dodatkowi ochroniarze pojawili się tylko i wyłącznie z jego powodu. I tak miał farta, że dopiero teraz ktoś zauważył jego wtargnięcie na teren.
Mark nie zamierzał wdawać się z nimi w jakąkolwiek dyskusje. Musiał opuścić teren Piramidy w jakikolwiek sposób.
W drzwiach minął się z młodym Japończykiem, który obrzucił go uważnym spojrzeniem.
Stanley zamknął drzwi i ruszył w stronę włazu wentylacyjnego. Przy pomocy plastikowej karty uporał się ze śrubami i wpełzł do środka. Nie kłopotał się z zakamuflowaniem drogi swojej ucieczki. Nie miał na to czasu.
Ruszył wąskim szybem przed siebie. Kierując się instynktem i wyczuciem przestrzeni, wybrał drogę.
Po niecałych trzech minutach dotarł do korytarza tuż przy kuchni przez którą wszedł na główną salę.
Z tego co widział w korytarzu nie było nikogo. Mógł więc spokojnie wyjść.