Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 22:47   #127
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Gwardzista zachwiał się w momencie udeżenia. Musiał przyznać Nihlowi rację, widzenie zderzenia z obu stron było nader ciekawe. Ledwo powstrzymał śmiech kiedy kapitan Władców Nocy w odsunął Czarny Okręt od reszty bitwy, po prostu ruszając do przodu. Na razie rozglądał się po reakcjach załogi zebranej na mostku, najwyżej swój spokój wyjaśni szokiem. Spojrzał na Inkwizytorkę z Hereticus

- Blanchior, na Imperatora, USPOKÓJ SWOICH OFICERÓW! - zdawałoby się nieulękniona kobieta, która znajdowała pośród emocji jedynie miejsce na wściekłość i zniesmaczenie krzyknęło do kapitana, gramoląc się z ziemi. Albo też raczej momentalnie podnosząc się na nogi, w porównaniu z innymi. Techkapłani zanosili modlitewne lamenty, większość oficerów zarzucała kapitana informacjami, adiutanci rzucali sprzeczne i co do jednej posiadające znaczne luki, naznaczone paniką plany poradzenia sobie z sytuacją. Kapitan nie zareagował na emocjonalną reakcję inkwizytor opuszczając broń do oparcia tronu kapitańskiego. Odwrócił się do stojącej na kładce inkwizytor.
- Czy Mantamales poszedł zrobić to, o czym myślę?!
- Tak, ale mamy kupić mu ile czasu się da! - odparła kobieta, po czym skierowałą słowa do komunikatora:
- Wszyscy szturmowcy na mostku, zebrać się przed windą.
Przeniosła spojrzenie na Stratega.
- Choźdzcie ze mną, żołnierzu, wyjaśnicie mi po drodze. - stwierdziła, nieco obniżając głos. - W czym rzecz?
Zastanawiało go co też ten cały “Mentamales” poszedł zrobić, podejrzewał kilka możliwości i miał szczerą nadzieję, że natrafi na jego znajomych po drodze.
-Wróg już się przedostał na pokład zanim nastąpiło zderzenie... ci jak im tam... terminatorzy, nie wiem ilu, ale dużo. Do tego jakiś czaroklepa ichni i coś jeszcze....- twarz gwardzisty przybrała wyraz strachu - Wyglądało to jak człowiek, ale... zmieniło się w gigantycznego ptaka i z powrotem w człowieka.- starał się mówić jak najgłośniej, aby przekrzyczeć ogólny harmider pokładu, żeby też reszta do dobrze słyszała.
- Będziecie mieli, żołnierzu, zaszczyt to zabić. Idziecie z nami. - wskazała ręką elewator, z którego przed minutą może Strateg przyszedł. Weszła ze szturmowcami do windy. Żołńierze zaczęli rozlokowywać w niej ładunki wybuchowe, ona tylko obserwowała, po chwili przestąpiła krok do tyłu.
- Będzie gotowe na czas, pani. Powinniście przywdziać skafander próżniowy, na wypadek, gdyby przyszło wam uciekać na zewnątrz okrętu.
- Nikt nie ucieka dopóki możemy odeprzeć wroga. Stawka jest zbyt wysoka. Powiedzcie, żołnierzu - zwróciła się do Stratega - z jakiego regimentu jesteście?
Gwardzista zasalutował.
-Aleksander Dron, 294 Cadiański, pani. Kilka lat temu stacjonowaliśmy na jakiejś zapyziałej dziurze, Omniscia się chyba nazywała. Zaatakowali nas Eldarscy Korsarze, cały mój oddział gryzie teraz piach jeżeli mają szczęście. Przełożeni sądzili, że nadaję się na służbę tutaj, jako nagroda i odstresowanie.
- Przykro mi to słyszeć... - bezwiednie i nie patrząc na rozmówcę rzuciła dowodząca, gdy bez ostrzeżenia szeroka gródź do windy zaczęła się zasuwać z obu stron. Wszyscy żołnierze zgromadzeni pod windą, jak też inkwizytor i sam Gwardzista cofnęli się, nie spodziewając takiego obrotu sytuacji. Z dziesięciu specjalistów od działań saperskich, którzy właśnie uzbrajali ładunki wybuchowe, na zewnątrz wyskoczyć zdążyła tylko trójka. Słychać było krzyk zaskoczenia i przerażenia, jedna ręka sięgała ku wyjściu, gdy gródź przed nią się zatrzasnęła i winda z wielką prędkością ruszyła w dół. Wszyscy na mostku umilkli.
- Szykować detonatory, odsunąć się, zająć pozycje! Będą tu lada chwila! - zaczął wydawać rozkazy pułkownik szturmowców. Odwócił się do zgromadzonych na mostku bardzo licznych oficerów, techkapłanów, sług i reszty.
- Nie słychać mnie? Wszyscy brać za broń! Dron, pokażcie im jak mają się ustawić jeżeli potraficie. - zwrócił się bezpośrednio do Gwardzisty. Sam najwidoczniej zaczął wydawać rozkazy korzystając z łączności swoich podwładnych, może plutonu, który zaczął się rozparaszać, szykować granaty, dwie czwórki szturmowców ustawiły się po obu stronach wejścia do elewatora. Inkwizytor zmierzyła wzrokiem migiem zajmujących pozycję szturmowców oraz innych obecnych na mostku, którzy zerwali się po strzelby bojowe ustawione w stojakach, dobywali szabli lub odbezpieczali pistolety, po czym ruszyła z powroem na swoje miejsce na platformie, powyżej.
Strateg sięgnął umysłem poza teren mostku szukając światełka, które przedstawiałoby Aslytha, lub jakiegoś innego Władcę Nocy. Gwardzista w tej chwili odsunął się nieco dalej od drzwi windy i wycelował z karabinu w nie. Natychmiast zlokalizował czarnoksiężnika i jego obecność. Przyznać trzeba było, że skoro tylko stracił ich z oczu, rozpierzchli się przejmując kontrolę nad dużą częścią okrętu. Wydawali się być emanacjami bezmyślnej agresji za wyjątkiem czarnoksiężnika, który doskonale odcinał swój umysł od wirów Osnowy. Samotnie zmierzał głównym korytarzem okrętu w stronę pomieszczenia z windą. Co ciekawe, w jego obecności Strateg wyczuwał wiele pośledniejszych dusz zwykłych śmiertelników, ale niewiele mógł stwierdzić jeżeli chodzi o tak niewyróżniające się prezencje w Osnowie.
Pod samą windą był jednak kto inny. Ktokolwiek wybił szturmowców, z którymi Strateg miał do czynienia może ze dwie minuty temu, czekał na windę. Grupa Władców, trudnych do rozróżnienia umysłów. Musieli dotrzeć tu konwencjalną drogą abordażową...
...w minutę. Może to kwestia teleportacji, ale drugiej w takim czasie? Ciężko określić. Jeden umysł nieprzenikniony i dziewięć pożerających strach swoich ofiar, upojonych. Chyba jeszcze część zwykłych osób, szturmowców zabezpieczających tę sekcję, żyło.
Winda niemal osiągnęła ich. Wyczuwał przerażenie uwięzionych w środku szturmowców.
Wykorzystując jak najsubtelniesze metody komunikacji jakie znał wysłał krótką wiadomość do Aslytha. “Wycofaj ludzi, bomba w windzie”. Gwardzista ciągle stał i czekał na nieuniknione.
Nie wiem o czym mówisz. Nie dotarliśmy do windy. nadeszła nieco nieoczekiwana odpowiedź. Nie mogło być jednak mowy o pomyłce. Wysoki trzask, który rozległ się z głośnika oznajmił, że winda spoczęła w dole.
- Dron? Słyszeliście mnie? - szarpnął go za rękaw dowódca szturmowców.
Gwardzista potrząsnął głową i spojrzał na dowódce.
-Co? Tak, wybaczcie... za bardzo skupiłem się na drzwiach.
Szturmowcy rozbiegli się po całym obszarze dosć dużego mostka, zajmując pozycje zgodne z uzbrojeniem. Strateg poczuł na sobie wyczekujące spojrzenia oficerów i sług, łącznie może pięćdziesieciu osób, wciąż siedzących na stanowiskach lub podchodżacych do niego od stojaków z bronią, patrzących wyczekująco. Oficerowie marynarki byli szkoleni w procedurach obrony przed abordażem, najwyraźniej jednak autorytet dowódcy szturmowców był wysoki, zwłaszcza na Czarnym Okręcie inkwizycji, tak też zebrani oczekiwali na komendy.
Winda ruszyła w górę. Strateg wyczuł, że nikt do niej nie wszedł.
Gwardzista wycofał się obejmując jak najlepsze strategicznie miejsce i ponownie celując w windę. Wiedział, że nic z niej nie powinno wyjść, ale trzeba zachowywać się należycie.
Kilku z oficerów wymieniło spojrzenia, czekając z bronią. Kilku sług zajęło pozycje za panelami, dbając o własną osłonę a nie rozstawienie się w razie gdyby wróg użył granatów, dysponował miotaczmai ognia czy na inne warunki dyktowane ekwipunkiem. Starali się też trzymać dystans od windy bardziej niż dbać o to, by ktokolwiek z niej wyjdzie nie rozpierzchł się i nie znalazł osłony. Kilku oficerów zostało jednak.
- Co mamy robić, gwardzistwo? - zapytał jeden, u którego napięcie nie mogło przesłonić arogancji.

Detonować!” krzyknął jeden ze szturmowców i na chwilę wszystko zagłuszył huk, a jego nastepstwem był grzmot. Winda została zerwała i rozbiła się w dole. Dopiero teraz, ktokolwiek tam czekał, wszedł do szybu i zaczął się powoli przemieszczać w górę.
- Trzymać pozycje! - warknął do wszystkich kapitan - Dopiero się tu zjawią.
Strateg westchnął w duchu. Na miejscu dowódców wydałby rozkaz wrzucenia granatów do szybu zanim przeciwnik się dostanie na mostek, no zakładając, że ktokolwiek posiadał coś tak nie potrzebnego żołnierzowi jak granat.

Strach zgromadzonych, pełne napięcia oczekiwanie było wyczuwalne. W nie mniejszym stopniu niż całą może setka osób na mostku emanowało żądzą krwi dziewięć z dziesięciu dusz, powoli pnących się wzdłuż szybu.
To znaczy powoli, jak na Astartes. Gdyby rozsuwające się na boki drzwi windy były w tej chwili rozwarte, najpewniej możliwość usłyszenia jak szybko wróg pokonuje drogę mogłaby odrzeć z pewności siebie najbardziej stoickich z oficerów.

W końcu napastnicy znaleźli się tuż pod wyjściem na mostek. Wszyscy zgromadzeli po drugiej stronie grodzi zobaczyli wysokocieplny laser przepalający ją u podstawy, z lewej strony, leniwie podążając w górę i pod wpływem ciepła przebijając stal. Wiązka laserowa co i rusz migała w zaciemnionym pomieszczeniu gdy przepaliła metal na wylot. Przepalający dał sobie swobodnie czas na wykonanie tej czynności, pławiąc się pozbawiającym nerwów oczekiwaniem ze świadomością, że wróg jest tuż po drugiej stronie.

Po kilku minutach wydających się być wiecznością, gdy Strateg słyszał wyraźnie intonowane cichcem modlitwy tych, którzy odważyli się odezwać (najpewniej zdradzając wrogowi o tak czułym słuchu pozycję), laser zagasł po drugiej stronie, pokonawszy drogę dwóch odcinków długości czterech metrów i poziomego długości ośmiu. Była to niemal cała powierzchnia wielkiego wejścia. Adamantowa gródź odchyliła się w tył i spadła w ciemność, po kilku sekundach generując ogłuszający huk, gdy spadła na resztki wysadzonej windy, wiele dziesiątek metrów w dole.

Strateg czekał, jak na mistrzów strachu ci Astartes zabierali się do tych spraw zbyt długo. Co, mieli nadzieje, że wróg zabrudzi sobie spodnie zanim jeszcze się zjawią?
Skorzystał z okazji aby zaznajomić się z rozmieszczeniem osób w pomieszczeniu, szczególnie kapitana i inkwizytorki Hereticus.

Inkwizytorka czekała dokładnie tam, gdzie ujrzał ją pierwszy raz, tym razem jednak swój ekwipunek miała do pasa przypiętego na falisty, wyglądający jak wygnieciony arkusz cienko odlanego metalu kombinezon, z opuszczonym kapturem. Respirator zwisał jej zawieszony przy szyi, pas z broni ą przepięła na kombinezon. Kapitan czekał na tronie odwóconym bokiem do spodziewanej strony nadejścia wroga, celując z pistoletu bolterowego.

Do środka wrzucone zostały granaty. Strateg przez chwilę spodziewał się nikłej eksplozji, która zabije najbliższe sługi i załogantów, zamiast tego z granatów dobył się krztuszący, nieprzenikniony dym, błyskawicznie rozchodząc się na pomieszczenie.
Wtem usłyszał rzecz dość niespodziewaną - jakby odgłos silnika odrzutowego w momencie uruchomienia. Kilka.

Domyślał się, że oficerowie nie widzą wiele, jednak jego nadludzki wzrok wychwycił sylwetki Drapieżców, jeden po drugim pojawiających się w drzwiach siłą rozpędu uruchomionego plecaka skokowego, masywne sylwetki momentalnie opadły na najbliższych oponentów. Szturmowcy niezwłocznie otworzyli ogień, kierowani zapewne akustycznymi auspexami, w ruch poszły granaty przeciwpancerne. Mostek w sekundę ogarnął Chaos, pozostawiając może sekundę na reakcję.

Rozważy obecnosć drapieżców później. W przeciągu chwili Strateg, otworzył wyrwę w Osnowie i pojawił się tuż za inkwizytorką. Jego postać na powrót przybrała formę Stratega Chaosu, jego laska stała się mieczem tętniącym mocną mrocznych bóstw, przyłożył ją płasko do pleców kobiety.
-Nie ruszaj się inkwizytorko.

Jego słowa dotarły do niej na moment zanim krzyki z dymu zawłądnęły umysłąmi pozostałych.

Szturmowcy prowadzili ogień ledwie widząc cel, niezbyt celnie, gdy jednak Drapieżcy rozpierzchli się po pomieszczeniu i w ciągu może kilku sekund każdy mógł usłyszeć agonalny wrzask towarzysza z dowolnej strony, pozory dyscypliny się rozpłynęły. Oczy Stratega dostrzegały w innym spektrum nie tyle światła, co rzeczywistości, sylwetki przerażonych załogantów i oficerów, próbujących wydostać się z pomieszczenia, strzelających na oślep. To tu, to tam Władcy mordowali swoje ofiary, z precyzją lub kaprysem decydując, czy pozwolić im na wydanie ostatniego dźwięku przed objęciem śmierci.

Inkwizytorka nie poruszła się ani o milimetr, może zgodnie z poleceniem, może z zaskoczenia. Jedynie jej dłonie zacisnęły się na metalowej poręczy... silniej.

Strateg przyglądał się toczącej się rzezi, wykonał delikatny ruch ręką dźwięki przycichły, wydawały się odleglejsze. Spojrzał na Inkwizytorkę.
-Proszę na nich patrzeć Inkwizytorko. Ci ludzie giną dla Imperatora i dla pani, jako przywódca jest i pani przynajmniej tyle winna. - westchnął kiedy ujrzał jak jeden z Władców Nocy wyciąga członkowi załogi kręgosłup przez brzuch -Kim jest ten “Mentamales”? I dokąd się udał?

Kobieta otworzyła usta, z jej emanacji w Osnowie wynikałoby wskutek nagłego przypływu odwagi, że raczej by przekląć Stratega lub próbować zrobić coś głupiego i ponieść śmierć, nim jednak jego uszu dobiegł dźwięk, jego umysł na sposoby bardziej niż ezoteryczne przechwycił szum, częstotliwość kontaktu radiowego, choć nie był dość skoncentrowany, skupiony czy dostrojony by zrozumieć słowa.

Miał miejsce huk i eksplozja i ciąg.

Strateg poczuł jak zostaje potężnie szarpnięty w przód w niekontrolowany sposób, podobnie chyba jak każda osoba, ciało czy nieruchomy obiekt na całym pokładzie dowódczym, unosił się - przez chwilę leciał - w stronę otworu pozostałego po bocznym iluminatorze, który został odstrzelony w próżnię.

Szturmowcy jednak mieli plan awaryjny, a może i był to domyślny.

Przekształcane przez iteratory dźwiękowe zapomnianej konstrukcji potworne wycie Drapieżców i wrzaski ich ofiar utonęły zupełnie w gwiździe powietrza dramatycznie uciekającego przez powstały otwór, porywającego wszystko i wszystkich ze sobą. Nie widział dokłądnie co się dzieje, wiedział, że ma może chwilę na reakcję nim dołączy do tuzina sylwetek wypadających w próżnię.

Działając bardziej instynktownie niż z przemyśleniem dokonał ponownej przemiany w postać demonicznego kruka. Następnie wyszukał jakiegoś miejsca aby wbić szpony swojej nowej formy. Natychmiast praktycznie wczepił się w stalową barierkę kładki, odginając ją gdy zacisnął nań szpony, porywany razem z ustępującym ciągnącej go sile metalem, po czym opadł w dół, z wysokości kilkunastu metrów na pokład, nie doznawszy uszczerbku na ciele i może jedynie na godności.

Poza nim i Drapieżcami, mostek był pusty i zupełnie ciche.
 
Seachmall jest offline