Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2012, 19:25   #199
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Stanął i podrapał się po głowie. Przypomniał sobie mgliście bandytów, którzy wybili żołnierzy. Przecież ci żołnierze gościli Shauna w luksusowych warunkach! A może było odwrotnie? Może to bandyci gościli go? A żołnierze ich pozabijali? Ech. Nie bardzo wiedział o co chodzi, ale znalazł pudełko czerwonych balonów i butlę z gazem do nich w jednym samochodzie. Ciekawe na cholerę ktoś brał taki sprzęt. Czy to ważne? Nadmuchał je i sznurkami poprzywiązywał do różnych przedmiotów. Plastikowe żołnierzyki poleciały, jak i: łopatka z takiego samego materiału, kanapka, kilka kapsli, dłoń żywego trupa. Najwięcej baloników było potrzebnych, żeby uniosły wciąż ruchomą głowę żywego trupa. W końcu i ona odleciała. Tak patrzył na te 99 czerwonych balonów jak odlatywały coraz dalej i zanucił sobie Nena - 99 Luftballons German Version - YouTube I na tej zabawie spędził cały dzień. W końcu nadszedł zachód, więc wziął kilka ciężkich (i ostrych!) przedmiotów, namiot i sprzęt do rozbijania namiotów (takie metalowe zaczepy i młotki). Wdrapał się na ciężarówkę z wodą i tam rozłożył swoje schronienie na noc. Dzięki wbitym kołkom miał pewność, że w śnie nie zsunie się z dachu i nie zleci. Namiot natomiast zapewnił ochronę przed ptasimi odchodami. Dość szybko zasnął, gdy w jego głowie wciąż grała piosenka o balonach.

Sen Shauna był dziwny. Podróżował zielonym, nadźwiękowym pociągiem zwanym Akrada po pojedynczej szynie będącej częścią Astralnej Magistrali Kolejowej. Ta konkretna kolejka kursowała między R'lyeh, a zakazaną i bluźnierczą Carcossą, nad którą świeciła gwiazda Aldebaran goszcząca dzieci Fomalhaut! W pociągu tym Shaun nie był sam, a siedziała z nim iście oryginalna grupa. Był tam łysy Tomisław jak i człowiek z dużą ilością bomb wciąż i wciąż powtarzający dialog. Saper bredził coś o tym, że nikt go nie docenia, ale zmienią zdanie, gdy wysadzi wszystko w powietrze, a Tomisław z tępym wyrazem twarzy jedynie drapał się po głowie albo przyglądał się dziwnej, deskopodobnej rzeczy, którą trzymał w rękach. Oprócz nich był tam srogi rewolwerowiec ze starożytnym instrumentem muzycznym: rogiem. Wyraźnie jego zdrowie był dość słabe i tylko co jakiś czas pokasływał w rękaw nie zwracając na nikogo uwagi. Miał misję i jechał na kolejne spotkanie z przeznaczeniem. Ci trzej podróżowali osobno, ale były też zwarte grupy. Jedną z nich była latynoska drużyna jakiejś pogańskiej gry, która rozmawiała o sposobie przyrządzania mięsa ludzkiego, a druga to młodzi żołnierze w starodawnych mundurach z bronią przypominającą I Wojnę Światową. Shaun nie miał z nikim większego kontaktu aż przybyli żabowaci słudzy Cthulhu podający posiłek. Zupa była dziwna, a drugie było dosłownie niezidentyfikowane. Najszybciej pałaszowali to wygłodzeni latynosi, a rewolwerowiec z drugiej strony nie tknął niczego. Shaun zagadał rewolwerowca czemu nic nie je, a ten tylko zaczął bredzić coś o kwiatach i wysokich budynkach. Nie tylko był chory fizycznie, ale i psychicznie. Może nawet bardziej niż saper, który wlaśnie opowiadał Tomisławowi po raz setny jak to wysadził kiedyś swoich wrogów w powietrze. Ponoć na koniec na parkingu przed budynkiem tak ładnie uruchomił bomby, że z lotu ptaka płonące samochody wyglądały jak trupia czaszka. W końcu wszedł do przedziału konduktor. A był to niecodzienny widok, gdyż był to samozwańczy bóg w rzeczywistości będący skrzyżowaniem żołwia, krokodyla, szynszyla i kaktusa, a z jego olbrzymich i plugawych ust wystawała piszczałka przebijająca conajmniej kilka wymiarów. Nikt nie patrzył w tamtym kierunku, bo to tylko powodowało coraz większy obłęd, gdy ludzki umysł próbował zrozumieć istotę takiej mnogości. Dziwna istota wysyczała, że docierają do Carcossy, temperatura wynosi 44 stopnie Celsjusza, a wilgotność powietrza jest bliska nieskończoności, gdyby nie dwa małe karły na zachód od drogi czternastej.

W tym momencie Shauna zbudziły odgłosy strzałów. Na szczęście już świtało. Duża grupa uchodźców rozprawiła się z hordą żywych trupów, która próbowała przewrócić ciężarówkę z wodą, na której spał Shaun. Dziwne, że nic z tego przez sen nie czuł. Nie schodząc z ciężarówki Shaun podziękował przybyszom i ku jemu zdziwieniu byli to niemal wszyscy ze snu (może prócz obrzydliwych i żabopodobnych dzieci Ojca Dagony i Matki Hydry i ohydnego i plugawego konduktora pochodzącego prawdopodobnie z Fomalhaut gdzie każda bluźniercza istota bogiem się zwie). Był tu chory i obsesyjny Rewolwerowiec, nie mniej psychiczny Saper, głupi, łysy i gruby Tomisław, wygłodniali latynosi (sztuk: 2; w zimowych kurtkach) jak i czterech wystraszonych lecz zdeterminowanych młodzieńców w mundurach niemieckich z okresu I Wojny Światowej. Shaun zapytał ich dokąd zmierzają, ale każdy z nich szedł gdzieś indziej i żaden z nich nie wiedział czemu stanowią grupę... po chwili Shaun nie wiedział, czy są prawdziwi czy stanowią jedynie halucynację. Chętnie by się do nich dołączył, gdyby istnieli, ale jeżeli to tylko ułuda, wymysł chorego umysłu to wolałby jednak zostać na autostradzie. Wcześniejsi bandyci czy żołnierze (obojętne w tych warunkach) chcieli wyraźnie, żeby zostawić ich w spokoju, więc wchodząc do lasu Shaun przypadkowo mógłby naruszyć ich teren i dostać kulkę. Miał nadzieję, że czerwone baloniki dotarły do odpowiednich miejsc. Zwłaszcza spadająca głowa żywego trupa mogła być dla kogoś wyjątkowym trollem społecznym. Shaun w sumie był z siebie dumny, że ktoś takiego psikusa mógł dostać. Postanowił samemu nigdzie nie iść... no chyba, że ta grupa to nie halucynacja.
 
Anonim jest offline