Lu nie był zadowolony, podróżując przez tę zawszoną krainę, nasłuchał się wiele o tych facetach ubranych na czarno z krzyżami na piersi. I nie były to miłe opowiastki, a raczej historie rodem z piekieł, zresztą potwierdzał je trup tego czegoś. Te skurwysyny mogą Lu równie dobrze olać, co gotowi są także na przerobienie jego żółtej dupy na mielonkę tylko dlatego że jest żółta, a gdy się doda, że nie jest wyznawcą Jedynego to miał już totalnie przechlapane.
Lu myślał intensywnie, przy przesłuchaniu będzie musiał pocisnąć jakąś bajeczkę o zgniliźnie wschodnich krain, o poszukiwaniu prawdziwej wiary i osobistym nawróceniu, oczywiście na jedną słuszną wiarę w Jedynego. No tak czy siak nie miał wyboru, musi być śliski jak wąż. Na pewno też zapytają go o księgę, ale tu bajeczkę miał wyrobioną, po prostu odziedziczył ją po ojcu i już.
Pytanie albinosa zignorował, odpowiedź faceta z blizną też, lepiej trzymać dziób na kłódkę, przynajmniej na razie. |