Owain równie powoli, jak go wyciagnął, schował miecz. Następnie śladem Claude'a przesunął się na dziub barki z uniesionymi rękoma. - A mnie - odkrzyknął, gdy inkwizytorska banda skończyła swe przemowy - to się wydaje, że łeż nam próbujecie zadać. Pierdolicie nam za uszami, znaczy się. - dodał dla wzmocnienia wypowiedzi i na użytek tych ze słuchaczy, którzy nieuczonymi byli - Jaka zaraza, jaka epidemia we Freyfork? Co wy, myślicie, że by nas wtedy puścili do miasta? Albo wypuścili, jakbyśmy już weszli do portu? Że nie słyszelibyśmy nic o tym, ani nie widzieli, będąc w rzeczonym mieście? Wolne, kurwa, żarty. A i skąd i od kiedy wam to wiedzieć, o tej rzekomej zarazie? - Bądźcie czujni - szepnął po przemowie do reszty pasażerów - śmierdzi mi to jakąś zasadzką albo bandyckim napadem. Szykujmy się lepiej do spierdolenia stąd jak najszybciej.
Czekając odpowiedzi inkwizytora, solo lub w duecie, wodził oczyma od lewa do prawa, wyszukując czegokolwiek, co umożliwiłoby lub pomogło w ucieczce.
Można by wskoczyć do wody, jest szansa na uniknięcie bełtów. Ale co potem?
Na konia wsiąść nie zdąży. Czy ta banda ma konie, czy przydreptała na ten cholerny most? Nawet jeśli nie, to bełtów nie prześcignie.
Wyglądało na to, że wpieprzył się po uszy. Znowu. W sumie, uczynił z tego swoje życie, dla takich sytuacji żył. Czekał więc w spokoju, z lekkim uśmieszkiem błąkającym się po ustach, jak zawsze, gdy jego żywot stawiany był na szali.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |