Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2012, 19:17   #22
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Teresa stała w progu, twarzą w twarz z doktorem Gadowskim i próbowała zapanować nad przyspieszonym oddechem. Przed oczami majaczył zakrwawiony zdeformowany płód szamoczący się na dnie klozetowej muszli.
- Łazienka - zdołała z siebie wykrztusić i zeszła doktorowi z drogi aby przepuścić go do pomieszczenia. Umysł powoli stygł i Teresa pomyślała czy to aby nie było przewidzenie. Dobrze, że nie zaczęła bredzić o krwi i potworach bo Gadowski najpewniej wziąłby ją za wariatkę.
Dopiero po chwili spostrzegła klientkę, która była umówiona na ten wieczór.
- Marcelina? - Teresa otworzyła szerzej oczy nie dowierzając w to co się dzieje. Lekarz zniknął w łazience i mogły swobodnie wymienić kilka zdań. Nie podnosiła głosu ale złapała siostrę stanowczo za nadgarstek. - Dlaczego?... Mogłaś mi powiedzieć... - ściągnęła brwi i zakończyła rzeczowym - z kim?
Marcysia zbladła, odwróciła się na pięcie i popędziła do wyjścia mijając zaskoczonego Gadowskiego. który patrzał na obie kobiety z całkowitym brakiem zrozumienia.
- Droga pani - krzyknął doktor biegiem. - Droga pani, proszę poczekać.
- Po prostu zmieniła zdanie doktorze. To się zdarza tuż przed - Teresa brzmiała profesjonalnie, nie dała po sobie poznać, że sprawa dotyka ją osobiście.
Pozwoliła by Marcysia wybiegła z gabinetu i znów odezwała się do doktora.
- W łazience w porządku?
- W jakiej, do jasnej cholery, łazience? - Gadowski nie krył oburzenia. - Czy pani wie, kto i ile płacił za zabieg, pani Tereso?
- Nie panie doktorze - powiedziała ze spokojem godnym świętej. - Kto i ile płaci za ten zabieg?
Nie czekała jednak na odpowiedź tylko minęła lekarza i skierowała się do wyjścia.
- Dogonię klientkę - poinformowała o swoich zamierzeniach. - I pomówię z nią. Jak kobieta z kobietą, proszę dać nam chwilę.
- Dobrze.
Wybiegła na zewnątrz zderzając się ze ścianą ulewnego deszczu. Jej biały fartuch łopotał targany porywistym wiatrem, kosmyki włosów uwolnione ze schludnego koczka szalały w dzikim powietrznym tańcu. Widziała sylwetkę Marceliny gibko przeskakującą przez kałużę i znikającą w finale we wnętrzu ciemnego mercedesa. Tereska nie znała się na motoryzacji, ale wydawało jej się, że to jakiś nowy, sprowadzony z zagranicy model. Na pewno niewielu ludzi w Mieście mogło sobie na niego pozwolić. Nim pokonała dystans do furtki samochód ruszył spod domu, w którym mieściła się pracownia zabiegowa, rozchlapując wokół wodę i błoto. Nie jechał szybko, ale i tak nie miała szans na jego dogonienie.
Teresa patrzyła chwilę za odjeżdżającym samochodem. Deszcz siąpił zmuszając ją aby owinęła się szczelniej białym pielęgniarskim kitlem. Gdy zdała sobie sprawę, że nie dogoni siostry wróciła do gabinetu i wyjaśniła lakonicznie Gadowskiemu.
- Uciekła.
Wślizgnęła się do łazienki bo coś nakazywało jej upewnić się, że to był omam i nie pozostał po nim najmniejszy choćby realny ślad. Obejrzała muszlę i kafelki po czym odkręciła kurki zimnej wody i przemyła twarz. Gadowski cały czas stał w progu.
- Panie doktorze, ta klientka była bardzo zamożna. Widziałam jakim się wozi autem. Chyba, że... to nie jej wóz a osoby sposnsora - nie była pewna dlaczego kłamie Gadowskiego ale tak wyszło z rozpędu i teraz już musiała trzymać się tej wersji. - To jakiś ważny człowiek? - i kontynuowała z udawaną chciwością. - Na pewno sowicie by doktora wynagrodził za... pozbycie się kłopotu.
- Zamożny i waży i w tym problem że nic od niego jeszcze nie dostałem. Cholerka - przeklął delikatnie. - Ale to raczej jego córka lub kochanka, bo jest mniej więcej w moim wieku, pani Teresko. No nic. Chyba ma pani na dzisiaj wolne.
- To jakiś polityk? - zapytała jeszcze niby od niechcenia jakby dzieliła się zwyczajową porcją codziennych plotek, za którymi przecież nie przepadała.
- Żeby tylko. Walter Staszak. Mówi to pani coś?
- A powinno?
- No chyba, pani Tereso. No chyba. Jeden z najbogatszych ludzi w województwie. Człowiek o szerokich plecach i jeden z dwudziestu najbogatszych ludzi w Polsce. Według tej listy, co ją robią media.
- Aha - odpowiedziała czując jak poziome kreski wzburzenia przecinają jej czoło.
Nie przedłużała rozmowy. Pożegnała się pośpiesznie i okutana szczelnie płaszczem pognała do swojego malucha. Tak bardzo przejęła się Marceliną, że wywietrzało nawet wspomnienie zakrwawionego embrionu na dnie sedesu.
Teresa zerknęła na zegarek. Kwadrans po dwudziestej pierwszej. Niebawem Paweł zacznie bić na larum. Miała dać mu znać, że przedłuży jej się zmiana. Zadzwonić od Gadowskiego. Ale najpierw te przywidzenia a później widok siostry... Zupełnie zbiło ją to z tropu. Silnik zarzęził jak krztuszący się potwór i zaczął podrygiwać miarowo. Teresa pognała prosto do mieszkania siostry w śródmieściu.

* * *
Czekała ponad godzinę. Nie chciała tematu odpuścić.
Siedziała zziębnięta na stopniach klatki schodowej kiedy usłyszała pisk wejściowych drzwi i stukot obcasów. Niebawem na horyzoncie pojawiła się Marcelina, w nienagannym makijażu i drogim futrze. Zatrzymała się na widok siostry zaciskając dłoń na poręczy schodów.
- Nie uciekaj - Teresa oparła się plecami o drzwi mieszkania Marcysi. - Nie zamierzam cię osądzać. Chcę porozmawiać. Po prostu... opowiedz mi co łączy cię ze Staszakiem. To on jest ojcem dziecka, prawda?
- Nie na schodach, siora - powiedziała Marcysia. - Wejdź.
Teresa poczekała aż drzwi wejściowe otworzą się na oścież i wślizgnęła się na zaciemniony korytarz. Mieszkanie Marceliny było wygodne i nawet eleganckie. Na nowoczesnym osiedlu z azbestowych płyt na które Teresa nigdy nie będzie mogła sobie pozwolić. Już wcześniej krążyły pytania skąd Marcysię na to stać. Plotki były bezlitosne i zbyt często pojawiało się w nich określenie “kurwi się jak złoto”. Teresa puszczała je mimo uszu, Hirek reagował znacznie bardziej impulsywnie. Ale oboje nie dowierzali.
Teresa zdjęła buty, płacz odwiesiła na wieszak i bez słowa pomaszerowała do kuchni aby zaparzyć herbatę. Przemarzła na kość ślęcząc na betonowych schodach.
Wyjęła dwa kubki i patrzyła w zamyśleniu na profil siostry. Marcelina zawsze była śliczną dziewczynką a teraz przeobraziła się w prawdziwie piękną kobietę. Mówiła, że dostała się do modelingu i stąd przypływ gotówki i Teresa nie widziała podstaw aby jej nie wierzyć. Na prawdę miała odpowiednie warunki. Wzrost, figura, nietuzinkowe rysy... Najmłodsza latorośl Bułek była o niebo ładniejsza od Teresy, a ta za brzydką nigdy się nie uważała. Brakowało jej jednak szlachetności rysów siostry, pewnej unikatowości i eterycznej aury.



- Dobrze... - z zamyślenia wyrwał ją gwizdek czajnika. Zalała kubki i postawiła na kuchennym stole. - Opowiedz jak to jest z tym Staszakiem.

- Nijak. Normalnie - widać było, że unika tematu. - Matce nic nie mów. Ani ojcu. Dobra. To ich zabije.
Mówiąc nie patrzyła siostrze w oczy.
- Poznałam go w takim lokalu. Dla bogatych. Wpadłam mu w oko. Wiesz, jak jest. Kupuje mi drobiazgi. Daje pieniądze. Jakoś sobie radzić trzeba. Nie mam głowy do nauki, jak Hirek. A nie chcę skończyć podcierając tyłki ludziom w szpitalach, jak ty, siostra. Nie obraź się. Jestem młoda, ładna. Marzę o lepszym jutrze.Teraz możesz mnie osądzać. Jak chcesz.
Mimo, że słowa były agresywne w swoim sensie, to jednak Marcysia mówiła je tak, że Teresa czuła jej wstyd, jej niechęć do samej siebie, niechęć do siostry, że się dowiedziała prawdy.
Teresa stanęła za Marceliną kładąc dłonie na jej ramionach.
- Nie będę cię osądzać - zmierzwiła dłonią jej włosy i pocałowała w czoło. - Masz rację. Skończyłam w małżeństwie, którego nie chciałam, z dzieckiem, którego nie planowałam i całymi dniami tyram na chleb często robiąc rzeczy, które nie napawają mnie dumą. Ty sypiasz ze starszym panem dla pieniędzy, ja pomagam wydłubywać dzieci z brzuchów bogatych pań. Również dla pieniędzy. Nie wiem która z nas ma więcej na sumieniu...
Usiadła ponownie gapiąc się w parujący kubek i upijała małymi łyczkami.
- Nie będę prawić ci rad. Ale jeśli mam być szczera po prostu stać cię na więcej. Ja już przegrałam swoje życie. Jestem uwiązana do Pawła, do tego osiedla, szpitala... Ale ty nadal masz szansę realizować swoje marzenia. Powiem ci jedno Marcyś... Niezależność to klucz do szczęścia. A nigdy nie będziesz niezależna dając się utrzymywać jakimuś bogatemu... - tu przerwała bo nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. Przekleństwa kreatywne chwilowo przestały jej wychodzić.
- Jesteś pewna? Co do dziecka? - zapytała na koniec.
- Taa - Marcelina ponuro pokiwała głową. - Jestem.
- Umów się na jutro do Gadowskiego. Przynajmniej będę miała pewność, że nie było komplikacji.
Teresa odstawiła kubek i wyszła na korytarz żeby włożyć buty.
- Nie mów starym, dobra. Ani Hirkowi. Obiecaj - nalegała siostra odprowadziwszy ją do wyjścia.
- Obiecuję - Teresa podniosła się z klęczek i przytuliła na moment siostrę. - A ty obiecaj, że to jeszcze przemyślisz. Nie chodzi o to, że ci odradzam. Ale później to ty będziesz musiała przeżyć całe życie z tą świadomością. Ja... wiem co czujesz. Sama byłam w tym miejscu.
Włożyła płaszcz i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała dodać siostrze otuchy w jej położeniu.
- Antek to najlepsze co mi się w życiu przytrafiło.
-Obiecuję - szepnęła Marcelina i uściskała siostrę serdecznie.
Teresa zerknęła przed wyjściem na zegarek zdając sobie sprawę jak wiele czasu straciła na ganianie za Marcysią. Było już przed jedenastą a skończyła zmianę o ósmej. Na domiar złego przypomniała sobie, że nie powiadomiła męża a on przecież w tej kwestii był prawdziwym paranoikiem.
- Rany Julek - jak oparzona złapała za klamkę. - Paweł mi wyprawi bal na chłodno...
Skinęła na siostrę i czmychnęła na korytarz.
- Aha. I ty też nic nie mów... To znaczy jak dorabiam na rachunki na prąd. Ani rodzicom ani Hirkowi.

* * *

Maluch toczył się po szosie jak ociężały czołg. Teresa przebierała palcami na kierownicy ale jechała ostrożnie i regulaminowo. I tak już niczemu nie zaradzi. Będzie musiała przyjąć na siebie mężowski gniew i nakłamać coś o wyjątkowej sytuacji. Jak to przedłużył jej się dyżur bo przywieźli ofiary wypadku... Umówiła co prawda wersję z Hirkiem ale teraz stała się ona mało wiarygodna. Na kawie z bratem trzech godzin w życiu nie spędziła.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 11-06-2012 o 09:40.
liliel jest offline