Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2012, 10:58   #439
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gdyby pośladki mogły mówić, to tyłek Hiddink wrzeszczałby “mordują” i to nie ze względu na mrożące krew w żyłach wycia ghuli, ale niewygodę wielbłądzich siodeł. Kołyszący ruch zwierząt też nie czynił podróży przyjemną. “Okręty pustyni” jak malowniczo opisywano garbusy kołysały nie mniej niż statki, tak że można było dostać choroby morskiej. Herbert był wykończony. W ustach czuł posmak soli, a zadek i oczy piekły go niemiłosiernie. Tym należy tłumaczyć zapewne, to iż piekielny wizg ghuli nie wywołał w nim takiego strachu. jak mógłby. Oczywiście Hiddink się bał, ale nie był to strach paraliżujący. Po za tym nie pierwszy raz słyszał to piekielne wycie. Widząc jak przewodnik i pozostali Arabowie uciekają zdobył się resztką sił na krzyk. Całym swym potężnym głosem zawołał.
- Stać durnie! One polują na pustyni! Spieprzycie to Was dopadną! Stać mówię! - wrzeszczał po angielsku.
- Musimy się tu schować i przeczekać! Stać!
Na więcej go nie było stać. Nadwyrężone gardło odmówiło posłuszeństwa i Hiddink zgiął się w ataku kaszlu.
Wrzasnął na całe gardło. Jedynie przewodnik zawahał się przez chwilę. Dwaj poganiacze wielbłądów zniknęli już w ciemnościach na pustkowiu. Przewodnik warknął coś gniewnie i popędził za nimi wielbłąda.
Nagle Herbert ujrzał coś kątem oka. Jakiś przyczajony, pokraczny kształt na dachu jednego z pobliskich budynków. Wiatr, który powiał z tamtej strony, przyniósł do jego nosa paskudny odór. Ale nie to było najgorsze. Wielbłądy również poczuły smród ghoula, bo zapewne to stworzenie obserwowało ich z bezpiecznej odległości. Przez ciała zwierząt przeszła fala paniki. Hiddink i Emily zapanowali nad swoimi zwierzętami, lecz wielbłąd Amandy z dzikim kwiczeniem ruszył na pustynię, w ciemność, za zbiegłymi Arabami, a za nim popędziły zwierzęta Leonarda i Luci oraz luzaki z ich ekwipunkiem podróżnym.
Ghoul zaryczał dziko i zeskoczył z dachu znikając ludziom z oczu. Coś im mówiło, że skubaniec pędzi w ich stronę.
Herbert z najwyższym trudem opanował własnego wielbłąda. Zwierzę omal nie wpadło w panikę wyczuwając smród potwora. Jakimś cudem, pomimo iż sam wrzaskiem mógł spłoszyć niejednego baktriana, udało mu się osadzić narowiste bydlę w miejscu. Inni nie mieli tyle szczęścia. Amanda, Leonard i Luca popędzili w mrok za przewodnikiem i Arabami. Jeden ghul, na ile mógł ocenić Hiddink narobił tyle zamieszania, co cała wataha wilków.
Herbert zaklął w duchu i wytężając całe swoje skromne jeździeckie umiejętności pognał za wielbłądem Amandy. Nie mógł pozostawić dziewczyny własnemu losowi. Po prostu nie mógł. Czuł się za nią odpowiedzialny. Emily miała swojego Choppa, który co prawda był zdrowo walnięty, ale za to bezgranicznie jej oddany. Amanda miała tylko jego. Sama na pustyni zginie na pewno. Musiał ją uratować. Biedna dziewczyna. Serce Hiddinka waliło jak oszalałe. Wyobraźnie podsuwała mu przerażające sceny tego, jak ghule dopadają bezbronną Amandę. Żal ścisnął mu gardło, gdy nagle poczuł ból w udzie. Spojrzał w dół. Jego kotka z całych sił wbiła mu się pazurami w nogę. I patrząc mu w oczy swymi świecącymi w nikłym blasku księżyca ślepiami przeciągle, z jakąś kpiącą pretensją zamiauczała.
Herbert ściągnął gwałtownie wodze, a rozpędzający się wielbłąd gwałtownie zahamował.
- To bez sensu. - mruknął Hiddink wytężając wzrok.
Nie widział już wielbłąda Amandy, reszta też gdzieś pognała. Zimny rozsądek powrócił biorąc znów w posiadanie rozgorączkowany umysł Hiddinka. Półświadomie pogłaskał Mini po grzbiecie.
Sam do rana się zgubi, a dziewczynie nie pomoże. Jedyna szansa Amandy to w tej chwili paniczny strach jej wielbłąda. Instynkt przetrwania zwierzęcia, to jej najlepsza broń. Niech pędzi. Niech pędzi jak najdalej stąd.
Hiddink zawrócił wyciągając spod siodła sztucer. O ile dobrze pamiętał Chopp skierował się do jakiejś chaty. Herbert podążył w tamtą stronę. Odbezpieczył broń i z palcem na spuście czujnie lustrując otoczenie wracał do miejsca skąd przybył. Ghule były szybkie, ghule były silne, ale remington model 8 z piętnastoma dwustugramowymi kulami dawał mu jankeską pewność, że w tym starciu nie tylko on powinien się bać.
 
Tom Atos jest offline