Jack
nie wiem czy powinienem sie odezwać przed księciem...po chwili duższego wahania odzywam sie cichym, ale pewnym głosem: Czcigodni...ten wilkołak nie wydawał sie być z tąd, czuł sie tu...obco. Był cały czas spięty. Mogł zwyczajnie nie znać naszych zwyczajów...ani układów tu panujących. Poznałem w nim wsciekłą, ale jednocześnie zimną...jakby był w żałobie... furię...wydaje mi się, ,że jest zrozpaczony, a jego czyny są wywołane bezradnością. Jedno jest pewne... całkiem możliwe, że to "coś" , co zabija także naszych ludzi... oraz wilkołaki , działało wcześniej poza miastem... ten indianin przybył tu za tym zabójcą.-czekam na reakcję księcia i jego towarzyszy.[/i] |