Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2012, 14:04   #71
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Obudził ją zapach jajecznicy na bekonie i wesołe śpiewy Belli dochodzące z kuchni. Obudziła się z Dougiem śpiącym wraz z nią (dla odmiany oboje byli w ubraniach), tulącym ją do siebie.
Otworzyła oczy i przyglądała się śpiącemu mężczyźnie. Jej wzrok zatrzymał się na jego zranionej wardze, po chwili delikatnie spoczęły na niej jej usta. Dziewczyna bowiem leciutką pieszczotą swych ust przepraszała skaleczoną wargę Douglasa.
Doug obudził się i spojrzał na nią. Jego dłoń przesunęła się z talii, na jej pośladek i delikatnie masując ściskała go przez suknię.- Już ci lepiej dzikusko?
- Boli? - wyszeptała swoim oddechem owiewając jego usta.
-Czasami... takie ugryzienia zdarzają się kochankom w chwilach wielkiej pasji i uniesienia.-odpowiedział Douglas, musnął wargami jej czubek nosa dodając.-Pojedziemy na peryferie Londynu. Tam powiedzie coście nabroiły i pomyślę... pomyślimy, co czynić dalej. Dobrze?
- Yhm... - mruknęła Vicky jednak nic a nic nie rozluźniając uścisku w jakim trzymała mężczyznę. Tak jakby się czegoś bała, co w wykonaniu dziewczyny jaką znał Douglas było... dziwne.
-Możesz się przytulić.-szepnął Douglas głaszcząc ją po pupie. Bardziej lubieżnie i zmysłowo niż uspokajająco. Czego jednak mężczyzna nie zauważał.
Chcąc przytulić się jeszcze bardziej Vicky poruszyła się gwałtownie, tym razem niechcący trafiając go kolanem w czułe miejsce.
-Auć....tu boli mocniej.-mruknął Doug odsuwając się od jej kolana.
A speszona Vicky spytała z miną niewiniątka:
- Czy to także zdarza się kochankom w chwilach uniesienia?
-To akurat nie... ale ból przejdzie z czasem.- pogłaskał ją po głowie Douglas.
- Yhmmmm... - mruknęła dziewczyna wtulając się w niego. - Co robiłeś jak mnie porzuciłeś? - spytała jeszcze przymykając oczy.
-Nie porzuciłem. Pojazd stał w tym samym miejscu. Miałyście wrócić.- mruknął Douglas głaszcząc ją po włosach.-Martwiłem się o ciebie.
Cmoknął ją w czoło dodając.-Umieściłem kocicę w... domu uciech. Nawet nie wiesz ile czasu mi zajęło negocjowanie. Najpierw przekonywanie kocicy, że tam jej będzie dobrze. Potem burdelmamy, żeby ją przyjęła. A na końcu każdej z nich, żeby były dyskretne i ciche. Żeby nic się nie wydało. Żeby prześladowcy nie wpadli na nasz trop.
- Noooooo tak... nas napadli, pobili Katie, zaaresztowali i znów napadli i do nas strzelali. Mogłam zginąć, a ty się zabawiałeś w domu uciech. - burknęła Vicky robiąc nadąsaną minę.
-Wierz mi... rozmowy z dwoma nabzdyczonymi babami, nie można nazwać zabawą.- mruknął Douglas głaszcząc ją po głowie.-Nic... Nie zranili cię ? Dałaś im do wiwatu bronią, tak jak cię uczyłem?
- Teraz tak mówisz, bo ci wstyd, że nie było cię jak cię potrzebowałyśmy.- odrzekła mu na to Vicky nie odpowiadając na żadne z zadanych przez niego pytań.
-Oczywiście, że źle się czuję...- mruknął Douglas całując jej czubek nosa, delikatnie muskając wargi.-...wiedząc że coś ci grozi. Ale jesteś dużą dziewczynką i po to uczyłem cię strzelać, byś się mogła obronić, gdy mnie nie ma przy tobie.
- Ciekawe jak zestrzelić snajpera tą zabawką którą mi dałeś? - spytała go Vicky.
-Dzikusko... oni chcą cię żywą. Snajper ci nie grozi.-szeptał Douglas muskając lekko ustami szyję i dekolt.
- Nie byłeś tam, nie widziałeś jej, strzelała do nas z dachu. Mogła mnie w tym zamieszaniu zastrzelić. - odrzekła Vicky energicznie przytakując sobie kiwnięciem głowy i niechcący waląc go czołem w brodę. - Auuuuuuuuuuuuć!
-Auuuć.- syknął z bólu także i Douglas. Spojrzał jej w oczy mówiąc.-Ale teraz jestem przy tobie dzikusko.
- A tatko nie... - znów rozszlochała się dziewczyna przypominając sobie co mówił lord Sebastian.
-Ciii.-mruknął Douglas głaszcząc ją po włosach.-Może chcesz jeszcze pospać?
- Chcę znaleźć tatkę. - chlipnęła na to dziewczyna.
-I znajdziemy.- pogłaskał ją po włosach Douglas.-Obiecuję.
- Tak jak obiecałeś, że będziesz przy mnie, a jak nas napadli i pobili Katie to byłeś.... <chlip> byłeś...<chlip> w tym swoim domu uciech. - Vicky zaczęła się wyplątywać z jego ramion.
-Ale ciebie nie pobili?- spytał Doug i po chwili zamyślił.-A kto to u licha jest Katie?
- Bo ja się nie dałam i nałomotałam go torbą i sobie poszłyśmy. Przecież wiem, że na mężczyzn nie ma co liczyć, jak są potrzebni to ich nie ma. Jefrey też siedział se i opychał się w restauracji, parę kroków od nas. - odpowiedziała mu Vicky nadal wiercąc się by wstać z łóżka.
-Momencik. Kto to Jefrey, kim jest Katie?- Douglas pozwolił jej wstać nadal próbując poukładać fakty.
- A kim jest ta twoja kochanka, co prowadzi dla ciebie ten dom uciech? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Vicky, poprawiając na sobie ubranie i kierując się w stronę drzwi.
-Mateczka Ruslana. Rosjanka. I nie jest moją kochanką. Jest o wiele za stara na to, by nią być.- Douglas ostrożnie wstał i rzekł idąc powoli również w stronę drzwi.-I nie wiem czy mówić ci coś więcej, skoro tyle przede mną ukrywasz.
- Jak na kogoś kto nie jest stąd, to wiele masz znajomości w tych kręgach. - mruknęła Vicky tak aby słyszał i poszła w stronę kuchni, czując coraz bardziej burczenie w brzuchu.
-Często odwiedzam to miasto.-mruknął w odpowiedzi Douglas. -A ty jesteś bardzo zazdrosna. Aż tak bardzo mnie kochasz dzikusko?
Z kuchni dochodziły miłe zapachy pieczeni i świeżego chleba.
- Phiiiiii... - prychnęła w odpowiedzi dziewczyna i przyspieszyła kroku.
-Ty mnie kochasz.-zachichotał Douglas i dodał.- I to bardzo mnie kochasz.
W przeciwieństwie do Victorii, Douglas skierował się do sterówki pojazdu, zapewne by w końcu ruszyć. A kuchni wesoło podśpiewując Bella przygotowywała posiłek stawiając go na stoliku.
- Taaaaaak sobie tłumacz! - wykrzyknęła Vicky w stronę pleców oddalającego się Douglasa i wchodząc do kuchni trzasnęła z całej siły drzwiami.
-Tak go tylko panienka utwierdza w jego przekonaniach.- zachichotała Bella siadając do przygotowanego posiłku. Po chwili pojazdem szarpnęło. Znak że Douglas uruchomił silnik.
- Jest tak samo głuchy i nic nie pojmujący jak ty. Co dobrego do jedzenia? - odrzekła jej na to panna von Strom.
-Akurat.-mruknęła kpiąco Bella podsuwając jedzenie w stronę Victorii.-Mamy pieczeń. Znalazłam trochę mięsa, więc je przyrządziłam.
Młoda szlachcianka w milczeniu zabrała się za jedzenie. Od czasu do czasu wzdychała wpatrzona w talerz, jednak milczała uparcie, pochłaniając kolejne kęsy z apetytem.
-Przyzna panienka, że miło leżeć w jego objęciach i być całowaną przez panicza Douglasa.- wtrąciła Bella z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie masz nic do robienia? Chyba garderobą trzeba by się zająć. - odrzekła jej na to Vicky nie przerywając jedzenia.
-Unika panienka odpowiedzi.- pokiwała palcem służka chichocząc. Po czym jedząc dodała.-A co planujemy na później ?
- Spytaj się jaśnie pana, wszak on i ty wiecie wszystko najlepiej. - rzekła Vicky robiąc naburmuszoną minę i odsuwając od siebie talerz. Po czym wstała i poszła do gabinetu Douglasa, usiadła na fotelu i zapatrzyła się w okno.

A za oknami... krajobraz się zmieniał.


Douglas udał się na przemysłowe peryferia Londynu, pełne różnorakich fabryk powiązanych głównie z przemysłem sterowcowym, stoczniowym i metalowym.
Hale fabryczne ciągnęły się niemal po horyzont, a smugi smolistego dymu zasnuwały niebo.
Wjechali w uliczki przemysłowej części Londynu, brudne i nieco cuchnące olejem i smarami uliczki.


Przejeżdżali przez mostki, lawirowali wśród ceglanych domów. Mijali pracujące automatony, robotników i robotnice... Dzieci bawiące się na ulicach, lub zarabiające na chleb. Brudne zaniedbane towarzystwo spoglądało z zawiścią na przemierzający uliczki pojazd Douga.
Wkrótce jednak dotarli do sporego fabrycznego magazynu... A może opuszczonej fabryki?
Było tu pełno porzuconych mechanizmów i narzędzi , starych maszyn i kilka zepsutych roboczych automatonów.
Była to graciarnia.


Ale pełna ciekawostek graciarnia. Pojazd Douglada zatrzymał się. A bramy za nim zawarły.
Dojechali.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline