Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2012, 08:14   #26
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przebudzenie było gwałtowne jak letnia burza. Oczy rozwarły się na całą szerokość i Teresa poczuła uzurpującą wilgoć oblepiającą nocną koszulę. Zły sen, którego nie mogła sobie przypomnieć zlał ją zimnym potem.
Na dywanie naprzeciwko niej klęczał Paweł i bawił się włącznikiem nocnej lampki. Na przemian światło mieszało się z kompletną ciemnością a on przyglądał jej się natrętnie. Bacznie i rezolutnie. Gdy się zorientował, że już nie śpi porzucił irytujące zajęcie i postanowił lampę zostawić włączoną.

Przenikliwość jego spojrzenia przywodziła Teresie na myśl umysłową trepanację. Kiedy tak jej się przyglądał czuła się jak pacjent na stole operacyjnym. Wstydliwie wręcz otwarta, jakby Paweł mógł bezkarnie zajrzeć w sam środek jej głowy, przebierać w zwojach nerwowych, miękkich tkankach i taplać się w osoczu żeby wróżyć z tej plątaniny niby z fusów. Wyczytać Teresy najskrytsze myśli.
Czasem nie mogła znieść widoku tych jego oczu... Takie same miał jego ojciec. Jaskrawy wręcz błękit niemalże raził i oślepiał, zapewne bardziej w przenośni niż dosłownie, ale Teresa była niezwykle wyczulona na tym punkcie. Wpatrywanie się w jego oczy przypominało patrzenie prosto w słońce. Była na z góry przegranej pozycji i pozostawało kwestią czasu kiedy spuści lub odwróci wzrok. Wiedziała, że Paweł omylnie odbiera to jako niechęć czy odrazę.
Na prawdę tak bardzo się mnie brzydzisz? - pytał czasem zamroczony alkoholem, kiedy bez wyjątków pozwalał sobie na bolesną szczerość. - Tak się mnie brzydzisz, że nawet już nie możesz na mnie patrzeć? No dalej Teresa, spójrz mi w oczy. Spójrz mi kurwa w oczy...”
Łapał ją wtedy kurczowo za ramiona i zmuszał by patrzyła. A ona, bóg jeden świadkiem, się starała. Liczył wtedy na głos, z premedytacją. Kiedyś dotrwała do dziesięciu. Ale niezmiennie wreszcie uciekała wzrokiem, unikała tego ołowianego i ostrego błękitu tęczówek jakby sprawiał jej fizyczny ból.

Teraz także zerwała się zaraz z łóżka nie przedłużając tej poufałości.
- Która godzina? - przetarła oczy zmęczona na samą myśl, że od świtu chce jej zafundować tą swoją psychiczną autopsję.
- Przed szóstą. Nie mogłem spać.
Opadła z powrotem na poduszkę.
- Naprawdę chcesz żebym poszedł z tobą na ten pogrzeb? Ludzie od razu sobie dopowiedzą. Jak zobaczą twoje siniaki.
- Jak nie będzie cię ze mną dopowiedzą sobie już bez wątpliwości – odparła. Nie miała ochoty na tę rozmowę.
Zapraszająco uniosła róg kołdry.
- Połóż się jeszcze. Na dworze ciemno.
Zgasił światło i wślizgnął się posłusznie na wygrzany tapczan.
- Powiesz mi? - szepnął pocierając nosem skórę na karku Teresy. - Gdzie wczoraj byłaś? Skąd przynosisz dodatkowe pieniądze?
- Dorabiam w klinice aborcyjnej – wypaliła bez ogródek. - Dla bogatych pań, które cenią sobie dyskrecję. Paweł, to nie jest legalna placówka, dlatego pomyślałam, że lepiej jeśli ci wprost nie powiem.
Nie spodziewała się kazań o moralności ale nie spodziewała się także przeciągłego westchnienia ulgi jaki jej zafundował.
- Czyli mnie nie zdradzasz.
- Nie.
- To dobrze. Kurwa Tereska... nie zniósłbym tego, rozumiesz? Zabiłbym najpierw jego a później ciebie.
Dosadność tej groźby niosła z sobą pewien niepodważalny ładunek miłości i Teresa poczuła jak na przekór rozsądkowi mięknie jej serce.

* * *

Paweł odprowadził Antka do szkoły i Teresa miała chwilę spokoju aby przygotować się na pogrzeb. Po kąpieli ułożyła włosy, nałożyła makijaż aby możliwie najskuteczniej zamaskować fioletowo żółty odcień skóry na skroni i w kąciku ust. Czarnej sukienki nie miała ale założyła tę grafitową.
W kościele szybko odszukała Patryka i Hirka. Posłała im oszczędny uśmiech i zajęła miejsce jeden rząd za nimi. Z ukosa zerknęła na Pawła. Jasne włosy miał w nieładzie, twarz pokrywał kilkudniowy zarost ale w całym tym niechlujnym wizerunku dominował jedynie intensywny błękit oczu, którego pozazdrościć mogłyby mu anioły ze świątynnego sklepienia.
Tereska cofała się myślami do dzieciństwa. Myślała o Andrzeju, o jego życiu przedwcześnie odebranym przez jakiegoś szaleńca. Ciarki przechodziły ją na myśl, że winny nadal przechadzał się na wolności. Kto wie, może nawet pojawił się na pogrzebie? Słyszała chyba gdzieś, że sprawca lubił wracać na miejsca zbrodni lub też gościć podczas pochówku swoich ofiar. Może miał w ten sposób spijać konsekwencje swojej zbrodni, mentalnie masturbować się żalem jaki wywarł. Przez całą mszę Teresa niespokojnie rozglądała się wokoło. Znała choćby z widzenia rodzinę, przyjaciół i sąsiadów Czubka. Skupiała się na nieznajomych. Czy któryś z nich mógł być oprawcą ich kolegi z podwórka? Jej wzrok ślizgał się po anonimowych twarzach próbując z nich coś wyczytać.
- Teresa, nie wierć się – Paweł upomniał ją jak niesforne dziecko i przytrzymał za łokieć. Musiała się opamiętać. Skupiła się na monotonnym głosie proboszcza i przestała myśleć o czymkolwiek.

* * *

Zachowała spokój. Mimo chwiejących się nóg, uczucia słabości i mętliku w głowie. Wdech i wydech, Teresa. Wdech i wydech. Paweł wyczuł jak się osuwa i złapał w samą porę. Patrzył na nią z konsternacją dociekając powodów jej nagłej bladości.
Dziewięć i pięć. Omamy? Najpewniej. Wynik stresu i przemęczenia. A może coś gorszego? Teresa była pielęgniarką i wiele rzeczy w życiu widziała. Halucynacje zazwyczaj mają źródło w głowie. Może powinna się przebadać? Jeszcze tego brakowało żeby orzekli jej jakąś nieuleczalną chorobę...

* * *

Paweł dał jej swoje błogosławieństwo aby spotkała się ze znajomymi z dzieciństwa. Może to sińce na jej twarzy wprawiały go w taki ugodowy nastrój? W każdym razie chętnie skorzystała z dyspensy.
Stypa w wąskim gronie miała odbyć się u Gawrona skąd Tereska obiecała udać się prosto na Rzeźniczą. Tego dnia czekała ją jeszcze nocna zmiana w szpitalu.

Grzesiu wydawał się szczęśliwy i z tego co mówił układało mu się całkiem nieźle. Wandzia sprawiała wrażenie nieco wycofanej ale nie było to niczym zaskakującym. Po tym jak wyprowadziła się z Węgielnej Tereska przez dłuższy czas szczerze za nią tęskniła. Jeszcze przez znaczny czas żyły w komitywie a Teresa uważała się nawet za swego rodzaju Wandzi powierniczkę. Na Parkowej dziewczyna przechodziła prawdziwą gehennę i ciężko zniosła ten okres w życiu. Z biegiem lat jednak i ta przyjaźń nie przetrwała wyzwań odległości i kurczącego się wolnego czasu.
Z Basią zawsze miała najmniej wspólnego a i tego dnia odnosiła wrażenie, że ta jest w jakimś bojowym nastroju. Kto wie, może plotki o Andrzeju kryły w sobie ziarnko prawdy?

* * *

Po wyjściu od Gawrona Tereska odwiedziła warsztat w którym do niedawna pracował Paweł. Marek przyjął ją serdecznie, zaprosił na zaplecze i poczęstował herbatą.
- Proszę Marku, daj mu jeszcze jedną szansę – zaczęła spokojnie.
- Teresko... Chciałbym, uwierz mi. Ale nie toleruje picia w pracy. Ostatnim razem Paweł narobił mi wstydu. Nie dość, że zawalił termin to bardzo nieelegancko potraktował klientów. Dopóki jest trzeźwy nie mam do niego zastrzeżeń ale ostatnio takie dni zdarzają się coraz rzadziej.
- Marku, proszę – Teresa złapała jego dużą szorstką dłoń. - Ja będę go pilnować. Koniec z alkoholem w godzinach pracy. Jeśli on straci posadę... Ja sobie finansowo nie poradzę.
- Dziecko – Marek dotknął sińca nad jej policzkiem. - Po co ci to wszystko? Zabieraj dzieciaka i wracaj do rodziców...
Teresa przysłoniła oczy dłonią. Znów ogarnęło ją to przenikające do kości znużenie.
- Proszę o ostatnią szansę. Jeśli tym razem zawali... - nie dokończyła bojąc się choćby wypowiadać tą myśl na głos.
- Dobrze – starszy pan pokiwał głową nie bez współczucia. - Niech jutro przyjdzie. Ale jedno potknięcie skreśli go ostatecznie.
- Dziękuję ci Marku. Bardzo ci dziękuję.

* * *

Dziewięć i pięć. Pamiętaj.”
Tereska zastanawiała się nad sensem tych zdań. Omamy. Bo przecież nie duch Czubka. A jeśli jednak? Może chciał jej coś przekazać? Naprowadzić na trop mordercy?
Od nawału myśli zaraz dostanie trypra – pomyślała z przekąsem.

Kiedy mijała Węgielną mimowolnie zatrzymała się przed jedną z kamienic.
- Dziewięć i pięć Bułka – szepnęła do siebie wchodząc do obdrapanej klatki.

Na Węgielnej dziewięć mieszkania pięć mieszkała rodzina niejakich Winniczaków. Tak przynajmniej informowała tabliczka na frontowych drzwiach.
Teresa wciągnęła haust powietrza i zastukała nieśmiało.

- Kto tam? - odezwał się kobiecy głos.
- Hmmm. Nazywam się Teresa. Teresa Cicha, mieszkam niedaleko. Mogłabym chwilę z panią pomówić?
- O czym? Nie znam pani.
- Szukam pani syna - strzeliła w ciemno nadal do zamkniętych drzwi.
Jeżeli istotnie Czubek wskazywał swojego zabójcę bo z pewnością musiał to być mężczyzna. Młody i krzepki jeśli zdołał go skatować i powiesić na kolczastym drucie. Obstawiała syna. Jeśli w ogóle tajemnicze dziewięć i pięć ma coś wspólnego z tym adresem i rodziną Winniczaków. A może po prostu daje się wciągać samą siebie w jakąś psychodeliczną paranoję?
- Tak? Nie ma go tutaj – odezwała się po chwili kobieta.
- A kiedy wróci?
- Nie mieszka tutaj. Aaa pani z WKU?
- Nie. Z pomocy społecznej.
- Proszę, proszę.
Drzwi otworzyły się ze chrzęstem i w progu pojawiła się chuda kobiecinka po pięćdziesiątce ubrana w gruby sweter i dresowe spodnie.

- Pani syn we wniosku o zapomogę podał ten adres. Ludzie czasem odruchowo wpisują miejsce domu rodzinnego - uśmiechnęła się ciepło. - Może poda mi pani jego nowy adres i formalności załatwię z nim. Nie chcę pani zadręczać urzędowymi drobiazgami.
- Oj wie pani, on tutaj mieszka, tylko ja myślała ze to z wojska pani jest, bo on, wie pani, taki słabowity... - kobieta wyraźnie się plątała.
- A kiedy mogłabym go zastać? Nie będę pani męczyć formalnościami. A akurat w okolicy byłam, wie pani, obywatelski obowiązek jako reprezentacja zawodowa. Na tym pogrzebie... Syn znał może tego Czubę? Straszna sprawa...
- No znał, znał, my tu wszyscy znali chłopka z widzenia. On chyba też na pogrzeb miał iść. Pewnie i był.

Teresa uzmysłowiła sobie, że od pogrzebu minęły już przynajmniej dwie godziny i syn Winniczaków może lada moment wrócić. Nie chciałaby go w tej chwili zastać zważając iloma kłamstwami nakarmiła jego matkę. A jeśli on istotnie miał coś wspólnego ze śmiercią Czubka? Przypomniała sobie swoją teorię z kościoła, że sprawca bez dwóch zdań musiał być na pogrzebie.
- Wie pani co... - Teresa zerknęła na zegarek. - Mam jeszcze dzisiaj sporo pracy. Te biurokratyczne formalności nie są aż tak naglące. Przyjdę po prostu innym razem.
Pożegnała się grzecznie i zbiegła schodami w dół. Na zewnątrz uderzyła ją fala zimnego powietrza. Czuła jak drży.
- Teresa co ty robisz? - zapytała samą siebie i postawiła wyżej kołnierz płaszcza. - Jakieś omamy bierzesz poważnie... Chyba wariujesz.

Przebiegła niemal całą drogę na Rzeźniczą. Paweł zląkł się widząc ją zdyszaną.
- Coś się stało?
- Nie, nic – odparła ściągając płaszcz. - Rozmawiałam z Markiem. Masz jutro stawić się w warsztacie. Ale Paweł – położyła mu dłoń na ramieniu. - Jeśli choćby wyczuje od ciebie alkohol wylatujesz na dobre. A ja... moje podejście znasz. Po prostu tym razem nie zawal.

Antek pomógł jej przy obiedzie dopytując jak było na pogrzebie. Ponoć cała szkoła tylko o tym rozprawiała a wiadomości z pierwszej ręki poprawiłyby jego towarzyskie notowania. Teresa urwała temat w zarodku i z dezaprobatą uznała, że śmierć Czuby to nie temat na plotki, tym bardziej pomiędzy dziećmi.
Popołudnie minęło błyskawicznie i Teresa bez większej ochoty musiała zbierać się do pracy. Zmrok czający się za oknem wprawiał w markotny nastrój.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-01-2012 o 22:36.
liliel jest offline