Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2012, 20:16   #30
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Weekend był tak przygnębiający, jak Grzesiek oczekiwał. W sobotę pokłócił się z Gosią o to, kto ma ugotować obiad, a wieczorem zadzwoniła jego siostra, Agnieszka, pracująca w Głosie Miasta, lokalnym dzienniku. Należała do grupy, która w całości swój czas pracy miała poświęcić na dokładne zbadanie i śledzenie sprawy okrutnego mordu. Na szczęście, była dobrą siostrą. Gdy tylko Grzesiek trzęsącym się głosem poprosił ją, żeby nie poruszała tego tematu ani z nim, ani tym bardziej z Gosią, nie nalegała. Ostrzegła go tylko, że prędzej czy później ktoś z gazety weźmie na celownik starych przyjaciół Czubka z Węgielnej, i przyjdzie zadawać pytania. I to najpewniej jeszcze w poniedziałek, po pogrzebie. Przypomniała mu też o niedzielnych wyborach, o tym jak ważny to dzień dla narodu i o obowiązkach każdego obywatela. On miał to gdzieś, i nie mogła nic zrobić w tej sprawie.

W sobotnią noc Wichrowicz nie zmrużył oka, i nie miało to nic wspólnego z Małgorzatą.

Niedziela była nieco lepsza. Zawarł pokój z Gosią i nikt nie męczył go ani w sprawie wyborów, ani śmierci Andrzeja. Poszedł do kościoła na rano, mając nadzieję, że to pozwoli mu odzyskać spokój ducha, jednak na niewiele się to zdało. Snuł się po mieszkaniu osowiały, co tylko przygnębiło Gośkę i działało na niekorzyść panującej w domu atmosfery.

Dzień pogrzebu przywitał z ulgą. Naprawdę wierzył, że pogrzeb pomoże mu zapomnieć o zdarzeniach ostatniego tygodnia. Nie wiedział nawet, jaki był naiwny.
Ledwie zdążył na mszę, stanął więc na końcu kościoła, pomiędzy obcymi. Starał się znaleźć pocieszenie, zrozumienie, cokolwiek w słowach kapłana, nadaremno. Takiej tragedii nie da się uzasadnić. Smutek i żal będą tak długo, jak długo zachowają się wspomnienia.

Na sam pochówek przyszło jeszcze więcej ludzi, wliczając w to reporterskie hieny. Tutaj również Grzesiek nie ustawił się z przodu, tym razem z własnej woli. Wszystko było znacznie trudniejsze niż przewidywał. Bał się podejść bliżej grobu, bliżej Andrzeja. Bał się, że to może przywołać piątkową wizję, albo że, czego odrzucić nie mógł, duch kolegi znowu mu się objawi. Może było to niedorzeczne, ale jak każde wyjaśnienie tak niecodziennej sytuacji.

Krwawiące drzewo wyglądało jak jakiś okrutny żart, ale roznoszący się w głowie bełkot skłaniał do zakwalifikowania tego jako halucynację. To jednak nijak nie uspokajało Grześka. Zachwiał się i gdyby nie stojący za nim mężczyzna, wylądowałby na ziemi. Pobladł i spojrzał ponownie w stronę drzewa. Krwi nie było, ale drut kolczasty został. Paranoja kazała mu połączyć to z tajemniczą kopertą i potraktować to jako groźbę, już nieco bardziej konkretną. Ceremonia zbliżała się ku końcowi, Wichrowicz nie był jednak pewien, czy wytrzyma do końca.

***

Ciężkie grudy miałkiej ziemi spadały niewzruszenie na wieko trumny. Było w tym coś poetyckiego i ostatecznego. Teresa nie płakała. Nie dlatego, że nie odczuwała żalu. Po prostu przyrzekła sobie lata temu, że nie uroni już ani jednej łzy choćby się miało niebo zawalić. I trzymała się obietnicy.
Przez moment wyglądała dziwnie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa ale oparła się zgrabnie na ramieniu Pawła. Oprócz zintensyfikowanej bladości nie znać było śladu wzburzenia. Obejrzała się jedynie przez ramię. Jakoś tak gwałtownie i panicznie jakby spodziewała się zobaczyć za sobą ducha. Ale każdy wie, że pogrzeby sprzyjają kobiecej histerii.
Teresa otrząsnęła się niby z letargu. Uroczystość dobiegła końca. Drobny siąpiący deszcz zaczął przeradzać się w ulewę. Podciągnęła płaszcz aby przykryć głowę i podeszła do Gawrona stojącego w pobliżu Hirka.
- Wyjaśnię zanim coś powiecie... - zaczęła pojednawczo. - Pacjent na oddziale miał coś przeciwko zaaplikowaniu mu leków. To tyle. Wykonuję zawód wysokiego ryzyka - wyraz twarzy Teresy zdradzał śmiertelną powagę z jaką się nie dyskutuje.
- Przejebane. Ostatnio miałem coś takiego na ryju, jak dorabiałem na bramce w Wilczym Dole. - Odparł Gawron siląc się na swobodny ton. Kto jak kto, ale Patryk zawsze wiedział, jak poprawić kobiecie humor. - Nie pękaj. Do wesela się zagoi.
- Ale ty głupi jesteś - Teresa uśmiechnęła się mimo woli. - Po cywilnym już jestem a na wesele, takie z prawdziwego zdarzenia nigdy nie będzie mnie stać.

Tłum zaczął się rozchodzić i rzednąć.
- Gawron, ty masz wolne mieszkanie - sugestia kobiety zabrzmiała bardzo dobitnie. - Może siądziemy wszyscy jak ludzie u ciebie? Herbaty się napijemy, powspominamy dzieciństwo. Patrzcie. Wanda tam stoi.
Zamachała ręką do przyjaciółki z dawnych lat. Już dawno nie miały okazji na spokojnie porozmawiać, szczególnie po jej wyprowadzce więzi jakoś się wbrew dobrym intencjom poluzowały.
- Wandzia! Wandzia! - Teresa podniosła lekko głos choć może nie było to stosowne zważając na okoliczności.
Gdy Teresa się odwróciła, Gawron nachylił się nad Hirkiem.
- Zabiję tego chuja. - mruknął półszeptem owiewając chłopaka zapachem przetrawionego alkoholu, tanich papierosów i oleju silnikowego. Na głos dodał - Jasne. Jeśli wam burdel nie przeszkadza. Chyba nawet jakąś herbatę mam. Eee! Pyza! Nie udawaj że nas nie pamiętasz!
- W kolejce się ustaw. - Warknął Hirek do Gawrona, tak by siostra ze swoim kocim słuchem nie podsłuchała. - Ale pomysł ze stypą dobry.
Teresa wypatrywała znajomych twarzy. Oprócz Wandzi w pobliżu dostrzegła jeszcze Grześka i Basię. Pchnęła Gawrona w stronę dawno nie widzianego mężczyzny:
- Zaproś go, nie pamiętam kiedy ostatnio spotkaliśmy w pełnym składzie. I weź - wysupłała z kieszeni miętową gumę. - Ja piórkuję Patryk, jedzie od ciebie jak z gorzelni.
Naciągnęła mocniej płaszcz na głowę i sama podbiegła w stronę Basi aby chwycić pod ramię i podprowadzić bez słowa sprzeciwu w stronę gdzie gromadziła się dawna paczka z Węgielnej.
- Tereska - syknęła Basia w odpowiedzi na nagły ruch tamtej.
- O dzień dobry Teresko - powiedziała pani Zenobia, która przez całą uroczystość zajęta była lustrowaniem zebranych żałobników - Takie smutne okoliczności,.. ale zawsze miło cię widzieć , dziecko. I Hirek jest...
- Dzień dobry pani - Tereska dygnęła jak pensjonarka przed matką Basi. - Tak, są chyba wszyscy z Węgielnej. Pozwoli pani, że porwę Basię na jakiś czas? Andrzej bądź co bądź był naszym przyjacielem. Chcemy powspominać - i nie czekając już na odpowiedź kobiety skłoniła się i pociągnęła Basię za sobą. Nie chciała się wdawać w dalsze dyskusje bo jeszcze pani Zenobia gotowa była mieć coś naprzeciw zabraniu jej córki.
- Oczywiście, odpocznijcie od tych smutnych wydarzeń - pani Zenobia uśmiechnęła się do Tereski, ale zaraz uświadomiła sobie niestosowność takiego zachowania na cmentarzu i spoważniała. “Ile to lat” zastanowiła się, “ten dzieciak już chyba z 6 ma... “
- Nigdzie … - zaczęła Basia, ale Tereska nie czekała na jej reakcję, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Grzeee-chuu!!! - tymczasem słowiczy głosik Garwona spłoszył wszystkie ptaki z pobliskich drzew. "Zaproszenia" dopełnił szeroki gest ręki w podwórkowym słowniku przekładalny na "cho no tu".
Hirek uśmiechnął się do pani Zenobii lekko i skinął głową. Dawno nie widział Basi, do niej uśmiechnął się szerzej, bo choć wiedział że to gadanie o niej i Czubku to pieprzenie okolicznych plotkar, to nie wiedział jak dziewczyna to odbiera. Bo że na pewno do niej to doszło to nie było wątpliwości.

Wanda rozglądała się po okolicy nieobecnym i lekko spłoszonym wzrokiem. Patrzyła na ludzi, którzy zagradzali jej drogę blokując możliwość szybkiego opuszczenia cmentarza, czasem popatrywała w niebo a czasem po prostu wbijała wzrok we własne buty. Usłyszała wołanie Tereski i zawahała się chwilę czy odpowiedzieć, ale w końcu zawróciła i usiłowała przebić się przez grupki ludzi zmierzających teraz w przeciwnym do niej kierunku. Wtedy też usłyszała wołanie Gawrona. “Ja mu dam Pyzę, mógłby już skończyć z tym” - przemknęło jej przez myśl i ta lekka irytacja, którą poczuła usłyszawszy swoje stare przezwisko pozwoliła się jej otrząsnąć z niedawnych widziadeł.

Kiedy dotarła do Tereski, ta już prowadziła pod rękę jakąś inną dziewczynę i Wandzia musiała wytężyć pamięć żeby skojarzyć buzię.
- Basia? - Jaworska szeroko otworzyła oczy. - Zmieniłaś się mocno, ledwie cię poznałam.
- Cześć Tereska - przywitała się z Bułą.
- Cześć Wandzia - Basia szczerze ucieszyła się ze spotkania, jej początkowa złość na Tereskę mijała.
- Witajcie dziewczyny - Teresa puściła wreszcie ramię Basi gdy z konsternacją spostrzegła, że uczepiwszy się mocno mogła sprawić jej ból. - Gawron zaprasza do siebie na herbatę. Pójdziemy wszyscy, prawda? Ogrzejemy się trochę i opowiecie co u was. Wieki was nie widziałam.
- Właściwie nie mam już nic dzisiaj do roboty - przyznała się Wanda - Ale masz śliwę Teresa - zauważyła nieco zbyt szczerze Jaworska.
Jeśli Tereska usłyszała komentarz to doskonale robiła wrażenie, że jest inaczej.
A Wandzie ulżyło, że Teresa nie dosłyszała tego ostatniego zdania. Już kończąc je zorientowała się, że nie zabrzmiało ono zbyt dobrze.

Basia planowała ulotnić się natychmiast, jak tylko pojawi się sprzyjajaca okazja. Nie miała nastroju do wspominek i spotkań. Teraz jednak, mimo że – ewidentnie obita na buzi – Tereska puściła jej ramię, Basia straciła ochotę na ucieczkę.
Naprawdę lubiła Wandzię. I cieszyła się ze spotkania. Ale, choć usilnie starała się sama siebie o tym przekonać, to nie Wanda była powodem zmiany jej zdania.
Spojrzała na niego kątem oka. Nic się nie zmienił. Matko, jak się w nim kochała… on, oczywiście, nie zwracał uwagi na siostrę kumpli. Wtedy. „Teraz tym bardziej” pomyślała zmartwiona. Słyszała, że studiuje prawo…
- Cześć… Hirek – powiedziała tak cicho, że sama ledwie siebie usłyszała.

- Gawron? Hirek? A jednak jesteście, po cichu liczyłem na to, że was tu spotkam ,ale w kościele jakoś się nie rozglądałem, a tutaj, sami widzicie...- Grzesiek uścisnął dłonie obu starych znajomych.- Jest jeszcze ktoś ze starej Węglowej?
- W-ę-g-i-e-l-n-e-j ty wyrodny hipisie, na Węglowej to psychiatryk stoi. - wyszczerzył się Patryk ściskając dłoń Grześka.
- Nic się Gawron nie zmieniłeś- dodał z uśmiechem Grzesiek.- Słyszałem od brata o Twojej babci, przykro mi. Poczciwa kobiecina z niej była... No ale przynajmniej ktoś porządny zajął jej lokum- kolejny uśmiech.
- Cześć Grzesiu, cześć dziewczyny. Chyba cała paczka osiedlowa już w komplecie - Hirek zerknął wkoło. - Szkoda że w takich okolicznościach nas tutaj przywiało.
- Prawie cała. Czarek się, konował jeden, gdzieś zawieruszył. Przedzwonimy do buraka, jak dotrzemy do chaty.
Wiać rzeczywiście zaczynało na potęgę.
- Pospieszmy się zanim lunie na dobre. - Hirek już chciał wynieść się z cmentarza jak najszybciej.
- Słusznie - Tereska w mig podchwyciła myśl brata. Zresztą deszcz faktycznie nasilał się z każdą minutą a przy zasypanym dole zostali już tylko oni.
Zamachała ręką na pozostałych i biegiem skierowała się na Węgielną. Do mieszkania Patryka trafiłaby z zamkniętymi oczami. Tereska miała dobrą kondycję i mogłaby ten dystans przebiec nawet w pantoflach na obcasie. Przypomniała sobie jednak o niedyspozycji Grzegorza i pomyślała, że byłoby głupio zostawić go całkiem w tyle. Kiedyś jako dziecko nie mogła przestać traktować go “specjalnie” i to współczucie gdzieś w niej pozostało. Złapała Grześka pod ramię i uśmiechnęła się ciepło.
- Ale cię dawno nie widziałam. Nie musimy się tak znowu śpieszyć. Z cukru nie jesteśmy a deszcz od czasu do czasu wydaje się jakiś taki... oczyszczający - zakończyła filozoficznie zrównując krok z Grześkiem i pozwalając by ciężkie strugi deszczu spływały po jej włosach i twarzy.*
- Cześć, dziewczyny, kopę lat- Wichrowski machnął trójce przybyłych kobiet, potem spojrzał na chwytającą go Bułkę.
- Eh, Terenia przesłodka i pomocna jak zwykle. Pewnie nadal niesiesz pomoc potrzebującym w szeregach służby zdrowia?- Gdyby Teresa nie pamiętała niecodziennego sposobu zachowania Grześka, mogłaby to uznać za kpinę.
- Mhm - potwierdziła. - Znasz mnie. Święta Teresa od Bułek - uśmiechnęła się i wolnym krokiem ruszyła w stronę Węgielnej.

***

O tym, co działo się w mieszkaniu Gawrona szczegółowo pisał nie będę, nie wypada. Mogę tylko nadmienić, że był alkohol, w sporych ilościach, były śpiewane ballady najznamienitszych bardów polskich, jak i kompozycje Grześka. Były wspominki, były plotki, było narzekanie… Udana stypa, nie ma co. Na szczęście Grzesiek nie zapomniał wyskoczyć na chwilę do automatu telefonicznego i powiadomić Gosię o swoim spotkaniu ze starymi przyjaciółmi. Była nieco zdziwiona, że jej wcześniej nie uprzedził, nie robiła mu jednak z tego powodu wyrzutów. I póki co nie zauważyła, że w szafie brakuje garnituru, była więc szansa, że nie dowie się o tym, że Grzesiek znał Andrzeja Czubę, ofiarę najgłośniejszego mordu w historii Miasta.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline