Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2012, 20:44   #201
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Światło dnia wpadało przez gęste koronach drzew przetrzebione i skąpe. W lesie panował zielony półmrok. Strzeliste słupy stojących na baczność drzew, trwały na posterunkach nieruchome. Las był piękny. Porastał góry i doliny wyspy od wieków świadomy wszystkiego złego, co gnieździło się na tej przeklętej ziemi. A mimo to przyroda nie odmówiła sobie piękna, jakby ręka stwórcy nie pozwoliła spaczyć jej oblicza lub wręcz przeciwnie, to demony wybrały sobie ten przepiękny zakątek ziemi za przyczółek do rozlania po świecie swego cienia. Chcąc skryć się w jego urodzie lub po prostu upokorzyć ją swą bezczelnością.

Im bliżej jednak Bass Harbor, a tym samym fizycznego miejsca Bramy łączącej życie na Ziemi ze światem nadnaturalnych, przeklętych mocy z Piekła, obie rzeczywistości mieszały się nadając okolicy atmosferę grozy. Las w objęciach zła stał w wymiarze nawiedzenia, które nie kryło już wcale swojej obecności. Gołym okiem widać było, że mrok zagnieździł się puszczając korzenie w okolicy wykrzywiając zielone mateczniki wiekowego lasu w ponure, martwe miejsce, gdzie śmierć unosząc się w oparach mgły dusiła światło i życie. Rozlana cisza zadławiła przyrodę w niemym krzyku i nawet wiatr opuścił to przeklęte miejsce nadając wszystkiemu wyraz zatrzymania w czasie drzew w zastygłym przerażeniu. Brak jakichkolwiek dzięków prócz własnego oddechu i cichych trzasków pękających pod butami gałązek sprawiał wrażenie opuszczenia lasu przez wszystkie stworzenia i samego Boga. To była martwa ziemia niczyja, a gdzieś tam za nią, w okopach ciemności i bunkrach cieni domów Bass Harbor, szykowała się do ataku armia Adumbrali.

I mimo, że z krawędzi lasu obraz miasteczka przypominał grobowiec i wymarłą, dawno opuszczoną wioskę, to brak życia wcale nie był oznaką braku obecności jego mieszkańców. Atmosfera potępienia jaka unosiła się nad portową nawiedzoną wioską wyraźnie nie kryła gnieżdżenia się w mroku zabudowań, złych duchów. Prowokowały demonstrując swą mroczną potęgę, wyzywająco szczerząc zęby w bezczelnych strzępach snujących się szczątków ludzkich ciał. Zacierające się kontury ich martwych ciał tańczyły w powietrzu innym życiem. Obudzonymi smugami ciemności, która pożerała ich materię wijąc się jak kłębowisko węży.

James niespokojnym wzrokiem omiatał domy i zabudowania gospodarcze. Ciarki przechodziły mu po ciele a strach pełzał po skórze szepcząc do ucha obietnicę śmierci jakby naprawdę trzeba było go przestraszyć. Nie było trzeba. Wystarczyło spojrzeć na miejsce aby paraliżowało ciało, zamieniając mięśnie w odmawiające posłuszeństwa drgające w spazmatycznych odruchach konwulsje, mroziło krew w żyłach, która chętnie zatrzymała by się na zawsze, byle nie zwracać na siebie wagi, gdyby nie pompujące ją wciąż naprzód, gnające jak oszalałe w piersi serce.

Adumbrali albo nie wyczuwały ich wtargnięcia na ich teren lub specjalnie ignorowały ich, gdy chyłkiem przemykali w stronę domu Reda. W jego pobliżu słychać było pierwsze dźwięki obecności innej od demonicznych zjaw. W czerwonym kościółku działo się coś równie złego, demonstrując się rytualnymi, strasznymi krzykami, które układały się w straszną pieśń. Zawodzenie potępieńców w rytualnym transie a odór zgnilizny który uderzył w nozdrza przyprawiał o zawroty głowy i pobudzał skurcze żołądka, którego podskakiwało do gardła.

James myślał, że na Wojnie Światowej widział już wszystko. Że piekło jakie ludzie sobie gotują na ziemi jest szczytem możliwości poznania tej ciemnej strony. Okazało się, że było namiastką tego, co potrafi wywołać pierwotne zło, które otwarcie wychodzi z ukrycia. W kościele byli zapewne okultyści Malcolma, który wcale nie był człowiekiem. Kto wie, może i z tych biednych, opętanych przez niego rybaków nikt nie został już sobą. Z tego co zostało z okaleczonych zwłok staruszki, zatkniętej na palu na wzgórku, biła przestroga. Człowieczeństwo opuściło wszystkich mieszkańców Bass Harbor. Tak sług Boga Morza jak i ofiar Adumbrali. A powiedzenie, że wróg mego wroga jest mym przyjacielem było bzdurą, nie pasującą wcale do rzeczywistości. Skoczą sobie te przeklęte siły do gardeł, czy nie, to miejsca dla żywego Walkera i jego towarzyszy nie było w żadnym wyniku scenariusza, gdy fala morskiej mgła lub ciemność mroku zakryje pole bitwy.

Wystarczyło spojrzeć na Złamana Wiosło by wiedzieć, że nie należy teraz drażnić tego co rodziło się w katolickiej niegdyś świątyni. James jakoś tak dziwnie spojrzał na budynek. Dom Boga? Czy jego grób?

Dom Winterspoonów był na końcu miasteczka, po drugiej stronie zatoki. Walker miał nadzieję, że koktajle Mołotowa z nafty, którymi się obłóczył oraz zatknięty na plecach kij z nasączoną szmatą, robiący za gotową do użycia pochodnię, nie będą konieczne do użycia. Że uda się im przemknąć po obraz niezauważenie, tak jak do tej pory. Zdawał sobie sprawę jak niedorzecznie musi wyglądać idą do boju z grzechotką i modlitwą w sercu, by głos nie uwiązł mu w gardle ze strachu, jeśli przyjdzie zaśpiewać w tańcu z ciemnością.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 21-01-2012 o 20:47.
Campo Viejo jest offline