Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2012, 21:13   #202
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Oddech Wiewiórki był typowym śmierdzącym psim oddechem. Nie było w nim jednak niczego strasznego gdy już się otworzyło oczy i skrzywiło od zimnej, lepkiej śliny jaką psisko zostawiło na twarzy. Usłyszawszy swojego pana, zwierzak zamachał ogonem i wybiegł zadowolony z pokoju. Norman przeciągnął się głośno i kiwnął głową Larkinowi. Śniadanie. To właściwie był bardzo dobry pomysł. Nakierował więc myśli na unoszący się w powietrzu zapach bekonu i parzonej kawy. I tych rzeczy się póki co trzymał. Wiedział. Pamiętał. I bez wątpienia miał świadomość tego wszystkiego co zostało za nim we wczorajszym dniu. To było jak zamknięta teczka na biurku. Wszystko w niej było. Wszystko to czego nie chciał. Ale otworzyć ją musiał. Po prostu nie chciał tego robić jeszcze teraz. Mlasnął z niesmakiem ustami uświadamiając sobie, że nie wyczyścił wczoraj zębów. Pełne uzębienie Larkina wskazywało na to, że być może uda się pożyczyć od niego trochę proszku. Szczegóły. Minęło raptem kilka dni by zdążył o nich zapomnieć...

Przy śniadaniu z pewnym zawstydzeniem słuchał rewelacji starszego psiarza. Nie to, że jakoś bardzo starał się rozwikłać zagadkę obrazów. Ot, tyle co podczas rozmowy z panną Halliwell... jednak rozpoznawanie znaków wodnych, czy pisma takiego jak z soku cytrynowego było wręcz szkolną umiejętnością... Westchnąwszy wysłuchał do końca rewelacji samotnika.
- Są jeszcze rybacy Malcolma - powiedział odstawiając kubek z kawą. Widać było, że dziś czuje się o wiele lepiej - Nie wiem jak ich traktować, po tym co się stało w areszcie Barr. Poza pochodniami i flarami jednak może być potrzebna zwyczajna broń. Przypomniało mi się też... gdy wspomniał pan o sklepie panie Larkson... że posterunki policji muszą mieć na stanie przynajmniej jeden aparat fotograficzny. Taki przepis... W sklepie więc powinniśmy znaleźć zasobniki magnezji do lamp błyskowych. To dużo silniejsze światło niż flara, a i gorąc taki, że można pożar wywołać.

- Dobry pomysł - powiedział Larkson. - Oszacuj ile będziesz potrzebował czasu na naprawy latarni i spróbuj, jeśli dasz radę, nawiązać kontakt z tymi rybakami. Jeśli widzieli to co wy mogą zgodzić się nam pomóc. Im więcej ludzi, tym większa szansa na sukces.

- Jeśli ksiądz Malcolm dotarł do Bass przed nami... Powinniśmy przygotować się na najgorsze. Gdy rozmawiałem z nim, wydawało mi się, że po prostu oszalał. Mówił coś o jakimś swoim nowym bogu. Że to jeden z aniołów. Uznany przez kościół. Wydało mi się to wówczas oczywiście bredniami, ale to co powiedział pan Colthrust... Nie wiem panie Larkson, czy Adumbrali to jedyne nadprzyrodzone siły które będą nam zagrażać. Nie to, żeby cokolwiek zmieniało to w naszej sytuacji. Nie mamy większego wyboru... Po prostu obawiam się, że ci którzy przeżyli w Bass nam nie pomogą. Prędzej będą chcieli nas zabić.

- Rozumiem. Więc weźmieny moje strzelby. Może uda się ich przepłoszyć. Każdy, poz adumbrali, jest nadal człowiekiem. Nie powinniśmy szafować ich życiem, jednak …
Nie dokończył myśli.
Wstał idąc po broń.

Niedługo potem wyszli.

***

Ciężkie piwniczne drzwi delikatnie drżały w zawiasach przyjmując na siebie kolejne uderzenia. Idealnie rytmicznie. Jakby nie człowiek był tam zamknięty na dole, a jakaś nieugięta czasowi istota. Norman wiedział, że tak właśnie było. Ciemność odziana w korpus konstabla Bruce Wrighta nie zamierzała się poddać. Wiedziała, że w tej chwili nie mogła zrobić nic innego. Ciężkie kute drzwi piwniczne napewno bardzo długo będą stawiać opór wściekłości. Nie pozwolą by Adumbrali przedostał się do latarni w swojej powłoce ochronnej. A jego próby przedostania się bez niej, przez przerwy pod framugą i w dziurce od klucza spotkały się z bolesną porażką gdy okazało się, że całe drzwi były silnie oświetlone wszelakiego rodzaju latarkami jakie Normanowi udało się zebrać w mieście.
- Ty i ja Bruce... - powiedział cicho Dufris podsumowując swoje wyposażenie. To był ostatni moment by po coś wrócić do miasta. Ale chyba nie było takiej potrzeby. Zepsuty akumulator znalazł w garażu Reda we wraku jakiegoś starego Americana, którego najwidoczniej mechanik przywiózł skądś by móc trochę majsterkować. Niewielki silnik spalinowy udało mu się wymontować z jednego z kutrów i przytaszczyć go taczkami z portu. Kilka galonów paliwa udało mu się spuścić z baku tego samego kutra. Do tego skrzynia narzędziowa do podczepienia wszystkiego do przewodów prowadzących do żarówki latarni, jego Wesson nabity i załadowany, zestaw latarek pozbieranych w sklepie i na komisariacie, 5 zasobników magnezji do lamp błyskowych, zapałki i... biała kreda - Zabawne, że właśnie my dwaj. Zawsze lepiej mi się kumplowało z Frankiem. Bardziej książkowo i heroicznie byłoby za to z Mirandą. Ale nie. To ty Bruce. Uparty poćwiczu. Odmierzaj nam czas stary kumplu. Muszę wiedzieć, że nadal tam jesteś jeśli ma mi się udać... A teraz do pracy.
Zaczął od... kredy. Wyszedł z latarni i cały budynek ozdobił mniej lub bardziej podobnymi glifami jakie zobaczył w domu Larksona. Starał się by były identyczne, ale to akurat pewnie nie było możliwe. Nie zaszkodziło spróbować. Przez chwilę pomyślał jeszcze o Walkerze i pannie Haliwell. Zastanawiał się które z nich da radę z tym żyć. W końcu rozstał się z nimi tak jakby mieli się więcej nie spotkać. Pasowało przeprosić jeszcze za to co ich poróżniło w między czasie... Ale po tym co Norman zrobił w Bar, nie sądził by czekało go coś poza otchłanią. Grzech śmiertelny ma swoją cenę. A co do tamtej dwójki, nie musiał się długo zastanawiać. Tylko jedno.

Zabezpieczywszy dom i latarnię deskami i szmatami przystąpił do pracy nad montażem silnika i akumulatora. Nie miał wiele czasu, a do zrobienia było w bród.

- Życz mi szczęścia Bruce...

Norman Dufris otworzył teczkę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline