Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2012, 22:09   #204
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

WSZYSCY


Rozstali się pod domem Reda. Norman uzupełnił zapasy narzędzi i rozeszli się w swoje strony. Ostatni uścisk dłoni. Na wypadek, gdyby mieli się więcej nie ujrzeć. Złe myśli, ale jakie może mieć człowiek postawiony w obliczu szaleństwa, z jakim przyszło się zmierzyć tej grupce ludzi.



SAMANTHA HALLIWELL i JAMES WALKER


Złamane Wiosło, Samantha i James mieli łatwiej. Co prawda zostali w Bass Harbor, ale byli we troje. Troje żywych w zdawałoby się miasteczku upiorów. Idąc do domu Winterspoonów po ostatni obraz - który mieli nadzieję, że tam się znajdował – zdawali sobie sprawę z tego, że nie są w Bass sami. Że w domach kryją się ludzie. Ludzie, albo i nie ludzie. Póki nikt nie wchodził im w drogę, nie mieli najmniejszej ochoty tego sprawdzać i prowokować losu. Plan był prosty. Załatwić, co się da i jak najszybciej wracać na miejsce spotkania z Larksonem.

Dom Whinterspoonów stał nad zatoką. Najokazalszy w całym Bass Harbor. Wyłamane drzwi sugerowały jednak, że nie najbezpieczniejszy. Weszli ostrożnie. Towarzyszył im jedynie szum fal rozbijających się na przybrzeżnych skałach.

Obraz znaleźli w salonie, nad kominkiem. Płacząca nad kołyską kobieta. Był tam również gospodarz domu. Martwy. W ostatnich chwilach swojego życia wykrzesał z siebie resztki odwagi i zastrzelił. Wpatrywał się w ocean przez wielkie okno werandy.

Nie pozostali tutaj dłużej, niż to było konieczne. Zabrali obraz i opuścili Bass Harbor. Pozostało im tylko wrócić lasem do miejsca spotkania z Larksonem.


NORMAN DUFRIS


Las wokół latarni szumiał głośno, a Norman w pocie czoła naprawiał zniszczenia dokonane przez adumbrali. Narzędzia w jego rękach zmieniały się w symbol nadziei na to, że da szansę reszcie na zwycięstwo. Nie było łatwo. Bezmyślna furia i ciężki młotek wyrządziły znaczne szkody w urządzeniu. Ale Dufriss nie poddawał się. Dufrisowie nigdy się nie poddawali.
Co jakiś czas jedynie z niepokojem spoglądał na zegarek i na przesuwające się po nieboskłonie słońce. Samotny człowiek w latarni.



Czas płynął nieubłaganie....




SAMANTHA HALLIWELL i JAMES WALKER


Czas płynął nieubłaganie. Kiedy dotarli nad brzeg jeziora mieli już nieźle w nogach. Larkson już tam był. Miał również z sobą trzy klatki, w których nastroszone i najwyraźniej zdenerwowane siedziały sowy.
Już wcześniej sprawdzili co skrył Van Der Ghroover pod farbą, w miejscu gdzie kobieta z obrazu miała namalowane oczy.

Cytat:
Śpiewaj pieśń zmarłych na przemian z pieśnią żywych. Z każdą sową zapal jedną anielską świecę. Niech jej blask utrzyma je z daleka.
- Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Do indiańskiego kręgu. – powiedział Larkson. – Są tam. Dziesiątki zarażonych przez ciemność. I drugi raz tyle kręci się po lesie w okolicy bramy. Pozostaje mieć nadzieję, że Dufris da radę z latarnią.




NORMAN DUFRIS



Słońce chyli się ku zachodowi. Palce bolą od dokręcania śrub, z rozciętej o kawałek metalu dłoni Dufrisa spływa wąska smużka krwi.

Koniec.

Praca zakończona. Pozostaje sprawdzić, czy z sukcesem. Norman zaczyna rozruch maszynerii. Po kilku minutach klnie, na czym świat stoi! Ustrojstwo nie działa! Mężczyzna zaciska zęby z bezsilnej frustracji. Klnąc zaczyna szukać przyczyny.



SAMANTHA HALLIWELL i JAMES WALKER


Mrok w górzystym terenie, pośród drzew zaczyna zapadać wcześniej. Niebo granatowieje, robi się coraz ciemniejsze. Czwórka ludzi ukrywa się pośród zwietrzałych głazów oplecionych siecią korzeni. Drzewa, kamienie i krzaki dają im schronienie. Ich oczy spoglądają raz w stronę doliny, przed którą kiwają się ludzie. Dziesiątki ludzi. Kobiet, mężczyzn, a nawet dzieci. Widzieli ich twarze przez lornetki. Widzieli czarne jamy zamiast oczu. Adumbrali. Ludzie są jedynie ich marionetkami.

Tam, na końcu rozpadliny jest kamienny krąg. I brama do Otchłani. Brama, którą będą zmuszeni zamknąć. Ale aby tak się stało latarnia musi zacząć działać. Głowy ukrytych ludzi obracają się w stronę, gdzie powinno rozbłysnąć światło. Ale jest tylko ciemność.



NORMAN DUFRIS


Kolejna próba. I jest! W końcu! Silnik zagrał terkotliwe tony. Prąd znów zaczął płynąć z generatora. Norman, jak szalony, biegnie na gorę do sterowni latarni. Ze zgrozą dostrzega, że wokół zapadły już ciemności. Na niebie nie ma nawet śladu po słońcu. Są za to gwiazdy. Miriady konstelacji migocących niczym oczy zapomnianych bogów. Wszystkie zdają się spoglądać na jego desperackie próby uruchomienia morskiej latarni.

Jest już na górze. Przekręca przełączniki i krzyczy, jak dziecko, kiedy snop światła rozbłyskuje nad okolicą. Teraz tylko trzeba skierować go na koordynaty podane przez Larksona. I dotrzymać obietnicy złożonej reszcie. Postarać się, aby światło świeciło jak najdłużej, kiedy przyjdą je zgasić Łowcy.



SAMANTHA HALLIWELL i JAMES WALKER


Ciemność wsączyła się w ich serca, niczym trucizna. Latarnia pozostała zgaszona. Czarna i pusta. Norman zawiódł, albo coś się mu stało. Nieistotne. Ważne, że najpewniej już nie mogą liczyć na światło. Nie mogą na nie liczyć! Wszystko stracone!

I wtedy, kiedy mają zacząć zaciskać zęby z bezsilności i goryczy, rozbłyskuje latarnia. Przez kilka minut snop światła obraca się, ale potem nieruchomieje. Wycelowany prawie idealnie w stronę bramy. Przez szereg opętanych ciemnością ludzi przebiega drżenie. Syk, jaki wydobywa się z ust mrozi serca i krew w żyłach. Opętani odwracają się i całą chmarą ruszają w stronę światła. Niczym mordercze ćmy wabione jego blaskiem.

Kiedy hałas czyniony przez adumbrali cichnie w oddali Larkson daje znak. Teraz ich kolej! Ostrożnie, z bronią przygotowaną do walki ruszają w dół..... Powoli... Na spotkanie swojego przeznaczenia......




WSZYSCY






Jesień, 26 października 1941 roku

Samotny mężczyzna stał na szczycie wzniesienia i spoglądał na zachodzące słońce. Myślami powrócił raz jeszcze do koszmarnej nocy, podczas której rzucił wyzwanie piekłu z grupą innych śmiałków i przeżył.

Kiedy słońce skryło się w oceanie zapalił latarkę i ostrożnie ruszył w dół, do Bramy Cienia. Był nów. Ciemna noc. Miał zamiar zapalić świeczkę i pomodlić się za tych, którzy stracili wtedy życie.

Schodził ostrożnie stawiając kroki. Jego myśli znów pobiegły w stronę wydarzeń tamtej niezapomnianej nocy krwi i koszmaru. Wspominał. Ale nie były to wspomnienia miłe. Mimo, że znał krótko tamtych ludzi, zdążył zapamiętać ich wszystkich. Bardzo dobrze zapamiętać los, jaki przypadł każdemu z nich w udziale.

Pozostało tylko dopowiedzieć tą jedną noc.....

Noc śmierci, bólu i cierpienia ....

I opowieść się skończy......

Chociaż tego typu historie nigdy nie kończą się dobrze.

Idący przez ciemność mężczyzna doskonale to wiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 21-01-2012 o 22:15.
Armiel jest offline