Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2012, 17:30   #121
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Rusty spokojnie czekał, aż wzburzony Angus zatrzyma się na chwilę choćby po to, zeby zaczerpnąć oddechu. Niestety wydawało się, że ten albo ma płuca jak miechy, albo potrafi obywać się bez tlenu dłużej, niż większość dwunożnych ssaków. Wreszcie skończył.

- Może i pojebało, ale w tym, co mówił, było dziwnie sporo tego, co sam zdążyłem zauważyć. Poza tym ktoś, kto bez mrugnięcia okiem zlewa zupełnie cztery wymierzone w siebie giwery albo jest cholernie pewny tego, że nawet go tym nie połaskoczemy, albo jest kompletnym świrem. W pierwszym przypadku - może to my mieliśmy szczęście, że wolał gadać, a nie zabijać. W drugim - cóż, bycie świrem upoważnia do tego, żeby nic sobie nie robić z przewagi liczebnej i spróbować czegoś niewiarygodnie głupiego, co mogłoby się skończyć zgonem nie tylko świra. Podsumowując - oba wyjścia mi nie bardzo pasują, nie wspominając o tym, że nie zwykłem rzucać się z pianą na gębie na każdego, kto wydaje mi się podejrzany - gdybym tak robił, to zapewne nie siedzielibyśmy tutaj i wesoło gawędzili, tylko wykrwawiali się gdzieś w tej malowniczej okolicy.

Rusty odetchnął głęboko i można było zauważyć, że wypowiadanie tak wielu słów na raz do kogokolwiek poza nim samym sprawia mu nielichą trudność. Bycie podróżującym z miejsca na miejsce samotnikiem ma swoje wady i zalety. Do tych ostatnich z pewnością nie należą wysoki poziom zdolności interpersonalnych i powalające na kolana krasomówstwo.

- A propos Tornada - nie twierdzę, że koleś mówił prawdę, ale od czasu do czasu lubi łupać mnie w kościach, a od czasu pobytu mojego szanownego dupska w miasteczku jak z przedwojennych ulotek nic mi nie dolega. Zupełnie. Nawet nie zauważam za bardzo, kiedy jest ranek, a kiedy wieczór, a to conajmniej zastanawiające - Rusty popatrzył na pozostałych, szukając potwierdzenia swoich obserwacji. - Jeśli to nie ogłupienie jakimś paskudztwem, to sam już nie wiem... - przerwał na chwilę. - A jeśli to Tornado, to zamierzam zapakować tego całą ciężarówkę i zostać bogatym człowiekiem. I mam nadzieję, że mi w tym pomożecie? - zakończył szczerząc raczej niezbyt olśniewające bielą zęby.


* * *

"Wreszcie powierzchnia" - Rusty już miał serdecznie dość klautrofobicznych ciemności panujących w tunelu.

- Tutaj przynajmniej będzie od razu wiadomo, co próbuje wszamać cię na obiad... - mruknął do siebie prezentując zwyczajny u siebie wisielczy humor.

Prawie wykrakał, bowiem niemal dał się "przytulić" jakiemuś natrętnemu badylowi oplatającemu poskręcane w agonii wraki wagonów. Taa - zawsze powtarzał, że roślinki dobre tylko w doniczkach i nie wolno im ufać.

Sielankowy widok na panoramę pustyni zepsuł zupełnie nie pasujący tutaj trep i jego prawie nowy Mercedes.
"Coś tu, cholera jasna, nie gra!" - zauważył, nerwowo rozglądając się dookoła.

- ... nie żyje... - zarejestrował komentarz zaskoczonego Franka.

Kątem oka zauważył, jakby Echo była przynajmniej tak samo zdziwiona, jak Frank, a i jemu postać niczym z katalogu wycieczek w stylu safari wydawała się niepokojąco znajoma. Nie mógł jednak za bardzo skojarzyć, gdzie tego trepa w sweterku mógł już widzieć.
"Na pewno nie w sweterku..."

- Dobra, panie i panowie - zaczął niczym konferansjer z cyrku - o ile nie ma lepszych pomysłów zapraszam na zimne piwo, którym niewątpliwie uraczą nas bogobojni i gościnni mieszkańcy tego oto siedliska. - Chichocząc ukłonił się dworsko i wskazał na odległe budynki.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline