Kiedy już wszyscy przeszli przez bramę Raul doznał pewnego uczucia ulgi. Wreszcie w cywilizacji, gdzie można coś załatwię i zarobić. Jak człowiekowi może się przykrzyć bez harmidru karczm, wrzasków sprzedawców i ludzi z milionami problemów, spośród których parę może on sam wykonać.
- No to najgorsze za nami. Jakieś plany? Ja się rozejrzę w dzielnicy portowej za statkiem. Może się coś ciekawego dowiem od pijaków. Kto wie.
- Mogę udać się z tobą - zaoferował Arhiman. - Już kiedyś byłem wykidajłą na łodziach. Możliwości Flawii zawsze były bardzo solidnym argumentem za moją przydatnością.
- Ano. Miecz mieczem, ale nim nie trafisz do drugiej łodzi. Ciekawe jak to teraz jest z dzikiem morskim.
- Musimy ustalić, kogo będziemy udawać - przypomniał rzeczowo czarodziej. Nie krył się z tym, że jest na Raula zły. Podróż do Cintry nie była w jego planach, a Reinhold je popsuł. - Wyglądamy bardziej jak półkoczowniczy cyrkowcy niż kupcy. Albo objazdowy zamtuz.
- Zamtuz z jedną kurwą? - parsknął Raul. - Naprawdę tanio nas cenisz. Oczywiście bez urazy, Anouk. Ale nie wiem czemu chodzisz taki naburmuszony. Kto jak kto, ale ty powinieneś się najbardziej cieszyć, magu. Wojna to w końcu najlepszy czas na zdobywanie nowych przyjaciół. A od nich można mieć ciekawe profity... Anouk spojrzała na Raula z lekkim obrzydzeniem, ale nic nie powiedziała. Cassiv też puścił uwagę mimo uszu. Jego profity zostały w Brugge i właśnie to go doprowadzało do wściekłości. Tylko przez wzgląd na wizerunek nie rzucał wokoło szewskimi kurwami i ich pochodnymi.
- Nie mamy towaru - powiedział zamiast tego.
- Na co nam? Kto by kupował u osób z tak kaprawymi mordami. Ale na najemników się nadajemy. Parę osób w tej kompani udowodniło, że umie sobie radzić. - Może nie powinien wspominać o tym, skoro sam do tej pory palca nie ruszył. Choć z drugiej strony ciekawe co tak ciągnie Cassiva do Triss. Czyżby romans?
-Dobra. To się robi dziwne, panowie... wszyscy doskonale wiemy, że czarodziejom nie w głowie takie głupoty jak kobiety czy romansowanie - zaśmiał się Arhiman. - Wybacz, nie mogłem się powstrzymać - przeprosił wciąż będąc o krok od roześmiania się. - Tak czy siak. Na najmitów się, jak najbardziej, nadajemy. Nawet nie musimy ich udawać. Choć trza coś wymyślić na ciebie. Raczej nie jesteś typem rębajły...
- Nie jest rzecz w tym, czy się na najemników nadajemy - westchnął mag - bo każdy typek z mieczem i nożem może zaciężnego rzezimieszka udawać. Idzie o fakt, że w czasie wojny lepiej najemnikiem nie być! Najemnicy budzą zainteresowanie, mogą być dezerterami albo szpiegami. Arhiman wzruszył ramionami
- Kupcy ZAWSZE potrzebują ochrony dla swoich towarów. SZCZEGÓLNIE w czasie wojny, właśnie przez tych dezerterów.
- Hahahaha i właśnie widać, że wojnę znasz tylko z książek - pokręcił głową Reinhold. - Szpiedzy nigdy nie wyglądają na zwykłych chlewiarzy, a i czy najemnicy budzą zainteresowanie to bym się sprzeczał. Grunt, że wojna oznacza deficyt ochrony. A ten zapełniamy my. Po za tym. Widzisz wojnę? Jak dobrze pójdzie w tym tygodniu nas tu nie będzie
- Czy wyście zupełnie myśli postradali – Devlin do tej pory zdawał się być nieobecny. Od pożegnania z Gaherisem jego myśli krążyły wokół ich ostatnich rozmów. życie zdawało się cały czas płatać mu figle
– Podejrzewam, że w przeddzień wojny kontrole celne w portach będą niezwykle zaostrzone… Nie ma mowy o wpuszczeniu na statek bandy uzbrojonych awanturników... Nilfgaardczycy są bardzo wyczuleni w tej kwestii. Poza tym przyciągalibyśmy zbyt wiele uwagi - tu spojrzał wymownie w stronę cycków Anouk - wobec prawa musimy być czyści jak łza... Pomysł z kupcami nie był taki zły, zakładając, że ktokolwiek zna południowy dialekt... Tak w ogóle, żeby cokolwiek tutaj wskórać, najpierw trzeba byłoby zapoznać się z lokalną “tradycją”. Musimy się dowiedzieć ile tutejsi urzędnicy biorą w łapę i kto tak naprawdę ma tu największe wpływy... Proponuję zatem odwiedziny jednej z karczm... najlepiej takiej gdzie nikt nie zadaje zbędnych pytań... |