Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2012, 01:49   #134
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Cassio Montero, Stony Strode
Trójka mężczyzn ruszyła naprzeciw człowiekowi w masce. Wszystko wskazywało, że to on jest odpowiedzialny za to całe piekło. Za ich ból, cierpienie i szaleństwo. Za śmierć kilkorga z nich oraz nie wiadomo ilu przed nimi.
Nie wahali się. Nie czuli strachu, ani wyrzutów sumienia. Byli gotowi poświęcić się dla idei w które wierzyli i cenili.
Stojący przed nimi psychopata ani drgnął. Spokojnie czekał, aż mężczyźni go zaatakują. Jego twarz skryta była pod maską, ale i tak bił od niego iście stoicki spokój. Żadnych emocji, żadnych nerwów. Chłód, spokój i oczekiwanie.
Pierwszy do ataku ruszył Montero. Jego pałki Maculele z ogromną siłą spadły na psychopatę. Montero czuł wielką wściekłość i agresję. Mężczyzna próbował się zasłonić przed kolejnymi ciosami, parując je zakrwawionymi nożami. Coraz więcej jednak ciosów docierało do celu.
Wtedy do akcji wkroczył wojskowy, który tak nagle pojawił się w tym dziwacznym pomieszczeniu. On także zaatakował zamaskowanego mężczyznę. W jego ruchach był niezwykły spokój i każde kolejne pchnięcie nożem było bardziej metodyczne.
Mężczyzna w masce zaczął się wycofywać, a grad ciosów sprawił, że nie mógł z żaden sposób kontratakować. Pozostawała mu tylko desperacka obrona. Zasłaniając się zakrwawionymi nożami krok za krokiem zbliżał się do ściany.
I właśnie wtedy padła strzał, a zaraz po nim następne.


Shane Taylor
Taylor ruszył na pomoc Montero. Wiedział, że nie ma on szans w pojedynkę. Wizja, której doświadczył tylko utwierdziły go w przekonaniu, że zamaskowany mężczyzna musi zginąć.
Nie ważne co wydarzy się później. Czy w ten sposób uwolnią się od tego piekła, czy może wręcz przeciwnie skażą się na wieczne potępienie.
On musiał zginąć za wszelką cenę.
Nagle powietrze przeszył huk wystrzału, a zaraz po nim następny. Shane odwrócił się i ujrzał wykrzywioną w groteskowym uśmiech twarz policjanta, Jacka McCaina. Mierzył on do Taylora z rewolweru. Tuż obok niego leżała martwa Alice i mały chłopiec z roztrzaskaną głową.
Nie było ucieczki. Nie było ratunku.
Huk wystrzału i ołowiana kula przeszyła pierś murzyna, który upadł bezwolnie na ziemię.

Jack McCain
Jack chciał tylko jednego. Chciał zakończyć to szaleństwo w którym się znalazł. Chciał przerwać ten wariacki taniec. Chciał wyjść z tych pieprzonych podziemnych korytarzy i odetchnąć świeżym powietrzem.
Jack chciał wolności.
Jack wierzył, że droga do wolności jest tylko jedna.
Śmierć demona, który ich tu wszystkich sprowadził. Niewinna powłoka nie zmyliła wprawnego oka policjanta. Bez wahania podszedł do Alice, która tuliła do piesi chłopca. Uniósł broń i odwrócił głowę. Nie mógł patrzeć w te niewinne wielkie oczy za którymi czaiło się pierwotne zło.
Wymierzył i pociągnął za spust.

WSZYSCY
Huk wystrzałów zastał zagłuszony przez opętańczy i histeryczny wręcz śmiech. Niósł się on gromki echem odbitym od sklepienia pomieszczenia i wypełnił wszystkie korytarze podziemnego metra. Dudnił w uszach zebranych i przyprawiał o dreszcze.
- Wypełniło się! - ryknął człowiek w masce unosząc ręce do góry w bluźnierczym geście uwielbienia.
Jego śmiech ciągle brzmiał echem w ciemnych korytarzach.
Mężczyzna zdarł maskę z twarzy i odrzucił ją gdzieś w kąt. Obecni ujrzeli jak wraz z maską zdarł on skórę, mięśnie i ścięgna. Pozostała tylko biała, pozbawiona oczu czaszka. W kolejnej sekundzie płomienie żywego ognia ogarnęły całą sylwetkę mężczyzny. Płoną on niczym pochodnia. Jego krzyk brzmiał jak jęki rozkoszy.

Zebrani w sali ludzie wiedzieli, że właśnie nastąpił ich koniec. Cały wysiłek i wspólny trud poszedł na marne. Zło triumfowało. Wszystko czym żyli do tej pory w jednej sekundzie przestało mieć znaczenie. Realny świat za którym tak tęsknili i do którego pragnęli powrócić na zawsze został stracony. Nic nie można było już zrobić.
Ból i ogień jaki zaczął trawić ich wnętrzności był niczym w porównaniu z wieczną tęsknotą za utraconym życiem i szansami.


Jack McCain

Gdy reszta pasażerów zwijała się w potwornych konwulsjach, Jack stał i patrzył prosto w puste oczodoły demona. Świadomość, że popełnił błąd przygniotła go niczym stalowy blok. Nie mógł wierzyć, że uległ podszeptom zła. Szalony sufler przywiódł jego i całą resztę do zguby. Jack nie mógł ani drgnąć, ani nawet powiedzieć słowa. Mimo wolne łzy smutku pociekły mu po policzku, wżerając się w niego niczym kwas.
Przemieniony demon wyciągnął dłoń i szepnął:
- Dziękuję ci. Teraz ty zajmiesz moje miejsce i będziesz szukał swego odkupienia.

 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline